Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-01-2012, 22:15   #56
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdy tylko zamknęła za chłopakiem drzwi podeszła do wielkiego okna z którego miała całkiem niezły widok na bogaty hotelowy ogród. Stała tak przez chwilę napawając się spokojem i idealną ciszą, którą po chwili przerwało głośne pukanie do drzwi.
- Kogo znowu niesie - ruszyła do wejścia mrucząc niewyraźnie pod nosem. Z jej twarzy można było odczytać zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi zamiast Williama czy ewentualnie młodego chemika zobaczyła Antonię.

- Halloha! - Brazylijka pomachała jej szerokim gestem. Z ust waliło jej jak z gorzelni obsadzonej tu i ówdzie miętą.
- Nie przeszkadzam ci, skarbie? - już wpychała się do pokoju, najwyraźniej uznając, że nawet jeśli przeszkadza, to i tak Amy nie zareaguje. - Masz chwilkę? Może skoczymy kupić coś wystrzałowego?

Amy spojrzała wymownie na wiszący na ścianie zegar - w 32 minuty? nie sądzę byśmy zdążyły - powiedziała nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta śmiechu. - I wchodź skoro już przyszłaś - zaprosiła gościa do środka.

- Twój entuzjazm jest powalający - poskarżyła się Antonia. - i rujnujesz moje plany dzisiejszego podrywu, do nowego faceta nigdy nie uderzam w starej kiecce. No dobra, niech się poświęcę! - jęknęła rozdzierająco, poświęcenie faktycznie musiało być wielkie. Padła na sofę i wyciągnęła z torebki plik papierów i... latarkę.

- Wybacz, ale jakieś trzy godziny temu umarłam od ciosu w brzuch, potem spadało mi na łeb zgniłe mięso no i nie bardzo dane mi było odpocząć poza tym... - chciała zapytać o młodego chemika ale widząc Antonie na kanapie natychmiast zrezygnowała - ...po cholerę ci latarka?

- Jeżeli zgodzisz się na rozwiązanie twojego problemu z, nazwijmy to, skalą odczuwania, które ci zaraz przedstawię, przy użyciu tej oto latarki przyświecę sobie przy zaglądaniu w twoje usta. By sprawdzić, czy masz w zębie trzonowym wypełnienie na tyle obszerne, by zmieściło fałszywą plombę z środkiem blokującym siłę bodźców.

- Że co? - spytała zaskoczona robiąc wielkie oczy.

- Amy - Antonia poklepała sofę obok siebie. - Klapnij sobie, dziewczyno. Jesteś mądra, na pewno wiesz, że sposób, w jaki odczuwasz świat zewnętrzny, zaczynając od dźwięków, a kończąc na dotyku, nie jest standardowy. Jest normalny, ale... twoje własne reakcje czasami wbijają cię w glebę. Mam rację?

- Wiem o tym. Nawet za dobrze - odpowiedziała cicho - ale to jeszcze nie powód - mówiła już normalnym tonem żeby dać włożyć sobie w usta latarkę. Zwłaszcza, gdy “dentysta” jest delikatnie mówiąc wstawiony - ostatnie zdanie powiedziała w myślach.

Antonia wybuchnęła śmiechem.
- Przecież nie będę ci robić operacji na szczęce sama. Jestem kardiologiem, nie dentystą. I nie włożę ci w usta latarki, tylko poświęcę ci w zęby. Jestem delikatna... kiedy mi na tym zależy. Może najważniejsze - dlaczego chcę to zrobić. Mamy robić skok na jednego z najpotężniejszych ludzi na świecie. W przypadku schwytania kogokolwiek z nas - Amy, musisz mieć świadomość, że przestrzegania konwencji genewskiej nie będzie. Będzie bicie, będą tortury. Większość z nas ma na tyle twarde dupy i wrażliwość nosorożca - że powinni przetrzymać. Ty jesteś słabym punktem. Poddasz się szybko, i wiesz o tym równie dobrze jak ja. Chcę oszczędzić grupie opcji wsypania. I chcę oszczędzić tobie cierpienia, którego nie byłabyś w stanie znieść. Rozmawiałam o tym przed chwilą z Pointem i wyrwałam mu z gardła fundusze. On myśli, że będę cię stale szprycować, ale ja się na takie rozwiązanie nie zgodzę. Powikłania mogą być zbyt duże. Proponuję środek znieczulający w kapsułce zamknąć w zębie pod fałszywą plombą. Zabieg można zrobić w pełnym znieczuleniu. Kiedy będzie konieczność - przygryziesz mocno zęby i specyfik się uwolni. Ból przestanie być dotkliwy. Na tyle, że będziesz mogła przetrwać.

Fox bez słowa klapnęła zgrabnie na sofę, spojrzała badawczo na Antonię i po chwili szeroko otworzyła usta. Komicznie to musiało wyglądać.

Brazylijka zapaliła latarkę i z pełnym profesjonalizmem zajrzała.
- Dół po lewej zdrowy, ładne masz ząbki... hm, hmmm, po prawej plomba, ale mała... O czekaj! Tu na górze, lewa piątka. Idealna. Przy okazji jak cię uśpimy, można poczyścić kamień ultradźwiękami, zbiera ci się po wewnętrznej stronie. Dobra, możesz zamknąć usta. Poszło gładko, co? Za jakiś tydzień powinniśmy mieć z małym gotową formułę. Zrobimy wcześniej mały test twojej reakcji, a potem znajdę ci najlepszego dentystę pod słońcem.

- Dzięki - powiedziała zupełnie szczerze. - Antonia - zawahała się na moment - co do twojego małego... kim jest kobieta w czerwieni?

- Ekhyyyym... postać z przeszłości. Mr. Nerwus się znerwusował, tak? Przyszedł się wygadać?

- Nieważne - Amy machnęła ręka i wstała szybko z kanapy.

- Ej, ważne przecież - Antonia zmarszczyła się niemiło. - Co z nim?

- Ty powinnaś wiedzieć najlepiej. To tobie ufa, z Tobą rozmawia - Fox chwyciła kieliszek, który zdążyła napełnić po wyjściu poprzedniego gościa. - Boi się. Tylko nie do końca che powiedzieć czego.

Antonia była oazą spokoju, skałą pośrodku wzburzonego morza. A przynajmniej na takową wyglądała. - Wiem, że się boi. Zawsze się bał. Jest w stresie, zawsze tak miał i pewnie nic i nikt go z tego nie wyleczy. Istotne jest, co robi z tym stresem i tym strachem. Część ludzi pod takim naporem jak on doznaje paraliżu ciała i umysłu. On działa jak dobrze nakręcony zegarek. W obliczu zagrożenia zawsze dawał z siebie 100 procent. Potem... potem, kiedy już jest bezpiecznie, może pęknąć. To zdrowe. I normalne. Ale, co ja ci tłumaczę. Wiesz to lepiej niż ja. Z psychologią miałam tyle wspólnego, że przespałam się z wykładowcą.

Amy zaśmiała się krótko. - Miej go na oku, po prostu.

- Będę. To w końcu mój malutki uczeń, mój skarb - taka deklaracja zabrzmiałaby śmiesznie, ale w ustach Antonii była śmiertelnie poważna. - Mało mamy czasu, a jeszcze o jednym muszę z tobą pomówić... dobrze znasz Willa, prawda?

- Dosyć dobrze. O co chodzi? - zapytała zaskoczona zmianą tematu.

- Zależy ci na nim, i takie tam?

- Jest moim przyjacielem - odpowiedziała krótko.

- To świetnie. Słuchaj. Jako jego przyjaciółka i psycholog...

- Nie wiem czy wiesz, ze przyjaźń i leczenie nie idą ze sobą w parze - weszła jej w zdanie.

- Jak byś mu powiedziała, że może być śmiertelnie chory?

- CO?! - krzyknęła niemal słysząc jej ostatnie słowa.

- Cii, spokojnie. Przecież nie zamawiamy jeszcze trumny i karawanu. Popatrz tutaj - wyciągnęła plik papierów i rozłożyła je na stole. - To jest część badań Willa. Tu, tu i tu - wskazała na kilka pozycji w tabeli. - Te wyniki wskazują na możliwość zmian nowotworowych. Z onkologią mam trochę więcej wspólnego niż fakt, że przespałam się z szefem kliniki. Ale specjalistą nie jestem. Trzeba zrobić dokładniejsze badania, markery nowotworowe. Will musi się przebadać. A jeśli to prawda, musi się leczyć.

- Wyślijcie go na dodatkowe badania pod pozorem... czegokolwiek - opróżniła kieliszek za jednym razem - póki co chyba bym mu nie mówiła.

- My? Nie, słoneczko. Ta sprawa powinna ominąć świadomość Smitha i Malcolma. Z mojej wiedzy - te wyniki to początkowe stadium. Jedyne, co by go wykluczało z akcji to rak mózgu - a ten przypadek nawet na początku daje takie jazdy, że Will nie zachowywałby się normalnie. Nie. Góra nie musi wiedzieć. Will już dość ma przesrane po więzieniu. Nie chcę, żeby po nim jechali.

- Jesteś w stanie załatwić mu badania u któregoś z profesorów, z którymi spałaś?

- Jestem w stanie. Teraz słuchaj, mówię to tylko tobie. Pointowi powiedziałam, że Will ma problemy natury psychicznej i że zasunę mu lekkie psychotropy. Coś mu tam dam, tabletki z kredy i cukru. Natomiast za podprowadzone Pointowi dolary Will pojedzie do kliniki onkologicznej. Tu twoja część. Weźmiesz te wyniki i porozmawiasz z nim tak delikatnie, jak ja nie byłabym w stanie.

- Tajemnice, tajemnice, słodkie tajemnice - mruknęła pod nosem. - Dobra postaram się.

- Welcome in the jungle!

- Te prochy, które mi dałaś - zmieniła temat - mam je brać skoro i tak niedługo czeka mnie romans z wiertarką?

- To, co ci dałam, neutralizuje wpływ somnacinu. Inna sprawa. Jeśli chcesz koniecznie wiedzieć, co to... tym się leczy objawy ADHD. Rewelacyjny środek. Jestem fanką nowoczesnej medycyny.

- Słodko. Dobra, dzięki. - Znów spojrzała na zegarek - czekasz na mnie?

- Taa, już czas. Idę się malować. Zamierzam się modnie spóźnić.
- Pa, dziewczyno. I uśmiechnij się. Nowoczesna medycyna radzi sobie nie z takimi przypadkami. Żyjemy w pięknych czasach - Antonia ruszyła do drzwi, zostawiając na stole plik papierzysk.

- Do zobaczenie - Amy wzięła ze stołu wyniki i gdy tylko drzwi za Antonią się zatrzasnęły przejrzała je pobieżnie niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc, po czym zaniosła je do sypialni.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline