Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 19:03   #37
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Krasnolud wszedł do pokoju przed Isakiem i zapalił światło. Prócz stolika i sofy, na ścianie naprzeciwległej do drzwi wisiał duży ekran. Lekarz wziął w dłoń laserowy wskaźnik, podszedł i przyciskiem włączył monitor i przyciemnił światło w komnacie. Na ekranie ukazały się zdjęcia satelitarne.
- Tutaj - zaczął bez zwłoki - mamy zdjęcia satelitarne Fonseki, kontynentu o którym była mowa. A oto powód, dla którego brat Michał wybrał Ciebie.
Krasnolud ruchem dłoni przesunął kilka zdjęć dalej.
Ukazały się im stoki, wzgórza i wsie. Nagle małe mrówki zaczęły poruszać się między domami. Ogniste punkty nie wiedzieć skąd, zaczęły spadać w stronę domów i uciekających ludzi. Płonęły pożary, obraz gehenny cały czas się rozwijał. Cisza w jakiej oglądano te obrazy była nienaturalna.
- Drogi Isaku... - przerwał ciszę krasnolud, gdy obraz przestał się poruszać - Zostałeś wybrany przez brata Michała, aby pomóc tym ludziom. Pomóc mnie w wydostaniu ich z tamtego piekła, leczeniu ich, osłanianiu. Są to prości, ale dobrzy ludzie, wyznający Twą wiarę. Jest to nasz cel. To jest mój i moich ludzi. Potrzebują pomocy i na prośbę „najemców” zgodziłem się. Ale mimo całego dobra, jestem świadom, że nie będzie to docenione przez żołnierzy pana Hrabiego. Więc poprosiłem starego przyjaciela, aby dał mi zaufanego i mężnego człowieka. Który się nie ulęknie, i sprosta zadaniu. Ale decyzja, należy do Ciebie - Krasnolud dodał z uśmiechem - Twoje zadanie będzie się różnic od zadania pozostałych. Nie mniej jednak, proszę Cię, wybacz mojemu przyjacielowi nazwanie was najemnikami. Lecz nasze działania mają charakter najemny.
Krasnolud zamilkł. Powiedział wszystko co miał do powiedzenia. Oczekiwał na odpowiedź Zakonnika.
Isak długo patrzył na zdjęciu z powagą. Krew w nim powoli zaczynała bulgotać, ale kiedy okazało się że ludzie owi, tak jak on wyznają Wieczny Ogień, zawrzało w nim.
- A to szubrawiec, a to szelma - wysyczał przez zęby - Bracie Panaceuszu, masz moje miecze oraz mą broń do swej dyspozycji. Jednakże, musisz mi powiedzieć skąd w tak odległym kraju, wyznawcy Wiecznego Ognia? Z tego co wiem, Płonące Róże wydobywane spod zamku, nie wędrują aż tak daleko?
- Zakon wypuścił wielu mnichów wędrownych drogi Bracie. Jedni z nich zawędrowali aż tam, czyniąc wszystko co mogą, by pomagać ludziom. Ludziom prostym i pobożnym. Na Fonsece znajduje się jedna płonąca róża. W jednym zakonie na południu kontynentu. Te zdjęcia pochodzą z terenów bardziej odległych na północ, pod włościami i Zamkiem Hrabiego. Jest tam z górą dwa tysiące ludzi, którym musimy pomóc. Będzie to działanie poboczne. Z daleka od Vernona i jego celów. Ale nie mniej ważne. Jak wiesz, Wieczny Ogień wszystkie serca liczy. A dobre serca brata Michała nie było głuche na wołanie o pomoc tych ludzi.
- Skoro mój mistrz mnie tu wysłał, nie mogę odmówić i nawet gdybym mógł, nie zrobił bym tego. Jednakże nigdy nie byłem i raczej nie będę dobry w sabotażu. Na czym ma polegać owa misja?
- Nasza misja ma polegać na wyciąganiu tych ludzi poza zasięg artylerii i wojsk hrabiego. Do Zakon na południu, pod osłoną nocy. Znajduje się już tam oddział Twoich współbraci. Potrzebowaliśmy nad nimi dowódcy. Wasze zadanie będzie polegać na eskortowaniu i ewentualnym odbijaniu porwanych.
Isakowi, aż zrobiło się ciepło na duszy. Miał być przywódcą małego oddziału Zakonników, co było szczytem jego marzeń. A z pewnością ktoś w Zakonie dojrzał jego walory taktyczne, odwagę i męstwo, jakimi próbował się wykazywał. Choć nigdy nikim nie dowodził, wiedział już że ta misja będzie wymagać poświęceń, a on nie był z tych którzy szastali ludzkim życiem na prawo i lewo, choć miał pojęcie, że czasem jedno życie, mogło uratować życie setkom.
- Zgadzam się - odparł krótko, lecz z dumą.
- Dobrze! - rozradował się krasnolud - Wróćmy więc do naszych towarzyszy.
- Wracajmy zatem
Po opuszczeniu pokoju i powrocie na salony, napotkał pytające spojrzenie Seatany. Uspokoił ją, stanowczym kiwnięciem głowy, iż wszystko jest w najlepszym porządku.

* * *

Po kolacji i posiłku, Isak długo szukał dla siebie miejsca. A na widok wyznaczonej mu sypialni, oburzył się i lekko zdenerwował. Bogato zdobione i rzeźbione meble, piękna arrasy i granitowe kolumny podobały się i pobudzały zmysły, jednak dla Isaka taki przepych i bogactwo było obrazą dla jego ideałów. Mimo wszystko nie chcąc obrazić gospodarzy, sam sobie znalazł nową, lepszą sypialnię, która była bardziej w jego guście.
Przypomnienie sobie rozkładu pomieszczeń zamczyska Varos, nie trwało długo. Lecz to co pokazał i zaproponował mu Panaceusz, dało mu tak dużo do myślenia. Wolny spacer po murach Varos, pozwalał rozmyślać w nieskończoność. On sam wyglądał niczym duch, jakiegoś błędnego rycerza, wolno spacerującego po murach, przystawiający co kilka kroków i oglądający okolicę. I pewnie zrobił by po nich więcej kółek, aż by go rozbolały nogi, gdyby do ciepłych i przytulnych lochów, nie wygnał go ziąb.
Więzień, co go zdziwiło, był już za kratkami i obserwował Isaka z niemałym strachem, ale też i złością na policzkach. Zignorował go, przekraczając stalowe wrota, które zamknął. Tam dopiero po zdjęciu zbroi i zjedzeniu trochę suszonego mięsa, siadając na miękkim i wygodnym łóżku, dał się ponieść swej nieposkromionej myśli.

* * *

Seatana po wyjściu z komnaty Weenglaafa ruszyła na poszukiwanie pokoju, który powinna zajmować ochrona tego przybytku. Nie spodziewała się zastać w nim kogokolwiek, wszak ich gospodarz miał do dyspozycji magię więc pomoc techniki nie była mu potrzebna. Spore więc było jej zdziwienie gdy okazało się, że jest w błędzie. Z drugiej jednak strony mogła się tego spodziewać po bracie zakonnym.
- Nie przeszkadzam? - zapytała zatrzymując się w przejściu.
Isak z twarzą w dłoniach, siedział cicho w pomieszczeniu, które najbardziej go przypominało. Samotne, zaciemnione, głęboko pod ziemią. Zresztą, nie lubił wygód. Ty było mu wygodnie i miał wszystko, czego było mu trzeba. Mały telewizorek z radiem, aneks kuchenny i mała łazienka za drzwiami, do tego działające monitory ochronne. Isak dopiero co odwiesił swoją zbroję, na wiszące pod sufitem łańcuchy, przeznaczone do tego celu. To co powiedział mu krasnolud i pokazał, no cóż, albo to była zręczna mistyfikacja, albo nazywanie tego hrabiego demonem, wcale nie miało się z celem. Jedna rzecz mu się nie podobała, lecz przez swoją cała podróż, nauczył się, iż niektórych ludzi należy czasami pożegnać, choć nie ukrywał, nieufność do zebranych w zamku wojowników malała z każdą chwilą. Gdyby bardzo, bardzo mocno popił, mógłby powiedzieć że nawet zaczyna ich lubieć. Na ciche otwarcie stalowych drzwi i głos Eldfallanki, uniósł głowę. W rzeczy samej, w drzwiach stała Seatana we własnej osobie.
- Nie, nie przeszkadzasz - zaprzeczył jej podejrzeniom - Zapraszam, właśnie sobie rozum truję - Zakonnik uśmiechnął się krzywo - Może suszonego mięsa z Państwa Zakonnego? - zaproponował, wyjmując z torby mały pakunek, z cudownie pachnącą wędliną.
- Może troszeczkę - zgodziła się z uśmiechem.
Kolacja była aż nadto syta jednak zapach owej wędliny potrafiłby skusić nawet tuż po niej. Weszła i zamknęła za sobą drzwi.
- Czymże trujesz swój umysł, jeżeli mogę zapytać?
Otuliła się nieco szczelniej swym płaszcze, gdyż pomieszczenie to nawet w najmniejszym stopniu nie było tak dobrze ogrzane jak jej komnata. Zaś skóra po kąpieli okazała się wyjątkowo wrażliwa na doznania zmiany temperatury. Nie do końca wysuszone włosy zwijały się w delikatne loki opadając rozpuszczone na plecy Eldffalianki.
- Nie wygląda najlepiej - wskazała więźnia.
- Eh… Eldfall. W sumie, to Ciebie i tak nie zainteresuje. Na każdego z nas ma innego haka, a nasze haki raczej nie idą w parze. Co było na twoich zdjęciach? A więzień... – popatrzył w monitor, pokazujący jego celę po której się głupkowato szamotał – Ma szczęście że żyje.
Zawahała się przed udzieleniem odpowiedzi. Sam przecież powiedział, że nie należy ufać nikomu. Nie widziała jednak powodu by kryć tą informację.
- Na większości umieszczono podobizny naszego hrabiego - odparła wymijająco.
- Rozumiem - powiedział - To zdjęcie które zachowałaś, z pewnością będzie pięknie wyglądać nad łóżkiem. Aż tak uroczy? - Rycerz uśmiechnął się szeroko.
- Ach to... - rzekła jakby nie miało ono najmniejszego znaczenia co było kłamstwem na tyle oczywistym, że skóra jej twarzy przybrała nieco żywszy odcień - To przedstawiało hrabiego w towarzystwie pewnego mężczyzny z mojego rodu. Jesteśmy blisko związani.
- Nie wnikam. Sprawy rodzinne, to rzecz mi obca, choć Brat Michał i Zakon były dla mnie rodziną od momentów, kiedy moi rodzice stwierdzili, że kolejny darmozjad im niepotrzebny i podrzucili pod wrota zamku. I właśnie takie haka ma na mnie ten cały misjo-dawca. Ale dość o mnie - Rycerz oderwał kawałek mięsiwa, który wolno zaczął żuć - Mam najszczerszą nadzieję, że nasze interesy nie będą sprzeczne i po opuszczeniu Varos, jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Czyżbyś planował nas opuścić Isaku? - zapytała zaskoczona tym stwierdzeniem. - Byłam pewna, że przyjmiesz propozycję naszego gospodarza i wraz z nami wyruszysz wypełnić zlecenie. Czyżbyś miał inne zadanie?
Isak popatrzył uważnie na małego rogacza.
- Sądzę, że nic się nie stanie jak Ci powiem, w końcu nie wybrali byle kogo. Do Ciebie, wyznawczyni ognia, nie ważne w jakiej formie, mam jakieś dobre przeczucia - uśmiechnął się półgębkiem - Panaceusz mówił, że wezmę udział w ewakuacji mieszkańców z okolic Zamku. Podobno, Zakon Płonącej Róży ma i tam swoją siedzibę, o której powiem szczerze, nie wiedziałem. I mam objąć dowództwo nam małą grupką Rycerzy. Awans po byku - obszczerzył się w zadowoleniu - Ale nigdy nie byłem dobry w szastaniu ludzkim życiem i boję się, na Wieczny Ogień.
Wiadomość w wyraźny sposób ją zmartwiła jednak z pewnym wysiłkiem udało się jej przybrać radosny wyraz twarzy.
- W takim razie wypada mi pogratulować. Rycerze, którzy znajdą się pod twoją komendą powinni być wdzięczni dostając takiego dowódcę. Szkoda jednak, że nasza grupa utraci tak doświadczonego wojownika.
- Oj tam, doświadczony. Stary to i owszem, ale nie doświadczony. Nigdy nie marzyłem o dowodzeniu komukolwiek. Nie jestem do tego stworzony, zresztą - machnął ręką przed siebie - Wieczny Ogień kuje nasze drogi, zobaczymy czy moją jest być bohaterem czy męczennikiem. A ty się tą grupą już odpowiednio zajmiesz, o ile twoje osobiste cele nie przesłonią Ci oczu.
- Tego obiecać nie mogę, dopóki jednak stoją w zgodzie z misją która nas połączyła nie powinny sprawiać problemów. Zaś co do twego wieku, bracie Isaku, to wątpię byś był tak stary jak próbujesz wmówić sobie i innym.
- Wieczny Ogień nie obiecywał nieba bez chmur, ścieżek życia usłanych różami. Wieczny Ogień nie obiecywał słońca bez deszczu, radości bez smutku, pokoju bez bólu. Wieczny Ogień obiecał siłę na każdy dzień, odpoczynek po trudzie, światło na drogę, łaskę na czas prób, pomoc z wysoka, niezawodną przyjaźń, nieśmiertelną miłość - podsumował wypowiedź Seatany Zakonnym przysłowiem - Mam już swoje na karku, czterdzieści cztery lata, to dużo jak na człowieka.
- Jednak mniej niż mi udało się przeżyć - uśmiechnęła się lekko. - Ciekawe rzeczy zostały wam obiecane przez Wieczny Ogień. Wasz zakon zdaje się być znacznie radośniejszy niż ten, do którego ja należę. Powiedz, podążysz ku swemu zadaniu z nami by oddzielić się później czy opuszczasz nas już teraz. I tak właściwie dlaczego zrezygnowałeś z wygody komnat dla nas przygotowanych by nocować w tym miejscu?
- Nie wiem czy radośniejszy, ale jakbyśmy mieli cały czas przejmować się sprawami całego świata, zapewne nie bylibyśmy tak cierpliwi dla postronnych. A tak, dajemy sobie zmiany. Czy to na wojnie Paratoxańskiej, lub przy obronie wiosek na granicach Cesartwa Północnego. Sądzę, że mogła by nas szybko ta nasza służba Wiecznemu Ogniowi zbrzydnąć i w rezultacie zamiast pobożnych Zakonników, było by to zbiorowisko żądnych krwi i złota renegatów. Choć i teraz się tacy zdarzają. A dlaczego wybrałem tą komnatę... - nie potrafił odpowiedziać na to pytanie, jednakże spróbował się wykręcić - Pilnuję więźnia i... Chyba lubię takie miejsca. Przypomina mi mój pokój w koszarach Zakonnych, choć tamten jest nieco większy i ma parę mebli więcej. Jak to przeżyjemy, będziesz musiała mnie odwiedzić.
- Zatem będziemy się musieli postarać by żadnego z nas śmierć nie powitała w swych ramionach - zgodziła się na propozycję odwiedzin - O ile oczywiście królowa zezwoli mi na ponowne opuszczenie wysp - dodała nie uściślając, że tym razem wcale takiego pozwolenia nie otrzymała - Jestem jednak pewna, że nie będzie miała nic przeciwko twym odwiedzinom w naszej stolicy.
Rycerz skłonił się z uśmiechem.
- Dobrze to słyszeć - nagle zmienił temat - Co sądzisz o naszych pracodawcach?
- Lubią tajemnice i zdecydowanie nie przepadają za sprzeciwem, zatem łatwo się domyślić że posiadają wystarczające wpływy by inni słuchali ich słów i czym prędzej wykonywali polecenia. Dość wyraźnie też widać hierarchię jaka panuje w ich grupie. Na dodatek znają się dość długo by w pełni sobie ufać. Zaś co się tyczy ich stosunku do nas to bez wątpienia traktują nas wedle osób, które stoją za naszymi plecami. Nie tyle widząc tych, których mają przed sobą co korzyści i znajomości które mogą w późniejszym czasie wykorzystać. Spodziewają się że wypełnimy narzucone im przez nas zadanie, jednak wątpię by oczekiwali by któreś z nas powróciło żywe z tej wyprawy.
- Mi ta wizja ratowania kontynentu przed hrabią, nijak nie pasuje. Choć podejmę się ratowania tych wyznawców mej wiary, mordowanych przez jego wojska, bowiem to pokazał mi krasnolud. Wyglądają mi bardziej na samozwańczych rewolucjonistów, niż wyswobodzicieli.
- Szczególnie ich niechęć do udzielenia jakichkolwiek informacji, zmuszająca nas do pójścia w ślepo, przemawia na ich niekorzyść. Pozostaje nam wierzyć, że działać będziemy w słusznej sprawie.
- Tak, pozostaje nam mieć nadzieję. Szkoda że taką kruchą.
- Pozostaje liczyć na to, że okaże się mocniejsza niż wskazuje na to ta chwila. Jutro dowiemy się więcej, teraz mamy tylko domysły, które mogą równie dobrze działać na naszą korzyść co nastawić nas niechętnie do tych, którzy chcą dobrze dla cierpiącego ludu - zerknęła na monitory starannie omijając obraz z celi więźnia - Zamierzasz pilnować czy ktoś się nie wymyka na nocny spacer?
- Zmierzam dopilnować - uśmiechnął się - Aby nikt nam więźnia nie zjadł.
- To nie jest zły pomysł. Nasz towarzysz nie ma dzisiaj dobrego dnia, a ilość trunków które w siebie wtłoczył na wieczerzy pozwala wątpić w jego opanowanie. Do tego noc nie jest najlepszą porą by spuszczać go z oka. Będę jednak wdzięczna gdy w razie kłopotów nie zabijesz go, ograniczając się do pozbawienia świadomości. Nie chciałabym być zmuszona spędzić tej nocy w jego komnacie niczym duch opiekuńczy. Obawiam się, że to mogłoby nie wyjść nam na zdrowie.
- Możesz na mnie liczyć Endall, ale nie obiecuję, że nie pokuszę się w razie czego o obronę swojego życia.
- Dziękuję i za to, bracie Isaku. Zostawię cię teraz byś mógł zażyć nieco snu nim w Weenglaafie obudzi się chęć na świeże mięso.
- Dziękuję i dobranoc, Siostro.

Rycerz szybko i bez problemowo dojadł się do końca suszonym mięsem, za bardzo nie ufając kuchni elfów, krasnali, czy kogokolwiek te specjały były. Nie znał ich, a życie nauczyło aby nie brać wszystkiego, co dają Ci za darmo nieznajomi. Po posiłku chciał usnąć, lecz próby te spełzły na niczym. W głowie mu huczało od tego jak mógł skończyć na tej bitwie i jak to się może nie fajnie rozwinąć dla Zakonu. Miał nadzieję, że Brat Michał wiedział co robi.
Niewiele później, w jego pokoju pojawił się kolejny gość.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline