Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 07:56   #35
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Z początku stała odrętwiała, nie bardzo wiedząc jak się zachować w takiej sytuacji, jednak znajomy zapach wilkołaka dość szybko skłonił ją do wtulenia się w jego masywne ciało.
- Nie daję sobie rady z tym wszystkim - zaczęła opierając czoło o jego klatkę piersiową. - Jeżeli ich informacje są zgodne z prawdą to osoba, którą poszukuję przebywa obecnie w towarzystwie hrabiego. Do tej chwili wierzyłam w jego niewinność. Teraz zaczęłam wątpić. Po cóż bowiem miałby się bratać z tym tyranem? Relikwia, która ze sobą zabrał jest potężnym artefaktem naszego ludu. Użyta w niewłaściwy sposób może spowodować katastrofalne skutki. To dlatego opuściłam wyspy. By dowieść jego niewinności poprzez odnazlezienie go i zmuszenie by wyjawił dlaczego to uczynił. Cały czas wierzyłam że zrobił to z ważnych pobudek mających uchronić ów przemiot przed zniszczeniem lub wpadnięciem w niepowołane ręce. Teraz... Sama już nie wiem, jednak moim obowiązkiem jest zabić tą osobę. Nie potrafię nawet wyobrazić sobie takiej chwili, a co dopiero gdy stanę przed nim i będę musiała tego dokonać. Najgorsze zaś jest to, że nie mogę o tym myśleć gdyż mój umysł zajmują sprawy które do tej pory uważałam za tabu. Nie umiem poradzić sobie z otwartością mieszkańców kontynentu. Gubię się w tym czego pragnę, a tym co powinnam robić. - Przerwała dla zaczerpnięcia tchu jednak nie podjęła dalej swego wywodu.
- Dużo wody się przeleje, nim oduczysz się elfiej paplaniny cechującej twój Lud. Elfy wręcz powinny uczyć się jej od was. Wszyscy się gubimy między tym młotem i kowadłem. Zastanów się dobrze młode Eldfall czego tak naprawdę chcesz, a ja stanę po twojej stronie. Dobrze?
Uniosła głowę by spróbować spojrzeć mu w oczy.
- Nie rozumiesz Weenglaafie. To czego ja chcę nie ma tu znaczenia. Liczy się dobro mego ludu. Jeżeli Satenel jest zdrajcą moje uczucia względem niego się nie liczą podobnie jak to co czuję do kogokolwiek, kto stanąłby mi na drodze. Muszę go zabić za wszelką cenę. Tylko że to będzie tak jakbym planowała własne zabójstwo. Jesteśmy zbytnio związani ze sobą by taki czyn nie odbił się na tej drugiej osobie.
- Twoje oddanie swej nacji zaczyna mnie mierzić - odsunął się od niej - nie jesteśmy mrówką w mrowisku ani szczurem w korporacji - podszedł do szafki nocnej i począł zakładać swoje branzolety, które rozbłysły momentalnie pokracznymi runami - To co chcesz... ma większy sens niż odgórnie narzucone na ciebie obowiązki Eldfall. Zabicie ukochanej osoby... mogą mówić, że to nasz obowiązek, ale nasze życie to nie ich życie. Postronni nie zrozumieją naszej sytuacji. Nie będą żyć obarczeni naszymi czynami. To co przysłuży się mrowisku niekoniecznie przysłuży się twojej egzystencji Eldfall - branzolety zabłysnęły bardziej, a ostatnie słowa zostały prawie wywarczane.
- Kto powiedział, że zamierzam żyć? Odnajdę go, jeżeli jest zdrajcą wykonam wyrok po czym dołączę do niego. Bliźnięta to rzadkość w naszej rasie. Jedno nie żyje długo bez drugiego. Po co więc przedłużać swoje cierpienia? - odparła z powagą w głosie, przy czym jej spojrzenie z fascynacją przyglądało się lśniącym runom. - Czasem kusi mnie by rozwiązać to właśnie w ten sposób. - przebłysk szalonych myśli pojawił się w jej oku gdy przeniosła spojrzenie na twarz Weenglaafa.
- Bezsens Eldfall. Odwróć się. Spójż na ten sosnowy bór - złapał ją za kark i siłą doprowadził do okna - wwidzhisz... dorodne sosny. mają już ponad sto lath. Co widzisz pod tymi sosssnami? Małe sosny? nie! Widzisz buki i dęby. Wszystko na tym śwhiecie chce żyć. Dęby w tej walce pokonują sosny, a thy mówisz, że jesteś inna, że ci nie zależhy? To nie jest naturalne a gdy sobie to uśwhiadomisz będzie już za puźno.
Szarpnęła się jednak uścisk był na tyle mocny, że nie była w stanie wyzwolić się bez robienia krzywdy sobie lub jemu. To tylko wywołało gniew, który w połączeniu z całą gamą innych emocji, zagłuszył rozsądek.
- Co cię to obchodzi wilkołaku? Nie zależy ci na nikim poza samym sobą. Jakim prawem śmiesz mnie pouczać?! Wszak dla ciebie jestem tylko kawałkiem mięsa - warknęła gniewnie po raz kolejny próbując się wyrwać.
- Nie spodziewałem się po tobie tych sssłów - puścił ją w pozorowanym rzucie, który ograniczył się tylko zachwianiem równowagi - Mówię jakkh jest Eldfall, lepiej dla ciebie byś zrozumiała to szybciej niż poprzednie pierdolenie o szlachetnych ideach.
- Jakich słów się zatem spodziewałeś? Nie powiedziałam nic co byłoby kłamstwem
- zaczęła unosząc wysoko głowę, jednak dość szybko jej spojrzenie umknęło w bok. Drżącą dłonią dotknęła miejsca, w którym chwilę wcześniej znajdowała się dłoń Weenglaafa. Gdy ją ponownie uniosła w jej spojrzeniu nie było ani śladu wcześniejszej buty. Zamiast niej pojawił się strach i coraz większe krople łez spływające po lewym policzku. - Chyba lepiej będzie gdy sobie już pójdę - powiedziała cichym, drżącym głosem który jednak nieco bardziej przypominał sposób wysławiania się Seatany sprzed tej wizyty.
- Nie odejdziesz ode mnie w tym stanie - Weenglaaf pochylił się do niej ze zwierzęcymi kłami w otwartych ustach; Seatna wzdygnęła się cofając o krok - Z nocy na noc byt, z którym dziele ciało wydaje się co raz bardziej szalony i destrukcyjny. Jednak ciągle jestem człowiekiem - wyprostował się i chwycił zapłakaną Seatane, która przylgnęła do niego momentalnie. - posłuchaj rady zdziwaczałego wilkołaka. Nie jesteś dla mnie mięsem Eldfall, nie zależy mi tylko na sobie, ale ci na których mi zależy... Nie płacz już, takiemu silnemu Demonowi nie przystoi takie coś.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Łzy bowiem ani myślały posłuchać nakazów dziewczyny przez co bluza Weenglaafa dość szybko wzbogaciła się o mokrą plamę.
- Nie jestem już Demonem. Jestem renegatem który sprzeciwił się zasadom Zakonu - powiedziała zdradzając swój największy sekret. -Nie chciałam cię obrazić Weenglaafie. Nie wiem co mnie napadło. Oczywiście, że musi ci na kimś zależeć. Taki człowiek jak ty nie może być skupiony tylko na sobie. Kim ona jest? - zapytała po chwili z lekkim wahaniem w głosie.
- Moją śmiercią Eldfall - wyszeptał łamiącym się głosem.
Jego słowa oraz ton głosu zadziałały lepiej niż wszelkie jej starania wysuszając strumień łez. Odsunęła się delikatnie, na tyle tylko by móc na niego spojrzeć.
- Nie będę pytać o nic więcej - zdobyła się na łagodny uśmiech. - Są rzeczy, o których lepiej nie mówić. Okazałam się samolubnym i niewdzięczym towarzyszem, prawda? Mogę ci to w jakiś sposób wynagrodzić?
Weenglaaf, który zdążył się już uspokoić po niedawnym ataku zaniemówił. Otrząsnął się po chwili spoglądania na zapłakaną postać Eldfallianki. Jeszcze chwilę zastanawiał się nad wypowiedzią. Cały świat uznawał go za tego złego, sam zresztą zdawał sobie sprawę z tego, że w nieleśnej etyce jest conajmniej niemoralny. Musiał odpowiedzieć tym okrągłym, czerwonym, wyczekującym oczą. Po raz pierwszy skojażył je z dumnymi oczami Katerinny van der Merve. Już chciał coś odpowiedzieć, lecz odwrócił się czepiając się okna. Tyle niechcianych myśli krążyło mu po głowie.
- Usiądź - wypuścił w końcu z płuc powietrze - porozmawiajmy jak zwyczajni ludzie, którzy nie borykają się z problemami takich odmieńców jak my.
Zaniepokojona jego zachowaniem, tak innym od dotychczasowego ani myślała posłuchać.
- Dobrze się czujesz? - zapytała z troską i zamiast usiąść zbliżyła się do niego jeszcze bardziej.
Cały znieruchomiał i napiął mięśnie. Jego zwierzęca, potworna część podsuwała mu obrazy, bo nie znała mowy. Obrazy, które Weenglaaf zawsze chciał przyjmować za senne majaki. Brutalne i krwawe sceny widziane z punktu widzenia pierwszej osoby. Obrazy te wydawały się szeptać, że wyrządził dużo większe zło niż zdawał sobie z tego sprawę.
Seatana drgnęła gdy jej duchy odezwały się znienacka ostrzegając przed niebezpieczeństwem. Zignorowała je jednak. Nie mogła go tak zostawić, szczególnie po tym co wcześniej zaszło w tej komnacie.
- Weenglaafie? - zapytała dotykając lekko jego ramienia.
Branzolety rozbłysły jeszcze bardziej.A do poprzednich run dołączyły kolejne, czerwone i do tego jeszcze bardziej pokraczne. Weenglaaf odwrócił się ukazując na wpół przemienione oblicze. Błyskawicznym ruchem rzucił ją o łóżko. Stanął okrakiem dysząc ciężko i odzyskując ludzki wygląd. Spojrzał na nią oczami wyrażającymi wiele, lecz nic z tego, z czym spotkała się Seatana.
Mimo iż instynkt, każda komórka ciała oraz duchy nakazywały sięgnąć po broń, powstrzymała się co nie było łatwe. Strach wyraźnie bił z jej spojrzenia oraz unosił się wokół niej niczym czerwona płachta. Mimo tego nawet nie drgnęła ograniczając się do powolnych oddechów i uważnego śledzenia jego ruchów. Była zdecydowana nie atakować i miała zamiar wytrwać w tej decyzji.
Borowy podskoczył na łóżko górując nad jej uległą postacią. Chwycił za kark, podniósł i przycisnął do ściany. Wolną ręką szarpał się z jej tuniką. Na szyji demona zdążyły pojawić się siniaki, gdy wilkołak odtrącając od siebie falujące szarfy zsunął Eldfallce ramiona tuniki.. Tunika opadła w dół ukazując wcale nie płaskie piersi od których buchało gorącem. Blada skóra kontrastowała wyraźnie z jego czerwonymi i zniszczonymi surowym klimatem dłońmi. Dłońmi, które bezwstydnie i brutalnie chwytały za każdą część jej odsłoniętego, niewinnego ciała.
Nie mało wysiłku kosztowało ją powstrzymanie się od głośnego wyrażenia bólu, który jej sprawiał. W ustach czuła smak krwi z przegryzionej wagi. Najwięcej wysiłku kosztowało ją jednak powstrzymywanie duchów by nie rzuciły się na Weenglaafa. Zdesperowane próbowały wyrwać się spod jej władzy kosztując ją kolejne porcje energii, tak potrzebnej do utrzymania umysłu w ryzach i nie dopuszczenia do siebie zdradliwych myśli. Zamknęła oko by obrazy które miała przed sobą nie zmniejszały jej samozaparcia. Dopóki nie zagrażał jej życiu nie miała zamiaru ingerować pograzając się w lekkim transie, jakiego uczył się każdy nowy Demon wstępujący na służbę, a który pomagał skupić się przed bitwą.
Weenglaaf parę razy zadyszał jej do ucha trzymając już pewnie za obie piersi w sposób, który napewno sprawiał jej ból. Szarpnął nią zrzucając z łóżka. Stanął nad nią ciągle sapiąc ogromną żądzą. odwrócił się i podszedł do okna. Nie musiał spojrzeć, by wiedzieć, że tam gdzieś wypatrują go czerwone oczy. Chłód od otwartego okna dodał mu sił. W tym momencie nie broniłby się przed ostrzem sejmitara mierzonym w jego kark.
- Ubieraj się i odejdź Eldfall. Najwyraźniej nie jestem tak dobrym człowiekiem, za którego mnie miałaś.
Z początku nie zareagowałą na jego słowa. Wyjście z transu wymagało chwili, na dodatek chłód bijący od strony okna dodatkowo ją osłabiał. Niczym marionetka podniosła się chwiejnie po czym posłusznie sięgnęła po tunikę, która zdążyła upaść na podłogę. Ponownie założenie jej zabrało nieco więcej czasu niż powinno jednak udało się jej ułożyć ją dokładnie tak jak leżeć powinna. Powolny proces opuszczania bram umysłu spowalniał jej działania to też minęła dłuższa chwila nim odezwała się chrapliwym głosem.
- Nie zmieniłam zdania - oznajmiła sięgając po płaszcz. Miała wrażenie jakby wszystko wokół było nieco rozmyte, na dodatek nie udało się jej powstrzymać syknięcia wywołanego bólem gdy pochylała głowę. - Bądź ostrożny tej nocy.
Ruszyła w stronę drzwi starając się przywrócić swoim krokom zwyczajową sprężystość.
- Tej nocy ostrożność bardziej Ci się przyda Eldfall.
- Wszak nic mi nie grozi - oznajmiła spokojnie, otulając się ciaśniej płaszczem.
- Jak tylko stąd wyjdziesz, z mojej strony nic ci nie grozi.
- Mówisz tak jakbym była w niebezpieczeństwie. Sam powiedziałeś, że z utraconymi ideałami można żyć dalej. Do zobaczenia na śniadaniu, Weenglaafie
- pożegnała się po czym w chwilę później rozległ się odgłos zamykanych drzwi.
Nim ruszyła w stronę, którą miała upatrzoną przed spotkaniem z Weenglaafem, zatrzymała się na kilka dłuższych chwil by ochłonąć i pozbierać myśli. Mimo iż starała się nie pokazać tego po sobie przy wilkołaku, była cała roztrzęsiona. Odwaga opuściła ją równie nagle co pojawiła się chwilę temu. Gdyby nie ściana korytarza zapewne osunęłaby się na kolana. Na szczęście zostało jej to oszczędzone. Podczas gdy oddech wracał do normy, próbowała zrozumieć co tak włąściwie zaszło w komnacie jej towarzysza. Wizyta, która miała być tylko krótkim przystaniem dla oderwania myśli od własnych problemów, okazała się mieć niespodziewane zakończenie. Musiała sobie z tym poradzić lecz nie teraz, a już z całą pewnością nie w chłodnym korytarzu. Puki co zdecydowała się odrzucić wszystko co wiązało się z tymi chwilami. Potrzebowała chwili ciszy i spokoju, które być może znajdzie w pokoju ochrony. Nadal bowiem nie chciała powracać do swej komnaty gdzie na biurku czekało na nią zdjęcie brata.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline