Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2012, 00:17   #133
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Tym razem Magnus się nie śpieszył ze wstawaniem. Pierwszy raz od tak dawna. Od tygodni przed rozpoczęciem podróży. Jak się okazało po krótkim sprawdzianie własnej mobilności z jego ręką i barkiem było już o wiele lepiej. Po nałożeniu na ranę leczniczej maści wojownik zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pokoju. Powoli, spokojnie trafił do głównej sali - teraz niemal pustej po całonocnej zabawie - gdzie też zjadł spore, smaczne śniadanie. Dzień zapowiadał się naprawdę świetnie...

Po jedzeniu weteran poszedł do stajni, w której znajdowały się drużynowe konie oraz kucyk. Wierzchowce wraz z zwierzęcym nosicielem sprzętu miały wypoczywać w przydzielonych im dzień wcześniej boksach. Mężczyzna zobaczył, że wrota od stajni są delikatnie uchylone a z środka dało się słyszeć rżenie konia. Jego konia. Po przekroczeniu progu wojownik dostrzegł, że konie są na swoim miejscu, ale poza nimi ktoś tam był. Młoda, niska kobieta gładziła właśnie po grzywie jedno z zwierząt. Normalnie woj przeszedłby obojętnie gdyby właśnie ten koń nie należał do niego...


- Zdrowe zwierze. Potrafisz się zaopiekować koniem, co Magnus? Kiedyś nawet dla ludzi byłeś mniej opiekuńczy. - powiedziała melodyjnym głosem w języku pochodzącym z Tilei.

Wryło go. Stanął, złapał parę głębszych oddechów zastanawiając się skąd mógł ją znać. Długie, ciemne włosy, zielone bystre oczy i ten akcent... nie znał jej. Długi, refleksyjny łuk spoczywający w nogach... nie znał jej. Był pewien.

- Co tak stoisz? Nie przywitasz się? Nie zapytasz co tam u mnie? Czemu, do cholery, mnie po tym wszystkim nie szukałeś? Czemu?! - wcześniej spokojna zmieniła ton na niemal krzyk.

- Ale... ja Cię nie znam. Nie pamiętam. - odparł wojownik podchodząc bliżej.

- Pierdolisz. Zawsze taki byłeś. Dbasz tylko o siebie. Powiedz, że już dawno mnie skreśliłeś! Myślałeś, że te skurwysyny mnie zabiły co? - zapytała patrząc Magnusowi prosto w oczy.

- Z kimś mnie pomyliłaś. Z jakimś innym... Magnusem. - rzekł zdając sobie właśnie sprawę, że sam nie znał nikogo innego o tym imieniu.

- Ja nie popełniam takich błędów! - powiedziała zrywając się w pewnym momencie z miejsca.

Magnus jej nie znał. Nie pamiętał. Nie mógł sobie pozwolić na rozluźnienie mimo iż to była kobieta. Osoba mniejsza i słabsza. Wiedział, że pozory mogą mylić... Nie minęła sekunda, gdy dobyty przez kobietę sztylet został odbity przez ostrze topora. Odbity z taką siłą, że wypadł jej z dłoni.

- Nie znam Cię! Nie wiem kim jesteś! - zawołał tileańczyk wykonując zwód i stając za kobietą.

Ta odskoczyła widząc, że jej łuk znajduje się bliżej oponenta. Valeria pamiętała Magnusa jako wysokiego, szczupłego chłopaka bez niemal żadnej blizny. A teraz? Teraz był o jakieś 20 kilogramów suchych mięśni cięższy, szybszy niż kiedykolwiek i... bardzo się zmienił. Jego ręce kryły blizny a twarzy już nie wykrzywiał wiecznie grymas gniewu. Co prawda woj zachował dawną zadziorność, ale - mimo iż był większy - wyglądał teraz jakoś potulniej. Łowczyni zdecydowała zaryzykować...

- Skoro twierdzisz, że nic nie pamiętasz to zapewne nie mówią Ci nic takie imiona jak Kweli czy Wolfgang? - zapytała patrząc na mężczyznę.

- Nic a nic. Nie wiem kim oni są. Nie wiem kim i ty jesteś. - odparł barczysty wojownik podając jej sztylet i łuk. - Ładna broń. Strzelasz? - zapytał jakoś dziwnie.

- Tak. Jestem zawodniczką turniejową. Z Tilei. - odparła patrząc na reakcję Magnusa a raczej jej brak.

- Skąd się znamy? - zapytał weteran chowając topór.

- Długa historia. Ale ja już z tym skończyłam. Nie jestem taka jak kiedyś. I aby Ci ją opowiedzieć muszę mieć pewność, że i ty do tego nie wrócisz...

- Do czego? Mordowania za pieniądze? Kradzieży? Gwałtów? - zapytał z wahaniem tileańczyk na co rozmówczyni powoli przytaknęła. - Nie pamiętam nawet tamtych czasów, ale wiem jak mogę Ci udowodnić, że już jestem inny. Mam pomysł. Chodź ze mną...

***

Olbrzymia kamienna świątynia postawiona przed wiekami była tak cicha, tak niewzruszona. Jej potężne kamienne ściany oświetlane ogniem dającym życie mieniły się matowo zapraszając wiernych w swe progi. Piękne rzeźby i płaskorzeźby były podarkami od uzdrowionych w tym miejscu ludzi. Kupców, rzemieślników, włodarzy, ale również zwykłych mieszczan i chłopów. Tutaj każdy był równy. To miejsce nie znosiło podziałów czy to rasowych czy klasowych. Każdy mógł tu przyjść, wejść do środka i się pomodlić. Kamienne wejście strzeżone przez trójkę sprawnych i pełnych powagi rycerzy zakonnych upominało aby nie wnosić do środka broni. Wielki, barczysty mężczyzna rzucił broń i wszedł do środka. Zaraz za jego potężnym, głośnym krokiem szła inna osoba - jej kroki były ciche, niemal niesłyszalne...

Środek świątyni był pełen ław, w których mogli przebywać wierni. Mogli tu przychodzić w nocy, w dzień, w burzę i w słoneczny dzień. Tutaj nikt nigdy nie usłyszał słów przepełnionych gniewem czy innymi negatywnymi emocjami. Liczyło się tylko dobro, pomoc bliźniemu i szerzenie zasad wiary miłosiernej matki - Shallyi.

Wielki weteran podszedł do jednej z modlących się przy kamiennym ołtarzu sióstr i poczekał aż ta skończy. Stojąca obok niego kobieta poruszyła się niecierpliwie, gdy kapłanka powoli wstała i podeszła do wojownika.

- Witaj białogłowo. Chciałbym się dowiedzieć czy jest może matka przełożona? - zapytał cicho Magnus.

- Witaj mości Panie. Niestety najwyższej nie ma obecnie w świątyni. Nie wyglądasz mi na człowieka bogobojnego. Mogę poznać cel twojej wizyty? - odparła spokojnie kapłanka.

- Ja również? - dodała Valeria.

- Dobrze. Jednak najpierw podejdźmy do drzwi, gdzie nie będziemy przeszkadzać modlącym się ludziom. - powiedział wojownik i szybko ruszył w kierunku drzwi.

Nieco zmieszani rycerze oddali Magnusowi i Valerii ich oręż a kapłanka zatrzymała się parę metrów od wyjścia z świątyni. Ogrodzony kompleks był w budowie. Widać było rozłożone deski i narzędzia budowlane. Poza świątynią za ogrodzeniem było sporo roślinności oraz dużo wolnego, ubitego miejsca. Jakby miała tu stanąć druga wielka budowla.

- To prawda, że kapłanki Shallyi chcą tutaj założyć przytułek dla sierot? - zapytał spokojnie Magnus patrząc na drobną kapłankę.

- Tak. Brakuje nam jednak pieniędzy. Matka przełożona prosiła włodarzy oraz wiernych o niesienie nam pomocy, ale niestety jak tak dalej pójdzie budowa zajmie kolejne lata... - zrezygnowana kobieta złożyła ręce w geście prośby o łaskę do swej bogini. - Mogę wiedzieć dlaczego pytasz? Nie wyglądasz na kogoś kto mógłby nam pomóc.

- Nie wie siostra jak bardzo się myli. Może i byłem człowiekiem złym i nikczemnym. Zabijałem, kradłem, gwałciłem... - powiedział Magnus widząc, że dwóch z rycerzy szybko rusza w ich kierunku. - Ale to była dawno temu. Teraz jestem inny. Dobry. - strażnicy świątyni zatrzymali się w miejscu. - I dlatego mam dla waszej świątyni drobny podarek... - wojownik ściągnął plecak i wyciągnął z niego dwie, pękające w szwach sakwy. - Weź to. - dodał podając worki kapłance.

Ta czując okropny ciężar odłożyła jeden z worków na ziemię a drugi otworzyła. Ze zdumieniem uniosła wzrok na wojownika. Potem na jego towarzyszkę.

- Bogini. - powiedziała odkładając worek i składając dłonie. - Dziękuje Ci za ten dar wojowniku. Wiedz jednak, że samymi pieniędzmi nie odkupisz dawnych win. Musisz ulec wewnętrznej przemianie i postanowić sobie już więcej nie czynić źle. Jesteś jednak na bardzo dobrej drodze. Mogę poznać twe imię?

- Nazywam się Magnus. I już od dawna mam pewne postanowienia. Już od dawna staram się nie czynić źle. Kierować się moim własnym kodeksem postępowania. Moim własnym etosem. - odparł weteran patrząc na stojących nieopodal rycerzy.

- Bądź więc błogosławiony, Magnusie. Wiedz, że ja i moje siostry będziemy się modlić o twą duszę i silną wolę w dążeniu ku lepszemu. Dziękuję... - z tymi słowy Magnus podniósł plecak, spojrzał na zaskoczoną Valerię i udał się w kierunku wyjścia z terenu świątyni.

***

- Całkowita zmiana. To jednak nie wystarczy. Za dwa tygodnie jest w tym mieście turniej, w którym postanowiłam wziąć udział. Załatw swoje sprawy, zastanów się nad tym czy chcesz wiedzieć to co chciałabym Ci przekazać, a potem wróć i czekaj na mniej w "Klindze". Ja na pewno się zjawię. Do zobaczenia.

Ostatnie słowa Valerii zapadły Magnusowi w pamięć jak kamień w rzekę. Postanowił jeszcze się z nią spotkać. Może nie za dwa tygodnie, ale zaraz po załatwieniu spraw z Kolegiami. Na dowód swej obecności na spotkaniu dał kobiecie metalową, powyginaną tarczę. Jego pamiątkę. Pamiątkę wielu bitew. Ją musi odzyskać. Wojownik niemal stracił rachubę czasu i teraz kierował się na spotkanie z czarodziejami. Nigdy nie spodziewałby się, że spotka kogoś tak blisko związanego z jego przeszłością. Osobę, która go znała. Z mętlikiem w głowie wojownik szedł do tawerny - lżejszy o jakieś 200 Złotych Koron i bogatszy o jeden dobry uczynek.
 
Lechu jest offline