Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2011, 00:51   #30
villentretenmerth
 
villentretenmerth's Avatar
 
Reputacja: 1 villentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znany
Lestad idąc w stronę samochodu natknął się na Seatanę. - A Isak co robi? - Zapytał, widząc ze Zakonnik coś kombinuje w samotności.
- Zamierzał się pomodlić więc lepiej mu nie przeszkadzać - wyjaśniła głosem w którym wyraźnie dało się wyczuć chłód i dystans do rozmówcy.
-Płomyczku, dasz się namówić na spacer? Czy jednak tak bardzo boisz się pozostać sam na sam z wiedźminem?
Dziewczyna spojrzała na mężczyznę jakby mu nagle rogi na głowie wyrosły.
- Wybacz panie jednak.... - nie dokończyła swej odpowiedzi, zamiast tego zadając pytanie, które aż błagało by je zadać. - Czym sobie zasłużyłam na miano, które mi nadałeś?
Lestad zamyślił się, jednak po chwili rozwiązał koszule, zdjął ją machają nad głową niczym chippendales i pokazał Seatanie swoją bliznę po oparzeniu. Pokrywała całe ramię do łokcia, pół klatki piersiowej i niemal całe plecy.
- Dlatego.... To ‘pamiątka’ po jednym z twoich pobratymców. Od tamtej pory nie staje naprzeciw wam. O mało nie przypłaciłem tego życiem.
Eldffalianka cofnęła się odruchowo gdy wiedźmin zaczął, jej zdaniem, okazywać wyraźne pomieszanie zmysłów. Może słowa Isaka miały jednak swe podstawy, czego być może właśnie była świadkiem.
- To bardzo rozsądne podejście do walki z kimś, kogo się nie rozumie i lekceważy jako kolejną maszkarę zamieszkującą ten świat - odparła robiąc kolejny krok w tył. - Rozumiem, że dzięki temu wyznaniu miałam poczuć się w twym towarzystwie bezpieczniej?
- Raczej zrozumieć mój początkowy brak zaufania. Wiem, ze moja postać jest znana w waszych kręgach. Byłem jednym z niewielu, którym udało się zabić jednego z Was. Słyszałem także, że swojego czasu Eldffianie wyslali za mną list gończy. Gdybym wtedy, gdy was spotkałem, nadto Ci zaufał, mógłbym już nie żyć, jednak jeśli jeszcze mnie nie zabiłaś, wnioskuje, iż nie masz pojęcia o tym wydarzeniu.
- Faktycznie, w kręgach z których pochodzę nie mówi się o nikim, kto nosi twe miano. Nie słyszałam również o liście gończym. Być może wydarzyło się to gdy byłam z dala od domu
- nieco uspokojona przestała się cofać. - Czy zamiast spacerować nie powinniśmy poszukać naszych gospodarzy? Wszak po to właśnie tu przybyliśmy.
- Bez Ciebie Płomyczku nigdzie nie pójdą, a ja nie chciałbym, żebyś miała o mnie złe zdanie. Widzę jak na mnie patrzysz, widzę też, ze nie pałasz do mnie odwieczną miłością. Nienawidzisz mnie i tyle. Nie moja to wina, że takie miałem zlecenie. Nie miej mi tego za złe.

Pokręciła głową przecząc jego słowom.
- Nie darzę cię nienawiścią wiedźminie. Gdyby tak było opuściłabym tą kompanię w chwili, w której cię spotkałam. Nienawiść bowiem to dość nieszcząca siła nad którą być może nawet ja nie zdołałabym zapanować. Nie leży w mojej naturze nienawidzić.
- Zatem skąd te nienawistne spojrzenia? Martwisz się o przyjaciela?
- Uważasz, że powinnam?
- nim zdążył odpowiedzieć kontynuowała. - Tak, martwię się o niego gdyż w przeciwieństwie do mnie łatwo wybucha gniewem a to może zakończyć się tragicznie. Czy ty, panie nie martwiłbyś się o swego towarzysza wiedząc że grozi mu śmiertelne niebezpieczeństwo?
- Wiesz dobrze, że nie zaatakuje pierwszy. Nadmień mu także, że widzę jak stara się mnie złapać w słabym punkcie. Nie uda mu się to, więc niech zaprzestanie tego.

- Łatwiej powiedzieć niż przekonać go do tego - warknęła zła na to że udziela jej rad. - Będzie znacznie lepiej gdy ty to uczynisz.
- W mojej obecności twój przyjaciel albo udaje pijanego, albo stara się mnie zaatakować.
- Może wcale nie udaje pijanego zaś owe ataki tylko markuje by wyprowadzić cię z równowagi?
- zripostowała sama nie wiedząc dlaczego wciąż broni Weenglaafa.
- Czy uważasz, ze coś mi grozi z jego strony?
- Czy zamierzasz na każdym kroku nadeptywać mu na odcisk?
- odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Nie wiem, nie jestem pewna na ile świadomy pozostaje gdy się przemienia jednak na twoim miejscu uważałabym nocą i trzymała miecz pod ręką, podobnie jak sama mam zamiar uczynić.
- Masz zatem moje słowo Płomyczku, że bez przyczyny nic złego mu się z mojej reki nie stanie, aczkolwiek twoje rady wezmę do serca. Tymczasem wracajmy, wydawało mi się, że Isak nas woła..
.
Seatana co prawda żadnego wołania nie słyszała jednak nie miała zamiaru sprzeczać się z wiedźminem. Odstąpiła przepuszczając go przodem po czym skierowała swe kroki w stronę Weenglaafa.

Phelan nie miał zamiaru zostawiać wierzchowca pod gołym niebem. Zamek był przestronny, a jak świat światem w każdym zamku były stajnie. I jak się wnet okazało - ten nie stanowił odstępstwa od normy. W stajni było miejsce nie tylko dla Heboga. Zmieściłyby się tam konie szwadronu kawalerii.
Zadbawszy o wierzchowca Phelan wyszedł ponownie na dziedziniec.
 
villentretenmerth jest offline