Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-01-2012, 13:26   #11
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Sprawa okazała się być prostsza i trudniejsza zarazem, niż można by się początkowo spodziewać. Adam owszem dostał ćwiartkę. Nancy, jego siostra przełożona podała mu alkohol… co prawda nie w sposób jakiego sobie życzył Kowalski, jednak co można było na to poradzić? Otóż kobieta nie robiąc sobie absolutnie niczego ze swego świętokradztwa pomieszała czysty spirytus z wodą. Ciecz zdatną do wykorzystania co najmniej na kilkanaście sposobów połączyła z wodą zawężając tym samym jej zastosowanie zaledwie do kilku możliwości. Widząc ten fakt Adam wyraźnie się skrzywił. Jednak nie powiedział słowa. Dlaczego? To była złożona sprawa. Jednak zacząć należało od tego, że nie wiedział gdzie jest i dokładnie co się dzieje… opowiadanie Rosjanina wziął pod uwagę, ale nie zamierzał pokładać w nim pełnej wiary… W naturze ludzkiej leży podejrzliwość i poszukiwanie ogólnej teorii spiskowej. Adamowi daleko było do przesadnej, czy powiedzmy wprost chorej podejrzliwości… dość jednak by stwierdzić, że nie zamierzał dać wiary Rosjaninowi na słowo. Musiał się w jakiś sposób przekonać o tym co się działo… tak naprawdę. Pozorna współpraca była tu bodaj najlepszym rozwiązaniem. Z założenia należało robić to co Ci każą rozglądając się wokoło możliwie szybko i możliwie uważnie. Gdy dojdzie się do odpowiednich wniosków, a co najważniejsze gdy zdobędzie się odpowiednie narzędzia do osiągnięcia własnych celów należało zmienić front działań.
Taka teoria może nie była autorstwa Sun Tsu, jednak Adam uważał ją za co najmniej odpowiednią i zamierzał się do niej zastosować.
Gdy długo noga siostrzyczka ich i opuściła on szybkimi ruchami odkorkował naczynie i wychylił jego zawartość. Oszczędnie! Przepłukał usta, popluł na swoje ręce i wtarł gorzałkę w twarz i szyję… uśmiechnął się do swych myśli. Równie szybko zakorkował naczynie i przytroczył je do swego paska. Potem czekał już tylko na Rosjanina. Ten pojawił się nader szybko. Mało mówny, wnerwiony i zdecydowanie obity… cóż, coś poszło najwyraźniej nie po jego myśli… a to skłaniało do kolejnego wniosku. Tu nie wszystko szło po myśli przełożonych. Plus tej sytuacji był taki, że świadczyło to o tym, że nie są doskonali, że są w ich systemie jakieś luki… minus, że ktoś był silniejszy od nich. Kto?
Rusek bez zbędnych ceregieli nakazał mu iść ze sobą. Adam posłuchał.
Jadalnia okazała się być ciekawym pomieszczeniem. Nie ze względu na jakąś specjalną aranżacje wnętrza bowiem to było w zasadzie nudne. Ciekawa była ze względu na kolorową zbieraninę ludzi w niej siedzących. Był koleś posturą przypominający szafę trzydrzwiową… który na dodatek zderzył się kiedyś z pociągiem… czołowo. Był jak mu się zdawało jakiś czerwonoskóry Apacz, były niewiasty ni jak nie pasujące do rzeczonych wcześniej dwóch… był też i trzeci koleś śliniący się ponad miarę do opisanych wcześniej kobiet… Cóż zapowiadało się ciekawie.
Siedzący przy stole wymieniali uwagi na temat tego jak w dzień dzisiejszy wygląda, czym różni się od tego, który istniał 30 lat temu. Kobieta siedząca nieopodal nie dawała niczemu wiary cały czas obstając przy tym, że wszystko to co działo się wokoło było eksperymentem. Na dodatek takim na który nie wyrażała zgody.
Adam zastanawiał się przez chwilę pogryzając leniwie to co miał na talerzu. W zasadzie to co mówiła mogło mieć sens… nie bardzo wyobrażał sobie siebie jako materiał do jakiegokolwiek eksperymentu… ale przecież nie był w tej kwestii ekspertem. Może i ktoś chciał go w czymś sprawdzić? Postanowił jednak zachowywać się w miarę naturalnie. Może potem będzie mógł komuś wystawić za to rachunek. Początkowo Kowalski przysłuchiwał się rozmowie zachowując zdecydowaną rezerwę i powściągliwość. Po pierwsze nie znał tych ludzi, po drugie nie bardzo chciał w jakikolwiek sposób zdradzać się z tym co wie, co potrafi ani do czego może się przydać. Zapach wódki roznosił się wokoło niego, a zaczerwienione policzki mogły świadczyć o tym, że było mu ciepło... Mogły jednak nie musiały. w końcu zdecydował się jednak przemówić.
- Pomińmy na chwilę to czy na prawdę spaliśmy przez trzydzieści lat, czy jest to jakiś eksperyment czy też nie... Zawiesił na chwilę głos spoglądając na, jak mu się zdawało odrobinę panikującą kobietę. Chciałbym zapytać o kwestię zgoła bardziej praktyczną... Mianowicie: Po co? Po co tu jesteśmy? Okej, mam przygotować jakieś auto, jak rozumiem w jakimś celu? Jakim? Po co została tu zebrana tak kolorowa gromadka? I nie wiem jak innych, ale mnie osobiście interesuje to, co będę z tego miał?
Głos zabrał mężczyzna przedstawiony jako Bob Hopkins.
- Zacznijmy więc od początku. Jesteście tu aby zdecydować co chcecie dalej ze sobą zrobić. Możecie zostać z nami przyłączając się do całej organizacji i tym samym mogąc się pochwalić jednymi z szerszych pleców w mieście. - spojrzał na popijającego sok szefa. - Możecie też stwierdzić, że nam odbiło, odejść i... nie oszukujmy się, zostać zabitymi przez grupę bandytów, kanibali, mutantów albo zabłąkaną maszynę.
Adam uniósł dłonie aby wejść w słowo rozmówcy......
- Chcesz powiedzieć, że obudziłeś, nas zapewniasz nam ochronę, proponujesz plecy... niańczysz nas abyśmy nie zostali zabici. W zamian oczekujesz od nas czegoś. Nie owijaj w bawełnę człowieku. Czego?
- Właśnie do tego zmierzałem. Ty i kolega mechanik mieliście przygotować auto do podróży, którą odbędziemy za parę dobrych dni. Jest przed nami pewna misja i nie ukrywam, że ktoś was niańczy za darmo. Zapłacicie za to swoimi umiejętnościami, pracą, no i wsparciem podczas zadań. Na początek będą to łatwe misje, ale z czasem... będzie coraz ciężej. Wiedz jednak, że wszystko co robimy jest dla dobra zarówno Stanów, jak i reszty kontynentu.
- Bardzo to poetyckie i patetyczne. Rozumiem, że za obudzenie jestem Wam coś winien i zdecydowanie poczuwam się do konieczności wyrównania rachunków. Zaraz przejdziemy do tego co to za auto, co ma przejść i na co ma zostać przygotowane. Wiedz jednak, że nie należę do ludzi, którzy będą porywać się na słońce z motyką tylko dlatego, że tak mówi ich honor czy dlatego że “tak trzeba”. To co mi proponujesz jest w dla mnie pracą... a za pracę się płaci.Tak?
- Ależ oczywiście. Wiesz może jaką wartość ma dzisiaj zdrowa żywność, amunicja, ochrona a nawet sprzęt, który zapewne nabędziesz w trakcie współpracy? Taki posiłek jaki zjadł każdy z nas wielu wyceniłoby porównywalnie z dobrym karabinem. Znaczna większość ludzi musi żreć przeterminowane o 20 lat puszki z karmą dla psów. Warto dodać, że za obudzenie nic od Ciebie nie chcemy. Nasi sprawdzą twój oręż jeśli jakiś masz, rzeczy i możesz robić co chcesz. Jednak nie budziliśmy nikogo aby teraz wysyłać go na śmierć. Każdy z was posiada umiejętności dość rozchwytywane...

Adam zaśmiał się krótkim, acz szczerym śmiechem.
- Daruj, ale znamy się zbyt krótko abym wierzył w taki altruizm. Ale do rzeczy w takim razie. Zajmijmy się sprawami oczywistymi, te mniej oczywiste wyjdą w praniu. Co to za auto? Po czym ma jeździć? Czego się od niego wymaga? Jaki mam budżet i ile czasu?
- Auto zobaczycie jutro rano. Jest to wojskowy Conqest Knight z roku 2012. Jest w sumie bardzo dobrze zachowany i nawet część już została zrobiona przez mechaników uderzeniowej. Z tego co wiem bryka obecnie waży jakieś 7 ton i pomieści spokojnie 5 osób i strzelca. Ma napęd na cztery, 5-stopniową skrzynię oraz parę innych bajerków, które najlepiej wam objaśnić jutro rano. Mike by chciał abyście przystosowali je do pustynnej jazdy i ewentualnej obrony przed pościgiem. Ma wypełniane koła a poza tym nie mam pojęcia co może się na pustyni nadać. Wy pewnie jako fachowcy coś wymyślicie.

Adam kiwnął głową słuchając i rozumiejąc przedkładane mu kwestię.
- Należało by zacząć od dołożenia kolejnych par amortyzatorów, opon wypełnonych owszem ale o podwyższonym bieżniku. Jeśli ma być zdatne do obrony... Jezu o czym my mówimy?
- Dajmy na to jakby was goniło pare mniejszych, żwawszych aut przystosowanych do jazdy po piaskownicy. Z obsługą po 2-3 osoby w środku. Widzę, że znasz się na rzeczy i coś wymyślisz. Sprzęt dzisiaj dowiozą a podczas pracy będziecie chronieni przez Zadyme. Aha. W sumie jak Wy będziecie robić auto a garaż jest trochę stąd to wtedy reszta pójdzie ze mną i Morganem a wy z Zadymą. Pasuje wam to?
- Chyba musi... Ja wiem zatem wszystko. Jak rozumiem do tego czasu mam sobie pogryzać obiadek i raczyć się tym cienkuszem... cóż. Niech i tak będzie.
- Znaczy możesz zrobić listę potrzebnych materiałów a chłopaki sprawdzą czy wszystko jest. Nie wiem co będziecie budować więc kazałem mechanikom z uderzeniowej przywieźć towar według ich uznania.
- Dogadam się najpierw z ….Gregorym, jeśli mnie pamięć nie myli. Ustalimy co nam będzie potrzeba i co możemy dla Was zrobić. Jesli oczywiście będzie chciał współpracować. Do tego czasu poproszę kartkę, długopis, swojego lapka... bo zakładam że go macie. ??
- Tak. Mamy go.
- Zatem lapka i komplet narzędzi. Do tego czasu wiem wszystko. chciałbym wrócić do pokoju aby zastanowić się nad tym co można zrobić, aby sprawdzić plany auta i zobaczyć jak można poprawić jego osiągi. Muszę przeczytać mapy silnika... wtedy będę wiedział coś więcej.
- Pewnie. Twój sprzęt jest w twojej kwaterze. Poza tym mam prośbę. Siadło mi takie gówienko...
- snajper wyciągnął zza pazuchy jakiś mały gadżet. - W sumie to moduł nagrywający do mojej lornetki. Potrafiłbyś to zrobić? - pokazał podając przez stół małe urządzonko Adamowi. Kowalski wziął do rąk urządzenie, obejrzał pod kilkoma kątami. Następnie wziął nóż i widelec, wytarł je w serwetkę. Nożem odkręcił kilka śrubek i uniósł pokrywę osłaniającą wnętrze mechanizmu. Gwizdnął.
- Ale upierdzielone! Sięgnął do paska i wydobył naczynie. Otworzył i wokoło rozszedł się zapach wódki. Zabrał serwetkę siedzącemu obok Morganowi u umoczył ją w w wódce. Dmuchnął w mechanizm z którego wydobyła się niewielka chmurka kurzu i piasku. Coś przemył, coś nagiął widelcem. Kilka chwil potem skręcił urządzenie.
- Proszę.
- Dzięki. Masz u mnie piwo i dożywotnią opiekę Nancy.
- powiedział snajper z uśmiechem zerkając na Morgana.
- Piwa faktycznie bym się napił.
- Jeszcze przyjdzie na to czas. Spokojnie.
- wtrąciła pielęgniarka.[i] - A tobie Bob jak zawsze tylko śmiechy, chichy w głowie. - Twój laptop musiał u mnie spędzić jakiś czas gdyż trzeba było wymienić baterię oraz przystosować dysk... Spokojnie. Mam twoje dane.
Morgan coś szepnął na ucho swemu sąsiadowi. Do Adama nie bardzo dotarło o co chodziło jednak z mimiki twarzy wnioskował że ktoś tu sobie z niego robi jaja. Nie dał po sobie znać, że coś mu nie pasuje miast tego powrócił do rozmowy z pielęgniarką.
- Są dla mnie bezcenne i zawierają tak na dobrą sprawę całą moją pracę... Natomiast co do samego dysku i zasady działania kompów dyskutować nie będę. Jeśli coś jest mechaniczne, chętnie się tym zajmę. Elektorniki nie lubię.
- Elektroniką mogę ja się zająć, ale mechanik ze mnie słaby. Z resztą co ja bym zrobiła. –
powiedziała patrząc na swoje szczupłe ręce.
Adam podążył za jej wzrokiem, a potem przesuną nim w kierunku swoich dłoni.
- Cóż...
- W dzisiejszych czasach blizny to norma.
- odezwał się długo milczący Mike. - Ja dla przykładu mam ich sporo, nie licząc oka. Nie przejmuj się. No chyba, że jesteś jak Morgan czy Hopkins... nie. Luneta bez oka już by się pewnie zabił. - powiedział przenosząc wzrok na snajpera.
Adam uśmiechnął się pod nosem nie komentując. Nie było czego. Resztę obiadu spędził w milczeniu. Przyglądał się przez parę chwil saperowi, który do nich dołączył i uważnie nasłuchiwał o tym co było mówione. Sam jednak milczał… Jego umysł wkręcał się na zgoła inne obroty i przygotowywał już w głowie listę … listę zakupów, od której jej przełożony pewnie dostanie palpitacji serca.
Gdy posiłek się skończył, Adam szybkim krokiem podążył do swego pokoju Faktycznie jego laptop… czy może należało by określić netbook czekał już na niego. Był pokryty zielonym tworzywem sztucznym, które w dotyku przypominało gumę i które zabezpieczało urządzenie przed ześlizgiwaniem się z podłoża. Na wierzchniej części komputera szczerzyła się śliczna paszczęka wykonana na specjalne zamówienie Adama.
Browsing deviantART
Na ten widok serce Kowalskiego zabiło odrobinę szybciej na myśl i wspomnienie dawnych czasów.
- Będę PIŁ, oczy PODBIJAŁ. Będę GWAŁCIŁ i ZABIJAŁ! Powtórzył stare porzekadło.
Szybko uniósł ekran, który po kilku chwilach ożył blaskiem. Kowalski podłączył wyjętą z torby myszkę i zaczął ślizgać się po oprogramowaniu. Zdawało się, że wszystko było na miejscu.
Myszka podążyła w kierunku jednej z ikon i po chwili otworzyla się lista… play lista. Adam dokonał wyboru i z niewielkiego głośniczka popłynęły dźwięki.
Sabaton - The Final Solution PL (polskie napisy) - YouTube
Dźwięki, czy też tekst dotyczący historii zadziwiająco dobrze pasował Adamowi do tego co działo się… czy może inaczej co zapewne działo się dzisiaj.
Potem przyszła kolej na pracę…
- Conqest Knight Zaczął mówić do siebie… i przeglądać posiadane materiały.
CONQUEST KNIGHT XV – DANE
TECHNICZNO-EKSPLOATACYJNE
SILNIKI
GM V8, benzynowy,
układ i ilość cylindrów – V8, pojemność skokowa – 6
litrów, moc maksymalna – 325 KM, maksymalny moment obrotowy
– 543 Nm
CUMMINS ISB, wysokoprężny, układ i ilość
cylindrów – R6, pojemność skokowa – 6,7-litra, moc
maksymalna – 300 KM, maksymalny moment obrotowy – 895
Nm
SKRZYNIA BIEGÓW
5-biegowa, automatyczna
SKRZYNIA ROZDZIELCZA
Napęd 4×2, dostępny również napęd na obie osie
UKŁAD HAMULCOWY
4-tarczowy, ABS
KOŁA
Opony Michelin XZY o rozmiarze 385/65 Rx22.5
lub (w zależności od wersji) – MPT Continental 335/80 R20
MPT8 I
WYMIARY I OBJĘTOŚCI
Długość x szerokość x wysokość – 6 000
x 2 438 x 2 540 mm, rozstaw osi – 3 886 mm, prześwit –
356 mm, pojemność zbiornika paliwa – 238 l (za dopłatą
dostępne są większe zbiorniki)
MASY
Własna – 5 896 kr, dopuszczalna masa
całkowita – 10 433 kg
Adam położył przed kompem kartkę papieru, poślinił ołówek i zaczął pisać:
- Opony MPT Continental 335/80 R20 MPT8 I
- Maksymalny bak paliwa przewidziany przez producenta
- Podwójny zestaw amortyzatorów
- Zamki magnetyczne 4 szt.
- Kabel dwużyłowy zbrojony 30 metrów.
- Rurka żeliwna fi: 50 mm., 30m.
- 2x Silniczek elektryczny, obrotowy 24V. o oporze do 500 kg.
- Dżojstik
- Płyta żeliwna 10m2
- Działko lotnicze, lub minigun, lub inna broń szybkostrzelna o łatwo dostępnych pociskach.
- 4x winyl z różowym balonikiem.
- 20 kg gwości lub innego ostrego i metalowego sprzętu.
- 50 l. napalmu lub 50l. oleju silnikowego o dowolnych parapetrach z uwagi na ograniczony budżet może to być olej zużyty.
Adam dodał na końcu swój podpis po czym wstał i wyszedł. Zamierzał szybko odnaleźć swego kolegę po fachu, przedstawić mu listę wraz z zamiarem wykonania konkretnych modyfikacji. Ostatecznie chciał przedstawić listę swemu przełożonemu. Potem gdy pozbędzie się swego bólu głowy, przekazując go zarazem komu innemu zamierzał udać się do pokoju i zasnąć , uprzednio zapewne spożywszy część z posiadanej wódki w charakterze środka nasennego.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 03-01-2012, 18:34   #12
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Siedzący dotychczas w milczeniu młodo wyglądający mężczyzna po prostu jadł i ze średnim zainteresowaniem przysłuchiwał się rozmowie, docinkom, dyskusją i innym wymianą informacji. Dalej nie docierało do niego to, że świat po prostu popadł w ruinę zamiast iść do przodu.
Greg nałożył sobie też sałatki, trochę mięsa i dużo chleba. Taki to już miał zwyczaj, że wszystko lubił przegryzać sporymi kęsami pieczywa.
Słysząc i obserwując naprawę sprzętu po prostu się temu przyglądał. Usłyszał gdzieś między zdaniami swoje imię, ale nie zwrócił na to uwagi. W końcu się odezwał:
- Mechanika już mamy, elektronika też, to ja się za naprawę broni wezmę. Ogólnie za tworzenie pif paf’ów. Pracowałem parę lat w H&K, później u Stoner’a. Tworzyłem głównie MP5, SR-25. Chociaż nie mówię, że innych zabawek też nie sklecę. Chociażby to co mam tutaj. Składak własnej roboty.
Greg uniósł niezbyt wysoko do góry swoją SU-16.
- Niby nic takiego, a jak się swojej roboty przyjaciółkę nosi to cieszy bardziej niż taka z półeczki.
- Dobra. Ale proszę nie wnosić broni do jadalni. Tak na przyszłość. Cieszy mnie, że mamy wsród nas rusznikarza. Ostatniego straciliśmy dawno temu. Pewnie nieźle strzelasz? - zapytał McCain przyglądając się dobrze wykonanemu karabinowi.
- Dobrze, zastosuje się. Co do strzelania to oczywiście żółtodziobem nie jestem, ale też cudów nie można ode mnie oczekiwać. W fabryce oczywiście ktoś musial te karabiny testować. - odpowiedział Greg odkładając swoją broń kawałek dalej od stołu, tak aby nie rzucała się w oczy ani nikomu nie przeszkadzała.
- Jak rozumiem pomożesz Kowalskiemu w tuningu auta? - zapytał snajper pijąc kompot z suszonych śliwek.
- Jeżeli tylko będę potrafił to z przyjemnością... przecież ostatnio majsterkowałem … trzydzieści lat temu... - dodał z lekkim uśmiechem

Greg popatrzył na Lunetę. Ten gość wydał mu się najbardziej przyjazny. A może tylko dlatego, że to on ich tu powitał. Nie kierował się tym jak kto tu wygląda, jak się zachowuje względem innych. Po prostu popatrzył Lunecie w oczy i wiedział, że ten typ jest w porządku.
- Luneta, mogę zerknąć do Waszego arsenału? Zobaczyłbym co tam macie ciekawego. Może uda mi się coś zmodernizować. - zapytał spokojnie, trochę nieśmiało, cały czas czuł się tu jednak nieswojo. Myśl, że zaczyna życie od nowa w innym świecie nie dawała mu spokoju.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 03-01-2012, 20:00   #13
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Miałem głupawkę. Najnormalniej w świecie, trafiła mnie głupawka. Może to i nie przystoi dla ponad trzydziestoletniego capa ale miałem to gdzieś. Gdy przez ostatnie siedem lat co raz coś próbuje Ciebie zabić, dajmy na to mutanty, ludzie, maszyny czy zwykła grypa, szukasz każdej okazji by się odstresować. A ja znalazłem wdzięcznego kompana do rzucania głupimi tekstami w postaci Boba.
Ale wracając do śniadania to odbywało się w bardzo rodzinnej atmosferze. Mój pseudo imiennik walnął krótką (dzięki Bogu!) przemowę. Najpierw nazwał mnie młodzikiem (co w świecie gdy średnia życia wynosi niecałe 40 lat jest lekkim nadużyciem) a potem poprosił wszystkich żeby przedstawili się i powiedzieli co potrafią robić. Może i potrafił pruć z M2 z biodra ale o ludziach to on chyba za wiele nie wiedział. Większość z nich pewnie ciągle nie wierzyło w to co się dzieje i raczej nie podejdą do tego na zasadzie: "Cześć! Nazywam się John, możecie mi mówić Johny i przez całe życie byłem cynglem w Delta Force. Cieszę się, że mogę Was poznać i wykrwawiać się za Waszą sprawę." Tu było trzeba inaczej, mniej stanowczo, spokojnie, z lekkim jajem. Dlatego gdy tylko mogłem przejąłem pałeczkę. Nie, nie pałeczkę Małego. Wolałem nie sprawdzać od czego wziął się jego pseudonim.

Podniosłem szklankę kompotu (smakującego jak bimber na skarpetach tylko, że nie kopał) w stronę snajpera i wstałem. Wszyscy na mnie patrzyli a ja spojrzałem na każdego z nich. Bogata menażeria. Indianiec, koleś który chyba wpadł pod kombajn, murzynka, całkiem ładna kobitka i jakiś pseudomilitarny młodzik. W końcu zabrałem głos, mówiąc lekko żartobliwym tonem.
- Jestem Mike i nie jest to spotkanie AA więc możecie sobie odpuścić grupowe “cześć Mike”. Nie dorobiłem się jeszcze tajnego pseudonimu operacyjnego. Czyli jak coś chcecie krzyczcie Mike lub Morgan bez przedrostków w postaci “duży” czy “średni”.
Spojrzałem na naszego gospodarza by każdy wiedział do kogo pije i kontynuowałem.
- Jestem sanitariuszem i Waszą niańką. Dbam o to by przez brak obyczajów nikt Wam dupy nie odstrzelił a jak już to się stanie to ją połatam. Nieźle też strzelam i prowadzę. O BHP na zewnątrz potruje Wam po śniadaniu. Ale zanim będziecie mogli zacząć pałaszować jedzenie przedstawię Wam resztę ekipy. Naszego pracodawce, który ściągnął dla Was niańke już znacie. Pan na przeciwko mnie to Bob “Luneta” H. niezrównany snajper i pies na baby. Panie uważajcie. Pan z tendencją do malowania tylko jednego oka i to nierówno to Zadyma. Pochodzenie pseudonimu to wielka tajemnica rzeki, nie do odgadnięcia. Ostatnia ale nie najmniej ważna członkini naszej wielkiej, szczęśliwej rodzinki to Nancy, która dba o nasz stan zdrowia. Możecie struć się alkoholem do woli, chociaż załapania grypy ołowiowej nie polecam. Tyle mego trucia. To może teraz Wy powiecie coś o sobie?
Oczywiście wszyscy się rzucili mówiąc o swoich mocnych i słabych stronach, deklarowali przyjaźń... No dobra, ni cholery tego nie robili ale nie spodziewałem się czegoś innego. Za to Duchy od razu zareagowały. Luneta tylko uśmiechnął się od ucha do ucha, zdecydowanie zaczynałem lubić tego człowieka. Zaś mój zdecydowanie najmniej lubiany Rusek (znałem aż dwójkę i kolejne pół przedstawicieli tej nacji) chyba chciał wstać i mnie obić ale Nan go uspokoiła. W końcu Siergiej opadł na krzesło i się odezwał wchodząc ze mną w dyskusje. Debil.
- Skoro nasz kochany kolega zabrał już głos... To pozostaje mi jedynie dodać, że jeżeli zajdzie komukolwiek tutaj za skórę to wiecie do kogo się zgłosić. Nie będę udawał, że Cie lubię dlatego proszę Cie nie mów tak więcej. Tym razem masz taryfę ulgową, ale następnym razem...
Po swojej przemowie spojrzał na Mike i się chyba uspokoił, wolałem nie wiedzieć jakie są ich relacje. Na wszelki wypadek odpiąłem kaburę, nie chciałem tu strzelać ale dobry blef poparty klamką nie był zły. Odezwał się do Siergieja spokojnym, lekko cynicznym głosem.
- Dzięki Zadyma, będę spał mniej spokojnie. Ale ja do Ciebie nic nie mam więc udzielę pewnej rady. Nie wiem czemu ale niesamowicie wkurwiam ludzi, taka karma. Możesz nie mieć czasu nawet się zdrzemnąć jak rozgłosisz, że za każdego kogo zirytowałem dostanę od Ciebie wpierdol.
- Kondycję mam dobrą, ale dzięki, że dbasz o moje zdrowie. Zapamiętam aby segregować zgłoszenia.

Rusek zabrał się za żarcie a ja wyszczerzyłem się do Hopkinsa i sam zacząłem jeść. Długo to nie potrwało bo odezwał się Mike. Mówił cicho, widać, że nie chciał by reszta, jedząca w milczeniu usłyszała.

- Chciałem abyście usiedli bliżej gdyż mam z wami pewną sprawę do obgadania. Zwykle w podobnych kwestiach doradzał mi Zadyma, ale on... - tu spojrzał na pokiereszowanego Ruska - tym razem Siergiej się nie nada. Jutro wyjeżdżam wraz z Cruzem, chłopakami z uderzeniowej i... właśnie jednym z was. - powiedział patrząc na Lunetę. - Albo ty albo Rusek. Decyzja należy do Ciebie Michael. Może mnie nie być nawet dwa tygodnie a za ten czas wiele się może zmienić. Wybierz tego, z którym lepiej Ci się współpracuje. Aha. Mam dla was pewne zadanie, ale to później. Za pięć dni zaczniecie realizację więc czas na przygotowanie będziecie mieli. Na razie powiem, że będzie to wyjazd i przydzielę wam auto.
Wkurwiała mnie ta lakoniczność. Jako niańka powinienem wiedzieć wszystko ale Małego najwyraźniej bawiło dozowanie informacji i budowanie napięcia. Może i by podziałało gdybym nie miał tego tak w dupie.
- Bomba wycieczka krajoznawcza z bandą turystów. Tylko jeżeli chcesz by mieli przewodnika, który im powie, że to po prawej to obóz niewolników, przykład architektury obecnego wieku a to po prawej to burdel, również postawiony w tym wieku ale z znacznie starszymi korzeniami to daj mi Boba. Z Zadymą - jak zwykle wymówiłem ten pseudonim z ironią - możemy się pozabijać. Wiesz... Ołowica przewlekła, te sprawy.
- Zadyma nawet Cie nie tknie. Znam go lepiej niż ktokolwiek z was i uwierzcie mi nie zrobi nic bez rozkazu. Poza tym Ciebie nigdy by nie uderzył ani zaatakował. Jedyna osoba, którą tutaj chciałby obić to ja. Nigdy nie zaczyna walki bez wyzwania. Przynajmniej na gołe łapy. Uwierz mi to tylko pierdolenie. A tak poza tym Rusek ma swe umiejętności, Bob ma swoje. Wybierz dobrze, bo jak coś się stanie w budynkach pod naszą protekcją Wasiliew może okazać się przydatniejszy.
Końcówkę dodał z lekkim wahaniem patrząc na Hopkinsa, ten pokiwał głową. Ja jednak byłem uparty.
- Niedoceniasz mnie Mike. Mam niesamowity talent w prowokowaniu ludzi. Jeśli coś się stanie... Jeśli coś się stanie to się stanie a ja spróbuję wytłumaczyć paru osobom, że popelnili błąd. Popatrz, że mam tylko pięć dni na przystosowanie do życia zgrai mrożonek. Potrzebuję kogoś do pomocy. Nan i Luneta będą lepsi niż Zadyma, który ciągle będzie na mnie warczał i mnie krytykował. A z nimi się dogaduje i łatwiej mi będzie przeprowadzić ich przez przedszkole.
- Cieszę się, że mimo naszych wcześniejszych, w sumie neutralnych, relacji zdecydowałeś się mi zaufać. Możesz być pewien, że nie zawiodę a burdele znam jak mało kto. Tylko, że... -
tu snajper poprawił włosy. - ja nie muszę za to płacić.
Fakt, wcześniej oceniałem Boba przez pryzmat reszty Duchów ale krótka rozmowa pomogła przełamać lody.
- Wiesz, ja też jestem zbyt młody i przystojny by płacić za seks ale spójrz na naszych podopiecznych.
Mówiąc to odwróciłem się do kolesia od kombajnu i wyszczerzyłem zęby
- Dobra. Więc jeden problem z głowy. Zadyma Cie nie tknie jak nie będziesz go prowokował. Uwierz mi, że on jest naprawdę bardzo pokojowy. Bardziej niż Luneta. Pozory mogą mylić. A teraz smacznego życzę Panowie i Panie.
Mike chyba uciąć rozmowę, ale nie wiedział co mu jeszcze Fry Face podesłała.
- Wiesz Mike. Ja lubię ludzkich współpracowników. A jedna znajoma z specnazu czy innego wympiełu mi wystarczy. Szczególnie, że widzę po ryjcu Zadymy, że kolo lubi się sprawdzać. Czym mu przywaliłeś? Kafarem?
- Może Cie to zdziwić... Kuflem. Cynowym. Jak widać nie oddał. Pozory mylą. Poza tym Zadyma nie jest ze Specnazu. Nie wiem czy któryś z chłopaków Valentiny dałby mu radę wręcz. Raczej nie. Jak kiedyś będzie czas przejdziemy się w miejsce skąd go wyciągnąłem a zrozumiesz. Może ciężko uwierzyć, ale kiedyś to była prawdziwa bestia. Teraz jest spokojny.
Demonstracyjnie długo przyglądałem się twarzy Zadymy ten jednak udawał zajętego rozmową z Nan.
- Wiesz... Fry Face poprostu jakby przyszło co do czego wpakowałaby mu pół magazynka w brzuch. Porusza się jak żołnierz, bestia... No kurcze, wypisz wymaluj Wympieł. Uważaj bo kiedyś może zerwać się ze smyczy.
- Właściwie na niej nie jest. Jak chce może wyjść nawet teraz. Z tym, że tutaj ma jedną z najlepszyl sal treningowych w mieście. Poza tym ma jeden z lepszych sprzętów na akcję, super żarcie, no i to co on lubi najbardziej... wyzywające zadania. Widziałeś go kiedyś na mieście jak go sam nie wysłałem? Właśnie. Nie martw się ja też nie. Większość czasu trenuje. Dużo ludzi obawiałoby się spalenia mięśni czy przepukliny. On jest inny. Albo lata z karabinem albo trenuje. Zakazałem mu tego co kiedyś robił, bo pewnie miałby więcej siniaków.

Bob po słowach Mike'a spojrzał tak jakoś dziwnie, jakby współczująco w stronę Siergieja.
- Dlatego wolę Boba. On oprócz jarania się swoim karabinem i tłuczenia worka chodzi jeszcze na dupy i pije. Taki ktoś pomoże mrożonkom lepiej się zaaklimatyzować.
- Skoro tak uważasz to rzeczywiście dobre wyjście. Jutro spotykamy się u mnie abym Ci przekazał dane na temat tej waszej misji. Powinniście dać radę chciaż jak wspomniałem o tym Siergiejowi zaczął drzeć się, że nie macie szans. Chciał sam jechać, ale na to co będzie jutro nie mogę was wysyłać. My lepiej współpracujemy z ekipą uderzeniową.

- Bedę potrzebował kasy, broni, Nan i Lunety. Trzeba będzie się nimi podzielić. I tak jest więcej mrożonek niż nianiek.
- Pewnie. Zostawie Ci Lunete, Nancy, a jak ekipa uderzeniowa będzie miała sapera to nawet Cruza. Ucieszyłby się. Miał za 2 dni wykładać na tutejszym uniwerku fizykę stosowaną. W ten sam dzień wykłada tam Nancy więc uważajcie na nich. A przed wyjazdem dam Ci wszystko co potrzebne i poproszę naszych odmrożonych monterów aby zajeli się waszym pojazdem. Będą mieli jedynie 4 dni więc roboty będzie w bród. Jeden z was zostanie z nimi w garażu. Poza tym po wyjeździe dołączy do was mój przyjaciel, którego nie wpuszczają do miasta. Znaczy sam nie chce tu przebywac. Powinien się dobrze dogadywać z Brayan’em. Jutro więcej szczegółów.

Tym razem pozwoliłem skończyć temat, rzucając tylko krótki komentarz.
- Kimkolwiek jest Bryan. Tak jest, bez odbioru.

Zająłem się jedzeniem, monitorując lekko rozmowę przy stole. Byłem nawet miły. Wszedłem tylko w jedną pyskówkę z Siergiejem. Poprawa jak nic. Jednak ta sielankowa, rodzinna atmosfera nie mogła trwać wiecznie. Jedna z kobiet, ta ładniejsza (cóż, murzynki jakoś nigdy mi się nie podobały) wstała ogłaszając, że chce się wycofać z eksperymentu. Ciągle była we "śnie". Każdy hibernatus przez to przechodził, nazwa była robocza i używana tylko przeze mnie. Na początku mrożonka próbuje sobie poradzić z szokiem poprzez negacje. Twierdzi, że wszystko to sen, odlot po narkotyku czy też eksperyment. Nan zrobiła najgłupszą rzecz jaką mogła zrobić. Chciała wszystko wytłumaczyć logicznie. Dlatego nie lubię chemików, fizyków czy innych jajogłowych. Zabrałem głos wchodząc z dziewczyną w dialog. Spokojnie jej odpowiadałem, stwarzając iluzję odwrotu i uzyskując swój cel. Nie, wbrew temu jakie spojrzenia mi posyłał Kombajn i Indianiec nie było nim przelecenie dziewczyny. Raczej terapia szokowa. Może i brutalna ale mogąca ją uratować. Czułem sympatie to niej, najbardziej przypominała mnie po przebudzeniu. Jakoś milczący czerwonoskóry, poobliźniony pijak, pseudowojskowy młodzik ani murzynka nie zjednali mojej sympatii (ani antypatii).
Potem już tylko Luneta wyskoczył z genialnym pomysłem wielkiej wycieczki. W wypadku pokazania świata zewnętrznego należało się skupić na jednej osobie, poświęcić jej całą uwagę. A tak będą dwie osoby nadprogramowe. Na szczęście Siergiej rzucił mądrą sugestie (ślepej kurze też może trafić się ziarno) podzielenia się. Dwójka miała pójść z nim a trójka ze mną i Lunetą. Tak będzie tylko jedna osoba nadprogramowa.

Reszta śniadania minęła spokojnie. Wszedłem w odruchową rozmowę z panią "nie powiem kim jestem i wcale nie byłam komandosem czy innym cynglem rządowym". Trochę jeszcze pośmiałem się z Lunetą a gdy Mike wyszedł zaczęliśmy omawiać plany wycieczki. Chciałem zacząć od ruin, potem pokazać im centrum a na koniec zadekować się gdzieś gdzie nie ma dużo osób i może niedojdzie do przypału. Przed końcem posiłku zamieniłem parę słów z Cruzem pytając go o zbliżające się wykłady, które ma prowadzić. Trochę drażnił mnie jego patetyczny sposób wypowiadania się. Gdy wszyscy zjedli ponownie wstałem.
- Dobra panie i panowie. Mam złą wiadomość w tej organizacji panuje hierarchia. Mam też dobrą, Waszym bezpośrednim przełożonym jestem ja. Wymagam tylko stosowania się do paru prostych zasad BHP. Na terenie budynku możecie poruszać wszędzie tam gdzie pozwolił Wam Mały. Tu rządzi on. Na zewnątrz słuchacie się swojego opiekuna. Mnie, Nancy, Boba lub Siergieja. Nie obchodzi mnie którego z nas lubicie bardziej, na zewnątrz my mamy racje póki sami się nie nauczycie co nie co o obecnym świecie. Nie idziecie się odlać póki ktoś z nas nie określi tego miejsca jako bezpieczne. Ruiny są jak dżungla, zewsząd może wyskoczyć coś i ugryźć nas tam gdzie byśmy nie chcieli. Nie rozmawiacie z osobami z zewnątrz gdy ktoś z nas tego nie monitoruje. Gdy zdradzicie, że byliście zahibernowani możecie łatwo skończyć na targu niewolniczym. Nie macie dostatecznej wiedzy by przeżyć samemu a za to posiadacie wiedzę za którą nie jeden zapłaciłby każdą cenę. Oczywiście ten zakaz też trwa tylko do momentu póki nie nauczycie się podstaw o świecie. Kolejna zasada, która niektórym może się nie spodobać. Ci którzy idą ze mną i Lunetą nie biorą broni. Jeżeli ktoś z Was ma paranoje i musi mieć klamkę przy sobie może mi lub Bobowi dać na przechowanie. Oddamy gdy będzie niebezpieczna sytuacja. Niektóre zjawiska mogą spowodować Waszą odruchową, agresywną reakcje. A to spowoduje reakcje. Tego chcemy uniknąć. Spokojnie, to raczej jest zakaz tylko na dzisiejszą wycieczkę. Jak to jest u Zadymy gadajcie z nim. Osoby, których nie zraziłem do zwiedzenia Wielkiego Jabłka zapraszam tu za piętnaście minut.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 04-01-2012, 15:26   #14
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Alex nałożyła sobie na talerz sałatkę, dołożyła trochę mięsa, które wyglądało jak kurczak. Zaczęła powoli jeść, lustrując wzrokiem pozostałych. Niezła zbieranina, do kompletu brakowało tylko Azjaty i niepełnosprawnego. Choć zaraz pewnie okaże się, że któryś podciągnie nogawkę i tam zamiast nogi będzie proteza…
Dobieranie pomocników eksperymentatora – jak pamiętała z seminarium – nie było trywialną sprawą. Ludzie ci musieli się różnić, żeby badany miał wrażenie, że znajduje się w naturalnej sytuacji, a obok niego siedzą inni badani.

Alex była pewna, że ona jest badaną… co do reszty… wydawali się przyjmować te bzdety o 30 latach z pełną zrozumienia powagą, co jasno wskazywało, że współpracują z eksperymentatorem. Choć może niektórzy byli w podobnej sytuacji jak ona… starała się przypomnieć sobie ich twarze, byli na jednej uczelni, powinni się mijać na korytarzach, seminarium z psychologii trwało już kilka tygodni.. powinna ich pamiętać. Ale nie pamiętała. To ją niepokoiło. Podobnie jak ten środek, co jej Nancy wstrzyknęła.. była pewna, że nigdy nie podpisałaby zgody na udział w eksperymencie z farmakologią.
Po tym, jak Komisja Etyki dwa rok temu rozluźniła zasady dotyczące przebiegu eksperymentów psychologicznych, wiele klasycznych doświadczeń przeprowadzano na nowo. Np. eksperyment Zimbardo z losowym podziałem studentów na więźniów i strażników w hipotetycznym więzieniu.
W jakim eksperymencie ona brała udział? Na pewno nie godziła się na farmakologię, nie używała nigdy żadnych świństw. Podjęła decyzję.

- Chciałabym wycofać się z eksperymentu – powiedziała. - I z seminarium. Czy mam coś podpisać?
- Rozumiem, że może być Pani w lekkim szoku
– pielęgniarka przerwała rozmowę z ciemnoskórą dziewczyną i skierowała spojrzenie na Alex - ale to nie jest eksperyment. To prawda. Przykro mi. Bryan też został wybudzony, zapytaj go jak jest na zewnątrz... Sama niedługo tam trafisz a wtedy zrozumiesz. Każdy z nas to przechodził tylko... mniej dynamicznie.

Alex spojrzała na kobietę, niepewna, o co tamtej chodzi. Mniej dynamicznie? Co to za slang? Przeprasza, że to NIE jest eksperyment? Powinna ją przeprosić za postępowanie wbrew jej woli, chociaż same przeprosiny nie wystarczą, będzie się domagała odszkodowania, zna swoje prawa! Bryan? Nie kojarzyła imienia, spojrzała na mężczyznę siedzącego obok niej, byli razem w pokoju, kiedy Nancy coś im wstrzyknęła… tan jednak nie zareagował, spokojnie pochłaniając sałatkę z chlebem. „Dziwne połączenie” przemknęło jej przez myśl, ale potem jej spojrzenie powędrowało do mężczyzny o indiańskim wyglądzie, który siedział naprzeciwko niej – on wyraźnie poruszył się, kiedy usłyszał imię.

- Nan – odezwał się facet, który kazał nazywać się „Just Mike”. - Ona nie przyjmie tego do wiadomości. Zrobiliście to zbyt... sterylnie.

„Ona?” Alex spięła się, czemu ten facet mówi, jakby jej tu nie było? Nie znosiła takiego lekceważącego protekcjonizmu.

Zanim zdążyła się odezwać facet spojrzał na nią.
- Wybacz Panno... Imienia nie pamiętam. Zrobimy tak. Zjedz z nami a potem wyjdziemy na zewnątrz. Pokażę Ci ruiny, jak wygląda teraz świat. Po wszystkim będziesz mogła się wycofać. W jedzeniu i piciu nie masz żadnych środków halucynogennych, nie wierzysz to weź moje. Możemy tak zrobić?
- Twierdzisz, że to nie eksperyment, a jednocześnie proponujesz mi wycofanie się.
– Alex potrząsnęła głowa, zirytowana. - To sprzeczność. Wierzę, że w jedzeniu nic nie ma, ale ta kobieta - wskazała na Nancy - wstrzyknęła nam coś zaraz na początku. Nigdy nie wyrażałam zgody na farmakologię. To pogwałcenie moich praw.

Morgan odpowiedział praktycznie od razu, jakby obawiał się, że ktoś go uprzedzi.
- Mogę Ci to wyjaśnić. Ale obiecasz mi nie przerywać, dobra?

„Pięknie, pięknie.. teraz dla odmiany zauważa mnie, ale gada do mnie jak do upośledzonego dzieciaka” pomyślała Alex i odpowiedziała sucho
- Podjęłam już decyzję. Twoje wyjaśnienia nic nie zmienią.
- To czemu ich nie wysłuchasz? Chociażby ze względu na szacunek do drugiego człowieka? Co Ci szkodzi? A nóż mówimy prawdę, zawsze istnieje taka szansa. Nawet minimalna. Kwestia prawdopodobieństwa.
– naciskał Mike.

- Wysłuchaj go. Im prędzej skończy tym lepiej. Poza tym... spójrz na Małego. Czy widziałaś takiego typa przed wojną? - wtrącił się wielki facet z blizną pod okiem.

- Powiedziałeś, że mogę - Alex zaakcentowała słowo, ignorując bliznowatego mięśniaka i kierując spojrzenia na Morgana - się wycofać. Skoro przedtem muszę wysłuchać waszych argumentów, proszę, niech i tak będzie. Obiecuję nie przerywać. – dodała z sarkazmem, odkładając widelec. Wyprostowała się na krześle jak grzeczna dziewczynka wbijając wzrok w Morgana.

Michael zdusił ironiczny uśmieszek, wyglądał tak, jakby cała sytuacja go chyba bawiła. Upił mały łyk kompotu.
- Możesz się wycofać – powiedział. - Nie musisz mnie wysłuchiwać. Nie zatrzymam Ciebie, nie przypnę pasami i nie każę słuchać. Jestem na to zbyt leniwy. No to lecimy. Po pierwsze zwróciłaś uwagę na to, że możesz się wycofać co jest sprzeczne z tym, że to nie jest eksperyment. Nie zgodzę się z tym. Z tego co wiem Mike zaproponował Wam pewną współpracę, znając go jest ona dobrowolna. Możesz się wycofać z tego przedsięwzięcia i zwyczajnie stąd wyjść. Nie polecam, świat teraz nie jest zbyt miłym miejscem. Dalej. Przyjmijmy, na chwilkę, takie wstępne założenie, że to nie jest eksperyment, żart czy sen, dobra? Według tego byliście zahibernowani, na skutek tego od razu po przebudzeniu nie byliście w pełni władz. Nie będę zanudzał Ciebie medycznym żargonem, mało się na tym znam a Nan wytłumaczy to ciekawiej. Stąd zastrzyk. To jak w przypadku wypadku. Gdy jest zagrożone życie można dokonać operacji bez zgody poszkodowanego by ratować mu życie. Tylko tu zamiast operacji na otwartym sercu był jeden zastrzyk. No i na koniec, nasze argumenty... Otóż z moich ust nie usłyszysz żadnych. Pewnie już Ci próbowali mówić o maszynach, dżungli i reszcie syfu. Cokolwiek nie powiem, możesz przyjąć, że to dobrze przygotowany eksperyment, projekcja Twojej podświadomości generująca ten koszmar czy też zwykły kawał kumpli z uczelni. Dlatego proponuję Ci dowód, namacalny, wymagający jednak od Ciebie z godzinki cierpliwości. Pokażę Ci świat zewnętrzny, będziesz mogła zobaczyć innych ludzi, budynki, niebo... Nawet niebo nie jest już takie jak kiedyś. I w każdej chwili będziesz mogła odejść. W każdej. Proszę Ciebie jednak o jeszcze chwilę cierpliwości. Dobrze?

- Ok - odpowiedziała Alex kuląc się na krześle. Coś było w głosie mężczyzny, jego postawie… Ten ze śliwą mu groził, znali się , Alex słyszała coś jak dźwięk odpinanej kabury, a Morgan wydawał się być rozbawiony. Coś w zachowaniu mężczyzny i całej sytuacji... coś było nie tak. Dziewczyna zaczęła się bać.

- Dziękuję – powiedział, ale to słowo zamiast uspokoić Alex spowodowało, że skuliła się jeszcze bardziej. Przestała rozmyślać o sytuacji, tylko zaczęła wsłuchiwać w rozmowy. Mogła być przestraszona i oszołomiona sytuacją, ale to nie wpłynęło na upośledzenie jej zdolności poznawczych. Zorientowała się, że każdy z uczestników spotkania, który zdecydował się opowiedzieć cokolwiek o sobie, był specjalistą w swojej dziedzinie. Posiadali konkretne, można powiedzieć – twarde – umiejętności. Nie żadne humanistyczno-psychologiczne bzdury (wiedziała, że to seminarium było porażką… ), tylko rzetelna wiedza i zdolności.

Do środka wszedł kolejny mężczyzna. Wysoki, szczupły, z szeroką szczęką. Wyglądał na około 30 lat. Alex wciągnęła ze świstem powietrze, kiedy pojawił się w jadalni. Jonathan Cruz... szef oddziału saperskiego. Rozpoznała go od razu, nie mogło być wątpliwości. Oczywiście istniało niewielkie podobieństwo, że był to jego sobowtór (albo porwany przez kosmitów w dzieciństwie i podrzucony po serii medycznych testów brat-bliźniak), ale było ono naprawdę niewielkie.

- Witam. Nazywam się John i nie pije od czterech lat. Żartuje. Przepraszam za spóźnienie, ale miałem pewne sprawy do załatwienia. Widzę, że żarcie całkiem ostygło. No nic. Zadowolę się tym. - mężczyzna usiadł na miejscu wcześniej zajmowanym przez McCain’a i przysunął sobie michę z ziemniakami, które zaczął jeść.

Cruz był specjalistą wysokiej klasy. Ona.. hm.. ona w sumie też była specjalistką. Też wysokiej klasy. Tego jednego akurat była pewna.
Zaczęła się zastanawiać, wpatrując w burzę za oknem. A jeśli ta opowieść była prawdziwa? Jeżeli rzeczywiście ich zamrożono, a teraz odhibernowano, z nadzieją na skorzystanie z ich umiejętności w walce z tym.. Molochem. Wybór był jasny, i de facto, pozorny: albo przystąpią do tej organizacji, albo ich wykopią, żeby radzili sobie sami w tym chaosie na zewnątrz. Zadrżała. Rzeczywistość wydawała się gorsza od najgorszego koszmaru.
A może po prostu śni? Podniosła dłoń i spojrzała na swoje palce. Pięć. Przeliczyła je raz, i kolejny. Potem spojrzała na lewą dłoń. Ciągle pięć. Kurwa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 04-01-2012 o 17:59.
kanna jest offline  
Stary 05-01-2012, 21:22   #15
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jules nie miała pomysłu na siebie. Rewelacje, które usłyszała chwilę temu zaskoczyły ją, ale pomimo nagłego ataku paniki, który zresztą szybko zwalczyła nie poczuła nic innego. Tak, jakby to spłynęło po niej jak po kaczce. Czuła się obojętna. I ta obojętność najbardziej ją przerażała.

Po jakimś czasie, dokładnie nie wiedziała jakim, zauważyła że mężczyzna, który ćwiczył w pokoju obok wyszedł. Rozciągała się jeszcze przez chwilę, do momentu kiedy stwierdziła, że może być i wyszła by przyjrzeć się przyrządom. Standardowe wyposażenie rodem z każdej innej siłowni w collage’u. „Przydałby mi się jakiś sparing” pomyślała, oglądając obite matą słupy. Chciała wiedzieć w jakiej naprawdę była formie po trzydziestu latach leżenia w lodówce. Jak na razie czuła się jak dętka.

Kwadrans później drzwi znowu się otworzyły. Człowiek, który zaszczycił ją swoją obecnością grzecznie (bądź neutralnie) przedstawił się i udzielił jej bardzo ważnej informacji. Na samą myśl o jedzeniu Jules czuła jak kiszki jej marsza grają.

W jadalni zebrało się już kilka osób. Jules zajęła miejsce obserwując to, co pojawiało się na stole, czując jak jej ślinianki reagują niemal jak w modelowym eksperymencie pawłowskim. Jadła wolno, by nie przeciążyć żołądka, ale w milczeniu, słuchając innych. Nagle zebrała się na odwagę i zapytała:
- A tak dokładniej to gdzie my właściwie jesteśmy? - spytała Jules po długiej chwili milczącego jedzenia.
- Właściwie to znajdujemy się na terenie dawnego Nowego Yorku. Z przedwojennych miast nie zostało zbyt wiele, ale mogło być znacznie gorzej. - odpowiedziała siedząca obok uczona. - Bardzo mi przykro, że tak drastycznie się o tym dowiadujecie, ale niestety im wcześniej wam o tym powiemy tym prędzej będziecie potrafili żyć w tym świecie.
Jules przełknęła, oddychając głęboko by uspokoić nerwy i szybsze bicie serca.
- Więc... jak dużo zostało z... ze świata?
- Ze świata nie wiemy. - powiedział siedzący naprzeciw Rosjanin. - Z dawnego USA parenaście większych stanów, w których może z paredziesiąt miast i miasteczek. Poza tym mamy pustkowia, wioski, wiecznie błąkających się dzikusów. Łączność z Europą zerwana, z Azją, Rosją i resztą podobnie.
- Bo Rosja to nie Europa...

Sceniczny szept Morgana było słychać przy całym stole. Żadnej odpowiedzi, zero. Jakby Rusek tego nie słyszał. Luneta za to podniósł wzrok wzruszając ramionami. Jules chyba nie zrozumiała. Znaczy… wiedziała, że Rosja jest wielka jak nie wiadomo co, ale nie rozumiała czegoś, co miało być żartem.
- Skąd Pani jest, Panno Pullman? - zapytała Nancy następnie zwróciła się do siedzącej obok kobiety. Jules uprzejmie poczekała aż pielęgniarka znów na nią spojrzy.
- Z Connecticut - odpowiedziała Jules. - I nie panno. Jestem o wiele za stara by nazywać mnie panną. Po prostu Jules.
Wydawało się, że jej słowa po prostu zaginęły w toku rozmowy studentki z Morganem. Jules zajęła się więc tym, co miała na talerzu, jednym uchem tylko śledząc rozmowy. Jednakże kolejny temat kazał jej odezwać się po raz kolejny.
- Może wyjdziemy większą grupą? - zaproponował Luneta. - Reszcie też by dobrze zrobiła mała lekcja orientacji w terenie. Tylko ja i Zadyma się uzbroimy, bo szef ma urwanie dupy z tym jutrzejszym wyjazdem.
Michael spojrzał na Lunetę, niezbyt zadowolony z jego propozycji. Szybko skrył to za uśmiechem.
- Nie sądzę by to dobry pomysł. Możemy zrobić parę rundek ale tak duża ilość osób sprawi, że będzie powtórka z rozrywki. Znowu nam nie uwierzą. A tak każdy będzie mógł na spokojnie zadać swoje pytania. Ale, żeby znowu nie było, że to element eksperymentu gdzie chcemy ich wywabić pojedynczo to możemy wyjść na dwie tury. Ja i jeden z Was z trójką a potem znowu z dwójką.
- Weźcie z Lunetą trójkę a ja wyjdę z dwójką w tym Indianinem. - powiedział Rusek.
Nez słysząc to uśmiechnął się życzliwie i mruknął, że miło mu.
- Tylko z tymi wycieczkami nie przesadźcie. Panowie Kowalski i Martin, mam dla was zadanie. W cztery dni trzeba maksymalnie przystosować do terenu pustynnego spore auto. Wpadnijcie do mnie jutro z rana a zaprowadze was do garażu, gdzie są też wszystkie narzędzia. - Mike zabrał się za sok słuchając dalszych rozmów.
- Znasz mnie Mike... Moja ekipa zostanie odnaleziona za trzy dni na mega kacu, przeputawszy wcześniej wszystko co mieliśmy przy sobie włącznie z gaciami. A co do propozycji Siergieja to dobra. Ale pod warunkiem, że tajemnicza pani od eksperymentu zgodzi się towarzyszyć mi i Bobowi.
Uśmiech nie schodził z twarzy Morgana.
- To ja chcę iść z tą ekpią - stwierdziła nagle Jules, uśmiechając się szeroko. - Skoro NAPRAWDĘ nie piłam przez 30 lat to chyba muszę sobie odbić.
Nancy w pewnym momencie jakby ożyła uśmiechając się do ogółu.
- Będziesz gdzieś wychodził? - zapytała Ruska. - W takim razie trzeba przygotować apteczkę. - dodała patrząc na Wasiliewa i Bryan’a. - Connecticut? - powiedziała obracając się ku Jules. - Obawiam się, że niewiele z niego zostało. Bardzo niewiele... A co do picia Morgan pewnie żartuje. Chociaż parę kolejek nikomu nie zaszkodziło nie wiem czy nas na to teraz czasowo stać. Trzy dni kaca to długo...
Bryan skinął głową na znak zrozumienia. Chwilę później pakował dwa kawałki mięsa w papierową serwetkę. Wziął też kilka plasterków sera i chleb. Wszystko ładnie zawinięte.
Morgan spojrzał na Lunetę i delikatnie skinął głową w stronę Siergieja i Nan na koniec unosząc pytająco brwi.
Luneta spojrzał, zatrzymał się na chwilę i... pokiwał głową na boki.
- Później Ci opowiem... - rzekł cicho przez stół markując sięgnięcie po dzban z sokiem.
Michael nie wiedząc chyba kiedy dość odchylił się lekko na krześle, machnął głową gdzieś w prawo, zamarkował palcem ściągnięcia cyngla unosząc znowu brwi i się głupio wyszczerzył. Snajper z uśmiechem pokiwał twierdząco głową. Sanitariusz wyszczerzył się jeszcze bardziej. Dopiero teraz odpowiedział pielęgniarce.
- W miłym towarzystwie czas szybko leci Nan. Może wybierzesz się z nami? Będziesz mogła odpowiedzieć na te mądre pytania przy których moją jedyną odpowiedzią byłoby nalanie kolejnej kolejki. A Ciebie Jules zapraszam. Chociaż muszę powiedzieć, że produkcja alkoholu jak i reszta cywilizacji ostro się uwsteczniła.
- W mojej karierze bywałam i piłam w miejscach, gdzie cywilizacja w ogóle się zatrzymała - odpowiedziała.
- Rosji?
Głos Morgana był tak niewinny jak tylko się da. Jules znowu nie zrozumiała.
- Kambodży, na przykład - odpowiedziała spokojnie. - Rosja to jak już Sybir.
- W tej Rosji, która mieści się w Europie Morgan? - zapytał Rusek. - Nie byłem.
- Czyli ciągle byłeś w tej Azjatyckiej? No ale nie ważne. Mogła być i Afrykańska.
Michael machnął ręką.
- Widzę, że rzucało Ciebie po całym świecie Jules. Kręciłaś odcinki o Gryllsie?
- Nie trafiłeś - uśmiechnęła się tajemniczo. Odcinki o Gryllsie, nie, ale prawdę powiedziawszy sceneria była bardzo, bardzo podobna.
- Za parę kieliszków będę bardziej kreatywny.
- Kieliszków czego? Tego tam soku? - uniosła brwi
- Czegoś bardziej odpowiedniego. Cóż, minus śniadań w pracy, są zbyt... Formalne, suche.
- Niestety muszę odmówić. Mam sporo do zrobienia zarówno dzisiaj, jutro a za 2 dni wykładam na uczelni. Poza tym muszę przygotować medykamenty i całą resztę do wyjazdu szefa a potem waszego. - odpowiedziała Nancy zrezygnowana.
Jules wyłączyła się z dalszej rozmowy, stwierdzając że lepiej napełnić żołądek do końca, a później martwić się o resztę. Na żarty i droczenie się przy stole przyjdzie czas. Na razie, musiała się zorientować ile z tego, co mówili było prawdą.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 06-01-2012, 14:49   #16
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rozmowy dogasały jak ognisko po całonocnym obozowisku. Po tym jak Mały opuścił stół i pojawił się John sprawa nabrała nieco rumieńców jednak nie na długo, gdyż ten po chwili rozmów również opuścił towarzystwo. Reszta ludzi mających wyjść z Morganem i Hopkinsem też zaczęła wychodzić aby zaraz po tym być gotowym do wycieczki po strawionym wojną Wielkim Jabłku. Nancy, John i Mały zapewne wrócili do swoich codziennych obowiązków... Do pracy nad medykamentami, do studiowania opasłych ksiąg, do planowania tego co miało niedługo nastąpić. Ekipa Zadymy natomiast poczekała aż Rusek skończy i zaraz po tym jak reszta opuściła jadalnie przewodnik zajął głos.

- Wiem, że chcecie się jakoś przygotować do wyjścia i samego fachowego podejścia do auta jednak nie mamy aż tyle czasu. Daję wam godzinę a potem wychodzimy. Do garażu jest jakiś kilometr więc spokojnie swoją wycieczkę zaliczycie. Możecie wziąć karabiny, klamki oraz specjalistyczny sprzęt do naprawy. Zdecydujcie czy chcecie tam nocować czy też wracamy co wieczór. Jak się zdecydujecie tam zostać na noc ściągam dwóch ludzi do ochrony oraz w dzień, rzecz jasna, żarcie. Za jakieś pół godziny znajdźcie mnie i przynieście listę potrzebnych rzeczy. Dam ją zmotoryzowanym z uderzeniowej a oni zajmą się potrzebnym sprzętem. Sam widziałem pojazd tydzień temu a ich mechanicy przy nim później grzebali. Nie wiem ile zmienili. Tak czy inaczej oni byli zachwyceni... Dobra. Idę się przygotować.


Alex, Bryan, Jules

Każdy z was poszedł do siebie i zajął się przygotowaniem do drogi. Nie mieliście pojęcia czy oprócz mocnego sprzętu sprzed wojny coś wam się przyda. Z tego co mówił Morgan nie mogliście zabrać broni. Ale czy każdy z was się do tych wymagań zastosuje? Klamkę przecież tak łatwo jest ukryć. Z drugiej strony wątpicie czy w tym świecie istnieje coś takiego jak sąd czy wyższa instancja do której można się odwołać w razie nieporozumienia. Jak jest to pewnie działa wolniej niż przed wojną czyli... mogą tam zalegać sprawy sprzed waszego zamrożenia. Jedno jednak nie ulegało wątpliwości, gdy dotarliście na miejsce. Przy tej dwójce możecie czuć się bezpiecznie...


Morgan

Zebrałeś się z jadalni wraz z Lunetą, który w pewnym momencie wskazał Ci głową na wyjście. Jak zawsze uśmiechnięty i dziwnie poprawiający koszulę po tym jak wstał od stołu. Szliście jakiś czas razem jako, że jego pokój znajduje się niedaleko tego przydzielonego tobie. Nagle on rozszerzył oczy jakby sobie coś przypomniał.

- Miałem Ci coś opowiedzieć. Zadyma... skurwysyn bez życia. Ciągle tylko trenuje, uważa się za lepszego od innych czego ani razu nie powiedział. Po prostu widzę po zachowaniu. Więc co ona w nim widzi? - powiedział patrząc na Ciebie jakoś tak dziwnie. - Koleś nie pije, nie chodzi na dupy a nawet, gdy ma przy sobie kogoś takiego jak Nancy trzyma się jak przedwojenny biskup. Jebany. Przecież to nie możliwe... To ludzka biologia! - zauważyłeś, że na chwilę puściły mu emocje, ale po chwili ciszy kontynuował. - To się zaczęło jak go wybudzaliśmy. Nancy od razu zapatrzona w tego pajaca była. Na początku mu nie ufałem, ale potem zrozumiałem, że to nie go szukam. A może sam się oszukuje i to on... Nie. Miał już tyle okazji aby jej coś zrobić. W sumie stare dzieje więc nie będę Ci truł...

- Truj stary. Truj. Ona widzi w nim doskonałość. Laskom się wydaje, że tego chcą, ale jak przyjdzie co do czego okazuje się co innego. Zawsze spokojny, opanowany. Nie zdradzi, nie uchleje się. Nudzi je to, bardzo szybko. Bo czasem chcą się gdzieś zabawić, pośmiać czy wypróbować nową pozycję. A on... Cyborg. Jakiś przedwojenny projekt. Stąd jego mania bycia najlepszym, nieludzkie zachowania i ogromna sprawność bojowa. Tak ja myślę.

- Słuchaj. Powiem Ci coś, ale jak mnie przed kimś zdradzisz... - mówiąc to zacisnął rękę w pięść.

- Wbrew pozorom potrafię trzymać język za zębami.

- Słuchaj. Połowa wojny. Sytuacja chujowa. Siedzę sobie w jednostce i w pewnym momencie wpada w odwiedziny mój przyjaciel. Koleś na wózku, który dostał serię po nogach. Dwa razy mi życie jebany uratował. Weteran. Bohater. Mówił, że dowiedział się o pewnej broni biologicznej i nie wie co z tym zrobić. Ma dane na nośniku. Powiedziałem aby się uspokoił i dał to gdzie trzeba. Zrobił kopie i z nośnika Flash wykonał naszyjnik dla swojej córki... Nancy. A potem zaginął w tajemniczych okolicznościach. Jako eksperta od chemii zamrożono ją. Dowiedziałem się, że zamrożono też kogoś kto miał ją zaraz po obudzeniu usunąć i wykorzystać dane. Sam wpakowałem się do lodówki, ale coś poszło nie tak i obudzili mnie lata po niej. Dziwiłem się, że nadal żyje. Do dzisiaj nosi ten naszyjnik od ojca. A ja czekam... aż ktoś z Hibernatusów okaże się tym dla kogo tu jestem. Czekam już 2 lata a ona jakieś 6. Myślałem, że to Zadyma. Idealny na mordercę, ale nie. Koleś nic nie robi i też wie. Jak doszło do konfrontacji nie doceniłem go i prawie mnie zabił. Poza nim nie mam typów. Może ktoś z nowych... I nie udało mi się do niej zbliżyć. Musisz mi pomóc. Pomożesz?

Morgan wcześniej był poważny, teraz lekko się uśmiechnął.

- Dla uratowania świata przed bronią biologiczną? Pewnie. A tak serio nie ma sprawy. Załatw mi dane o nowych, Mike na pewno ma. A jeżeli też posiada takie plecy to prawo noszenia karabinu po mieście. Możecie mnie przedstawić jako porucznika Michaela Morgana z Posterunku. Spróbuje ją wyciągnąć dzisiaj z nami. Ona wie o tym? Co ma na naszyjniku? Czemu ktoś może chcieć ją sprzątnąć?

- Nie wiem czy ktoś chce. Nie wie, że naszyjnik jest kluczem. Nic nie wie. Bałem się, że spanikuje i wywoła tym przyspieszenie działań tego zabójcy...

- A. Cruza dossier też potrzebuje. Ma największą szanse, wykłada z nią.

- Poza tobą wie Rusek. Cruza nie znam aż tak. Obudziliśmy go niedawno też. Kurwa. On znowu pewnie siedzi nad książkami albo wyszedł z szefem. A co do tych karabinów masz rację. Możemy je nosić. Ludzie Małego mogą i mamy na to specjalne zezwolenie od znajomego szefa, prezydenta.

- To załatw mi je na piśmie. Z klamką na uniwerek wejdę?

- Raczej nie. Ochrona jest wyczulona na takie bajery. Znam ich szefa i wiem, że nie wpuści. Jebany czarnuch.

- Obmacają mnie? Po jajcach?

- Ne pytaj. - machnął ręką. - Klamka wyjdzie nawet jak ją skryjesz w camelbacku z własnych jaj. Nieprzekupni. Skurwysyny pilnują mocno. Poza tym... tam nawet bywa Collins więc jakby mieli pilnować.

- A numer z klamką za oknem w kiblu?

- Można spróbować. I nie zdziwi Cię zapewne fakt, że szef ochrony uniwerku z chęcią zobaczyłby co kryje bebech naszego Zadymy?

- No to zrobimy tak. Skołuj mi informacje, pozwolenie i spróbuj podrzucić jakąś niedużą klamkę. Ja zagadam z Nan. Co do nowych to jeżeli ma to być ktoś z nich to albo Jules albo ten rusznikarz.

- Właśnie ich podejrzewałem. Chociaż ten szpetny mechanik też pewnie ma swoje za uszami. - powiedział. - Informacje mogę zdobyć jedynie pytając. Pozwolenie i klamkę załatwię bez problemu. Na jutro.

- Mały prędzej Tobie powie niż mi. Wymyśl coś. Mechanik... Możliwe. Ale to nasza murzynka była w komandofokach. Dobra. Próbuj a ja spróbuję ją wyciągnąć z nami.

- Ok. To widzimy się za kwadrans.

Skończyliście gadać w okolicy twego pokoju skąd miałeś mały kawałek do laboratorium. Jak się okazało w środku była Nancy. Czytała właśnie jakąś książkę przelewając co jakiś czas fiolki trzymane w jednym stojaku. Gdy wszedłeś podniosła wzrok znad tomiszcza.

- Cześć. Mogę przeszkodzić?

- Cześć. W sumie miałam właśnie zajmować się proporcjami, ale mogę to schować. - powiedziała chowając stojak z fiolkami ostrożnie do małej lodówki. Przez chwilę dało się czuć silny chłód a jej rękawiczki aż zaszły szronem. Musi być tam cholernie niska temperatura.

- Mam nadzieję, że dlatego, że Ci przerwałem nic nie wybuchnie.

- Nie. To stabilna substancja chociaż nie powinna siedzieć w tej lodówce dłużej niż cztery godziny. Co Cię do mnie sprowadza?

- Prośba o pomoc. Trochę mnie moje zadanie przeraża. - powiedziałeś opierając się o ścianę.

- Hmm... Masz Hopkinsa. - nazwisko snajpera wymówiła tak ozięble jak się tylko dało. - Ja jedynie będę was spowalniać. Powinnam przygotować sprzęt na jutrzejszy wyjazd szefa.

- Mhm. Mam Boba. Jest świetnym pomocnikiem. Tylko, że do każdego przemówi co innego. Do jednego moje żarty i lejąca się wódka a do drugiego Twoje logiczne argumenty. Do tego nie oszukujmy się, mimo, ze to ja jestem mrożonką Ty wyglądasz na bardziej przedwojenną ode mnie. A z przygotowaniem mogę pomóc jak wrócimy. W ramach odwdzięczenia się. Chemikiem nie jestem, ale słuchać potrafię. Będziesz musiała mi tylko mówić co mam robić.

- Dobrze. Zatem daj mi chwilę na przygotowanie. Biorę broń jeśli można. Do Boba nic nie mam, ale nie wiem czy na wystrojenie wystarczy mu kwadrans. - dodała z uśmiechem. - W końcu idą z nami dwie nowe kobiety a chyba zdążyłeś już go trochę poznać...

- Pewnie, bierz. Chodziło mi o nowych. W sumie i kogoś z nich można wziąć do pomocy. Może Cruza? A co do Boba to myślę, że faktycznie trochę mu może zabrać dobranie skarpetek pod kolor swetra. Jeszcze jedna prośba. Możemy jutro z mrożonkami pójść na Twój wykład? Chce im pokazać, że świat jeszcze do końca nie umarł. Dać trochę nadziei.

- Pewnie, ale ja jutro nie wykładam. Wykładam pojutrze. Cruz też. Zaraz po mnie.

- Genialnie. Myślę, że rusznikarza zainteresują Wasze oba wykłady. Ja tam jestem bardziej humanistą, ale może coś zrozumiem. Dzięki za wszystko, mam u Ciebie dług. Nie wahaj się prosić jak coś.

- Nie ma sprawy. A teraz wybacz, ale muszę się przygotować.

- Oczywiście.

Wyszedłeś i ruszyłeś do siebie. Teraz pozostało jedynie się przygotować, odłożyć książkę i ruszać...


Gregory, Adam

Podobnie udaliście się do swoich pokoi. Przygotowania nie zajęłyby w sumie długo gdybyście nie mieli zająć się autem. Adam uruchamiając swój sprzęt znalazł dane na temat fabrycznej wersji tego pojazdu. Słuchając Sabatonu skupił się na najpotrzebniejszych częściach i sporządził listę. Gregory tymczasem zbierał sprzęt cały czas mając w głowie to co powiedział mu snajper.

- Niestety naszego arsenału nie mogę Ci pokazać. Jeszcze nie. Może przed samym wyjazdem będę go odwiedzał to wpadnę po Ciebie.

Kowalski po zrobieniu listy udał się do Adama wraz z którym zastanawia się nad ewentualnymi korektami. Przerwał im jednak ich ochroniarz i przewodnik ubrany jak na wojnę. Gregory Martin znający się na broni aż wciągnął powietrze. Uzbrojenie Ruska liczyło więcej niż nosił przeciętny przedwojenny frontowiec. Nóż bojowy na łydce, z drugiej strony coś na kształt maczety, na udzie jakiś spory rewolwer a z drugiej strony krótka, gładkolufowa strzelba. W łapach miał karabin będący mieszanką najnowszej elektroniki i rusznikarstwa XXI wieku - XM29 mający w standardzie pełną optykę oraz granatnik podwieszony pod karabinową lufą prującą pociskami 7,62mm. Jego kuloodporna kamizelka też budziła podziw. Kevlar z wkładami na ładownice, pas amunicji do śrutówki, dwa granaty a to wszystko chronione płytami SAPI przez które ciężko się przeżreć nawet pociskom wysokokalibrowym. Był przed czasem, ale to chyba nawet lepiej. Spojrzał na kartkę, która właśnie miała do niego trafić.


Gregory, Adam

Tylne wyjście było pancerne i pilnowane przez goryla uzbrojonego w M60 na trójnogu. Opuszczając siedzibę Duchów każdy z was poznał hasło, które musi podać wracając tym samym wejściem. Zadyma powiedział, że hasło ulega zmianie co dwa dni i znają je jedynie swoi. Według Ruska złe podanie hasła uruchamia czujność snajpera, ochroniarza a po jakimś czasie wszystkich w środku. Na zewnątrz było strasznie...

Budynek, z którego wyszliście wyglądał z zewnątrz jak ruina. Odrapane ściany, powyżej czwartego piętra zmieniające się w skuty metalowymi sztabami kikut. Podobnie ten obok. I to było najpiękniejsze co zobaczyliście w tej okolicy. Obracając się plecami do zabudowań zobaczyliście, że Rusek machnął ręką jakby do kogoś. Mimo wzmożonej czujności nic jednak nie zauważyliście. Otaczały was same ruiny. Mokre, śliskie, nad którymi unosiła się mgła uniemożliwiająca widoczność na odległość dalszą niż 20 metrów. Siergiej nakazał wam omijać głębsze kałuże, które mieniły się różnymi barwami. Jedne były czarne niczym smoła a inne zielone czy żółte. W powietrzu dało się czuć jakiś dziwny zapach - jakby chemikaliów.

Zaraz po wejściu w głąb tego co nazywano niegdyś Nowym Yorkiem zauważyliście, że ochroniarz odbezpieczył broń, uzupełnił magazynek granatów i założył na jedno oko jakieś urządzenie. Gregory Martin poznał nowoczesne urządzenie pozwalające widzieć w podczerwieni. Kowalskiego to nawet nie interesowało. Nie lubił komputerów i większości tego elektronicznego szajsu, którym zdaje się nadal się posługiwano. Niejednokrotnie musieliście czekać zanim Rusek sprawdzi teren. Wielokrotnie byliście świadkami jak w pełnym rynsztunku Zadyma wspina się na jakąś ścianę po czym pomaga wam przez nią przejść. Kilometr?! Dobre sobie. Jak zobaczyliście parterowy budynek, który wskazał wam Siergiej byliście zmęczeni jak byście przeszli co najmniej pięć kilometrów i to górzystym terenem.

Wokół garażu było nieco ogarnięte. Przewodnik najpierw ściągnął z dwóch wejść zabezpieczenia wyjaśniając, że jest to alarm sięgający aż do siedziby Duchów i uderzeniowej Collinsa. W końcu weszliście do środka, gdzie było ciemno jak w murzyńskiej dupie. Zero okien. Zadyma zapalił światło i wtedy... ujrzeliście cały sprzęt. Nowoczesny, kompletny niczym nieużywany. Klucze były ułożone według rozmiarów. Zajmowały niemal całą ścianę, gdyż każdego było po parę sztuk. Druga ściana była miejscem na przedwojenne tablice rejestracyjne i plakaty z nagimi kobietami. Rozpoznaliście na nich dawną markę Playboy'a. Był tu tunel i rzeczy, które wcześniej zamówiliście. Niemal wszystko poza... oponami. Kowalski zauważył, że nie są to opony MPT Continental o ogromnym bieżniku o które prosił a jakieś inne nieco ustępujące im pola nie tylko jakościowo, ale i bieżnikiem. Auto stało na środku, ale nie skupiało waszej uwagi gdyż było przykryte jakąś zieloną banderą. Zanim ją odsłoniliście Rusek dał wam jakąś małą radiostację i powiedział, że osłania okolicę z zewnątrz. W razie problemów macie mówić a wszystko usłyszy. Oba wejścia zostały zamknięte.

Nie wytrzymaliście dłużej i odsłoniliście wojskową kurtynę. Konquest Knight 15, rocznik produkcji 2012. Wysokość, szerokość jakieś 2,5 metra. Długość ponad 6 metrów. Jak Kowalski podejrzewał sześciolitrowa jednostka V8 z mocą ponad 300KM. Po włączeniu elektronicznej wagi wysokoprężnej okazało się, że auto waży obecnie jakieś 9 ton. Widać było niedawne przeróbki. Pancerna płyta podłogowa i boczna, pancerne szyby i dach. Potężne reflektory, wzmocnione zawieszenie i zderzaki. Poza tym na szczycie obrotowa wieżyczka z karabinem M240. Było nieźle... Lepiej niż się mogliście spodziewać.




Alex, Bryan, Jules, Morgan

Świat był okropny. Wdzierający się w płuca pył, wszechogarniająca mgła, wszechobecna ruina. Kałuże mieniące się niemal wszystkimi kolorami tęczy, które snajper kazał wam omijać. Właśnie, snajper. Wyszykowany jakby właśnie ruszał w tany. Wychuchana kamizelka kuloodporna, okular podczerwieni, błyszcząca klamka u pasa i włosy jakby przed chwilą myte. W rękach potężny karabin snajperski. Morgan znał tę broń jako CheyTac Intervention. Niewielki pocisk skupiający swą siłę na celu nawet z odległości 2 kilometrów, którym strzelało to cacko był bardzo ciężko dostępny. Poza tym optyka, która ozdabiała karabin była droższa od całej reszty. Ale dość o nim...


Patrząc na to co było wokół was ciężko było nie uwierzyć, że świat umarł. Teraz nawet taka niepozorna pielęgniarka jak Nancy ściskała broń wychodząc, gdzieś poza bezpieczne mury rezydencji Małego. Właśnie. Czy ona czasami nie miała zostać w środku? Zanim ktokolwiek się zastanowił poznaliście hasło wejścia zmieniane co jakiś czas. Mimo iż każdy z was był bardzo czujny minął pewien czas zanim Alex i Bryan wymienili się spojrzeniami dostrzegając idealnie zamaskowanego snajpera w jednym z okien budynku obok. Widząc was człowiek drgnął i machnął ręką. I to właśnie tu zaczynała się wasza dzisiejsza podróż…
 
Lechu jest offline  
Stary 11-01-2012, 11:35   #17
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Metallica - The Unforgiven lyrics - YouTube
Adamowi nie dane było popracować tak długo, jak długo by chciał. Nim na dobre wgryzł się w materiały jakimi dysponował w drzwiach pojawił się jego opiekun, niańka… czy jak oni się tam nawzajem określali. Wyglądał jakby wybierał się nie do garażu robić samochód, a jak na wojnę. Dziwne. Adamowi nie był obcy widok broni, kamizelek kuloodpornych etc. jednak zdecydowanie ponad karabin maszynowy przedkładał dobry klucz francuski (bynajmniej nie rozpatrując tego pod kątem wartości bojowych). Kowalski wiedział, że musi zabrać ze sobą swoje rzeczy, że cholera wie kiedy tu wróci. Zastanawiał się czy jest opcja, ze nie wróci tu wcale. Czynił to raczej na granicy świadomości i mimo, iż przemyślał taką ewentualność nie brał jej do końca pod uwagę. Na razie była to dla niego po prostu kolejna robota z autem, owszem okoliczności się zmieniły, owszem nie za bardzo wiedział jeszcze co działo się wokoło, ale na razie miał swój cel do którego był zdecydowany dążyć.
Przypiął do pasa kaburę pistoletu z dodatkowym magazynkiem. Zwykłego, nie rzucającego się w oczy gnata, który miał być przede wszystkim nie zawodny przy rzadkim używaniu. Nazwy broni Adam nie pamiętał i nie zawracał sobie tym głowy. Nim umieścił klamkę w kaburze machinalnie sprawdził czy jest nabita i zabezpieczona. Potem narzucił na plecy dość sporych rozmiarów plecak zawierający jego sprzęt oraz laptopa, przez ramię przewiesił torbę sanitariusza a pod pachę wziął podnośnik. Ten ostatni ciążył niemiłosiernie, ale Adam zdawał sobie sprawę że nigdy niewiadomo co będzie mu potrzebne. Jeśli na prosty spacer do garażu Zadyma stroił się jak na wojnę, to cholera wie co by powiedział gdyby okazało się że Kowalski musi wrócić do pokoju po przysłowiowy śrubokręt.
Gdy wszystko znalazło się na plecach Adama ten wyglądał trochę jak żółw. Ale co było zrobić?
Wyszli na zewnątrz.
- Kurwa! Było jedynym słowem jakie wyrwało się z ust Kowalskiego. Jego szczęka gruchnęła o ziemię (w metaforycznym tego słowa znaczeniu, gdyż Adam póki co miał własne zęby). Potem Kostuch był w stanie jedynie tępo rozejrzeć się wokoło. To zdecydowanie coś oznaczało. Teraz zrozumiał, że to co było mówione przez Zadymę wcale nie było bajeczką. Może i dało by radę coś takiego spreparować na potrzeby jakiejś akcji, ale nie ukrywajmy, Adam nie uważał się za osobę na tyle ważną, aby trzeba było robić coś takiego dla niego. To, co widział wokoło siebie oznaczało, że świat faktycznie skoczył sobie do gardeł, że faktycznie prawie się wybił… że za głupotę jego pokolenia płacili teraz inni. Cóż… on również będzie zapewne płacił.
Zadyma poprowadził ich czymś co zapewne kiedyś było ulicą, teraz przypominało coś pomiędzy gruzowiskiem, śmietniskiem i cholera wie jeszcze czym. Szedł przed nimi spięty i czujny… niczym Tome Lee Jones w Ściganym. Adam daleki był jednak od szydzenia z niego. Otoczenie sprawiło, iż czuł się co najmniej zastraszony. Zastanawiał się z której strony zaraz ktoś wyskoczy, jak będzie wyglądał i czego będzie chciał… Adam po prostu się bał.
Gdy szli rusek zakazał im wchodzenia w kałuże, i wydał jeszcze kilka komend wskazujących na to, ze tego robić nie wolne, czego innego robić nie wolno… a jeszcze innego robić nie wolno. Kowalski szedł niczym przedszkolak na sznureczku za swoim wychowawcą. Nie zamierzał robić niczego, co by mogło sprowadzić na niego kłopoty. Mówiąc o kłopotach miał na myśli zarówno kłopoty ze strony otoczenia, jak i te ze strony Rosjanina.
Doszli w pewnej chwili do jakiegoś miejsca, która dla Adama nie różniło się niczym od siedemdziesięciu trzech, które mijali do tej pory. Z jakiegoś względu było ono jednak miejscem docelowy. Wasilij coś nacisną, przekręcił… czy cholera wie co zrobił i otworzyły się drzwi. Niczym w Tomb Riderze, czy Poszukiwaczach Zaginionej Arki… Tyle że Kowalski w żaden sposób nie utożsamiał się z Indianą Jones’em. Weszli.
Pomieszczenie było totalnie pozbawione okien i dopiero gdy zapalono światło, oczom Kostucha ukazało się to i owo… a było tego całkiem sporo. Adam gwizdnął.
Stał przed nim pojazd. Pomieszanie auta, ciężarówki i czołgu zarazem. Obszedł całe autko starając się dokładnie obejrzeć sobie co to było. Już na pierwszy rzut oka było widać, że ktoś wpakował w to sporo pracy. Czego zatem Chcieli od niego? Płyta pancerna była założona wszędzie. Na podwoziu, na nadwoziu, na bokach pojazdu. Szkło przeciwpancerne, wzmocniono zderzaki, wzmocniono zawieszenie… rozglądał się dalej i zobaczył sprzęt, który sam zamawiał. Zaklął. Nie było tam broni maszynowej, jaką zamówił i nie było opon. To znaczy były jakieś, a i owszem, ale jakościowo ustępowały one tym o które prosił Kostuch.
Podniósł maskę i zaklął… Było źle. Sercem tego sprzętu był silnik benzynowy V8 o pojemności 6 litrów. Jednostka napędowa posiadała moment obrotowy 543 Nm i to była jej największa wada. Dla wtajemniczonych była to sprawa oczywista, dla laików mniej.
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego w samochodach ciężarowych zawsze montowane są silniki wysokoprężne? Ponieważ silniki benzynowe w sposób genialny sprawdzają się w przypadku pojazdów lekkich. Zapewnienie dostatecznej mocy przy dużej wadze wiąże się z olbrzymim spalaniem. Silniki benzynowe są po prostu mało ekonomiczne i zarazem nie dają dużo więcej w zamian. W przypadku jednostek napędowych montowanych w tym konkretnym aucie różnica w mocy to było zaledwie 25 KM na korzyść benzyny… strata jednak była dużo większa na zupełnie innym polu. Miast 895 Nm Kowalski miał do dyspozycji jedynie 543 Nm… a to stwarzało pewne problemy. Jakie? Auto będzie radziło sobie gorzej z obciążeniem. Nie będzie mogło zabrać ze sobą tyle sprzętu co w przypadku silnika diesel’a, a każdy dodatkowy kilogram będzie czuć pod stopą.
- Auto jeśli ma zapewnić nam możliwie dobre osiągi będzie musiało być maksymalnie odelżone. Będę musiał zmienić mu mapy silnika tak, aby zwiększyć mu moment obrotowy. Stracimy trochę na mocy, ale moim zdaniem jest to niezbędne, jeśli w ogóle mamy jakoś jeździć. Adam mówił na głos tak do siebie, jak i obecnego obok Gregorego. - Na całe szczęście to silnik GM, mam do niego mapy w lapku. Damy sobie z tym radę. Opony są do bani. Kto w ogóle zamawia opony u Japońców?
Kowalski kontynuował wyliczanie tego co mu się nie podobało. Jak się okazało lista była całkiem spora. Auto było zalane nie takim olejem… bo silnika trzydziestoletniego, nawet z niewielkim przebiegiem nie powinno się zalewać syntetykiem, a co najwyżej półsyntetykiem… itd. Itd.
W końcu jednak do czegoś został tu wezwany. To że ktoś dobrze pospawał klatkę i dobrze opancerzył tego potwora nie oznaczało jeszcze że wykonał całość pracy. Prawda? W końcu po coś zostali tu wezwani, a on nie zamierzał w żaden sposób marnować swych umiejętności. Jeśli świat na zewnątrz faktycznie tak wyglądał, jeśli ludzie musieli wcinać 30-to letnie konserwy… to on zrobi z tego stojącego tu gówna kwiatek… choćby miał spędzić tu dobry tydzień.
- No dorba… mamy tak. Zaczął wyliczać.
- Podwójny zestaw amortyzatorów
- Zamki magnetyczne 4 szt.
- Kabel dwużyłowy zbrojony 30 metrów.
- Rurka żeliwna fi: 50 mm., 30m.
- 2x Silniczek elektryczny, obrotowy 24V. o oporze do 500 kg.
- Dżojstik
- Płyta żeliwna 10m2
- Działko lotnicze, lub minigun, lub inna broń szybkostrzelna o łatwo dostępnych pociskach.
- 4x winyl z różowym balonikiem.
- 20 kg gwości lub innego ostrego i metalowego sprzętu.
- 50l. oleju silnikowego

[i]- Zawieszenie jest zrobione, więc amortyzatory proponuje wpakować od razu na pakę. Po tym co zobaczyłem zdajemy się że będziemy musieli wymieniać je nader często. Rurki będą mi potrzebne do stelaża na masce, ale nie zużyje wszystkich. Silniczek elektryczny, 2 zamki magnetyczne, kawałek płyty… Z tego postaram się zrobić stelaż i małą zabaweczkę, która nawet jeśli teraz nam się nie przyda… to zapewne będzie ją można wykorzystać z czasem. Weźmiemy 2 zapasowe koła dodatkowo ze starego zestawu. Jedno wejdzie w standardowy otwór, dwa umieścimy na dachu. Da to nam możliwość zmiany… i jeśli zajdzie taka potrzeba da to pewną zasłonę strzelcowi z wieżyczki. Nawet jeśli tylko psychologiczną to i tak warto spróbować. Z rurek i gwoździ możesz zrobić wyrzutnie. Znasz się na tym pewnie lepiej i pewnie będziesz potrzebować do tego środków wybuchowych. Olej proponuję zlać do jakiegoś naczynia, opatrzyć niewielkim ładunkiem zapalającym i również zostawić w aucie… najlepiej wewnątrz, coby żaden przypadkowy pocisk o to nie zawadził. Co ty na to? Rób jak chcesz, ja zaczynam od manipulatora…. Potem zobaczę na co starczy czasu.
Pierwszym co zrobił Adam było dobranie się do laptopa. Wyjął z torby ładowarkę i podłączył ją do gniazda zapalniczki w aucie. Potem usiadł za kierownicą I przekręcił stacyjkę. Sześciolitrowy potwór o niezaspokojonym apetycie ożył wściekle. Darł się w niebogłosy jakby w proteście przed tym, że ktoś śmiał obudzić go z długiego snu. Ten dźwięk spowodował iż na twarzy Kowalskiego pojawił się uśmiech.
- Zrobimy jeszcze z Ciebie laleczkę! Stwierdził i poklepał auto po kierownicy. Zgasił motor, poczekał aż laptop się uruchomi, wybrał kawałek i odszedł do swojego sprzętu palcami naśladując grę na gitarze.
DIRE STRAITS - MONEY FOR NOTHING - YouTube
Wydobył z torby piłkę do cięcia metalu, wyjął blachowkręty i zabrał się za cięcie. Zamierzał wykonać coś na kształt pajączka przymocowywanego do maski pojazdu. Samo centrum miało znajdować się przed siedzeniem pasażera, tak aby nie zasłaniać widoku kierowcy. W miejscu przecięcia się rurek, Adam umieścił silniczek elektryczny dający ruch poziomy. Przykręcił do niego niewielka platformę i pod kątem 90 stopni dołożył drugi dający ruch góra i dół. Do drugiego ponownie przykręcił niewielki wycinek blachy opatrzony kilkoma wypustkami i zamkami magnetycznymi dającymi możliwość montażu czegoś, co będzie mogło poruszać się góra-dół oraz prawo-lewo. Kable od silniczków i zamków magnetycznych podłączył do akumulatora i wyprowadził wszystko do środka kabiny. Tam podłączył je pod dżojstik. Dołożył dwa bezpieczniki na obwodach silniczków, tak aby w przypadku za dużego obciążenia nie spalić ich. Na sam koniec obłożył wszystko płytą pancerną docięto do odpowiednich wymiarów. Jego dzieło spowodowało, iż pole widzenia pasażera ograniczała niewielka wieżyczka i wysokości około 25 centymetrów i szerokości około 30.
Na sam koniec Adam usiadł za kierownicą auta, odpalił silnik i ujął w ręce dżojstik sprawdzając czy cała instalacja działa w sposób poprawny. Elektromagnesy umieścił tak, aby ich włączenie powodowało zaciśnięcie się metalowego palca…. Ten mógł dla przykładu zwalniać spust….
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 13-01-2012, 23:35   #18
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
- O to świat, w jakim musimy żyć. - przerwał ciszę Morgan. - Spokojnie nie cały tak wygląd. Nie stać nas było by zrobić takie tło dla eksperymentu.

Morgan, można by powiedzieć językiem początku dwudziestego pierwszego wieku, woził się. Jak zwykle był pewny siebie, czarujący i sarkastyczny. Czarujący, rzecz jasna, dla dam. Świat natomiast był taki sam, jak dwa dni temu. I jak wczoraj. Zepsuty. Coś trawiło wszystko dookoła. Tak jakby czas wkurzył się, na wszystkich za marginalne traktowanie i postanowił wziąć udział w niekończącym się sprincie. Wraz z rozszalałymi jeźdźcami apokalipsy. Wizja niczym z powieści Pratchetta. Znalazło się nawet miejsce dla Chaosu. I chyba miał najwięcej do roboty. Chociaż nie, pomyślał Bryan patrząc na ludzi w rynsztokach, cała horda jeźdźców miała dużo roboty.

Tak właśnie musiało być. Przynajmniej w ruinach. Tutaj była cała esencja degradacji cywilizacyjnej, o której wspominał Mały Mike. To tutaj można było zobaczyć te z najgorszych oblicz rzuconej na kolana Ameryki. Takiej, która wstaje, ale ma jeszcze nos na wysokości kostek. A jaja ciągle grzebią w mulistym błocie.

Dlatego Bryan tak łatwo przystał na prośbę, a może raczej pytanie, Mike’a. Był człowiekiem, który szedł w stronę słońca, cytując słowa piosenki. Był też człowiekiem, który uważa, że świat powinien zmierzać także w tę stronę. Tymczasem, z opisów jakie otrzymał wnioskować można było, że nastąpiła redukcja etatów na panteonie Bożym. A świat, jak to świat, wziął się i po prostu skończył.

- Bob, - zawołał Morgan - mógłbyś nam wybrać drogę. Ruiny, centrum, uniwerek i bar. Gramofon powinien być dobry.

- Pewnie. - powiedział zwany Lunetą. Pogrzebał za pazuchą i wyciągnął jakiś przyrząd, podał go rozmówcy. - Masz. Będę Ci mówił gdzie iść. Ja będę szedł za wami dokładnie badając otoczenie. Już jakiś czas tu mieszkam więc wiem na co zwracać uwagę. Ruiny? Jak chcesz możemy iść na miejsce, gdzie można natrafić tego typa co z nim zadanie będziemy wykonywać. Znajomy Ruska. Ale nie tak popierdolony jak on...

Nancy wymownie spojrzała na Lunetę. Czy dlatego, że padło słowo, uważane w innych, prawie zapomnianych czasach za wulgarne, czy może dlatego, że mowa o osobie, z którą przegadała cały obiad? Trudno powiedzieć.

Morgan przyjął krótkofalówkę.
- Wiesz co Bob, nie wydaje mi się by to był dobry pomysł. Pokażmy im okolicę Waszej siedziby a potem kopnijmy się do centrum. Dobra?

- Nie ma sprawy. - Odparł Luneta. - To ja zajmę pozycję i będę za wami szedł. Tylko nie spieszcie się.

- Pewnie, to w końcu wycieczka krajoznawcza. - Morgan spojrzał wszystkich, powracając do swojego normalnego, mądralińskiego tonu. - Droga grupo możecie zaobserwować najpowszechniejszy krajobraz w czasach obecnych. Ruiny.

- Wygląda trochę jak w Mad Maxie - stwierdziła Jules, kopiąc kawałek gruzu. Gruz potoczył się i wytracił prędkość uderzając inny, większy kawałek. Luneta międzyczasie zdążył zniknąć gdzieś w budynku obok.

- Jest gorzej, - zapewnił Morgan, - o wiele gorzej. W ruinach masz mutanty, znacznie silniejsze i sprawniejsze od nas. Degeneratów, którzy zabiją Ciebie dla dobrych butów i bandytów, którzy dorwą Ciebie by się do Ciebie dobrać. I to są zagrożenia, z którymi musimy się mierzyć codziennie. Dlatego potrzebujecie na początku pomocy.

- On ma racje. Raz już miałam nieprzyjemną sytuację z bandytami... - powiedziała Nancy z nieciekawą miną.

- Chodźmy. Niektóre miejsca wyglądają lepiej. Pojutrze Nan zgodziła się wprowadzić nas na uniwerek. Gdzieniegdzie są jeszcze kina czy biura podatkowe. Cywilizacja pełną gębą.

Bryan chciał zobaczyć to na własne oczy. Mimo swoich indiańskich korzeni, początek dwudziestego pierwszego wieku nie był przychylny tradycji. Facebook zastępował często wieczorne pogaduchy przy kawie, a gry komputerowe szkolne boisko, czy wypady na łono natury. I Bryana to nie ominęło.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 15-01-2012 o 15:13.
Fabiano jest offline  
Stary 15-01-2012, 00:39   #19
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Greg popatrzył na bestię którą mieli przerobić. Bardzo imponujący sprzęt. Nie tylko ze względu na to co miał w środku. Sam wygląd doprowadziłby maniaka motoryzacji do szaleństwa.

Dla Grega auto wyglądało jak jakaś machina oblężnicza. W środku było wygodne. Od tego właśnie zaczął. Wszedł do środka, popatrzył co można wywalić, co zostawić, co przesunąć. Ich zadaniem było dostosowanie tej maszyny do warunków panujących na zewnątrz.

Gregory podzielił się z Kowalskim robotą. On się zamie czysto bojowymi czynnikami.

Adam mocując się z silniczkami do wieżyczki zapytał:
- Dasz radę coś z tym zrobić?
- Coś na pewno. Póki co musimy ustalić co jest nam niezbędne. Jak na mój gust najważniejsza jest ochorna. Mógłbym pokompbinować nad jakąś dodatkową warstwą pokrywającą karoserię i szyby.

- Kompletnie się na tym nie znam. Nie pomogę Ci w tym. Jeśli uważasz, że jesteś w stanie jakoś wzmocnić tego żółwia, to karoseria jest Twoja.


- Kwestia tego co nasi kompani mają na składzie. Mam troche wiedzy jeśli chodzi o chemię i fizykę. Mogę spróbować stworzyć jakieś stopy.

- Kombinuj, jestem ciekaw czy dał byś radę w jakiś sposób wykorzystać ten złom który tu mamy i ten olej... co byś powiedział na ładunki zapalające i coś na kształt śrutówki?

- Ciekawa propozycja. Pytanie, czy z oleju zrobimy coś na kształt bomby czy raczej mobilny miotacz ognia.

- Zróbmy bomby. Miotacz ciężko będzie gdzieś wpakować i można go wykorzystać tylko w bardzo konkretnych okolicznościach. Ładunek daje szansę odpalenia w sposób bardzo uniwersalny, dodatkowo daje możlwiość pozostawienia zasłony za sobą. Przypomnij mi jeszcze, że koniecznie musimy naciąć tarcze hamulcowe... inaczej nie zatrzymamy tego potwora!

- Więc zróbmy to od razu. Jak przybędzie nam pomysłów to zapomnimy o tym. Taka okazja daje nam ogromne możliwości. Jak się nakręcimy to sami nie wyhamujemy.
- uśmiechnął się. Wiedział, że będzie im się dobrze współpracowało.

- To inaczej. Ja je dotne, ty siądź do komputera. Na pulpicie znajdziesz gotową mapę do wgrania do pamięci jednostki auta. Obniżymy trochę ilość koników, ale zwiększymy jego możliwości radzenia sobie z cieżarem. To niestety skróci żywotność silnika, ale przecież nie będziemy tym cackiem robić 100.000 mil. Adam odwzajemnił uśmiech. Lubił pracować z osobami znającymi się na swojej robocie.

Greg siadł przy komputerze. Popatrzył na oprogramowanie. Windows 2019... Otworzył szeroko oczy i uśmiechnął się. Rozpoczął to o co poprosił go Kowalski. Gdy czekał aż komputer zrobi swoje zagadał do swojego towarzysza:

- Kim byłeś przed tym jak Cię uśpili? - zapytał patrząc w monitor.

- Sanitariuszem i kierowcą karetki. Mechanika to moje hobby i zawód wyuczony. A ty?

-Inżynierem w fabryce Hecker & Koch, później u Stonera. Pracowałem tam napierw w Niemczech. Masz Polskie nazwisko. Jesteś emigrantem czy urodziłeś się w Stanach?

- Urodziłem się tu w NY. Mój tato przyjechał tu przed laty z Polski. Kiedyś to było dość powszechne. Wiesz zakola historii i tym podobne.
Adam odpalił szlifierkę na kilka chwil zawieszając rozmowę. Gdy podocinał tarczę spojrzał na Grega.- Nic specjalnego. Nie jestem żadnym tak wyjątkowym ekspertem... ot po prostu mam coś w rękach. To co sobie zakładam zazwyczaj udaje mi się zrobić. Nie wiem dlaczego zdecydowali się mnie mrozić. Teraz pewnie bym się na to nie zgodził.

- Nie wiem też czy zgodziłbym się widząc to co zastaliśmy. Obiecywali mi lepszy świat. Mnie zahibernowali... może to głupio zabrzmi, ale przez pomyłkę. Mieli zamrozić Matrina Gregorego, a zamrozili Gregorego Martina...
- powiedział z uśmiechem.
Adam uśmiechnął się smutno, nie skomentował i wrócił do nacinania tarcz.
Gdy skończył z kolejną stwierdził całkiem poważnie.

- Nie wiem czy należy to określić szczęściem czy nie, bo to co zobaczyłem przed kilkoma chwilami nie do końca jeszcze mieści mi się w głowie... ale ty żyjesz. On pewnie nie.

- Tak, żyję. Pozostaje tylko nam odpowiedzieć na pytanie, czy życie teraz jest lepsze od tego życia w momencie naszego uśpienia?
- zadał pytanie na które ani jeden ani drugi nie znał, lub nie chciał udzielić odpowiedzi.
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 15-01-2012, 23:06   #20
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Alex wyszła z jadalni i wróciła do swojego pokoju.

Była ciągle oszołomiona całą sytuacją, ale powoli zaczynała docierać do niej prawda – wygadało na to, że rzeczywiście została zamrożona.
Pamiętała bardzo dużo, praktycznie wszystko – studia, Las Vegas, przyjaciół, treningi, adrenalinę buzującą w żyłach, kiedy przekiwała z jednego dachu na drugi, napięcie towarzyszące skokowi i dzika radość, kiedy udawało się obejść zabezpieczenia i wejść tam, gdzie nie chciano, aby ktokolwiek się dostał. Pamiętała bardzo dużo, poza samym momentem zamrożenia.

Usiadła, szukając w pamięci ostatniego wspomnienia. Aikido. Tak, na pewno to był trening, wyjątkowy, do ich dojo przyjechał sensei z Japonii, rzuciła Patrica na matę, a potem… nic. Jakby to ona upadła i uderzyła się w głowę. Amnezja? Próbowała przypomnieć sobie coś więcej, ale się nie udawało.

Westchnęła zrezygnowana. Amnezja powinna minać po jakims czasie. Mieli iść do miasta. Oczywiście, nie odpuściła by takiej okazji. Usiadła i przejrzała rzeczy… Na początek założyła swoje ubranie, jeansy, podkoszulek, skórzane buty. Zawahała się – mieli nie brać broni, ale jeśli choć część z tego, co opowiadali w jadalnie jest prawdą, to nie miała wielkiego wyboru – założyła kaburę, na nią naciągnęła bawełnianą koszulę i skórzaną kamizelkę. Broni nie było widać. Związała włosy, spakowała pozostałe rzeczy do plecaka i wróciła do jadalni, aby spotkać się z resztą.

***

Rzeczywistość była przerażająca, gorsza niż w najgorszym koszmarze.

Zdeformowane ludzkie sylwetki, zburzone budynki… Alex szła szybko, pewnie, ciało – mimo 30 lat hibernacji – wydawało się równie sprawne jak kiedyś. Przeskoczyła kolejną tęczową kałużę, powstrzymując pragnienie, żeby pobiec, albo wskoczyć na jakiś kawałek muru. Potrzebowała ruchu.

Przez chwilę walczyła też z pokusą rzucania czymś przed siebie… wiedziała, że ściana holodeku zarezonowała by w zetknięciu z materialnym przedmiotem. Potrzebowała.. dowodu, dowodu na to, że to czego doświadcza jest prawdziwe.

Na razie postanowiła przyjąć cała sytuację za rzeczywistą. Powrót do sprawdzonych procedur i wyuczonych mechanizmów był tym, co mogło dać jej punkt odniesienia, osadzić.

Skupiła się na zapamiętywaniu drogi – gdyby przyszło jej wracać samodzielnie – szukała miejsc, które mogły by dać schronienie, zapamiętywała mechanicznie jak najwięcej z treści prowadzonych rozmów. Każda informacja mogła być cenna.
Poznanie miejsca akcji to postawa. Nie miało znaczenia, czy akcja odbywać miała się w realu, czy w wirtualu. Wiedza to broń. I zasób. Im lepiej pozna ten świat, tym bogatsza się stanie. Na pytania i rozmowy będzie czas potem, na razie starała się zapamiętywać każdy kawałek drogi. Z rzadka włączała się do rozmowy, zaniepokoił ją atak kaszlu Hopkinsa, jakby musieli uciekać, byłby dużym problemem… Znielubiła siebie za tą myśl, co nie zmieniło faktu, że takowa się pojawiała.

Przygryzła wargę. Nie miała już wątpliwości - jej szanse na samodzielne przezycie w tym świecie dałyby się oszacować w promilach. W optymistycznej prognozie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172