Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2011, 17:09   #384
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Dwie godziny minęły błyskawicznie, trochę podchmieleni mogli wreszcie dostać się do Madame Yagi. Chłopak przed wejściem skinął im głową i otworzył drzwi do mrocznego, zadymionego pomieszczenia, dokładnie odpowiadającego wyobrażeniom o takich miejscach. Jedyne okno zasłonięte było grubymi zasłonami, w pokoju paliły się tylko nieliczne świece, oświetlając siedzącą za małym stołem kobietę, także wpasowującą się w wizerunek wiedzącej. Była stara, pomarszczona, o potarganych, siwych włosach i długim nosie. Wokół unosił się zapach kadzidła i palonych ziół, ale misa przed Yagą była pusta. Ona sama bystro wpatrywała się we wchodzącą trójkę, czekając, aż pomocnik zamknie za nimi drzwi.
- Ktoś skierował was do mnie, czy może przyszliście ze swojej własnej woli?
Miała lekko skrzeczący, wysoki głos, w którym wyraźnie czuło się akcent rodem z Kislevu. Gdy wyjaśnili, jej postawa nie zmieniła się nawet odrobinę.
- Podejdźcie.
Zaczęła napełniać misę jakimiś ziołami, sękatymi gałązkami oraz ziarnem. Ale oni przecież nie mieli zbyt wiele czasu, któreś z nich od razu zapytało o Karla.
- Karl? Jaki Karl? Handlarz ryb Vasilij Karl? A może utykający Karl, co pytał mnie o prawdziwą miłość? Nie? Więc może podał on jakieś inne imię. jak ten chłopiec wyglądał? W jakim jest wieku? Czy jest w niebezpieczeństwie? Niewiele wiem o Karlu, ale za wasze imię i znak gwiezdny, powróżę wam osobiście. Jeśli on jest ważny, być może ujrzę go w waszym przeznaczeniu.

Soe przełknęła ślinę. Chyba nie przepadała za takimi miejscami, ta stara baba zdawała się wiedzieć o niej wszystko i pewnie uważała ją za głupią smarkulę. No i ten dym, zasłonięte okno i cała reszta. Ale jeśli ona była w snach Karla, ten w końcu musiał tu trafić. Może to jeszcze nie nastąpiło? Ostatecznie przełknęła ślinę i wystąpiła lekko do przodu.
- Nasz Karl jest nazywany Sigmarem Odrodzonym, to jeszcze dziecko, jasnowłose. Mówił, że musi tu przyjść, ponieważ widział to w swoich snach. Jeśli już tu był to w ostatnich dniach, choć mało prawdopodobne, że wcześniej niż przedwczoraj. Jest sam i musi być zagubiony, dlatego próbujemy go odnaleźć...
- Skoro nie wiesz o kim mówimy, to co z ciebie za wiedząca? - Jost zignorował zupełnie Soe, podszedł do stołu i rymnął w niego pięścią, aż leżąca przed staruchą miska podskoczyła. - Karl mówił, że chce się z tobą widzieć, więc na pewno tu był, a nie wierzę, że byś go nie zapamiętała. Jest dosyć charakterystyczny i łatwo zjednuje sobie ludzi.
Starucha popatrzyła na byłego dokera nieprzeniknionym spojrzeniem i zupełnie bez śladu strachu. Młodzian przed drzwiami zajrzał do środka i wtedy skinęła mu głową.
- Skończyłam z tobą rozmawiać, wyjdź. To co wiem i widzę, przekażę pozostałej, lepiej wychowanej, dwójce.
Zamilkła, a chłopak szerzej otworzył drzwi. Najwyraźniej nie zamierzała wykonać choćby ruchu, zanim Jost nie opuści tego pomieszczenia.

Jost zrobił się cały czerwony na twarzy i już sięgnął ręką po broń, ale w ostatniej chwili się opanował. Warknął pod nosem jakieś obraźliwe słowa pod adresem kobiety i ruszył do drzwi. Odepchnął stojącego przy nich chłopaka i trzasnął tak silnie, że aż się ściany zatrzęsły.
- I co się gapisz, szczylu? - warknął do przestraszonego chłopca.
Chłopak nie poruszył się, świdrując go oczami. Pierwszy strach szybko minął i wrócił na swoje miejsce. Tymczasem Madame Yaga wpatrywała się w pozostałą dwójkę tak, jakby się nic nie stało.
- Nie widziałam nikogo takiego, jeśli faktycznie zjawiłby się, wiedziałabym o kogo pytacie. I bez tego... przedstawienia, jakie urządził Jost. Czy pragniecie poznać swoją przyszłość, skoro już i tak tu jesteście?
- Ha! - krasnolud najwyraźniej wielce się uradował. - I to się nazywa porządne, zaradne babsko! - wskazał staruchę z uznaniem. - Nosz normalnie jakbym widział moją ukochaną małżonkę! Ino ta jeszcze taka jakby delikatniejsza w obyciu! Oj babulo, gdybyś się przypadkiem udała w moje strony miałabyś nieliche wzięcie!
Wyszczerzył do niej serdecznie zębiska, zaglądając z ciekawością do misy.
- Przyszłość? Że niby z gwiazd, czy tego tutaj smrodliwego zielska? - zaciekawił się, o mało co nie ładując się z brodą do miski. - Ja na ten przykład wywiedzieć bym się chciał... - zaczął, pocierając w namyśle brodę. - ...wywiedzieć bym się chciał, czy po tym szalonym wojażu uda mi się wreszcie osiąść w spokoju z moją wybranką i spłodzić przyzwoite stadko brodatych wojowników...

Soe popatrzyła niepewnie za odchodzącym Jostem, zaskoczona jego zachowaniem. Wciąż nie wiedział, kiedy należy zachować spokój, a kiedy należy się złościć. Miała tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego, a potem odezwał się Degnar i znów skierował jej wzrok na staruszkę. Kiwnęła głową.
- Ja także chętnie wysłucham tego, co możesz mi powiedzieć.
Kobieta skinęła głową po raz kolejny, każąc zbliżyć się Degnarowi i wkładając do misy rozżarzoną gałązkę, która sprawiła, że wszystko to zaczęło lekko dymić. Potrząsnęła misą, przez chwilę wpatrując się w to, co tam widziała. Trwało to dłuższą chwilę, ale zanim niecierpliwiący się krasnolud odezwał się, zaczęła mówić.
- Widzę przez tobą wielkie niebezpieczeństwo. Pod górą jest nieruchome jezioro przy skażonej studni i tam leży twoje przeznaczenie. Dopełnij je, a będzie dane to, czego szukasz. Strach jest twoim najgorszym wrogiem.
Jej oczy znajdowały się w całkowicie nieruchomym punkcie i nie patrzyła na Degnara, a przez niego. Gdy skończyła, wróciła do pełnej świadomości, nie mając nic więcej do dodania. Potem poprosiła Soe i cała procedura się powtórzyła. Soe czekała kilka minut, zanim Yaga przemówiła.
- Jest ktoś, kto udał się naprzód, aby oczyścić ci drogę. Kiedy dotrzesz do drzewa, zrozum, że droga prowadzi tylko tam, gdzie twój zwiadowca mógł pójść.
Niestety nie było możliwości uzyskać jasnych odpowiedzi i wróżb, jak to zwykle bywało w takich miejscach. Zanim jednak wyszli, podłoga zatrzęsła się nagle lekko, a oczy wiedźmy wywróciły się praktycznie na drugą stronę.
- Zaczekacie, widzę chłopca i jest on w wielkim niebezpieczeństwie! Mężczyźni o węgielnych twarzach zabrali go do kamiennego ogrodu. Jeśli się pospieszycie, możecie dotrzeć do niego na czas!
Opadła nagle na krzesło, najwyraźniej nieprzytomna. Chłopak przed drzwiami zdążył w tym czasie już zajrzeć do środka.
- To się zdarza. Zwykle potem budzi się po kilku godzinach, bez pamięci o tym, co powiedziała.


Jedynym, co kojarzyło im się z ogrodami, a było w praktycznie każdym większym mieście, były Ogrody Morra. A węglowe twarz z kolei kierowały do wypalaczy węgla drzewnego, których czasem w taki sposób właśnie określano. Było to więc dwa miejsca, które mogli sprawdzić, być może póki nie przyjdzie im do głów coś innego.
Na cmentarz dotarli szybko i bez przeszkód. Ogradzało go ogrodzenie z żelaznej kratownicy, ale brama, przy której stały posągi, stała otworem. Otwarte było także mauzoleum, choć tu już pilnował przejścia jakiś strażnik, który przez chwilę wykłócał się z nimi o powód wizyty, ale w końcu przepuścił, przekonany o wyższej potrzebie.
W środku nie znaleźli jednakże Karla.
Zamiast tego napotkali na spory tłum strażników miejskich, kapłanów oraz jakichś oficjeli miejskich, którzy otaczali kręgiem ciało kapłana Morra, leżącego w sporej kałuży krwi. W pierwszej chwili nie zauważono ich wejścia, więc zdążyli zauważyć, że ciało kapłana leżało na wznak, jego nogi były skrzyżowane, głowa obrócona na bok, jedna z dłoni opierała się o pierś, a druga wskazywała na coś, wyprostowana tam, gdzie patrzyły także martwe oczy. Niewątpliwie przypominało to jakiś symboliczną pozę, ale nie mieli pojęcia jaką. Kierunek zaś jaki wskazywał palec jego wyprostowanej ręki, wyglądał na południowo-wschodni, gdzie stała rozpadająca się już statua Drzewa Nadziei. Dodatkowo w krwi wyrysowane były jakieś symbole, tyle, że zanim zdążyli się im przyjrzeć lub o coś spytać, odkryto wreszcie ich niepożądaną obecność i spokojnie, acz zdecydowanie, wyprowadzono ich na zewnątrz, zastrzegając, że zbrodnią zajmą się najlepsi śledczy.
Mogli próbować wielu rzeczy i się kłócić, ale Karla tu nie było. A oni mieli jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia.

Dzielnica węglarzy nie była przyjemna i urocza. Czarny dym unosił się nad warsztatami, a wszędzie na dodatek osadzała się sadza. Był to południowy skraj miasta i solidnych domów nie było tu wiele, nie było zwyczajnie chętnych na osiedlanie się w takim miejscu. Mieszkali tu więc sami węglarze, ale dzięki temu nietrudno było ich znaleźć i zadać pytania dotyczące Karla i ewentualnie jakichś podejrzanych rzeczy, jakie mogły się tu wydarzyć. Ludzie o brudnych, pokrytych pewnie już niezmywalną warstwą sadzy twarzach, mówili niechętnie, więc trochę trwało, zanim od jednego wydobyli przydatne informacje.
- Było tu kilku wypalaczy, co dzieliło namiot, ale za wiela nie pracowało. Dwóch lub trzech, tak se ich zapamiętałem, ale żem nawet o nich nie myślał wtedy. Dwóch se manatki zwinęło i odjechało wozem na południe, trzeci jakieś kilka godzin temu przelazł przez obozowisko z chłopakiem jakowymś, co myślelim, że to jego syn, choć nie widzielim go wcześniej. I jak się dowiedział, że jego kamraty odjechały, to na koniu za nimi pojechał, chyba się spiesząc. Też na południe, na trakt Starej Leśnej Drogi, ja se myślę.
 
Sekal jest offline