Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2012, 11:54   #40
Lestad
 
Reputacja: 1 Lestad nie jest za bardzo znany
Nagle wkurwiony nie na żarty John odwrócił głowę w stronę wiedźmina.
- Gościu... Wypierdalaj bo się Tobą zajmę!
- Zatem czekam.... - Lestad nigdy nie odmawiał. Opuścił ręce, ciężar ciała przeniósł na lewą nogę. Nawet pijany był o niebo szybszy od człowieka, może nie tak celny, jak trzeźwy, ale na pewno szybszy. Ale John, zwykły egzorcysta-amator, nie miał prawa o tym wiedzieć.
Tem większe było zdziwienie Lestada, gdy pięść gruchnęła go od dołu w żuchwę z siłą niewspółmierną do rozmiarów ciała egozrcysty. Zanim zdążył się pozbierać, dostał drugi raz lewym sierpowym. Mimo wszystko, John zaatakowany dwoma błyskawicznymi prostymi pożegnał się, ze swoimi dwoma górnymi jedynkami.
- Przerwa na papierosa! - krzyknął Lestad, i znów zaatakował Johna, niestety, przestrzelił.
Johnny Cope [Hans Zimmer Version] (Dredger Fight) - Sherlock Holmes (Contains SFX) - YouTube
John nie pozostał dłużny. Kopnięcie na kolano, Lestad ukląkł mimo woli i zarobił pijanego partyzanta w twarz. Jego jedynki również nie wytrzymały. Wszak John trzeźwy całkowicie nie był. Co mu pozostało? Lestad wstał, ręką wytarł krew z ust. Pół życia trenował sztuki walki, zobaczymy, co damy rade zrobić po pijanemu. Nie myślał dłużej. Zastosował prosty rzut z aikido. Niektórzy zwą go irimi-nage.
Wtem, usłyszeli huk! Usłyszeli ryk!
Był to pędzący z zamku Vernon. Chwiejnym truchtem zbliżał się do bijących.
- Aaaaaahahahah! Jak za dawnych czasów!!! Nie ma to jak rozgrzewka przed akcją, wszyscy na wszystkich!!!
I nie czekając, z rozpędu wleciał w Lestada z łokciem na twarz rozcinając mu łuk brwiowy, samemu o mało nie wywracając się od pędu. Zarobił tym samym kopcura od wstającego już egzorcysty.,
Seatana, która zdążyła w międzyczasie dojść do siebie z gniewem pomieszanym zniesmakiem do samej siebie przyglądała się szaleństwu na dziedzińcu. Przez chwilę rozważała opcję odwrócenia się plecami i powrotu do komnaty. Pomysł ten był niezwykle kuszący jednak posiadał nieprzyjemny posmak tchórzostwa. Zamiast więc wycofać się po cichu przywołała oba duchy wzmacniając je własną magią, rozbudzoną przez pocałunki Johna i kierując w stronę walczących.
- Kurwa! Jak tu walczyć? - Lestad wziął zamach i uderzył Johna na odlew. Vernon poprawił Johnowi z drugiej strony i odwrócił się w stronę wiedźmina, biorąc zamach. Wkurwiony nie na żarty John, wziął w dłoń leżącą gałąź i przypierdolił nią Vernonowi w kolano. Z zamachem który wcześniej wziął nie tak już obcy gospodarz, dało to komiczny efekt uderzenia się samego w twarz. Powstał, odrzucił gałąź. I z rozpędu z dwóch nóg wleciał w unikającego były cios Vernona wiedźmina.
- Taki kurwa mać hardy? - krew zalewała oko wiedźmina. - Chcesz walki z bronią? - Lestad sięgną do cholewy buta po sztylet.
Vernon, choć pijany, nadal był nożownikiem. Powstał, złapał wiedźmina za rękę i wyłuskał mu sztylet. Rzucił go w drzewo, a wiedźminowi sprzedał dyńkę.
-[i]Lesziek, besz bronji! [/b]- rzucił pijackim slangiem
Widok zbliżających się ognistych stworów nie zrobił na bijących się mężczyznach takiego wrażenia na jakie liczyła Seatana. Na dodatek dziewczyna nie była już taka pewna czy atakowanie gospodarza to dobry pomysł gdy jednak w blasku ognia mignął sztylet, porzuciła wszelkie opory. Zamiast jednak posyłać je na pojedyncze cele przekazała im w myślach obraz tornada, podobnego do tych którymi bawili się elfi bracia. Z tym, że we wnętrzu tego, który chciała by uczyniły miała się znaleźć trójka walczących. Była pewna że powolne przypiekanie zmniejszy nieco ich animusz.
Jakież było zdziwienie Demonetki, gdy zamiast tornada, ujrzała, jak dwóch facetów, Vernon i John rzuciło się na jednego z duchów i sprzedało mu dwie bomby na głowę w kształcie smoka. Małemu smokowi pokazały się gwiazdy przed oczami. Poczuł się nad wyraz ludzko.
John nie próżnował. Drugie uderzenie poleciało celnie w widoczne oko, posyłając Janosika na plecy aż nakrył się nogami.
Alkohol, mimo adrenaliny, działał nadal.
Wiedźmin zaś, sam rzucił sie na drugiego smoka. Nie raz walczył ze smokami. Poczuł się jak za dawnych czasów, kiedy gołymi rękoma potrafił zadusić mantikorę. Smok jednak, duże bydle, nie dał się tak łatwo. Lestad dał rade tylko go przycisnąć do ziemi. Gdyby miał sztylet....ale nie miał.
W tem, nie wiedzieć skąd nie wiedzieć jak, w stronę twarzy wiedźmina poleciały dwie ogniste pięści. Smok miał dość. Zmaterializował sobie dwie ręcę. Wiedźmin przekonał się co to znaczy uderzenie smoczej pięści.
Wściekła Seatana na próżo próbowała przywołać je z powrotem do siebie. Gdy zakosztowały walki, prawdziwej walki w której zarówno zadawały jak i otrzymywały obrażenia, za nic nie chciały posłuchać jej nakazu. Mając wrażenie, że zaraz wybuchnie, z gniewnym prychnięciem podeszła do muru i oparła się o niego zdecydowana nie brać udziału w tym szaleństwie.
Lestad wstał, otrzepał się. Pierwszy raz smok dał mu w pysk. No trudne to było. Wiedźmin skłonił lekko głowę przed demonem. Jednak demon wciąż był wolniejszy od niego. Przyjął na swój smoczy pysk kilka ciosów. Kolejny wylądował na twarzy Vernona. [b]Johna[b/] nie trafił, znów przestrzelił.
Vernon się zdenerwował. Jego duma ucierpiała. Złapał za chabety stojącego do niego bokiem wiedźmina strzelił mu kolanem w żuchwę i z pół obrotu w gębę Johnowi. Potknął się.
John, widząc między gwiazdami ukradkiem le corps du Vernon, wyjebał mu z leżącej pozycji partyzanta na twarz.
-Vernon!!! - krzyk, pod którym drżały mury wydobył się z wnętrza zamku.
We wrotach stanęła, odziana w szlafrok kobieta, którą widzieli przy wieczerzy. Była to bogini wojny i zagłady, idąca ku rozrbrykanym, jak widać bardzo dobrym znajomym. Pod jej krokami trzęsła się ziemia.
- Do jasnej cholery, co Ty wyprawiasz!! Wracaj, ale już!!! - chwyciła narzeczonego za ucho i wytargała go do zamku. Z dala słychać było bełkocące “Kochanie, my tylko tak dla żartów...”
Zostali we trójkę. Ale nikt już nie miał ochoty się bić.
 
Lestad jest offline