Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2012, 10:38   #385
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Jost długo zastanawiał się, co strzeliło mu do głowy. Dlaczego zachował się w ten sposób? Przecież nie znajdował się pod wpływem czaru Karla, dzieciak był znowu dla niego zwyczajnym dzieciakiem. Teraz to już nawet nie wiedział po co wyruszył na poszukiwanie Karla. Żeby się wzbogacić? Śmiechu warte! I tak większość pieniędzy jakie zdobył od początku tej przygody, gdzieś zniknęła. A może to Soe była przyczyną? Dziewczyna miała silny wpływ na niego i nie dało się zaprzeczyć, że mieli się ku sobie. A teraz swoim brutalnym zachowaniem mógł zepsuć wszystko. Z niecierpliwością czekał na moment, gdy krasnolud i złodziejka wyjdą od kislevskiej wróżbitki.
- Wybaczcie, zachowałem się jak gówniarz – powiedział ze spuszczoną głową, gdy już wyszli od Yagi. – Na Sigmara, nie wiem co strzeliło mi do głowy. Myślałem, że ona nas oszukuje i zwodzi. Że nie chce wyjawić miejsca przebywania chłopaka. A w ogóle to gdzie on jest?

***

Ogrody Morra, a więc cmentarz. Tam też od razu się udali. Panowało tam niemałe zamieszanie, a wejścia pilnował jakiś strażnik. Jost od razu podszedł do niego, gdy ten tylko zapytał o powód wizyty.
- Jak to po co tu jesteśmy? – doker udał zdziwienie. – A po cóż się, człowieku przychodzi do przybytku Morra?
- Wy mi nie wyglądacie na żałobników.
- Może i nie, ale powód mamy ten sam co i większość z ludzi jacy się tu pojawiają. Widzisz, bracie, przyszliśmy odwiedzić grób...
- Ale nie możecie wejść do mauzoleum
– strażnik zastawił wejście. – Poważna sprawa, wiecie.
- Nie wiemy i nas to w zupełności nie interesuje
– Jost już zaczynał się denerwować. Może ta poważna sprawa związana była z Karlem. – Musimy tam wejść. To dziesiąta rocznica śmierci leżącego tam, w wewnętrznym ogrodzie Johannesa van der Uppel. Wielkiego bohatera, skoroś jest stąd, to z pewnością o nim słyszałeś. Pochowany jest tam i my co roku tu przybywamy, aby oddać mu cześć. Mówi się o tym, że ten świątobliwy i honorowy człowiek, ma nawet zostać podniesionym do rangi błogosławionego. Cześć się mu będzie oddawać w świątyniach. Rozumiesz co to znaczy?
- Oczywiście, że rozumiem, ale zakaz to zakaz
– strażnik nie ustępował.
- Modlił się do Uppela będę, żeby ci włochate brodawki na twarzy wylazły i rzyć opuchła tak, żebyś sobie w spokoju ulżyć nie mógł. Wejdziemy i tak – Jost chwycił za miecz. Jednak strażnik w końcu ustąpił, przestraszony perspektywą cierpień jakie go za sprawą wyimaginowanego błogosławionego mogą nawiedzić.

- Rzeczywiście poważna sprawa – mruknął Jost, gdy już znaleźli się w środku. Mauzoleum było sceną morderstwa kapłana. Leżał w dziwacznej pozie w kałuży krwi, otoczony przez wymalowane w niej dziwaczne symbole. Jost wykonał znak komety. – Sigmarze chroń nas. Toż to z pewnością jakiś potworny kult musiał uczynić. Któż by się poważył podnieść rękę na kapłana i do tego te rysunki...

Rozglądnął się wokoło w poszukiwaniu Karla lub jakichś wskazówek, dotyczących dziecka. Jednak nic szczególnego nie dostrzegł. Wszyscy zgromadzeni we wnętrzu mężczyźni zajęci byli oglądaniem zwłok, sprzątaniem lu dyskusją o makabrycznym zdarzeniu. Sierżant, który kategorycznie ale grzecznie nakazał im wyjście, nie wyglądał na takiego, który uwierzy w bajeczkę o błogosławionym van der Uppelu, więc Jost nawet nie próbował. Dzieciaka musieli szukać gdzie indziej.

***

Wizyta w dzielnicy węglarzy, spowitej dymem i sadzą, okazała się znacznie bardziej obfitująca w informacje. Trochę trwało zanim w końcu znaleźli kogoś kto coś wiedział i był skłonny się ową wiedzą podzielić. Kosztowało to srebrnego szylinga, którego węglarz pospiesznie schował za pazuchę. Z jego słów wynikało, że widziano dziecko wraz z jakimiś podejrzanymi węglarzami. Tylko jaką pewność mieli, że to był Karl? Chyba żadnej, ale innych tropów nie było, więc nie pozostawało nic innego jak opuścić Taalagard i skierować się Starą Drogą Leśną na południe. Wedle słów węglarza, chłopaka widziano tu kilka godzin temu, więc mieli szanse na jego dogonienie.

***

- Siedem karlów za dzień! – wrzasnął Jost, gdy woźnice oznajmili swoją stawkę. – Wyście się chyba końskiego łajna najedli! Skąd żeście taką stawkę wytrzasnęli?

- Podli szubrawcy i spekulanci
– zwrócił się do Soe i Degnara, gdy postanowili przedyskutować ofertę. – Wiedzą, że zależy nam na czasie i myślą, że się zgodzimy na każde warunki. A przecież mamy niewiele straty do tych węglarzy i moglibyśmy ich dogonić. Ja mam koło dwóch dziesiątek złotych monet, a Helmut daje dziesięć za odnalezienie chłopaka. Toż to się nie opłaca...
- Zapłacimy?
– dodał z wahaniem po krótkiej pauzie.
 
xeper jest offline