Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 19:49   #124
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Cassio Montero, Shane Taylor, Alice Owens
Słowa, które padły przy rozwidleniu na długo zapadły w pamięć wszystkim. Jeszcze jakiś czas temu byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi, pasażerami jednego wagonu metra. A teraz...
Teraz padały słowa o wzajemnej pomocy, o poświęceniu życia dla ratowania innych, o przyjaźni i lojalności.
Zdawali sobie sprawę, że jeżeli przeżyją to wydarzenia z piekielnego tunelu odcisną na nich niezatarte piętno i połączą nierozerwalną nicią.

Szli opadającym cały czas w dół tunelem, niczym drogą przeznaczenia. Ściany tunelu wyglądały z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej groteskowo i makabrycznie. Dopiero po chwili zdali sobie sprawę, co to wszystko przypomina. Gładkie ściany podparte cienkimi, łukowatymi wspornikami. Całość ociekała jakimś dziwnie pachnącą cieczą. Skojarzenie było tak absurdalne, że nikt nie chciał powiedzieć tego głośno.
WĘDRUJEMY W WNĘTRZNOŚCIACH JAKIEŚ ISTOTY.
Gdyby ktokolwiek z nich powiedział to na głos pękła, by cienka szyba oddzielająca ich od chaosu obłędu i szaleństwa.
Ocierając się więc o absurd i szaleństwo szli dalej udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Nawet chłopiec, którego teraz niosła Alice wydawał się zadziwiająco spokojny. Nie mówił nic i tylko wpatrywał się w kobietę przeszywającym wzorkiem.

Po kilku minutach wędrówki dotarli do rozległej sali, która przypominała wnętrze jakieś bazyliki lub świątyni. Wysokie kopułowe sklepienie podtrzymywane było przez cztery symetrycznie ustawione, szerokie kolumny. Ściany nadal wyglądały jak wnętrzności ociekające krwią. Szczyt sklepienia emanował słabym, czerwonym blaskiem który zalewał całe pomieszczenie nadając mu już całkowicie upiorny wygląd.
Sala była praktycznie pusta poza centralnym miejscem pomiędzy kolumnami. Tam to znajdował się ociosany głaz, który przywoływał skojarzenia z ołtarzem.
Wyczulone i doświadczone zmysły Cassio i Shane ich pierwszych ostrzegły o niebezpieczeństwie.
W cieniu kolumny dostrzegli kryjącego się mężczyznę, a chwilę później usłyszeli za sobą czyjeś kroki.
Ktoś szedł ich śladem i właśnie zauważyli jego sylwetkę wyłaniającą się z tunelu. W słabym, krwistym świetle sączącym się ze szczytu sklepienia trudno było dostrzec kto to.

Jack McCain
Jack przestraszył się nie na żarty. Nie chodziło o to, że bał się niewidzialnego mężczyzny, ożywionych trupów, czy innych potworności tego przeklętego tunelu.
Jack bał się najbardziej tego, że traci zmysły.
Samotność, wszechobecna ciemność sprawiały, że tracił kontakt z rzeczywistości (jakakolwiek, by ona w tej chwili nie była) i osuwał się nieubłaganie w przepaść szaleństwa.
Jedynym ratunkiem dla niego był kontakt z innymi ludźmi.

Śmiało ruszył w kierunku grupy, którą śledził od jakiegoś czasu. Ku swojemu przerażeniu szybko stwierdził, że nie słyszy ich kroków, ani rozmów.
Przyspieszył w nadziei, że to pozwoli mu ich dogonić. Wiedział przecież, że nigdzie nie skręcili wszak tunel biegł cały czas prosto.
Po chwili już biegł, a i tak nie widział idącej przed nim grupy pasażerów.
Z bijącym niczym młot pneumatyczny sercem dotarł do rozwidlenia. W oddali jednej z odnóg usłyszał głos, który tak dobrze znał. Głos swego byłego aresztanta Taylora.
Nie zważając na nietypowy wygląd tunelu, bez zastanowienia pobiegł w tamtym kierunku.

David O'Neil, Stony Strode
Strode uzbrojony w zestaw kluczy i narzędzi, ruszył w stronę wentylatora, który jak wszyscy mieli nadzieję miał być ostatnią przeszkodą przed wyjściem na powierzchnię.
Stony dość szybko uporał się z zardzewiałym śrubami i po kilku chwilach odrzucił na bok osłonę wiatraka.
Teraz wystarczyło odnaleźć kabel zasilający i przeciąć go, zatrzymując w ten sposób łopaty wiatraka.
Kręciły się ona na szczęście na tyle wolno, że wojskowy mógł bez problemu dostrzec kabel.
Zwisał on luźno kilkanaście centymetrów dalej. Stony zaryzykował i wyciągnął dłoń w kierunku grubego, czerwonego kabla.
Wielkie było zdziwienie wojskowego, gdy chwycił kabel. Był on ciepły niczym ludzka dłoń i pulsował rytmicznie.
Stony instynktownie cofnął rękę i dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie ma powodów do paniki. W tym pokręconym świecie, nic już go nie powinno zaskakiwać.
Wyciągnął rękę po raz drugi i jednym sprawnym cięciem noża, przeciął pulsujący kabel.
Krew jaka trysnęła z jego wnętrza zalała mu twarz i ubranie. Wentylator zawył niczym obdzierane ze skóry zwierzę, ale po kilku chwilach jego łopaty zatrzymały się.
Droga ku wolności była otwarta.

Cała trójka przecisnęła się pomiędzy łopatami wentylatora i ruszyła dalej.
Tunel jaki rozciągał się za wiatrakiem był zupełnie inny niż ten, którym szli do tej pory. Jego ściany było miękkie, lepkie i ciepłe. Tylko absurdalność skojarzenia z wnętrznościami sprawiła, że nikt nie podzielił się na głos swymi przemyśleniami.
Grupa śmiało i bez zbędnych dyskusji ruszyła naprzód. Wszyscy wierzyli, że to szaleństwo musi mieć gdzieś swoje granice, a oni byli zdeterminowani by do nich dotrzeć.

Po kilku minutach dotarli do końca wędrówki jak się zdawało. Nie czekała na nich jednak ani wolność, ani powierzchnia, a kolejna przeszkoda.
Przed nimi w rozległej na kilka metrów niecce znajdowała się emanująca słabym, czerwonym blaskiem ciecz. Ciecz była półprzezroczysta i dość wyraźnie można było dostrzec dno niecki, jak i to co kryło się pod nim.
Pod dnem niecki rozciągała się rozległa sala przypominająca bazylikę lub świątynię. David, Stony widzieli na dole ludzi. Po krótkiej chwili rozpoznali w nich pasażerów feralnego kursu metra, którym tu przybyli.
Wydawało się, że ich piekielna przygoda zatoczyła właśnie bardzo szerokie koło.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline