Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2012, 18:44   #47
Someirhle
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Ciemność - ciepły, miły mrok otaczający go miękkim całunem i nic poza nim, tylko spokój i cisza... Sen o niczym. Sen bez niczego. Sen bez strachu.
Z oddali doszedł go jakiś odgłos, ale nie przejął się tym, tylko spróbował ponownie głębiej zanurkować w nieświadomość. Odgłos powtórzył się, głośniej. "Puk, puk", potem skrzypnięcie drzwi i odgłos kroków... Czuł, że już nie zaśnie, ale nie otwierał oczu, smakując resztki rozwiewającej się błogości... Ciało rozbudzało się powoli, umysł ociężale ruszał do pracy, odbierając nasilające się sygnały zmysłów...
- Eberhardzie? - usłyszał głos Theodora. Gdzie jest? W karczmie. Dobrze.
...uderzył go smród, jak z rzeźni. Krew, pot i flaki. Aha, to on tak cuchnie, nie umył się przed snem. Nawet nie zmówił paciorka. i gdzież jego jedwabna pościel? Uśmiechnął się lekko, otwierając oczy.
- Słucham. - Było ciemno, przed świtem, a zesztywniałe członki protestowały boleśnie, wstał jednak raźno i przeciągnął się z lekka. Dziś musi być dobry dzień. Po prostu musi.

*

Wysłuchawszy propozycji Hess’a, zgodził się i nie tracąc czasu rozpoczął przygotowania - widać było, szczególnie po wczesnej porze, że magowi się spieszyło. Na ewentualne pytania zawsze znajdzie się czas podczas podróży. Wywalczywszy balię i nie przejmując się zimną poniekąd wodą, umył się i doprowadził do porządku ekwipunek. Pancerz być może wymagał wyklepania przez kowala, ale nie było na to teraz czasu. Na śniadanie zszedł ostatni, jednak był już w pełni wyekwipowany - z bronią przy pasie i w kolczudze, która lepiej nadawała się do dłuższych podróży. Pożywił się szybko, włączywszy się do rozmów tylko raz, krótkim żartem, po czym energicznym krokiem ruszył ku stajniom zająć się końmi i w krótkim czasie gotów był do drogi.
Kolejne trzy dni spędzili w siodle, tak że nawet zaprawionemu w jeździectwie Eberhardowi dało się to we znaki - czego jednak nijak nie dało się po nim poznać. Poruszał się na czele grupy, oczyszczając w razie potrzeby zarośnięte nieraz ścieżki. Jechali w ciszy, lepiej było bowiem zachować ostrożność w tej gęstwinie, jednak wieczorami, przy obozowym ognisku miło mu było zamienić w końcu parę słów. Wszystko szło gładko, do momentu gdy w oddali ukazał się Most Lothara...

*

Most był zatłoczony, widać było tak żołnierzy, jak i kupieckie wozy wraz z, haha, “strażnikami”.
Już z daleka doszły go gniewne okrzyki... Wszystko to razem i każde z osobna miało jedną cechę wspólną - wyglądało jak kłopoty. Dużo ich było.
Eberhard zwolnił, zrównując się z resztą grupy. Pozostawił sytuację bez komentarza - awantura, jaka jest, każdy widzi. Ponieważ wyprawie przewodził, jakby nie było, Theodor, pozwolił mu rozpocząć rozmowy, nie oddalając się jednak, a bacznie obserwując otoczenie. Być może przyjdzie przebijać się siłą, co jednak nie uśmiechało mu się specjalnie, rzeka była jednak zbyt szeroka i głęboka w tym punkcie, by liczyć na znajdujący się w pobliżu bród... Na razie pokładał nadzieje w negocjacjach, Theodor był człowiekiem o dużej charyzmie, być może uda mu się skłonić dowódcę oddziału by ich przepuścił.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline