Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 00:15   #2
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Anette Casai


Minął niemal rok czasu spędzonego w tajemniczej kryształowej wieży. Wszystkie próby ucieczki spełzły na niczym. Ściany opierały się wszelakim próbą zniszczenia, mimo kilku tygodni chodzenia po korytarzach dziewczynie nie udało się znaleźć drzwi na zewnątrz. Próby ucieczki przez okno także spełzły na niczym, bowiem mimo uprzejmości Sebastiana, który donosił dziewczynie ile tylko liny chciała, gdy tylko Anette chciała się przez okno przecisnąć na zewnątrz okazywało się ono na nią za małe. Wszystko to przypominało jakąś chorą baśń. Dziewczyna miała szereg kelneropodobnych osobników na skinienie palcem, dostawała jakie chciała jedzenie czy ubrania, mimo to była zamknięta w wieży niczym ptak w klatce.
Co gorsza dziewczyna odkryła, że wieża nie stwarza możliwości do ćwiczeń, moc magiczna regenerowała się tu znacznie wolniej, zamiast minut trwało to tygodnie. Zaś każda prośba o manekin do ćwiczeń czy jakikolwiek sprzęt tego rodzaju kończyła się zgrabna odmową (uderzanie w kryształowe ściany groziło zaś poważną kontuzją)
Takera Anette widywała rzadko, posiłki jadała samotnie, tak naprawdę po za Sebastianem niemal przez cały rok była sama, inni kelnerzy nie byli bowiem tak rozmowni jak on.

Teraz zaś dziewczyna siedząc w swoim pokoju wiedziała co się zbliża. Zabrzmiała bowiem muzyka, ta sama co zawsze.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PjmsMTrgDjM&feature=related[/MEDIA]

Znak, że Taker zaczął swój mały bal. Co jakiś czas dało się słyszeć te melodie, a wtedy jej gospodarz zapraszał Anette do Sali balowej by wraz z nim tańczyła i ucztowała. Oczywiście odmowa za każdym razem była przemilczana i w końcu kończyło się an tym ze wraz z długowłosym Anette wirowała po Sali.
- Pan Taker Panienkę prosi. –powiedział Sebastian, który gdy tylko rozbrzmiały pierwsze dźwięki muzyki otworzył drzwi jej pokoju. – Ma też dla Pani nową sukienkę. –dodał kelner pokazując Anette jej nowy strój.



Czarną jak noc suknie balową, o licznych falbanach.
Zaczynał się kolejny dzień tej szalonej bajki…

Aryuki Marai

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6itQmIAfg1E[/MEDIA]

Kolejny ranek, tym razem przywitany we własnym ciepłym łóżku. Aryuki zaledwie wczoraj wróciła do domu po wykonaniu jednego ze zleceń. Pogoda nie dopisywała, deszcz uderzał o dach jej domku, zachęcając tylko by cały dzień spędzić w łóżku z kubkiem gorącej herbaty i dobrą książką. Jednak herbata sama się nie zaparzy, tak więc łóżko opuścić będzie trzeba na pewno.
Idąc do kuchni dziewczyna mogła spojrzeć przez okno na to małe spokojne miasteczko. Leżące na uboczu, zbudowane w tradycyjny sposób. Niemal każdy się tu znał, rzadko przybywały tu nowe osoby, zwłaszcza od kiedy zamknięta pobliską kopalnie węgla. Spokojny kąt do którego miło było wracać, a przynajmniej większa część dziewczyny cieszyła się z powrotów, bowiem cichy jeszcze zaspany głos w jej głowie wyrażał swe zdanie na temat piękna płomieni na takich starodawnych dachach.
Woda gotowała się powoli w czajniku a ręce automatycznie przeszukiwały szafki w poszukiwani czegoś do jedzenia. Wtedy też rozległo się ciche pukanie do drzwi, dość charakterystyczne, dziewczyna nie musiała się zastanawiać kto jest po drugiej stronie, tylko Cho burmistrz miasteczka umiał tak pukać.



Staruszek o czarnej brodzie i krzaczastych wąsach szybko po otwarciu drzwi wkroczył do środka. Krople deszczu spływały po łysej głowy, a palce mechanicznie przecierały zaparowane okulary. Jego policzki jak zawsze zdobił lekki alkoholowy rumieniec, każdy wiedział, że burmistrz ma słabość do dobrych trunków. Niski mężczyzna uśmiechnął się do dziewczyny i powiedział wesołym głosem.
- Wybacz że tak wcześnie, kochana ale mam do Ciebie pewną sprawę, pozwolisz, że omówimy to przy śniadaniu? – i tylko Cho potrafił tak szybko wprosić się na posiłek w cudzym domu.

Bain Egiladrie


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jM8cqE0kJBQ&feature=related[/MEDIA]

Od rana Bain musiał być w siedzibie Konfederacji Alchemików, gdyż jeden z głównych członków zlecił mu wykonanie jakże fascynującej papierkowej roboty. Tak więc chłopak męczył się z druczkami w sali wypełnionej magicznymi oparami. Co chwile było słychać stukoty dziwacznych urządzeń i dźwięk tłuczonego szkła gdy komuś wypadła fiolka, czasem towarzyszyły temu wybuchy, dzień jak co dzień można by powiedzieć.
Kiedy Egiladrie mierzył się z kolejną rubryczką kwitu podatkowego starszyzny, ktoś puknął go w ramię. Chłopak po wpisaniu odpowiednich liczb odwrócił się i znalazł się oko w oko z…


Grumem jednym z najważniejszych członków konfederacji. Patrzenie temu osobnikowi w oczy zazwyczaj nie było łatwe ze względu na jego wzrost. Na myśl przywodził on bowiem krasnoluda, na co wskazywała nawet bujna broda, muskularne ramiona oraz zamiłowanie do trunków i toporów. Był to jednak utalentowany alchemik, który uwarzył i opatentował niezliczoną ilość mikstur ( i trunków!). Mimo groźnego wyglądu, był osobą sympatyczną i całkiem pomocną.
- Zostaw te druczki chłopie mam dla Ciebie coś ciekawszego.- huknął radośnie Grum i walnął Baina w plecy z taką siłą, że jedna z pobliskich mikstur wylała się na druczek kompletnie go popieląc. – Powinno Ci się to spodobać kryształku. –dodał do wstającego chłopaka. Tak warto było dodać, że Grum uwielbiał nadawać ludziom różnorakie pseudonimy nie pytając nikogo o pozwolenie.

Edgardo Mortis


Mortis nie do końca przywykł jeszcze do krzyków marynarzy, który towarzyszył mu przez całą noc. Oczywiście spanie w karczmianym łóżku było o wiele wygodniejsze niż obozowanie w namiotach, jednak te wszystkie portowe odgłosy potrafiły napsuć krwi. A to mewy skrzeczały, a to ktoś wysypał ryby nie tam gdzie trzeba a to jeszcze co innego.
Do Kinto przybył wczoraj późno w nocy i tylko tutaj mieli już wolne miejsca. Miasto stało się celem jego podróży ponieważ kiesa powoli zaczynała Świecic pustkami a on słyszał o wyprawie organizowanej przez niejaki zakon złotych krzyży. Chcieli zwerbować kilku najemników do zbadania sprawy znikających łodzi w okolicach jakiejś wyspy. Znając życie to jakiś potwór morski czy inne szkaradztwo, a przecież to żaden problem dla łowcy jakim był Edgardo. Kryształy w sakiewce zaś przydadzą się zawsze.
Nie można było jednak zbyt zwlekać z wstawaniem bowiem, wyprawa ruszała już następnego dnia więc czas na zapisanie się malał w oczach, a chętnych zapewne nie brakuje, wiele jest osób które traktują takie wyprawy jako źródło łatwego zarobku.
Nie pozostawało więc nic innego jak zwlec się z łóżka i zobaczyć co przyniesie nowy dzień!

Lucius Hyalus


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Tp5ViW7Cu88[/MEDIA]

Było jeszcze dość wcześnie, niedawno otworzyłeś sklepik, nikt jeszcze nie przyszedł. Siedząc na zapleczu czułeś jak piekarz który wynajmował lokal obok twojego wyjmuje z pieca pierwszą partie pięknie pachnących bułeczek. Było trzeba dorobić trochę szklanych kwiatów bowiem zaczynały się kończyć, szczególnie te malutkie, które służyły za spinki do włosów. Już podciągałeś rękawy by zabrać się do pracy, wsłuchany w odgłos kropli które zaczęły uderzać o parapet.
Pogoda nie była najlepsza, a wszak Yuki miała wrócić wczoraj wieczorem ze swej misji, w liście pisała ,że przyjdzie jak najszybciej będzie mogła i wyciągnie Cię na spacer. Cóż chodzenie w deszczu z ukochana osoba tez do najgorszych nie należy.

Nie zabrałeś się jeszcze porządnie do pracy, gdy dzwonek u drzwi oznajmił przybycie pierwszego gościa. Spodziewając się Yuki z uśmiechem wyszedłeś z pracowni na zapleczu, chcąc uścisnąć ukochaną. Jednak zamiast dziewczyny, po zerknięciu w dół ujrzałeś łysawego staruszka.


Mistrz gildii Fairy Tail spojrzał na Ciebie dziwnie poważnym wzrokiem po czym zapytał.
- Ty jesteś Lucius Hyalus?

Czułeś że zbliża się coś niedobrego…
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 03-01-2012 o 00:25.
Ajas jest offline