Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 16:16   #49
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
=== Albert, Knut ===


Albert z Knutem zebrali się tuż za Krasnoludem. Ruszyli do karczmy mniej więcej w tym samym czasie co szlachta, ale zdecydowanie lepiej czuli się tylko w swoim towarzystwie. Prędko więc się rozdzielili. Cele mieli dwa. Zaopatrzyć się w lecznicze, wysokoprocentowe alkohole. Oraz zasłyszeć nowin w mieście. Ze znalezieniem trunków, nie mieli żadnego problemu. Handlarzy było co niemiara. Gorzej z wybraniem najlepszego, ale trochę popróbowali i wybrali co odpowiadało.

Plotki, czy wieści w takim mieście usłyszeć, to również żaden problem. W które wierzyć, a w które było już znacznie większym.

A tu jakiś żul rynsztoka oświadczył, szczerząc swe cztery zęby - Ale fajne dupy tu teraz zjechały.

Tu w karczmie dało się słyszeć przekrzykiwania. - Cud to bujda! Żadna bujda, ja żem tu był ostatnio i żem na własne oczy widział krew z gołębia! E tam, dobrze jest, interes się kręci! Jakiś ochlaptus podszedł do nich zwierzając się. - Wreszcie pozbędę się bąbli z mego przyrodzenia. Chcecie zobaczyć, jakie świństwo?

Po chwili jakaś dziewka, podeszła do nich zalotnie- Hej chłopy! Za pięć sztuk złota zapomnicie o wszystkich chorobach…Od każdego…Chyba, że na raz to może za osiem? – Jednak po krótkich oględzinach jej facjaty, stwierdzili, że pewnie prędzej by ich obdarowała jakimś nowym choróbskiem niż spowodowała cokolwiek dobrego.

W karczmie więcej się nie dowiedzieli, ruszyli więc bardziej w centrum. A tu na podwyższeniu stał człek w szatach i nawoływał. - Nadciąga Chaos i zaraza! Strzeżcie się! Nie idźcie tam! Tam czeka Was zagłada! Ludzie opamiętajcie się, to zasadzka! Mnie już jutro tu nie będzie! Ludzie to mit i podpucha! Wykorzystają Was! W drugą stronę idźcie!

A tu znowu podchodzi jakiś szemrany typ i wyciąga wodę z flaszeczki. - Magiczna woda z fontanny. Jedyne dwa Karle! A i strzeżcie swych sakiew, grasuje tu wielka banda złodziei.- Gdy mu nie daliście nic, krzyknął jeszcze. – No brzęknijcie mi trochę grosza Pany. A niech Was te złodzieje złapią, skąpcy!

Tyle cennych informacji chłopaki na mieście zdobyli. Przynajmniej tą gorzałę mieli i chyba z niej byli bardziej zadowoleni, niźli z wieści.

=== Detlef, Mellisandra ===


Wyruszyli za Badallem. Chwilę szli za nim z zamiarem śledzenie, jednak się rozmyślili. Zauważyli, że von Geschwur praktycznie pozostał sam. Musieli więc zdecydować, czy jest on podejrzanym, czy ofiarą. Jak widać to był dla nich największy problem. Jako jedyni, podchodzili do trzeciego szlachcica z niepewnością. Tylko czy była ona uzasadniona? W końcu jednak zdecydowali, że otoczą go ochroną. Z jednej strony mogli mieć starca na sumieniu, z drugiej strony, co on mógłby im sam zrobić? Wybór wydawał się słuszny. Pozostali w ukryciu, wśród tłumu, tak łatwiej wyciągnąć ewentualnych wrogów. Krążyli po okolicy w tę i we w tę, prowadząc ze sobą dialogi.

=== Zebedeusz, Lucian ===


Tylko młody żak i ochroniarz zostali przy Maximillianie. Przy okazji, dla zabicia czasu w czekaniu na resztę, urządzając sobie pogawędkę.
- Więc mój drogi Zebedeuszu Archibaldzie. Jak wspominałem, choć Ciebie chyba nie było przy tym, pochodzę z Loningbruck. Niedaleko stąd. Widzisz mą facjatę? Wyobraź sobie, jak człowiek mego stanu może się pokazywać tak wśród ludzi. Szczerze, wierzę w boginię i mocno wierzę, że mnie uleczy. Jam medyk, ale me zdolności jednak za słabe. Przetrwałem chorobę, co i tak było już nadzwyczajne. Legenda o cudzie w tych okolicach jest dość mocna. Choć nie wiem, czy jest prawdą, to ufam, że tak jest. Pozostaje mi jeno wierzyć!

Po tym, jak zaciekawiony Zebedeusz zapytał o skrzyneczkę niesioną przez starca. Ten otwarł ją, wyciągnął zawartość i rzekł z uśmiechem. –Nie wiedziałem, że tak Cię to zaciekawi. Ot ten tajemniczy pakunek. Świeca, którą mam zamiar w ofierze zapalić na szczycie, gdy już dotrę. Oto, poza złotem, mój skromny dar dla Shallyi. Jeszcze jeno czekam na jedną przesyłkę, którą mają mi dostarczyć. Czczona woda z domu mego obłożnie chorego brata, mieszkającego w Pfunzig. Prosił mnie, bym dolał do niej, choć ciut tej z fontanny. Jednak na razie jeszcze przewoźnik nie dotarł. Mam nadzieję, że przybędzie.

Chwile jeszcze konwersowali o pierdołach i kobietach. - Panie żak, młodyś jeszcze. Dziewczęta będą, boś zacny i mądry facet. Znajdzie Cię i taka, co i nauczy śmiałości. Nie powątpiewam w to i Ty też nie powątpiewaj. Ja czuje, że skrywasz różne tajemnice. One to lubią, bo lubią drążyć, aż wszystkiego się dowiedzą. - Zakończył z szerokim uśmiechem.

Chwilę spędził też przy Lucianie, nie podobało mu się, że katar u Eldritcha się zbiera coraz mocniej. Dał mu jakieś lekarstwo. - Nie dobrze, dużo tu chorych, może się pogorszyć. Daj znać, jeśli tylko gorzej się będziesz czuł. Mam nadzieję, że to tylko przeziębienie chłopcze.

=== Mordrin ===


Mordrin zebrał się ostatni. Chyba jako jedyny wychodził z założenia, że porządne śniadanie to najważniejsza część dnia. Inni dopiero sobie o tym przypomną, gdy ich brzuchy zaczną burczeć. A co najlepsze po śniadaniu, oczywiście parę kufli piwa z wkładką. Po czymś takim dzień z założenia stawał się przyjemniejszy. Jak postanowił tak i zrobił udając się do najbliższej karczmy. Dotarł tam już po tym, jak Knut z Albertem ją zwiedzili. Nie zabawił długo, gdyż wolał wrócić do pozostałych zanim wyruszą. Co tam cztery kufle dla takiego krasnoluda. Wlał je w siebie dość szybko i nieco chwiejnym krokiem wrócił na obrzeża Grenzstadt.

Od razu humor się poprawił. Choć jak wiadomo, normalny człek nie mógłby powiedzieć, że Khazad jest już wesoły. Lepiej cały czas go było unikać i nie zadzierać z takim osobnikiem. Mordrin szedł spokojnym, minimalnie chwiejnym krokiem. Już był prawie na miejscu. Już z odległości około pięćdziesięciu metrów widział Maximilliana, gdy nagle:

– Bracie! Nie szczędź żeliwa dla wojennego weterana, weź że ten pikny miodzik mej własnej roboty! -Jego spokojny pochód okrzykiem przerwał lekko kulawy, brudny Krasnolud, którego za cholerę nie kojarzył. Tamten po chwili dodał już szeptem. - Witaj bracie! W końcu jesteście, już się niecierpliwiłem. Na górze jest już gotowe, czekają teraz Was. Po tych słowach wręczył mu jeden ze słoi, metalowy, szczelnie zamknięty. – Tu masz to, czego Mistrz żądał.

Von Geschwur widział całą scenę, chwilę wcześniej ruszył w kierunku dwóch krasnoludów. Wiedział, że nastąpiła pomyłka, a przesyłkę miał otrzymać on, lub Badall. W momencie rzucił wszystko co robił i był przy Mordrinie. Chwilę wcześniej coś niezrozumiale mówiąc, może klnąc, trudno powiedzieć. Po chwili widząc Maximilliana swą pomyłkę poznał i posłaniec, zawrócił więc prędko ku nim.

- Heh, nastąpiła pomyłka. Ten słój jest dla mnie. Czekałem na tą przesyłkę od brata, nawet jakiś czas temu mówiłem o niej Zebedeuszowi. Proszę oddaj mi ją. – Z szerokim uśmiechem, jednak nieco zdenerwowany, rzekł szlachcic do Mordrina, wyciągając ku zabójcy rękę.

***

Zebedeusz i Lucian, zdziwili się nagłym odejściem szlachcica. Jedynie ich przeprosił i prędko poszedł w kierunku Mordrina. Byli teraz kilkadziesiąt metrów od niego.

Mellisandra i Detlef również widzieli całą sytuacje dokładnie. Byli wśród tłumu w odległości mniej więcej jak żak i ochroniarz, jednak w przeciwnym kierunku.

Knut i Albert już wracają są jednak wciąż w mieście. Przed nimi dostrzegli Badalla, który wracał już też z prowiantem.


======
======
Nie posuwajcie akcji do przodu, proszę jedynie o deklaracje, co zamierza zrobić Wasza postać.


=== Plan sytuacyjny ===


Zaznaczone tylko Wasze postacie. Mimo iż na mapce zielono, to wszędzie jest bardzo tłoczno.

 
AJT jest offline