Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2011, 16:10   #42
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie. Najwyraźniej człowiek w szarym płaszczu okazał się tylko złudzeniem. Lub też nie miał nic wspólnego z tamtymi opryszkami. Albo też...
Detlef przeniósł wzrok na Maximilliana.
Może to wcale nie był przypadkowy napad? Może celem rozbójników był von Geschwur, a dokładniej - będąca w jego posiadaniu skrzyneczka. Byłoby co najmniej oznaką braku kultury wypytywanie, co takiego w tej skrzynce się mieści. Może klejnoty koronne, a może mechanizm sprytny, który wyśle całą fontannę i okoliczny tłum wprost w objęcia demonów. Nigdy nie można było przewidzieć, co się może kryć w ludzkiej głowie. W nieludzkiej również.
W każdym razie Detlef postanowił mieć baczenie na szlachcica, tudzież spróbować dostać się do fontanny zanim zrobi to Maximillian. Gdyby z powodu starego szlachcica miał nastąpić koniec świata, to Detlef wolałby to oglądać obydwoma oczami.

Na drodze panował spokój, jeśli tak można nazwać tłumy chorych najrozmaitszej maści, dążących w jednym, określonym kierunku i przebierających nogami (jeśli je mieli), by móc znaleźć się u celu w odpowiedniej chwili. Najlepiej na samym początku kolejki, bo jaka istniała gwarancja, że dla ostatnich też staczy? Żadna.
Podczas podróży nikt ich nie zaczepił, nie usiłował zatrzymać. I nic dziwnego - wystarczyłby jeden okrzyk w stylu “Nie chcą wszystkich dopuścić do fontanny!”, a śmiałek wskazany przez krzyczącego byłby truposzem, rozerwanym na strzępy i stratowanym.
Szło im się więc dość dobrze, a jedynym większym problemem były dolegliwości, jakimi niespodziewanie ‘obdarowani’ zostali Lucian i Knut. Nawet katar Luciana nie należał do błahych, a ‘przypadłość’ Knuta... to już było coś poważnego. Czy nie okaże się czasem, że tego ostatniego trzeba będzie zostawić pod dobrą opieką, by samemu zdążyć na czas?
Na szczęście nic takiego nie spotkało Melissandry, która na dodatek okazała się nad wyraz mało kłopotliwą podopieczną.

Grenzstadt był średnio przygotowany na przybycie takiej ilości pielgrzymów. Z drugiej strony - trudno się dziwić. W końcu taki tłum zjawia się tutaj raz na sto lat. A że porządek musiał być, to nic dziwnego, że całe rzesze trzymano poza murami, na przygotowanych wcześniej placach.
Miejsca było pod dostatkiem - mogli ze swobodą rozbić obozowisko, rozpalić ognisko i spokojnie spędzić noc. Pod warunkiem, że nikomu nie przeszkadzały odgłosy płynące ze strony koczujących dookoła tłumów.

Gdy Badall ruszył do miasta Detlef zastanawiał się przez moment, co jeszcze mogłoby im się przydać w drodze do klasztoru. Chyba nic, prócz oddziału toporników, którzy utorowaliby im drogę w tłumie innych pielgrzymów. Ale na to raczej nie można było liczyć.
- Melissandro? Planujesz jakieś zakupy? - spytał, gdy Albert ruszył do miasta w ślad za krasnoludem.
Sam nie miał powodów, by wchodzić za miejskie mury, ale gdyby Tileanka miała taki zamiar, musiałby iść wraz z nią.
 
Kerm jest offline