Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2012, 00:32   #8
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Powodzenie planu sprawiło, że czuła się szczęśliwa. Była w nim szybkość, niebezpieczeństwo, pomysł i radosny żart, rzeczy, których brakowało jej tak bardzo w czasie nudnego terminowania w Altdorfie. I w tej chwili wydawało jej się, że Bogenhafen będzie miastem, w którym zostanie na dłużej. Polubiła zapaleńca Waltera, a enigmatyczność dopiero poznanego Baumanna wydawała jej się pociągająca.

Perukę zdjęła jeszcze przed domem, a chwilę później zasiadła przed okrągłym metalowym zwierciadłem, żeby dokończyć dzieła powrotu do normalności, malując oczy, usta i poprawiając nastroszoną fryzurę.

Los poskąpił jej łagodnych, harmonijnie delikatnych rysów twarzy, podobnie zresztą jak i łagodnego charakteru. Uważała się za dziewczyną średnio ładną i żyła z tą świadomością od podlotka. Wcale nie było to łatwe, ani przyjemne, ale kształtowało charakter. Tak przynajmniej się pocieszała. Z wiekiem zresztą było coraz lepiej, bo człowiek uczy się żyć z własnymi przypadłościami, czego w jej przypadku bezsprzecznym dowodem były odkryte włosy, jeszcze dwa lata temu naprawdę piękne, błyszczące, brązowe i długie. Dziś siwowłosa kobieta darzyła szczerą niechęcią właścicielki pięknych loków a perukę z prawdziwych jedwabistych kruczoczarnych włosów, które jakaś biedulka musiała na tę okazję obciąć, nabywała z mściwą satysfakcją. Wydała na nią sporo pieniędzy i była to najbardziej wartościowa rzecz, jaką posiadała. Ale nosiła tylko do pracy. Za to figurę miała Sylwia przyjemną, kształty zaokrąglone, szczupłą talię i płaski brzuch, w ogólnym obrazie nie przeszkadzały nawet dość krótkie nogi, służące jej zresztą całkiem nieźle. Była szybka i do zawodów mogła stanąć z prawie każdym, byle nie na długich dystansach, bo, jak twierdziła, pocenie się dobre jest tylko w tańcu i w sypialni. Tańczyć uwielbiała, do każdej melodii, może z małą przewagą tych skocznych, z rodzinnego Middenlandu. Rzadko nosiła suknie, robiła to kiedyś dla Rudolfa, teraz brakowało jej powodu i od wielu miesięcy nie nabyła żadnego kobiecego fatałaszka. Miała niezaprzeczalną słabość do pięknych, drogich trzewików, ale takie zużywają się szybko, a cwani kramarze trzymają je w zamkniętych skrzynkach, z których cholernie trudno coś zakosić. Obywała się więc bez tego luksusu właściwie od czasów middenheimskich, obiecując sobie, że to chwilowe wyrzeczenie. W najgorszym wypadku wyda na buty ciężko zarobione korony.

Nim doszła na festyn, zajrzała jeszcze do Skrzyżowanych Pik. Nie była pewna jak ma skontaktować się z Baumannem, więc zostawiła wiadomość u barmana, że wpadnie tu z przesyłką po zachodzie słońca.

Wzięła ze sobą tylko parę pensów, przezornie, żeby nie poddać się lenistwu i nie iść na łatwiznę, tylko znaleźć sposób na korzystanie z cudzych pieniędzy. Z ulgą przyjęła nowe szanse na uwolnienie zapchlonego krasnoluda, bo po prawdzie miała nadzieję, że go już w dybach nie zobaczy. Wskutek tej ulgi nie oparła się pierwszemu kuflowi jasnego piwa, w miejscu gdzie mogła z satysfakcją obserwować ślady po swojej porannej działalności. Piwo było wyśmienite. Zawsze najlepiej smakowało wiosną i w słońcu. Potem znienacka zrobiło jej się smutno i to tylko od śmiechu jakiejś obdarowywanej kwiatami dziewczyny. Nie chciała poddać się babskiemu sentymentalizmowi, więc zmieniła miejsce. Jak wielu innych przyciągnął ją plac, którego granice poza straganami z jedzeniem i piwem, wyznaczały ring z jednej, a obwoźna menażeria z drugiej strony.
Dziewczyna dłuższą chwilę oglądała walkę na niewielkiej arenie, z trudem dopchawszy się do pierwszego rzędu. Zawodnicy stawali naprzeciwko siebie w parach. Pierwsi, sądząc po okrzykach tłumu miejscowi, wyglądali dość typowo, takich właśnie typków Rudolf zazwyczaj musiał wyrzucać z lokalu. Drugi zespół stanowiła dużo ciekawsza para, wysoki krasnolud i niski, nie najmłodszy już mężczyzna, obydwaj potężnie zbudowani i to chyba oni przyciągnęli tak dużo gapiów. Niestety jak na potrzeby Sylwii publika była zbyt pospolita, za dużo rozchichotanych dziewcząt i kwadratowoszczękich obwiesiów, za mało tych zamożnych i bogato ubranych. Więc choć wiosna i u niej budziła chęć chichotu, a spocone męskie ciała nie tylko wiosną budziły przyjemne skojarzenia, została przy podium tylko pierwszą walkę. Wyraziła kilkakrotnie oklaskami szacunek dla siły krasnoluda i blondyna, a na koniec nawet zagwizdała z podziwem, gdy blondyn wywalił przeciwnika za liny. Potem z niejakim trudem przedostała się na zewnątrz. I ruszyła na drugą stronę placu, wziąć się do pracy.

Właśnie rozglądała się za kimś odpowiednim wśród widzów menażerii, kiedy z klatek uwolniło się troje podopiecznych rzekomego doktora.
Sylwia zapatrzyła się na biegnącego trzynogiego goblina. To było naprawdę coś. Biedny skurczybyk pędził wykorzystując do tego trzy nogi i dwie ręce. Robił to naprawdę bardzo szybko i bardzo pokracznie, zupełnie bez rytmu, za to z taką determinacją, że jakoś kibicowała mu z większym przekonaniem niż obu pogromcom straszliwych stworzeń. Wskutek czego, właściwie mimowolnie, podstawiła nogę brzydkiemu krasnoludowi, który zebrał się właśnie do gonitwy za goblinem. Mieszanie się w cudze sprawy, jak to zresztą dzieje się zazwyczaj, zabolało. Sylwia dostała okutym butem albo może taką twardą łydką, i nie wiedzieć, kiedy wylądowała na tyłku. To ją przywołało do porządku. W tym spanikowanym tłumie, gdzie wszyscy wpadali na siebie po prostu musiała spróbować. Choć nie była to jej specjalizacja powinna bez trudu obciąć jakiś mieszek. I tu pomyliła się srodze. Pierwsza okazja, tłusta, brudna i niepewnej płci, wywinęła się jej zgrabnie, a na bliskość zareagowała agresją, bezinteresownie i z zapałem przyłożywszy dziewczynie z łokcia. Potem Sylwia nie mogła wypatrzyć kolejnego fanta. Już gotowa była zrezygnować, bo niepowodzenia traktowała jak wskazówki więc łatwo zawracały ją na nowe ścieżki, kiedy zobaczyła grubą kiesę, prawdziwą gratkę, u boku dobrotliwego mieszczanina. Pozwoliła żeby tłum ją znowu porwał. Dobrotliwy kupiec podtrzymał upadająca dziewczynę a ona zarumieniona podziękowała za pomoc. Zaraz potem zaniechała śledzenia dalszego losu biednych potworów.

Mieszek spoczął w kieszeni kurtki. Sylwia uspokoiwszy trochę oddech, skorzystała z dodatkowej okazji, by za darmo i w spokoju obejrzeć całą menażerię. Zostało siedem klatek, w tym dwie odsłonięto w wskutek zamieszania. W pierwszej muczało dwugłowe cielę, niezbędny widać element każdego takiego cyrku, druga była ciekawsza, zrośnięte tyłkami dziwne stworzenia w cętki, trochę przypominające bardzo brzydkiego psa, dwie głowy, dwa korpusy, ale nogi tylko cztery. Potem podeszła do płachty, którą całą coś poruszało od wewnątrz, uniosła ją lekko i odskoczyła z krzykiem. To musiała być gwiazda tego cyrku. Gdy ochłonęła, a udało jej się to szybko, bo jej poczynania miały już kilkoro świadków, a Sylwia ze swej natury starała się trzymać fason, znalazła długi mocny kij i jednym szybkim ruchem ściągnęła ruchliwą płachtę. Oczom wszystkich ukazał się olbrzymi pająk, o włochatym odwłoku wielkości ludzkiego korpusu, pokrytym jaskrawymi wzorami. Olbrzymie odnóża próbowały dosięgnąć gapiów, z paszczy ciekła żółta ślina a ruchliwe oczy wyrażały nienawiść. Trudno było nie zastanawiać się, czym doktorek karmi to paskudztwo.
Nad klatką przeleciał zaciekawiony chyba niemniej niż ludzie kruk o skrzywionym dziobie. O dziwo Sylwia zbladła dopiero na widok ptaka. Na dziś miała dość. Musiała się napić. I wtedy po omacku otwierając sakiewkę w kieszeni zorientowała się, że padła ofiarą oklepanego fortelu. Sakiewka zawierała drewniane guziki.
Dobra passa się skończyła.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline