Bestia padła tuż koło niego. Gdy tylko hienoczłowiek przestał się nieziemsko miotać, a jego ruchy ograniczyły się do spokojnych podrygów, zdecydował się zaryzykować – przyskoczył do potwora, splatając czar. Gdy w lewej ręce zgniótł komponent, prawą dotykał już ramienia potwora... i po tej kończynie popłynęła moc. Moc, która powoli gasiła funkcje życiowe potwora, „hibernując” go na kilka godzin. Doskonale. Przynajmniej to się udało – miał “żywą” próbkę wroga i mógł ją później dokładnie zbadać.
***
-
Pru, dzięki. – powiedział dziewczynie krótko, już w oberży. Zmusił się, aby spojrzeć dziewczynie w oczy –
Bardzo mi pomogłaś. – tyle. Za swoje nerwy i strachy zasłużyła na więcej, ale był zmęczony, brudny, ochlapany krwią, trawiony gorączką i z nadszarpanymi nerwami. Wcześniej naraził siebie, naraził kobietę... Po co? -Żeby kogoś uratować? Tak, tyle, że jego działanie okazało się daremne, przy całym niebezpieczeństwie. Jeszcze bardziej wkurzająca była świadomość, że gdyby znowu postawiono go w takiej sytuacji, nie zawahałby się znów postawić kochanki w niebezpieczeństwie.
No, i psa. Ale w tym rozgardiaszu o psie nawet by nie pamiętał, gdyby jego uszkodzenia nie wołały o pomstę do nieba. Znalazł podniszczonego czworonoga niedługo po tym, jak ustały walki. Ugryź był w stanie dość opłakanym: jedna łapa zwisała na kilku sprężynkach, ucho rozerwane na dwoje... Strzęp metalu, nie pies! Kwalifikował się tylko do wyłączenia i gorączkowych poszukiwań jakiegoś mechanika. Na szczęście, miejska plotka głosiła, że w pobliżu uganiała się jakaś bardzo agresywna wietrzniaczka z „Czempionem”. Podle awerroesowej wiedzy, w promieniu kilkuset mil od Munbyne do tego opisu pasowało tylko jedno indywiduum – niesławna Skierka! Ksenomanta nie miał szczególnej ochoty, aby znów zadawać się z nadpobudliwym babskiem, ale... kobieta znała się na rzeczy. Poprzednim razem składała mu automatycznego towarzysza i nie popełniła przy tym żadnej fuszerki. Trzeba więc było ją odnaleźć... Ale to nie powinno być trudne: był w stanie wymyślić tylko jeden powód, dla którego Vianna mogła tu przybyć.
Czyli: skoro nie mógł zanieść go podczas pierwszego „kursu” do „Rogatej Wróżki”, winien się teraz wrócić po mechaniczne szczątki i zanieść je do swego pokoju. Tam będą mogły czekać na Skierkę. Potem będzie mógł się zająć uporządkowaniem swoich spraw oraz trochę porządniejszym wynagrodzeniem Prudence strachu i stresu....
***
Kiedy tylko powrócił z Ugryziem, począł tkać czar. Przyzywał pomniejszego duszka – słabego, płochego... ale obdarzonego choć odrobiną inteligencji. Do zadania, które zamierzał postawić przed swoim nowym sługą, potrzeba była choć odrobina inteligencji. I praktycznie nic więcej, poza umiejętnością przyjęcia formy materialnej.
Mimo zmęczenia, bez większych trudności zgniótł wolę stwora, gdy tylko się zmanifestował. Niemal siłą narzucił warunku uświęconej krwią umowy: kropla krwi za służbę przez jeden dzień. Pierwszym rozkazem, wydanym niemal mimochodem, zmusił istotę do wytworzenia sobie ciała... ot, powykrzywianej formy pseudohumanoida na wzór dawnych rycin przedstawiających homunkulusy.
-
Leć do dowódcy obrony bramy... bądź kogokolwiek obdarzonego władzą decydowania o sprawach obronności. I przekaż im, że twój pan chce zaproponować swe usługi. Że podejmuje się wykonać płatną ekspertyzę, badanie, potworów atakujących miasto. I że będzie do tego potrzebował zacisznej sali... i transportu monstrum na stół operacyjny. Wskaż im tamto monstrum i upewnij się, że je przetransportują... jeśli się zgodzą. - powoli i dokładnie poinstruował stwora. Mógł sam zanieść wiadomość... ale z doświadczenia wiedział, że aż nazbyt wielu ludzi uważało wiadomość dostarczoną przez ducha za ważny przejaw ksenomanckiej kompetencji.
Skończywszy czary, zajął się wreszcie Pru. Wydał jej kilka podstawowych dyspozycji – choćby, aby pozostała w oberży – i wyszedł znów na ulicę, nieść pomoc rannym i umierającym.