Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2012, 21:22   #15
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Jules nie miała pomysłu na siebie. Rewelacje, które usłyszała chwilę temu zaskoczyły ją, ale pomimo nagłego ataku paniki, który zresztą szybko zwalczyła nie poczuła nic innego. Tak, jakby to spłynęło po niej jak po kaczce. Czuła się obojętna. I ta obojętność najbardziej ją przerażała.

Po jakimś czasie, dokładnie nie wiedziała jakim, zauważyła że mężczyzna, który ćwiczył w pokoju obok wyszedł. Rozciągała się jeszcze przez chwilę, do momentu kiedy stwierdziła, że może być i wyszła by przyjrzeć się przyrządom. Standardowe wyposażenie rodem z każdej innej siłowni w collage’u. „Przydałby mi się jakiś sparing” pomyślała, oglądając obite matą słupy. Chciała wiedzieć w jakiej naprawdę była formie po trzydziestu latach leżenia w lodówce. Jak na razie czuła się jak dętka.

Kwadrans później drzwi znowu się otworzyły. Człowiek, który zaszczycił ją swoją obecnością grzecznie (bądź neutralnie) przedstawił się i udzielił jej bardzo ważnej informacji. Na samą myśl o jedzeniu Jules czuła jak kiszki jej marsza grają.

W jadalni zebrało się już kilka osób. Jules zajęła miejsce obserwując to, co pojawiało się na stole, czując jak jej ślinianki reagują niemal jak w modelowym eksperymencie pawłowskim. Jadła wolno, by nie przeciążyć żołądka, ale w milczeniu, słuchając innych. Nagle zebrała się na odwagę i zapytała:
- A tak dokładniej to gdzie my właściwie jesteśmy? - spytała Jules po długiej chwili milczącego jedzenia.
- Właściwie to znajdujemy się na terenie dawnego Nowego Yorku. Z przedwojennych miast nie zostało zbyt wiele, ale mogło być znacznie gorzej. - odpowiedziała siedząca obok uczona. - Bardzo mi przykro, że tak drastycznie się o tym dowiadujecie, ale niestety im wcześniej wam o tym powiemy tym prędzej będziecie potrafili żyć w tym świecie.
Jules przełknęła, oddychając głęboko by uspokoić nerwy i szybsze bicie serca.
- Więc... jak dużo zostało z... ze świata?
- Ze świata nie wiemy. - powiedział siedzący naprzeciw Rosjanin. - Z dawnego USA parenaście większych stanów, w których może z paredziesiąt miast i miasteczek. Poza tym mamy pustkowia, wioski, wiecznie błąkających się dzikusów. Łączność z Europą zerwana, z Azją, Rosją i resztą podobnie.
- Bo Rosja to nie Europa...

Sceniczny szept Morgana było słychać przy całym stole. Żadnej odpowiedzi, zero. Jakby Rusek tego nie słyszał. Luneta za to podniósł wzrok wzruszając ramionami. Jules chyba nie zrozumiała. Znaczy… wiedziała, że Rosja jest wielka jak nie wiadomo co, ale nie rozumiała czegoś, co miało być żartem.
- Skąd Pani jest, Panno Pullman? - zapytała Nancy następnie zwróciła się do siedzącej obok kobiety. Jules uprzejmie poczekała aż pielęgniarka znów na nią spojrzy.
- Z Connecticut - odpowiedziała Jules. - I nie panno. Jestem o wiele za stara by nazywać mnie panną. Po prostu Jules.
Wydawało się, że jej słowa po prostu zaginęły w toku rozmowy studentki z Morganem. Jules zajęła się więc tym, co miała na talerzu, jednym uchem tylko śledząc rozmowy. Jednakże kolejny temat kazał jej odezwać się po raz kolejny.
- Może wyjdziemy większą grupą? - zaproponował Luneta. - Reszcie też by dobrze zrobiła mała lekcja orientacji w terenie. Tylko ja i Zadyma się uzbroimy, bo szef ma urwanie dupy z tym jutrzejszym wyjazdem.
Michael spojrzał na Lunetę, niezbyt zadowolony z jego propozycji. Szybko skrył to za uśmiechem.
- Nie sądzę by to dobry pomysł. Możemy zrobić parę rundek ale tak duża ilość osób sprawi, że będzie powtórka z rozrywki. Znowu nam nie uwierzą. A tak każdy będzie mógł na spokojnie zadać swoje pytania. Ale, żeby znowu nie było, że to element eksperymentu gdzie chcemy ich wywabić pojedynczo to możemy wyjść na dwie tury. Ja i jeden z Was z trójką a potem znowu z dwójką.
- Weźcie z Lunetą trójkę a ja wyjdę z dwójką w tym Indianinem. - powiedział Rusek.
Nez słysząc to uśmiechnął się życzliwie i mruknął, że miło mu.
- Tylko z tymi wycieczkami nie przesadźcie. Panowie Kowalski i Martin, mam dla was zadanie. W cztery dni trzeba maksymalnie przystosować do terenu pustynnego spore auto. Wpadnijcie do mnie jutro z rana a zaprowadze was do garażu, gdzie są też wszystkie narzędzia. - Mike zabrał się za sok słuchając dalszych rozmów.
- Znasz mnie Mike... Moja ekipa zostanie odnaleziona za trzy dni na mega kacu, przeputawszy wcześniej wszystko co mieliśmy przy sobie włącznie z gaciami. A co do propozycji Siergieja to dobra. Ale pod warunkiem, że tajemnicza pani od eksperymentu zgodzi się towarzyszyć mi i Bobowi.
Uśmiech nie schodził z twarzy Morgana.
- To ja chcę iść z tą ekpią - stwierdziła nagle Jules, uśmiechając się szeroko. - Skoro NAPRAWDĘ nie piłam przez 30 lat to chyba muszę sobie odbić.
Nancy w pewnym momencie jakby ożyła uśmiechając się do ogółu.
- Będziesz gdzieś wychodził? - zapytała Ruska. - W takim razie trzeba przygotować apteczkę. - dodała patrząc na Wasiliewa i Bryan’a. - Connecticut? - powiedziała obracając się ku Jules. - Obawiam się, że niewiele z niego zostało. Bardzo niewiele... A co do picia Morgan pewnie żartuje. Chociaż parę kolejek nikomu nie zaszkodziło nie wiem czy nas na to teraz czasowo stać. Trzy dni kaca to długo...
Bryan skinął głową na znak zrozumienia. Chwilę później pakował dwa kawałki mięsa w papierową serwetkę. Wziął też kilka plasterków sera i chleb. Wszystko ładnie zawinięte.
Morgan spojrzał na Lunetę i delikatnie skinął głową w stronę Siergieja i Nan na koniec unosząc pytająco brwi.
Luneta spojrzał, zatrzymał się na chwilę i... pokiwał głową na boki.
- Później Ci opowiem... - rzekł cicho przez stół markując sięgnięcie po dzban z sokiem.
Michael nie wiedząc chyba kiedy dość odchylił się lekko na krześle, machnął głową gdzieś w prawo, zamarkował palcem ściągnięcia cyngla unosząc znowu brwi i się głupio wyszczerzył. Snajper z uśmiechem pokiwał twierdząco głową. Sanitariusz wyszczerzył się jeszcze bardziej. Dopiero teraz odpowiedział pielęgniarce.
- W miłym towarzystwie czas szybko leci Nan. Może wybierzesz się z nami? Będziesz mogła odpowiedzieć na te mądre pytania przy których moją jedyną odpowiedzią byłoby nalanie kolejnej kolejki. A Ciebie Jules zapraszam. Chociaż muszę powiedzieć, że produkcja alkoholu jak i reszta cywilizacji ostro się uwsteczniła.
- W mojej karierze bywałam i piłam w miejscach, gdzie cywilizacja w ogóle się zatrzymała - odpowiedziała.
- Rosji?
Głos Morgana był tak niewinny jak tylko się da. Jules znowu nie zrozumiała.
- Kambodży, na przykład - odpowiedziała spokojnie. - Rosja to jak już Sybir.
- W tej Rosji, która mieści się w Europie Morgan? - zapytał Rusek. - Nie byłem.
- Czyli ciągle byłeś w tej Azjatyckiej? No ale nie ważne. Mogła być i Afrykańska.
Michael machnął ręką.
- Widzę, że rzucało Ciebie po całym świecie Jules. Kręciłaś odcinki o Gryllsie?
- Nie trafiłeś - uśmiechnęła się tajemniczo. Odcinki o Gryllsie, nie, ale prawdę powiedziawszy sceneria była bardzo, bardzo podobna.
- Za parę kieliszków będę bardziej kreatywny.
- Kieliszków czego? Tego tam soku? - uniosła brwi
- Czegoś bardziej odpowiedniego. Cóż, minus śniadań w pracy, są zbyt... Formalne, suche.
- Niestety muszę odmówić. Mam sporo do zrobienia zarówno dzisiaj, jutro a za 2 dni wykładam na uczelni. Poza tym muszę przygotować medykamenty i całą resztę do wyjazdu szefa a potem waszego. - odpowiedziała Nancy zrezygnowana.
Jules wyłączyła się z dalszej rozmowy, stwierdzając że lepiej napełnić żołądek do końca, a później martwić się o resztę. Na żarty i droczenie się przy stole przyjdzie czas. Na razie, musiała się zorientować ile z tego, co mówili było prawdą.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline