Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2011, 18:53   #23
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
12 Kaldzeit 2522

Von Mutig wstał wcześnie, ubrał się i ruszył w stronę karczmy, w której zatrzymał się Javler. Droga do “Czarnego Koguta” zajęła mu kilkadziesiąt minut. Zastał Straussa we wspólnej sali, pochylonego nad miską kaszy ze skwarkami. Ten gdy tylko dostrzegł, że ma gościa uśmiechnął się w jego stronę:

- Mogę zorganizować specyfik zmieniający głos, jednak musisz się liczyć z efektami ubocznymi jego działania - powiedział, gdy Hans już usiadł.

Hans uśmiechnął się nieszczerze.

- Sądzę, że jakoś je przeżyję. Jakie to mogą być efekty?

- Bóle głowy, wymioty, nudności, problemy z koncentracją i tym podobne.

- Nie zapomniałeś dodać, że mogę tego nie przeżyć? - mruknął szlachcic.

- Bez obaw, aż tak ciężkostrawny to on nie jest. Sęk w tym, że mogę go mieć najwcześniej jutro, choć mój kontakt uprzedzał, iż czas przygotowania może się wydłużyć o jeden dzień. Wychodzi na to, że jeśli chcemy się spotkać z tym jegomościem, o którym ostatnio wspomniałeś, przed wyprawą na wyspę to będziesz musiał się obyć bez maskowania się.

- Trudno. Przynajmniej oszczędzi mi to wymiotów. Może choć kaptur Ci się udało załatwić?

- Możesz pożyczyć ode mnie.

Widząc bezsens takiego przebrania, von Mutig zdecydował się nie ukrywać swojej twarzy, ale przynajmniej zmienić swój wygląd. Poszedł więc do karczmy “Pod Białym Węgorzem”, z powrotem do swojego pokoju, przywdział togę uniwersytecką i starannie się ogolił. Jeżeli Rammelof tylko słyszał o nim, była szansa że nie skojarzy, jeśli widział, niestety nie było rady, żeby go nie rozpoznał. Gdy był już gotów ruszył w stronę centrum miasta. Spotkali się z Javlerem pod ratuszem. Po wejściu do środka skierowali się na piętro, gdzie urzędował Rammelof. Strauss zastukał do drzwi. Po chwili usłyszeli “proszę wejść”. Wewnątrz zastali meżczyznę mniej więcej czterdziestoletniego ubranego, podobnie jak reszta aldersburskich gryzipiórków, w czarny strój.

- W czym mogę pomóc? - powitał ich głosem równie znudzonym co spojrzenie.

- Witamy, szanownego Pana - Hans zgiął się w ukłonie. - Mamy kilka problemów, związanych z historią tego miasta. Pan Dauerhoff zapewnia, że nikt nie pomoże nam lepiej niż Pan. Czy możemy zadać kilka pytań, czy może przyszliśmy nie w porę?

- Zależy o jaki rozdział historii miasta Panom chodzi.

- O dawny. Rzekłbym, że dawniejszy niż samo miasto.

- Nie wiem jak wy panowie, ale ja jestem człowiekiem, który niezbyt przepada za czczą gadaniną, więc może przestaniemy bawić się w kotka i myszkę i zechcecie formułować pytania z nieco większą precyzją? Co konkretnie was interesuje i jak miałbym wam pomóc?

- Świetnie. Lubię konkrety - uśmiechnął się von Mutig. - Interesują nas ludy, które zamieszkiwały te okolice. Kiedy Imperium objęło władanie tutaj, co się z tymi ludźmi stało, co robili wcześniej?

- Nazwa tego plemienia czy też grupy plemion nie zachowała się do naszych czasów. Na podstawie prac, jakie niegdyś prowadziłem w terenie mogę powiedzieć bez wątpliwości, że znajdowali się na niższym szczeblu rozwoju niż przybysze z południa. Trudno powiedzieć co się z nimi stało w momencie powstania Imperium, gdyż do naszych czasów nie zachowały się żadne pisane przekazy o historii tej części naszego kraju. Możliwości są dwie - albo zostali zasymilowani, albo wytrzebieni. Trudnili się myślistwem, a ich wiara miała jakiś związek z Gwiezdną Bramą - to nazwa kompleksu kamiennych kręgów jakie można znaleźć w tych stronach.

- Wspomniał Pan o pracach w terenie. Co zatem zachowało się po tamtych ludach? Jakieś domostwa, narzędzia?

- Trafiłem na kilka znalezisk takich jak prymitywna broń, szczątki zwierzęce wykorzystywane prawdopodobnie w charakterze ozdób i tym podobne. Znalazłem również jaskinię ulokowaną na wyspie Liennd w jej geograficznym centrum, gdzie trafiłem na malowidła naskalne przedstawiające sceny z życia mieszkańcow.

- Czy jest możliwość obejrzenia tych ozdób, czy malowideł?

- Dawno temu przekazałem je Towarzystwu Historycznemu. To zrzeszenie ludzi zainteresowanych dziejami tych ziem. Obecnie znajdują się one w jego siedzibie.

- A wie Pan coś więcej o tej Gwiezdnej Bramie, jak ją Pan nazwał? Rozumiem, że się zachowała.

- Gwiezdna Brama, jak już wspomniałem to nazwa kompleksu kamiennych kręgów. Jest ich w sumie osiem lub dziewięć. Nazwa pochodzi z pewnego traktatu, jaki zdarzyło mi się czytać wiele lat temu. Była w nim mowa o podobnym kompleksie, ulokowanym w Górach Krańca Świata. Tamten kompleks, również sięgający historią głęboko w czasy starożytne znajdował się w górskiej kotlinie i liczył dziewięć kręgów. Autor owego dzieła pisał, iż zabytek ów był nawet starszy niż osadnictwo ludzkie w tamtych regionach, choć ja nie dawałbym temu wiary. Słowo “gwiezdna” wiąże się z tym, że w jednej z jaskiń badacz znalazł malowidło przedstawiające rytuał. Na ziemi istoty o humanoidalnych kształtach stały skupione wokół kamiennego kręgu podczas gdy nad ich głowami, w niebie widniała elipsa, z której wyłaniało się jakieś bliżej nie sprecyzowane stworzenie. Opis sceny w owym traktacie był dosyć niejasny. Ja podczas swoich badań na wyspie znalazłem niemal identyczne malowidło, stąd też moje przypuszczenie, że religie obu ludów musiały być ze sobą spokrewnione.

- Wygląda mi to na kult Chaosu. Czy przypadkiem pamięta Pan tytuł owego traktatu?

- “Wierzenia ludów wschodnich rubierzy Imperium”.

- Nazywa Pan bramę kompleksem kręgów. Czy jest jakiś powód, żeby nie traktować ich każdego z osobna? Przecież jak w kilku miejscowościach jest kaplica Sigmara, to nikt jeszcze nie mówi o kompleksie.

- Kręgi opisane w traktacie układały się we wzór - trzy grupy złożone z trzech kręgów, całość kształtem zbliżona do trójkąta foremnego. Stąd wniosek mój i autora “Wierzeń”, że muszą być ze sobą jakoś powiązane. Osobiście uważam, że wynika to z jakiegoś kalendarza rytualnego. Obrzędy w poszczególnych kręgach były odprawiane w ściśle określonej kolejności w ciągu roku, choć to oczywiście tylko przypuszczenie.

- A co Pan wie, o tych kręgach? Są takie same, czy się różnią? To raczej ołtarze do składania ofiar, czy coś w rodzaju posągów, którym oddawano cześć? Wiadomo coś na temat owych obrzędów, czy same spekulacje?

- Co do funkcji sakralnej tych obiektów to możemy bezpiecznie założyć, że służyły do składania ofiar. Te które zbadałem w okolicach miasta nie różniły się między sobą.

- Czy zna Pan kogoś, kto mógłby wiedzieć coś więcej na ten temat?

- Wiem, że jeden historyk o podobnych zainteresowaniach wykłada w Altdorfie. Jeśli idzie o kogoś z tych stron to nic mi o tym nie wiadomo. Tak swoją drogą, dlaczego panowie interesują się kręgami?

Hans nachylił się konspiracyjnie w stronę rozmówcy, ale przyglądał mu się badawczo, lekko zmrużonymi oczyma.

- Cóż, nie będę przed Panem ukrywał, że doszły do nas słuchy, jakoby ktoś używał tych kręgów. Podejrzenia nie są jeszcze potwierdzone, ale badamy je. Na razie wszystko wskazuje na jedną z dwóch osób. Pewnie nie muszę mówić, jakie to osoby?

- Was? Mogę wiedzieć w czyim imieniu działacie?

- Tak trudno się domyślić?

- Jedna rzecz przychodzi mi do głowy. Zatem przybyli panowie wcześniej niż było uzgodnione. Tym lepiej. Zanim jednak będziecie mogli przystąpić do czynności śledczych prawo nakazuje by okazać przedstawicielowi władz miejscowych, w tym wypadku będzie to nasz burmistrz, stosowny patent wystawiony przez Zakon Pochodni - mówiąc to urzędnik wstał i ruszył w kierunku drzwi - Zatem panowie pozwolą do kancelarii pana Rubenhauma. Jak tylko załatwimy formalności udamy się do koszar by straż udzieliła wam stosownej pomocy, w tym przydzieliła ludzi i pomieszczenia w koszarach do waszych potrzeb.

- Za szybko, za szybko, Panie Rammelof - powiedział Hans nie wstając od stołu. - Gdybyśmy byli licencjonowanymi łowcami, to wymachiwalibyśmy certyfikatem od wejścia. Tylko wtedy nic byśmy się nie dowiedzieli. Niech Pan usiądzie.

Rammelof zmrużył oczy.

- Udam, że tego nie słyszałem. Zdajecie sobie sprawę jakie kary grożą za wykonywanie tego fachu bez stosownego zezwolenia? Trudno, skoro nie jesteście tymi, po których posłaliśmy może przynajmniej przydacie mi się na coś do czasu przybycia pełnoprawnego inkwizytora. Jak Pan przed chwilą zauważył krąg osób podejrzanych w sprawie jest dosyć wąski. W zasadzie to jeden Klaus Veller, jeśli się odnajdzie, odpowie za te zbrodnie, nawet gdyby ich nie popełnił. Tak się składa, że pracowaliśmy ze sobą jakiś czas i zdążyłem go poznać na tyle by twierdzić, że nie on jest odpowiedzialny za zabójstwa. Niestety miasto woła o krew i wcześniej czy później trzeba będzie rzucić ludziom jakiś kawał mięsa na pożarcie. Wolałbym tego uniknąć. W odróżnieniu od swojego ojca Klaus jest dobrym człowiekiem, ale to nie zmienia faktu, że przy obecnym wzburzeniu mieszkańców Aldersburga, jeśli młody Veller jakimś cudem się odnajdzie, może nie doczekać przyjazdu inkwizycji.

Hans uśmiechnął się pobłażliwie.

- Pan jak widzę dawno nie był w cywilizowanym świecie. O karach wiem wystarczająco dużo, żeby się niczego nie obawiać. Ale pomińmy ten temat. Na razie. Czego Pan od nas oczekuje?

- Jeśli badacie sprawę od jakiegoś czasu, to wiecie, iż przez jakiś czas Klaus miał współpracownika, człowieka nazwiskiem Kell. Osobiście nigdy go nie spotkałem. Słyszałem tylko, że przez jakiś czas po tym jak chłopak wyniósł się z domu widywano go w jego towarzystwie. Na jakiś tydzień przed tym jak ojciec umieścił go w areszcie domowym dostałem list od Klausa. Pisał w nim, że miałem rację twierdząc iż powinien zaprzestać swoich badań zarówno odnośnie swoich przodków jak i kręgów stanowiących elementy gwiezdnej bramy. Chciał z tym skończyć jednak pozostała mu jeszcze jedna rzecz do zrobienia, nie napisał jednak jaka. Najdziwniejsze było jednak zakończenie listu. Klaus napisał, że gdyby kiedyś zdarzyło mi się spotkać doktora Kella mam go zabić, a jego ciało rozpuścić w kwasie. Próbowałem się z nim kontaktować w czasie gdy trzymano go pod kluczem, jednak nie jestem mile widzianym gościem w domu Vellerów. Chcę byście odnaleźli dla mnie tego człowieka.

- Klausa, czy Kella? - upewnił się Hans.

- Kella, wolałbym aby młody Veller, ze względu na okoliczności, o których napomknąłem wcześniej, przez jakiś czas nie pokazywał się w mieście. Natomiast doktor Kell, kimkolwiek jest, ma wiele do wyjaśnienia w sprawie morderstw.

- Rozumiem, szczerze mówiąc zlekceważyliśmy wcześniej wzmianki o tym Kellu i głównym celem naszych poszukiwań jest młody Veller, ale to co Pan mówi jest na tyle interesujące, że chętnie dopiszemy trzeciego podejrzanego na naszą listę. Proszę nam powiedzieć co Pan wie o tym człowieku. A najlepiej, jakby mógł Pan pokazać list od Klausa.

- List od Klausa spaliłem. Nie chciałbym aby zachowała się jakakolwiek pisemna wzmianka na temat jego współpracy z tamtym jegomościem, a list między innymi tego dowodził. Co do samego doktora to nigdy go nie spotkałem. Znam tylko jego opis i to pochodzący z drugiej ręki - mężczyzna czterdziestoletni lub odrobinę starszy, z brodą i długimi włosami, wysoki i szczupły podobnie jak Klaus, nosił okulary. I tyle - więcej nie udało mi się o nim dowiedzieć.

- Interesują nas bardziej informacje, gdzie mieszkał, lub z kim się widywał. I czy posiada Pan jakikolwiek list od Klausa? Albo jakieś notatki?

- O doktorze usłyszano w Aldersburgu po raz pierwszy gdy Klaus wyprowadził się z domu. Na pytania znajomych o swego nowego współpracownika odpowiadał, że zatrudnił go do pomocy przy pracach badawczych w terenie, które miał zamiar prowadzić. Co do materiałów Klausa to niestety nie mogę wam pomóc. Nawet gdy byliśmy w dobrych stosunkach nie lubił pokazywać innym swoich zapisków.

- Cokolwiek więcej Pan wie o możliwych kryjówkach Kella, albo Klausa?

- Niestety nasze drogi rozeszły się na długo przed jego wyprowadzką.

Hans wyciągnął nadpalone kartki, które znaleźli w podziemnej kryjówce. Wybrał najmniej mówiący fragment i pokazał go Rammelofowi, na wszelki wypadek zasłaniając resztę ręką.

- Czy rozpoznaje Pan to pismo?

- Hmm, zastrzegam, że pamięć może mnie mylić - zaczął przyglądając się kartce z uwagą - gdyż od dawna nie miałem w rękach nawet jednej kartki skreślonej jego ręką, ale nie sądzę by było to pismo Klausa.

- A jakiś pomysł czyje jest? - zapytał von Mutig, chowając pamiętnik.

- Trudno powiedzieć na podstawie tych paru linijek, które dane mi było przeczytać. Możliwe, że doktora Kella. Choć wszystko co wam o tym powiem, to będą tylko zgadywanki.

- No cóż, wiele nam Pan nie powiedział, jak na razie. Może w takim razie wróćmy do kręgów. Czy badał je Pan z Vellerem?

- Tak odwiedziłem razem z nim kilka lokalizacji. Poznaliśmy się bliżej na jednym ze spotkań towarzystwa historycznego. Klaus zagadnął mnie co wiem na ich temat. Z początku trochę się zdziwiłem, że go to interesuje, gdyż mówiono mi wcześniej, że sam zajmował się głównie dziejami swojego rodu. Skoro jednak znalazłem chętnego słuchacza, wyszedłem z założenia, że nic nie szkodzi podzielić się wiedzą na ten temat. Chłopak pytał również o ludy, które pozostawiły po sobie owe zabytki, niestety na ich temat, jak już panom wcześniej powiedziałem wiadomo mi jeszcze mniej.

- A coś na temat jego badań nad swoją genealogią Pan wie?

- Wiem, że starał się udowodnić szlacheckie pochodzenie swojej rodziny, ale to wiedzą chyba wszyscy członkowie towarzystwa. W każdym razie tym zajmował się na początku, gdy do nas przystał. Ponoć z czasem zafascynował go jeden z jego przodków. Pożyczał od jednego z jego przyjaciół książki na ten temat. Mniej więcej w tym samym czasie zainteresował się moimi badaniami.

- Wie Pan, co to za przyjaciel? Albo coś więcej o tym przodku?

- Wiem, że ów przodek nazywał się Eckhard. Niestety na tym moja wiedza w tej kwestii się kończy. Człowiek, o którym wcześniej wspomniałem nazywa się Konrad Bauer i jest kupcem. Ma biuro na Aubenstrasse, to jakieś pięć minut piechotą od ratusza. Klaus pożyczał od niego jakąś książkę z biogramami wybitnych osobistości miasta sprzed dwustu czy trzystu lat.

- Dziękujemy. Mamy nadzieję, że nie próbuje nas Pan zbić z tropu tymi infromacjami. Jeśli natomiast ma Pan rację, to będziemy pamiętać o tej przysłudze. Życzymy miłego dnia.

Wstając od stołu Hans dał jeszcze radę rzucić okiem na papiery leżące na biurku Rammelofa. Pismo, które na nich było wyraźnie różniło się od tego w pamiętniku. Von Mutig i Strauss ukłonili się urzędnikowi ze znacznie mniejszą czołobitnością niż na początku i wyszli. Po wyjściu z ratusza musieli się rozdzielić. Hans zamierzał się przebrać z powrotem i udać się do Kartza, a później zapewne do Vellerów. Rozważał też odwiedziny u owego Bauera.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 30-12-2011 o 22:34. Powód: jeden nawias
Radagast jest offline