Administrator | Smith przez większą część czasu, mówiąc oględnie miał w dupie gospodarza, a gdy ten zaczął mu coś mówić o obaleniu tyrana czy eliminacji to już w ogóle przestał słuchać. Za to wziął się za rozpracowywanie kolejnej butelki wina, by umilić sobie czas. Egzorcysta w końcu wstał i rzekł:
- Szlachetny.. co ja pierdolę.. szpiczastouchy powiedz mi co ja mam z tym niby wspólnego? I po jaką cholerę mam się w tym babrać. Co ja komandos, czy płatny zabójca i powiedz mi jak niby mam pomóc: rzucać kamieniami we wrogów czy może zapić ich na śmierć Co nie było by złe - pomyślał. Smith usiadł, wyjął papierosa, zapalił i pociągnął łyk wina z butelki, mając gdzieś kurtuazję. Phelan, który więcej uwagi poświęcał reakcji Seatany, niż zachowaniu współtowarzyszy uczty i sprawom związanym z obaleniem jakiegoś tyrana, którego osoba niewiele go obchodziła, postanowił zabrać głos w jednej, konkretnej sprawie. No, może w dwóch... Ich ewentualny przyszły pracodawca wyrażał się niekiedy niegramatycznie, w dodatku nie do końca zrozumiale.
- Cóż takiego, twoim zdaniem, mamy uczynić panu hrabiemu di Golazza? - spytał. - Bowiem ‘działania dywersyjne’ to nader szerokie pojęcie, natomiast w żadnym wypadku nie mieści się w nich eksterminacja wspomnianej osoby.
- Dobrze, że ta kwestia została poruszona - uśmiechnął się do niego Janosik - Niestety, wszelkie szczegóły zostaną wam wyjawione dopiero po tym, jak zainteresowani podejmą decyzję o uczestnictwie. Wcześniej ta wiedza jest wam po prostu nie potrzebna, wiecie wystarczająco dużo. Gdybyście wiedzieli więcej, musielibyśmy was zabić, a tego naprawdę nie chcemy.
- Gdy nasi najemcy wspominali o Pana osobie... - podjął po chwili - Wspominali o Pana chęci zdobycia informacji dla swojego kraju. W ramach zapłaty mam Panu umożliwić zebranie wszelkich potrzebnych informacji na temat sił zbrojnych Fonseki. A dlaczego wybrali akurat Pana... Nie mam pojęcia.
- A co do Pana, Panie Smith... Myślę, że po prostu zaszła tutaj pomyłka. Z moich informacji wynika, że miał do nas dołączyć ksiądz, gdyż ułatwiłoby to poruszanie się po wspomnianym kontynencie, na którym Zakon jest bardzo popularny. Nikt nie wspominał o egzorcyście...
- W każdym razie - skierował te słowa już do wszystkich - decyzje o zgodzie lub odmowie należą do was. W razie drugiej możliwości, jutro w południe, te osoby odejdą w swoją stronę i powrócą do swych codziennych czynności.
- Może dowiemy się chociaż, z jakiegoż to powodu mamy cokolwiek zrobić z panem hrabią - spytał Phelan. - Tyranów na całym wiecie mamy na pęczki. Dlaczego akurat di Golazza ma zostać obiektem naszej specjalnej uwagi?
- Dowie się Pan tego, jak przystąpi na nasze warunki. A przed tym, ta wiedza jest Panu zbędna. Nie musimy się przed nikim tłumaczyć. Najemnik nie pyta, najemnik działa.
- A czy my - głos zabrał do tej pory milczący Zakonnik - wyglądamy Ci jak najemnicy? Na Wieczny Ogień, nazywać Rycerza oraz inne, znamienite jak sądzę persony, najemnikami. Albo jesteście doprawdy zdesperowani, albo doprawdy jesteście ignorantami!
- Brat Isak Parov jak mniemam? Od brata Michała? - podszedł do zakonnika brodaty krasnolud, ubrany w biały kitel lekarski, z metalową strzykawką w kieszeni na piersi.
- W rzeczy samej - odparł krótko, czekając na puentę krasnoluda.
- Stary Michał wiedział, kogóż przysłać na swojej miejsce. Złoto brzęczy gdy się weń uderzy - uśmiechnął się brodacz. - Jestem Witold herbu Lawenda. Jestem lekarzem. A zwą mnie Panaceusz, znamy się z Michałem jeszcze z dawnych lat. Musze z Tobą porozmawiać w kwestii, którą poruszyłeś, w cztery oczy. Czy pójdziesz ze mną do osobnej komnaty na kilka chwil? Zakonnik, zanim ruszył, popatrzył w stronę Eldfallanki. Był to niema prośba o pomoc, w razie komplikacji.
- Oczywiście - rzucił po chwili - Pan przodem.
- Dobrze! - rzekł głośno krasnolud. - Tylko nie wydrynić mi całego miodu, szelmy! - rzucił na odchodnym do swoich krasnoludzkich kompanów. Krasnolud wyszedł z komnaty, prowadząc Isaka do pokoju znajdującego się zaraz obok i przylegającego do sali kominkowej.
Po chwili, obaj powrócili. Krasnolud bardzo rozradowany, a Isak lekko czerwony lecz z uśmiechem na twarzy. Brodacz usiadł obok swoich towarzyszy i jął rozkoszować się kubkami świetnego miodu.
- Może jednak, mimo wszystko, poznamy kilka szczegółów z działalności pana hrabiego? - spytał Phelan. - To chyba nie jest jakiś sekret. Wielu tyranów żyło i żyje na tym świecie i żaden z nich zbytnio się nie kryje. O ich sprawkach wiadomo wszem i wobec, nawet jeśli poddani nazywają go najukochańszym ojcem ojczyzny.
- Nie - odpowiedział stanowczo gospodarz. - Jest Pan bardzo ciekawski, jest ku temu jakiś konkretniejszy powód? Wszak informacje o zagrożeniach Pan masz, motywy nie są zaś Panu potrzebne by zmniejszyć ryzyko uszczerbku na zdrowiu - rzekł w stronę Phelana mężczyzna z chustą. W jego głosie dało się wyczuć zniecierpliwienie.
- Ciekawe podejście do zagadnienia - stwierdził Phelan. - Skąpienie komuś informacji, które byłyby dostępne od ręki po dotarciu do pierwszej z brzegu lepszej bazy danych.
-To proszę do niej dotrzeć - stwierdził sucho Vernon. - I skupić się lepiej na rozważaniu za i przeciw w uczestnictwie. Czemu Pan został wybrany, nie wiem. Wiem tylko co mam wam powiedzieć przed i po waszej zgodzie.
- To proszę spytać tego, kto mnie wybrał - odparł spokojnie Phelan. - Zapewne wie więcej. Aż dziw, że nazwisko usłyszeliśmy. - W jego głosie zabrzmiała wyraźna kpina. Vernon zignorował kpinę rozmówcy.
- Zaprawdę, zastanawiające kto tak mało rozumny mógł być wybrany do tego zadania - rzekł chłodno.
- Mają państwo kilkanaście godzin do śniadania na podjęcie decyzji. Wejścia do waszych komnat znajdują się w korytarzu naprzeciw - rzekł tonem kończącym rozmowę. Phelan tylko pokręcił głową. Albo organizator tej akcji zgrywał się na krańcowego idiotę, albo też był takowym. W tym ostatnim przypadku raczej należałoby oczekiwać, że cała akcja zawali się z wielkim hukiem, który będzie słyszalny w najbardziej nawet zapadłej dziurze na całym globie.
I, prawdę mówiąc, na taką to możliwość należało się przygotować. Starannie przygotować. |