Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 20:00   #13
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Miałem głupawkę. Najnormalniej w świecie, trafiła mnie głupawka. Może to i nie przystoi dla ponad trzydziestoletniego capa ale miałem to gdzieś. Gdy przez ostatnie siedem lat co raz coś próbuje Ciebie zabić, dajmy na to mutanty, ludzie, maszyny czy zwykła grypa, szukasz każdej okazji by się odstresować. A ja znalazłem wdzięcznego kompana do rzucania głupimi tekstami w postaci Boba.
Ale wracając do śniadania to odbywało się w bardzo rodzinnej atmosferze. Mój pseudo imiennik walnął krótką (dzięki Bogu!) przemowę. Najpierw nazwał mnie młodzikiem (co w świecie gdy średnia życia wynosi niecałe 40 lat jest lekkim nadużyciem) a potem poprosił wszystkich żeby przedstawili się i powiedzieli co potrafią robić. Może i potrafił pruć z M2 z biodra ale o ludziach to on chyba za wiele nie wiedział. Większość z nich pewnie ciągle nie wierzyło w to co się dzieje i raczej nie podejdą do tego na zasadzie: "Cześć! Nazywam się John, możecie mi mówić Johny i przez całe życie byłem cynglem w Delta Force. Cieszę się, że mogę Was poznać i wykrwawiać się za Waszą sprawę." Tu było trzeba inaczej, mniej stanowczo, spokojnie, z lekkim jajem. Dlatego gdy tylko mogłem przejąłem pałeczkę. Nie, nie pałeczkę Małego. Wolałem nie sprawdzać od czego wziął się jego pseudonim.

Podniosłem szklankę kompotu (smakującego jak bimber na skarpetach tylko, że nie kopał) w stronę snajpera i wstałem. Wszyscy na mnie patrzyli a ja spojrzałem na każdego z nich. Bogata menażeria. Indianiec, koleś który chyba wpadł pod kombajn, murzynka, całkiem ładna kobitka i jakiś pseudomilitarny młodzik. W końcu zabrałem głos, mówiąc lekko żartobliwym tonem.
- Jestem Mike i nie jest to spotkanie AA więc możecie sobie odpuścić grupowe “cześć Mike”. Nie dorobiłem się jeszcze tajnego pseudonimu operacyjnego. Czyli jak coś chcecie krzyczcie Mike lub Morgan bez przedrostków w postaci “duży” czy “średni”.
Spojrzałem na naszego gospodarza by każdy wiedział do kogo pije i kontynuowałem.
- Jestem sanitariuszem i Waszą niańką. Dbam o to by przez brak obyczajów nikt Wam dupy nie odstrzelił a jak już to się stanie to ją połatam. Nieźle też strzelam i prowadzę. O BHP na zewnątrz potruje Wam po śniadaniu. Ale zanim będziecie mogli zacząć pałaszować jedzenie przedstawię Wam resztę ekipy. Naszego pracodawce, który ściągnął dla Was niańke już znacie. Pan na przeciwko mnie to Bob “Luneta” H. niezrównany snajper i pies na baby. Panie uważajcie. Pan z tendencją do malowania tylko jednego oka i to nierówno to Zadyma. Pochodzenie pseudonimu to wielka tajemnica rzeki, nie do odgadnięcia. Ostatnia ale nie najmniej ważna członkini naszej wielkiej, szczęśliwej rodzinki to Nancy, która dba o nasz stan zdrowia. Możecie struć się alkoholem do woli, chociaż załapania grypy ołowiowej nie polecam. Tyle mego trucia. To może teraz Wy powiecie coś o sobie?
Oczywiście wszyscy się rzucili mówiąc o swoich mocnych i słabych stronach, deklarowali przyjaźń... No dobra, ni cholery tego nie robili ale nie spodziewałem się czegoś innego. Za to Duchy od razu zareagowały. Luneta tylko uśmiechnął się od ucha do ucha, zdecydowanie zaczynałem lubić tego człowieka. Zaś mój zdecydowanie najmniej lubiany Rusek (znałem aż dwójkę i kolejne pół przedstawicieli tej nacji) chyba chciał wstać i mnie obić ale Nan go uspokoiła. W końcu Siergiej opadł na krzesło i się odezwał wchodząc ze mną w dyskusje. Debil.
- Skoro nasz kochany kolega zabrał już głos... To pozostaje mi jedynie dodać, że jeżeli zajdzie komukolwiek tutaj za skórę to wiecie do kogo się zgłosić. Nie będę udawał, że Cie lubię dlatego proszę Cie nie mów tak więcej. Tym razem masz taryfę ulgową, ale następnym razem...
Po swojej przemowie spojrzał na Mike i się chyba uspokoił, wolałem nie wiedzieć jakie są ich relacje. Na wszelki wypadek odpiąłem kaburę, nie chciałem tu strzelać ale dobry blef poparty klamką nie był zły. Odezwał się do Siergieja spokojnym, lekko cynicznym głosem.
- Dzięki Zadyma, będę spał mniej spokojnie. Ale ja do Ciebie nic nie mam więc udzielę pewnej rady. Nie wiem czemu ale niesamowicie wkurwiam ludzi, taka karma. Możesz nie mieć czasu nawet się zdrzemnąć jak rozgłosisz, że za każdego kogo zirytowałem dostanę od Ciebie wpierdol.
- Kondycję mam dobrą, ale dzięki, że dbasz o moje zdrowie. Zapamiętam aby segregować zgłoszenia.

Rusek zabrał się za żarcie a ja wyszczerzyłem się do Hopkinsa i sam zacząłem jeść. Długo to nie potrwało bo odezwał się Mike. Mówił cicho, widać, że nie chciał by reszta, jedząca w milczeniu usłyszała.

- Chciałem abyście usiedli bliżej gdyż mam z wami pewną sprawę do obgadania. Zwykle w podobnych kwestiach doradzał mi Zadyma, ale on... - tu spojrzał na pokiereszowanego Ruska - tym razem Siergiej się nie nada. Jutro wyjeżdżam wraz z Cruzem, chłopakami z uderzeniowej i... właśnie jednym z was. - powiedział patrząc na Lunetę. - Albo ty albo Rusek. Decyzja należy do Ciebie Michael. Może mnie nie być nawet dwa tygodnie a za ten czas wiele się może zmienić. Wybierz tego, z którym lepiej Ci się współpracuje. Aha. Mam dla was pewne zadanie, ale to później. Za pięć dni zaczniecie realizację więc czas na przygotowanie będziecie mieli. Na razie powiem, że będzie to wyjazd i przydzielę wam auto.
Wkurwiała mnie ta lakoniczność. Jako niańka powinienem wiedzieć wszystko ale Małego najwyraźniej bawiło dozowanie informacji i budowanie napięcia. Może i by podziałało gdybym nie miał tego tak w dupie.
- Bomba wycieczka krajoznawcza z bandą turystów. Tylko jeżeli chcesz by mieli przewodnika, który im powie, że to po prawej to obóz niewolników, przykład architektury obecnego wieku a to po prawej to burdel, również postawiony w tym wieku ale z znacznie starszymi korzeniami to daj mi Boba. Z Zadymą - jak zwykle wymówiłem ten pseudonim z ironią - możemy się pozabijać. Wiesz... Ołowica przewlekła, te sprawy.
- Zadyma nawet Cie nie tknie. Znam go lepiej niż ktokolwiek z was i uwierzcie mi nie zrobi nic bez rozkazu. Poza tym Ciebie nigdy by nie uderzył ani zaatakował. Jedyna osoba, którą tutaj chciałby obić to ja. Nigdy nie zaczyna walki bez wyzwania. Przynajmniej na gołe łapy. Uwierz mi to tylko pierdolenie. A tak poza tym Rusek ma swe umiejętności, Bob ma swoje. Wybierz dobrze, bo jak coś się stanie w budynkach pod naszą protekcją Wasiliew może okazać się przydatniejszy.
Końcówkę dodał z lekkim wahaniem patrząc na Hopkinsa, ten pokiwał głową. Ja jednak byłem uparty.
- Niedoceniasz mnie Mike. Mam niesamowity talent w prowokowaniu ludzi. Jeśli coś się stanie... Jeśli coś się stanie to się stanie a ja spróbuję wytłumaczyć paru osobom, że popelnili błąd. Popatrz, że mam tylko pięć dni na przystosowanie do życia zgrai mrożonek. Potrzebuję kogoś do pomocy. Nan i Luneta będą lepsi niż Zadyma, który ciągle będzie na mnie warczał i mnie krytykował. A z nimi się dogaduje i łatwiej mi będzie przeprowadzić ich przez przedszkole.
- Cieszę się, że mimo naszych wcześniejszych, w sumie neutralnych, relacji zdecydowałeś się mi zaufać. Możesz być pewien, że nie zawiodę a burdele znam jak mało kto. Tylko, że... -
tu snajper poprawił włosy. - ja nie muszę za to płacić.
Fakt, wcześniej oceniałem Boba przez pryzmat reszty Duchów ale krótka rozmowa pomogła przełamać lody.
- Wiesz, ja też jestem zbyt młody i przystojny by płacić za seks ale spójrz na naszych podopiecznych.
Mówiąc to odwróciłem się do kolesia od kombajnu i wyszczerzyłem zęby
- Dobra. Więc jeden problem z głowy. Zadyma Cie nie tknie jak nie będziesz go prowokował. Uwierz mi, że on jest naprawdę bardzo pokojowy. Bardziej niż Luneta. Pozory mogą mylić. A teraz smacznego życzę Panowie i Panie.
Mike chyba uciąć rozmowę, ale nie wiedział co mu jeszcze Fry Face podesłała.
- Wiesz Mike. Ja lubię ludzkich współpracowników. A jedna znajoma z specnazu czy innego wympiełu mi wystarczy. Szczególnie, że widzę po ryjcu Zadymy, że kolo lubi się sprawdzać. Czym mu przywaliłeś? Kafarem?
- Może Cie to zdziwić... Kuflem. Cynowym. Jak widać nie oddał. Pozory mylą. Poza tym Zadyma nie jest ze Specnazu. Nie wiem czy któryś z chłopaków Valentiny dałby mu radę wręcz. Raczej nie. Jak kiedyś będzie czas przejdziemy się w miejsce skąd go wyciągnąłem a zrozumiesz. Może ciężko uwierzyć, ale kiedyś to była prawdziwa bestia. Teraz jest spokojny.
Demonstracyjnie długo przyglądałem się twarzy Zadymy ten jednak udawał zajętego rozmową z Nan.
- Wiesz... Fry Face poprostu jakby przyszło co do czego wpakowałaby mu pół magazynka w brzuch. Porusza się jak żołnierz, bestia... No kurcze, wypisz wymaluj Wympieł. Uważaj bo kiedyś może zerwać się ze smyczy.
- Właściwie na niej nie jest. Jak chce może wyjść nawet teraz. Z tym, że tutaj ma jedną z najlepszyl sal treningowych w mieście. Poza tym ma jeden z lepszych sprzętów na akcję, super żarcie, no i to co on lubi najbardziej... wyzywające zadania. Widziałeś go kiedyś na mieście jak go sam nie wysłałem? Właśnie. Nie martw się ja też nie. Większość czasu trenuje. Dużo ludzi obawiałoby się spalenia mięśni czy przepukliny. On jest inny. Albo lata z karabinem albo trenuje. Zakazałem mu tego co kiedyś robił, bo pewnie miałby więcej siniaków.

Bob po słowach Mike'a spojrzał tak jakoś dziwnie, jakby współczująco w stronę Siergieja.
- Dlatego wolę Boba. On oprócz jarania się swoim karabinem i tłuczenia worka chodzi jeszcze na dupy i pije. Taki ktoś pomoże mrożonkom lepiej się zaaklimatyzować.
- Skoro tak uważasz to rzeczywiście dobre wyjście. Jutro spotykamy się u mnie abym Ci przekazał dane na temat tej waszej misji. Powinniście dać radę chciaż jak wspomniałem o tym Siergiejowi zaczął drzeć się, że nie macie szans. Chciał sam jechać, ale na to co będzie jutro nie mogę was wysyłać. My lepiej współpracujemy z ekipą uderzeniową.

- Bedę potrzebował kasy, broni, Nan i Lunety. Trzeba będzie się nimi podzielić. I tak jest więcej mrożonek niż nianiek.
- Pewnie. Zostawie Ci Lunete, Nancy, a jak ekipa uderzeniowa będzie miała sapera to nawet Cruza. Ucieszyłby się. Miał za 2 dni wykładać na tutejszym uniwerku fizykę stosowaną. W ten sam dzień wykłada tam Nancy więc uważajcie na nich. A przed wyjazdem dam Ci wszystko co potrzebne i poproszę naszych odmrożonych monterów aby zajeli się waszym pojazdem. Będą mieli jedynie 4 dni więc roboty będzie w bród. Jeden z was zostanie z nimi w garażu. Poza tym po wyjeździe dołączy do was mój przyjaciel, którego nie wpuszczają do miasta. Znaczy sam nie chce tu przebywac. Powinien się dobrze dogadywać z Brayan’em. Jutro więcej szczegółów.

Tym razem pozwoliłem skończyć temat, rzucając tylko krótki komentarz.
- Kimkolwiek jest Bryan. Tak jest, bez odbioru.

Zająłem się jedzeniem, monitorując lekko rozmowę przy stole. Byłem nawet miły. Wszedłem tylko w jedną pyskówkę z Siergiejem. Poprawa jak nic. Jednak ta sielankowa, rodzinna atmosfera nie mogła trwać wiecznie. Jedna z kobiet, ta ładniejsza (cóż, murzynki jakoś nigdy mi się nie podobały) wstała ogłaszając, że chce się wycofać z eksperymentu. Ciągle była we "śnie". Każdy hibernatus przez to przechodził, nazwa była robocza i używana tylko przeze mnie. Na początku mrożonka próbuje sobie poradzić z szokiem poprzez negacje. Twierdzi, że wszystko to sen, odlot po narkotyku czy też eksperyment. Nan zrobiła najgłupszą rzecz jaką mogła zrobić. Chciała wszystko wytłumaczyć logicznie. Dlatego nie lubię chemików, fizyków czy innych jajogłowych. Zabrałem głos wchodząc z dziewczyną w dialog. Spokojnie jej odpowiadałem, stwarzając iluzję odwrotu i uzyskując swój cel. Nie, wbrew temu jakie spojrzenia mi posyłał Kombajn i Indianiec nie było nim przelecenie dziewczyny. Raczej terapia szokowa. Może i brutalna ale mogąca ją uratować. Czułem sympatie to niej, najbardziej przypominała mnie po przebudzeniu. Jakoś milczący czerwonoskóry, poobliźniony pijak, pseudowojskowy młodzik ani murzynka nie zjednali mojej sympatii (ani antypatii).
Potem już tylko Luneta wyskoczył z genialnym pomysłem wielkiej wycieczki. W wypadku pokazania świata zewnętrznego należało się skupić na jednej osobie, poświęcić jej całą uwagę. A tak będą dwie osoby nadprogramowe. Na szczęście Siergiej rzucił mądrą sugestie (ślepej kurze też może trafić się ziarno) podzielenia się. Dwójka miała pójść z nim a trójka ze mną i Lunetą. Tak będzie tylko jedna osoba nadprogramowa.

Reszta śniadania minęła spokojnie. Wszedłem w odruchową rozmowę z panią "nie powiem kim jestem i wcale nie byłam komandosem czy innym cynglem rządowym". Trochę jeszcze pośmiałem się z Lunetą a gdy Mike wyszedł zaczęliśmy omawiać plany wycieczki. Chciałem zacząć od ruin, potem pokazać im centrum a na koniec zadekować się gdzieś gdzie nie ma dużo osób i może niedojdzie do przypału. Przed końcem posiłku zamieniłem parę słów z Cruzem pytając go o zbliżające się wykłady, które ma prowadzić. Trochę drażnił mnie jego patetyczny sposób wypowiadania się. Gdy wszyscy zjedli ponownie wstałem.
- Dobra panie i panowie. Mam złą wiadomość w tej organizacji panuje hierarchia. Mam też dobrą, Waszym bezpośrednim przełożonym jestem ja. Wymagam tylko stosowania się do paru prostych zasad BHP. Na terenie budynku możecie poruszać wszędzie tam gdzie pozwolił Wam Mały. Tu rządzi on. Na zewnątrz słuchacie się swojego opiekuna. Mnie, Nancy, Boba lub Siergieja. Nie obchodzi mnie którego z nas lubicie bardziej, na zewnątrz my mamy racje póki sami się nie nauczycie co nie co o obecnym świecie. Nie idziecie się odlać póki ktoś z nas nie określi tego miejsca jako bezpieczne. Ruiny są jak dżungla, zewsząd może wyskoczyć coś i ugryźć nas tam gdzie byśmy nie chcieli. Nie rozmawiacie z osobami z zewnątrz gdy ktoś z nas tego nie monitoruje. Gdy zdradzicie, że byliście zahibernowani możecie łatwo skończyć na targu niewolniczym. Nie macie dostatecznej wiedzy by przeżyć samemu a za to posiadacie wiedzę za którą nie jeden zapłaciłby każdą cenę. Oczywiście ten zakaz też trwa tylko do momentu póki nie nauczycie się podstaw o świecie. Kolejna zasada, która niektórym może się nie spodobać. Ci którzy idą ze mną i Lunetą nie biorą broni. Jeżeli ktoś z Was ma paranoje i musi mieć klamkę przy sobie może mi lub Bobowi dać na przechowanie. Oddamy gdy będzie niebezpieczna sytuacja. Niektóre zjawiska mogą spowodować Waszą odruchową, agresywną reakcje. A to spowoduje reakcje. Tego chcemy uniknąć. Spokojnie, to raczej jest zakaz tylko na dzisiejszą wycieczkę. Jak to jest u Zadymy gadajcie z nim. Osoby, których nie zraziłem do zwiedzenia Wielkiego Jabłka zapraszam tu za piętnaście minut.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline