Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2012, 21:00   #16
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Już otwierał drzwi do „Rogatej Wróżki”, aby zanieść Prudence nowy prezent... I wtem stanął, jak oparzony. Zobaczył, że pół-elfka wiruje w najlepsze z jakimś obcym, więc wycofał się. Ruchy dziewczyny były naturalne – dużo bardziej niż wtedy, kiedy przebywała wraz z nim. A... przecież tego chciał, nie? Żeby dziewczyna stanęła na nogi i chwyciła swoje życie za rogi... Więc odszedł rakiem od drzwi gospody.

Udał się w spacer ciemnymi uliczkami, w jednym tylko celu. Oby jak najdalej od tego przeklętego klubu. Nie uszedł daleko nim rzucił się ku niemu jakiś duży kształt... Awerroes zauważył grubego kupca ze znajomej karawany dopiero, kiedy ów zbliżył się do niego na wyciągnięcie ręki.

- Człowieku, musisz mi pomóc... – rozbiegane oczka poruszały się szybko, bardzo szybko. W całej postawie niegdysiejszego towarzysza podróży widać było panikę – Te bestie...
- Uspokój się – odmruknął ksenomanta, kierując swój wzrok na petenta – Po pierwsze: znajdźmy miejsce do siedzenia... Intensywne poruszenia ciała ci nie będą służyć, gdy w krwi krąży ci likantropie skażenie – złośliwie skomentował.

Tamten zbladł, lecz tylko skinął głową. Już bez zbędnych ceregieli dwójka znalazła miejsce do siedzenia na zrujnowanym murku, gdzie mogła kontynuować rozmowę.

- Przechodząc do rzeczy: gdzie cię zraniono?... – w odpowiedzi ten wyciągnął ku niemu rękę, opatrzoną jakąś szmatą – ... tu? – nie bacząc na protest, odwinął szmatę i spojrzał na brzydkie zranienie – Źle to wygląda. Wie pan o właściwościach likantropów? – niby obojętnie spojrzał ponad oczami swego pacjenta, na sam środek jego łysiny.
- Wiem. Likantropia jest zakaźna. Przez rany. – Głośno przełknął ślinę... ale i tak już chwilę później wyglądał, jakby mu zaschło w gardle.
- Więc, rozumiem, że chcesz odtrutkę...? – a niech tam...! Może być czasami okrutny dla innych! Choć to, miast spodziewanej słodyczy zemsty, przynosiło mu tylko uczucie niesmaku.
- Po prostu powiedz: masz trochę belladonny? Jestem gotów zapłacić każdą cenę! Każdą! – ostatnie prawie wykrzyczał. Widocznie nerwy trzymały mu się tylko na włosku – Tylko nie chcę skończyć swego życia jako bezmyślna kupa szarego futra!

Awerroes z zamyśleniem spojrzał na rozmówcę. Wizja grubego kupczyny zjadającego gałązkę belladonny była tak śmieszna, że aż kusząca... ale była stanowczo zbyt okrutna, jak na jego gust. I za co? Za elfkę, która właśnie tańcowała sobie w najlepsze z jakimś farfoclem? Brednie!, stwierdził wreszcie i wybuchnął.

- Człowieku? Czy żeś nigdy likantropa nawet na rycinach nie widział? – krzyknął, zaskakując tym swego rozmówca – To zwykłe mutanty. Tobie nie belladonny za całość majątku trza, a dezynfekcji za kilka srebrniaków! Bo ktokolwiek to opatrywał, robotę mocno spartaczył! -
dokończył. No, poczuł się trochę lepiej...

Rozmówca za to z pewnością nie poczuł się lepiej. Jego twarz momentalnie pokryła się purpurą, jakby chciał ksenomantę zwyczajnie pobić. Wreszcie, oddychając głęboko, zdołał się jakoś uspokoić.

- Wilkołaki szare tak nie wyglądają, ale inne... te jerriskie choćby... czy kojotoidowe z... - odsapnął.
- Znasz klasyfikację? - przerwał mu mag. Był autentycznie zadziwiony - nie spodziewał się, że grubas będzie w stanie powiedzieć cokolwiek więcej ponad „to ludzie-wilki” są.
- A myślisz, że zawsze chciałem jeździć z kramem złomu i wciskać to w zapadłych dziurach? - obruszył się - Kiedyś byłem świetnym szermierzem, kobiety aż garnęły mi się do łoża...! Świat zwiedzałem... a potem dostałem strzałę w kolano... - dokończył z niechęcią - A propos kobiet: gdzie masz tą, o którą mi mordę obiłeś? Hmmm? - spojrzał na maga spode łba.
- Tańcuje z kimś... - Awerroes starał się wypaść nonszalencko, lecz nieszczególnie mu to wyszło - Wygląda na bardzo szczęśliwą, więc nie chciał...
- Głupiś. Bardzo głupiś. - kupiec pogroził mu palcem - Ale mnie nie oszukałeś, więc dobry z ciebie człowiek. Słuchaj więc uważnie: jeśli wierzysz w cokolwiek z tego zawodzenia o wolnym wyborze i niemożności wtrącania się, to jesteś bardziej naiwny niż prawo przykazuje. Ładnie tak od kobiety uciekać, bo jakiś pies o ładnej twarzy do niej podszedł? - zakończył swoją tyradę, już w widocznie lepszym nastroju.
- Łatwo ci mówić! Ty nie masz... - odburknął i natychmiast olśniło go, jak bardzo spudłował. Na szczęście miał na tyle przytomności umysłu, aby szybko zawrzeć kłapaczkę.
- Prawda. Sama prawda. - wolno i wyraźnie zaakcentował kupiec - Nie ma kobiety, która by mnie sama wybrała. Nie ma też dzierlatki, którą trzymałyby przy mnie me kształty... A ty taką masz i jeszcze narzekasz! - żachnął się - Coś ci powiem: na tym świecie jest, lekko licząc, kilkanaście tysięcy gatunków drapieżców, którzy bardzo chętnie pożywiłyby się ciałem... i tylko kilkaset takich, które żrą umysły. Możesz jej zaoferować bezpieczeństwo, wygodne życie, szczęście, dobre towarzystwo... czy to wszystko stawiasz poniżej ładnej buźki, którą chętnie rozdrapałby każdy porządny potwór? - widząc, że mag próbuje mu przerwać, złośliwie uśmiechnął się i dodał puentę - I której ty stracić nie możesz, bo w tej gębie wysublimowanego piękna się nie znajdzie! - zakończył wreszcie.

Ksenomanta spojrzał na kupca z nowym uznaniem. Był dobry, bardzo dobry. Rzadko spotykał taki talent - mało kto potrafił walnąć taką tyradę tak, aby on nie zdołał mu jej przerwać. Swego czasu musiał mieć bardzo cięty język... i nic dziwnego, że później wybrał taką karierę.

- Dobra, dobra... - podsumował, nie czując się dostatecznie na siłach, aby kontynuować dyskusję - Ale jeszcze nie usłyszałem nawet twojego imienia...
- Waenn.
- kupiec wyciągnął drugą, prawą rękę... i niemal natychmiast się skrzywił
- Właśnie, to mi przypomina o dezynfekcji... - zwinnie uchwycił kończynę i oczyścił ranę spirytusem. Później opatrzył ją czymś czystszym od przekrwionej ścierki, która wcześniej służyła za opatrunek - Należą się trzy miedziaki. A resztę spirytusu możesz wykorzystać później... lub rozcieńczyć wodą i ze mną wypić. - wzruszył ramionami.

***

- ... a teraz wracaj do baru, walczyć.
- Zaraz, kobieta nie zając, nie ucieknie. A ten blondwłosy wymoczek...
- ... kto?
- Jakiś blondwłosy dzieciak...
- W czarnym ubraniu? Włosy, jakby łojem je utwardzał?
- Tak, ten. Co z nim?
- Cholera, wracaj tam natychmiast.
- teraz Waenn był już... zatroskany? - Widziałem go, jak prowadzi jakiegoś potwora na smyczy. Jest niebezpieczny.
- Brednie...
- podsumował ksenomanta, ale pośpieszył do baru, jakby go sto diabłów goniło.
 
Velg jest offline