Dzięki krótkiej wycieczce Cienistego Maga wszystko znów zaczęło iść po ich myśli. Obładowana łupem i zyskanym przy okazji ekspedycyjnym sprzętem łódź raźno pruła powierzchnie wody, płynąc bez większego wysiłku i z przyzwoitym silnym prądem w stronę Grissenwaldu. Zrekrutowana w Dunkelbergu para - niemal bezzębny dziad, każący tytułować się kapitanem i jego lekko przygłupawy, ale potężny niczym góra syn najwyraźniej jednak znali się na rzeczy.
Jako że Telimena odzyskała znów przytomność i najwyraźniej powoli, ale zdecydowanie wracała do zdrowia nie było już przymusu przybijania w Grissenwaldzie - mogli nie tracąc więcej czasu udać się prosto do Nuln. Na co nalegał i oburzony całą przygodą profesor, który zamierzał wnieść skargę na miejscowym dworze Elektorki i sama fioletowa magini, która najwyraźniej zatęskniła za mieszkającą w Mieście Kuźni rodziną. Czarodziejka już od początku wydawała się mało zaangażowana w całą misję, jednak teraz jej entuzjazm najwyraźniej zupełnie opadł. Nie zdziwiliby się, gdyby postanowiła ich opuścić przy najbliższej okazji - czemu, biorąc pod uwagę jej ostatnie traumatyczne przeżycia, nie można było się przesadnie dziwić.
Zanim jednak dane im było ujrzeć pierwsze przemysłowe kominy, musieli zmierzyć się z nurtem Reiku... i intensywnym na nim ruchem. Z tym już tak prosto najętej parze nie poszło.
- Na Sterburtę! Szybciej, ty pacanowaty niedojdo! Ruszaj żyć! Bo łupniemy w tę barkę! Chybam był zupełnie nachlany jakżem cię z matulą w sianie wyrobił!
Po parunastu prawie-kolizjach i godzinach wysłuchiwania rodzinnych kłótni w końcu znaleźli wolne miejsce w porcie w Nuln. W powietrzu czuć było ciężką woń rozgrzanego żelaza. Pył z wiecznie obecnych nad miastem obłoków dymu już po paru minutach zdążył osadzić się na pokładzie i ich odzieniu.
Wszystko wskazywało na to, że skończyli pierwszy etap podróży. Można było mieć tylko nadzieję, że następne okażą się mniej "emocjonujące".