Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2012, 21:28   #17
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Unik.
Zwrot.
Nurkowanie w dół.
Znowu unik...

Skierka krążyła w powietrzu, wabiąc dwie rozwścieczone bestie, aby podążały za nią i, klucząc po wąskich uliczkach miasta, kierowała się w stronę bramy. Cała zabawa zdążyła ją już dość mocno zmęczyć, ale nie chciała, żeby pieski znudziły się i znalazły inny cel - nie teraz, kiedy była już tak blisko południowej bramy miasta. W zasadzie mogła zostawić je gdziekolwiek i niech inni się martwią futrzastym problemem, ale nie lubiła zostawiać rozgrzebanej roboty. Skoro “napoczęła” już mutanty, ktoś powinien dokończyć dzieła.

Unik.
Zwrot.
Chlaśnięcie oblepionych czyjąś zaschniętą krwią pazurów, o kilka centymetrów od jej prawego skrzydła.
Gwałtowny zwrot i znowu unik, tym razem przed opancerzonymi szczękami drugiego hienoida.

Naprawdę była zmęczona. To się robiło niebezpieczne... Znaczy, jeszcze bardziej niebezpieczne, jak dotychczas. Na szczęście mury miasta były już tuż-tuż.

O ile środek Munbyne był niemal całkowicie opustoszały i poza nielicznymi niedobitkami, garstkami strażników, i oczywiście bestiami poszukującymi kolejnych, krwawych kąsków, trudno było wypatrzeć na ulicach cokolwiek żywego, przy bramie i na murach życia z całą pewnością nie brakowało. Strażnicy dwoili się i troili, usiłując powstrzymać przed wtargnięciem do miasta te nieliczne stwory, które pozostały na zewnątrz oraz intensywnie ostrzeliwali te, które wprawdzie przekroczyły już mur, ale nie zdołały zbyt daleko odbiec. Większość obrońców starała się trzymać na dystans. Nieliczny tylko śmiałkowie podchodzili bliżej, zajmując uwagę bestii tak, żeby nie uciekły z podkulonymi ogonami przed ostrzałem, kierując się w głąb miasta. Wszystko wskazywało na to, że choć Munbyne drogo zapłaciło za tę niespodziewaną inwazję, a obrońcom chyba jednak brakowało dobrej organizacji, sytuacja powoli stawała się opanowana.

Skierka wiedziała, że obrońcy bramy zapewne nie ucieszą się z towarzystwa kolejnych bestii, ale sama nie podejmowała się wykańczać ich “na śmierć”. Trudno, chłopaki, jakoś to przeżyjecie... albo i nie - pomyślała, po czym krzyknęła najgłośniej, na ile pozwalały jej małe płuca:
- Panowie i panie! Dostawa nieświeżego futra od strony miasta!
Do jej uszy dobiegło kilka siarczystych przekleństw, ale dobrze wybrała miejsce, w które doprowadziła bestie. Strażnicy chwilę temu rozprawili się z ostatnim przeciwnikiem w okolicy i właśnie regenerowali siły - nie byli więc zachwyceni dodatkową robotą, ale nie byli też osaczeni i bezbronni. Ranne i mocno już osłabione hienoidy wpakowały się w sam środek intensywnego ostrzału. Unosząc się kilka metrów nad ziemią, wietrzniaczka z satysfakcją obserwowała, jak nafaszerowane ołowiem i stalą cielska chwieją się, a w końcu upadają na uwalany posoką bruk. To było prawie jak dwa-zero dla niej!

Sukces czy nie, raczej nie zostanie należycie doceniony. Skierka doskonale zdawała sobie sprawę, że na zbytnie profity z okazji wodzenia za nos piesków raczej nie ma co liczyć, ale osobista satysfakcja to też było COŚ. Z poczuciem dobrze wykonanej roboty już miała skierować się w stronę miasta i znaleźć sobie jakiś względnie bezpieczny kącik, by odpocząć, gdy kolejny, świdrujący w uszach świst przeszył powietrze. Pocisk, wystrzelony na jej oko z jakiegoś większego działka czy moździerza, gruchnął w jeden ze stojących nieopodal muru domów, generując pokaźną wyrwę w dachu i pierwszym piętrze budynku. Jeszcze kilka podobnie niszczycielskich ładunków podążyło za nim, ale to nie one przykuły uwagę Skierki.

Atak wyraźnie nie był przypadkowy. Te kagańce... To dziwne wrażenie, które odebrała, gdy na początku walki przełączyła się na chwilę na wzrok astralny... Wtedy poczuła się przytłoczona ogromem ilości informacji, ale to też było informacją samą w sobie. Stwory połączone były jakiegoś typu więzią, wręcz naszpikowane magią - chętnie przyjrzałaby się temu bliżej, ale
w chwili obecnej zdecydowanie nie było po temu warunków. Pojawiły się natomiast całkiem dogodne warunki do rozwiązania innej części łamigłówki. Unosząc się wysoko nad murami miasta i obserwując okolicę, nie miała najmniejszych problemów z namierzeniem kierunku, z którego ostrzeliwano Munbyne. A ktoś, kto umiał obsługiwać broń, z pewnością miał więcej oleju w głowie niż śliniące się paszczury i być może mógłby odpowiedzieć na kilka pytań, gdyby z nim odpowiednio miło porozmawiać. Oczywiście najbardziej prawdopodobne było to, że posiada solidną obstawę i nie będzie to takie proste, ale JEJ przyszła obstawa również istniała - i zmierzała w kierunku celu na ślicznych, zgrabniutkich motocyklach zwiadowczo-bojowych. Wietrzniaczka nie potrzebowała wiele czasu, by podjąć decyzję - wystrzeliła jak torpeda za pędzącymi motocyklami, gnana bardziej ciekawością, niż żądzą krwi. Obrońcy murów mogli co najwyżej odprowadzić wzrokiem szybko rozwiewającą się smugę spalin, pozostawianych przez jej mechaniczne skrzydła.

Maszynki były naprawdę szybkie, widać było, ze strażnicy dobrze dbali o swój sprzęt. Tym lepiej dla nich. Skierka ledwo nadążała za trzema punktami, nie pozwalając, by zniknęły jej z pola widzenia, ale też nie zbliżając się bardziej, niż kiedy rozpoczynała pościg. Nie przejmowała się tym przesadnie, uznając, że dzięki temu będzie miała więcej czasu na przemyślenie planów i reakcję, gdy dotrą do celu.

Eksplozja, która wstrząsnęła wzgórzem, naprawdę ją zaskoczyła. Nawet nie swoją gwałtownością czy tym, że praktycznie zmiotła czubek wzniesienia, ale samym faktem, że nastąpiła. Jeśli coś robi duże bum akurat wtedy, kiedy w miejscu wybuchu znajdują się osoby niepożądane, to są dwie opcje: albo zamontowano tam jakieś wypasione i kosztowne czujniki ruchu, albo ktoś obserwował wzniesienie i w odpowiednim momencie nacisnął czerwony guziczek. Ta druga opcja zdawała się być dosyć prawdopodobna, zważywszy na to, że niewątpliwie ktoś z tego miejsca jeszcze niedawno strzelał, a teraz gdzieś go wcięło.

Problem w tym, że wcięło go kompletnie. Skierka bardzo chętnie kontynuowałaby pościg, ale trudno gonić za czymś, czego ni cholery nie widać... Przynajmniej posługując się normalnymi zmysłami. Wietrzniaczka doskonale pamiętała, jak silne sygnały odbierał ten drugi wzrok. Nie miała wątpliwości, że jeśli przynajmniej jeden z mutantów nawiewał właśnie z miasta, znacznie łatwiej będzie jej namierzyć go w ten właśnie sposób.

Skupiła się i pozwoliła, żeby obraz świata zawirował i przeobraził się w coś, co większości Dawców Imion wydawałoby się chaotycznym obrazem pełnym rozedrganej energii. Obserwowanie okolicy w ten sposób wcale nie było takie proste. Żeby wyłowić cokolwiek konkretnego, trzeba było skupić się na jednym kierunku, jakby skanując znajdującą się przed sobą przestrzeń, i odebrać pulsujące magią sygnały. Kiedyś próbowała wytłumaczyć jakiemuś laikowi, jak to działa, i najlepszym porównaniem, jakie przychodziło jej do głowy, było działanie sonaru... Uznała wtedy, że wobec karygodnych wręcz braków w wiedzy technicznej rozmówcy, który zupełnie nie orientował się, jak działa tego typ urządzenie, wyjaśnianie kompletnie mija się z celem. Grunt jednak, że metoda okazała się skuteczna - z kierunku, w którym zmierzały motocykle, dobiegał wyraźny sygnał, silniejszy nawet od tego, co wyczuwała w przypadku hienoidów.

Najważniejszy problem został rozwiązany, pozostała tylko pewna mała niedogodność... Jej potencjalne wsparcie właśnie leżało na ziemi, w stanie wskazującym na niską przydatność użytkową. A szkoda, bo znacznie ułatwiłoby sprawę. Dawców Imion odrzut wybuchu wpakował w przydrożne krzaki, a ich pojazdy przekoziołkowały kilka razy, zanim zaryły się w ziemię u podnóża pagórka... Niektóre niestety w kilku kawałkach. Skierka stłumiła chęć sprawdzenia, czy motocykle są naprawdę poważnie uszkodzone, czy też biedne maszynki dadzą się jednak naprawić. Chęć tym silniejszą, że smugi spalin, które ciągnęły się za motocyklami, były łudząco podobne do tych, które emitowały jej własne skrzydła, co mogło oznaczać, że w Munbyne będzie mogła stosunkowo łatwo podładować ogniwa. Cóż, paliwo nie zając, nie ucieknie.. Zamiast tego skierowała się w kierunku osoby, która wyglądała na przywódcę eskadry. Zanim wietrzniaczka pokonała dystans dzielący ją od jeźdźców, człowiek zdołał oprzytomnieć na tyle, by zacząć wygrzebywać się z paskudnie kolczastych zarośli. Skierka zamierzała zamienić z nim kilka słów, zanim wyruszy badać dalszą okolicę - kto wie, być może strażnik będzie w stanie dostarczyć jej jakichś cennych informacji lub technicznego wsparcia? Zanim jednak zdążyła zapytać, czy jest cały, mężczyzna sięgnął po broń i wycelował.

- Gdzie z tą spluwą, facet?! - zaprotestowała, na wszelki wypadek podnosząc pułap lotu. - Czy ja ci na mutanta wyglądam?!

Nie widziała z tej odległości, że palec zatrzymał się na spuście w dosłownie ostatniej chwili. Kapitan Stobbyr wzruszył ramionami i skupił się na ważniejszych rzeczach, niż jakiś latający mu nad głową knypek - a konkretnie na dalszym wyplątywaniu się z zarośli. Wietrzniaczka zdecydowanie poczuła się zignorowana. Głupi frajer... W innych okolicznościach darowałaby sobie jakąkolwiek pomoc, ale oddalający się cel nadal budził jej ciekawość. Po chwili namysłu zdecydowała się podlecieć bliżej i spróbować jeszcze raz. Niech znają jej wspaniałomyślność!

- Słuchaj pan. W zasadzie to myślę, że mogłabym coś dla was zrobić, skoro chwilowo jesteście mało mobilni. Ale zanim polecę namierzać tę artylerię, byłoby fajnie, gdybyście...

Facet obrzucił ją takim spojrzeniem, jakby była latającym kawałkiem łajna, i to takim, które właśnie go opryskało. Zmierzyła go równie pogardliwym spojrzeniem, ale nie raczył nawet zwrócić na to uwagi. Pozostałe okoliczności - wielki krater na szczycie wzgórza, smętne szczątki motocykli, towarzysze, z których jeden nie dawał znaku życia, a drugi klnąc siarczyście próbował wstać - najwyraźniej absorbowały go na tyle, że na wzięcie poważnie jakiegoś skrzydlatego skrzata nie było szans.

Głupi frajer do kwadratu.

Skierka wzbiła się wyżej, mrucząc pod nosem bardzo niecenzuralne propozycje, co oficer może ze sobą zrobić i gdzie może sobie wsadzić ten sprzęt, który teraz by jej się przydał. Nie to nie! Niech potem sami rozpracowują sobie, co ich zaatakowało i po co! Co ona, pomoc charytatywna i dobra, tfu-tfu, wróżka!? Jak nie potrafią docenić propozycji pomocy, to drugiej na pewno nie dostaną. O, co to, to nie!. A jeśli się czegoś dowie, to zażąda za informacje takiej sumki, że oczy im zbieleją i włosy dęba staną!

Tak. Jeśli się czegoś dowie. Wietrzniaczka wahała się przez chwilę, czy w związku z okolicznościami nie wrócić po prostu do miasta. Uznała jednak, że tylko dlatego, że jakiś złamas nie potrafił docenić jej dobrej woli, nie zrezygnuje przecież z możliwości zaspokojenia ciekawości. Najwyżej się nie uda. Nie miała powodów, żeby poważnie ryzykować, ale przecież nic się nie powinno stać, jeśli podleci jeszcze trochę bliżej... Tak tylko zerknąć, co tam się dzieje, może rozpoznać jakąś twarz, może przyjrzeć się bliżej tej magicznej więzi? Nic specjalnie niebezpiecznego, nie tym razem!

Skierka zdawała sobie sprawę, że chwilami miała głupie skłonności do narażania skóry z byle powodów, ale tym razem naprawdę zamierzała się powstrzymać. Czasami nawet jej to wychodziło... Czasami.
 
Serika jest offline