Z wilczego dołu dobiegł niewyraźny jęk. Po kilku minutach, kiedy już resztki bandytów padały od szybkich strzał na brzegu rozu pojawiła się jedna ręka, potem druga. Blacker z trudnością wygramolił się z rowu, cały poobijany i obolały. Nie wyczówał w sobie jakichś wewnętrznych Gdy stanął kika kroków na krawędzi reszta bandytów była dobita a sylwetki znikały w lesie. Zauważył także Razima przyglądającemu się wydarzenią i uśmiechnął się do siebie. Udawszy jednak, że go nie zauważył podszedł do Kościeja i zagadnął - Zdaje się, że zaniedbaliśmy ostrożności. Nie możemy iść zwartągrupą, najlepiej poruszajmy się rozdzieleni. Ja pójdę przodem, a w razie zagrożenia ostrzegę was. Ty Kościeju, wraz z naszym dużym przyjacielem pójdźcie w środku, jako podstawowa siła oręża. O straż tylną najwyraźniej nie musimy się martwić - Blacker dorzucił rozbawiony, radością nie obejmującą jednak oczu, które zawsze pozostawały zimne i nie wyrażały żadnych uczuć - Czy zgadzasz się ze mną Kościeju? Wszakże ty tu dowodzisz... Jednak radziłbym ostrożność, poprzednia drużyna z którą podróżowałem zginęła właśnie przez to... A nie chciałbym, by ten koszmar powtórzył się... Nigdy nie wrócędo labolatorium - Blacker wycedził ze złością - więc lepiej uważajmy na siebie i na... innych
__________________ Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett |