Samin
Ostrożnie ruszył za uzbrojoną grupą. Wpierw po cichu pokonał schody, a później zatopiony w mroku korytarz prowadzący do masywnych, dwuskrzydłowych drzwi. Niewątpliwie musiało to być wejście do komnat Diuka. Obecnie stało otworem. W przedsionku prywatnych pokoi zauważył kapitana i jego pomocnika nerwowo ściskających broń. Wyraźnie na coś czekali. Gdzieś z oddali, z dalszych komnat dochodził przytłumiony głos doktora.
Nie miał za bardzo jak przedostać się przez zbrojną straż niezauważony. Gdy rozmyślał nad dalszym postępowaniem nagle ściana obok niego rozsunęła się z prawie niesłyszalnym sykiem. W mroku nowopowstałej wnęki dostrzegł wystraszony wzrok nadwornego szambelana. Czarnoskóry sługa przyłożył porozumiewawczo palec do ust i zaprosił go do siebie ruchem głowy. Znaleźli się w tunelu, który najwyraźniej przebiegał wewnątrz ścian posiadłości. Po parunastu krokach zatrzymali się. Jego przewodnik bezgłośnie wskazał mu prawie niewidoczną dziurę w ścianie. Musiała prowadzić do komnaty diuka, inkwizytor mógł bowiem wyraźnie usłyszeć przez nią prowadzoną rozmowę. - To już ostatnia dawka waszego lekarstwa, mój drogi diuku. Z całą pewnością pomoże wam lepiej skupić myśli...
Po tej wypowiedzi nastąpiła seria cichych jęków i westchnięć pochodząca zapewne od starego arystokraty. - A teraz, mości diuku - rozpoczął doktor po odczekaniu sporej chwili. - Musimy się bardzo pospieszyć. Wasi wrogowie są już u bram! Szybko!
Odpowiedział mu niewyraźny bełkot skołatanego umysłu starca. - Diuku! Musicie wyjawić miejsce ukrycia skarbu! Teraz, póki będzie za późno! Oni już uderzają w drzwi! Szybko! Trzeba uratować przed nimi dziedzictwo Rodu
I faktycznie od zewnątrz doszedł go łomot, spowodowany zapewne przez wspólników lekarza.
Stary arystokrata jęknął coś niewyraźnie, po czym wyszeptał serię słów, których inkwizytor ze swojej kryjówki nie zdołał usłyszeć. I wtedy na zewnątrz rozbrzmiał hałas silnika. Marcus, Mathias, Gregory
Z niemałym trudem przebili się przez zarośniętą gęstym zielskiem ścieżkę. Cały wehikuł usmarowany był sokiem z egzotycznych dzikich owoców i warzyw rosnących w ogrodzie, a karoseria gdzieniegdzie nosiła ślady wgnieceń od przypadkowych pni. Ale udało im się, wyrwali się z zielonej gęstwiny i pędem ruszyli w stronę wejścia do posiadłości. Samin
Inkwizytor usłyszał nerwowo wykrzykiwane rozkazy i dźwięk bitego szkła, dochodzący z przedsionka komnat diuka. Diuk nadal bełkotał coś niezrozumiale, choć jego głos wydawał się coraz słabszy, zaś doktor, sądząc po dźwiękach próbował właśnie pospiesznie zatrzeć ślady, opuścić pokój i dołączyć do reszty zdrajców. Wszyscy
Z rozbitych okien pierwszego piętra wyjrzały lufy karabinów, momentalnie zasypując parkujący właśnie przed posiadłością pojazd chmurą pocisków. Trójce "ratowników" tylko cudem udało się uniknąć pierwszej salwy. A wszystko wskazywało na to, że na tej jednej nie miało się skończyć.
Ostatnio edytowane przez Tadeus : 05-01-2012 o 00:59.
|