Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2012, 00:29   #125
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Cassio szedł w ciszy rozgrzewając ciało i dostosowując się na nowo do swojego narzędzia pracy. Pokryte krwią pałki wykonane z drzewa Biriba, od lat służące jedynie do treningu, teraz zostały wykorzystane w tak makabrycznym czynie jak morderstwo. Cały czas Montero myślał o tym jakby zza mgły. Stało się to tak niedawno a było tak odległe. Tak niepewne. Wojownik był niemal pewien, że gdyby nie jego działanie jego przeciwnik skrzywdziłby kogoś z otoczenia. Alice, Shane'a, dzieciaka albo Jack'a. W sumie się nie znali, ale Montero uważał, że jako człowiek wysportowany, przystosowany do starcia siłowego był za nich odpowiedzialny. Bo kim by był gdyby wolał zostać sam? Nikim. Zwykłym degeneratem nie zasługującym na życie...

Czarnoskórzy mężczyźni rzucili sobie w pewnym momencie spojrzenie mówiące "Ja wiem co się dzieje, ty też to wiesz, ale lepiej nie wszczynać paniki". To po prostu przekraczało ludzkie zdolności pojmowania. Cassio zauważył, że podróż w wnętrzu bijącej, ociekającej soczystymi sokami tkanki ciągnie się w nieskończoność. W końcu jednak zbliżali się do wylotu z tunelu a serce capoeristy przyspieszało i przyspieszało. Adrenalina, jak wstrzyknięta bezpośrednio w żyły, dostarczana do organizmu roznosiła niemal ciało sportowca. W końcu jego oczom ukazała się wielka, przerażająca sala.

Przypominała wnętrze jakiejś świątyni, meczetu, cerkwi czy czegoś w tym stylu. Strop podtrzymywały cztery stojące wokół kamiennego ołtarza kolumny. Ściany, nadal czerwone i śliskie, systematycznie pulsowały - niczym wzbudzone do życia serce. W suficie pomieszczenia było coś... dziwnego. Jakby jakaś błona utrzymywała jakąś czerwoną, stojącą ciecz. Emanowało stamtąd jakieś dziwne światło. Przerażające światło. To właśnie ono oświetlało stojącego w cieniu jednej z kolumn mężczyznę. Czemu się krył? Czemu stał z dala od ołtarza jakby chcąc aby wszyscy czterej zagubieni się do niego zbliżyli? Właśnie! Ołtarz! To o niego tu chodziło!

- Stójcie! Alice zajmij się małym i nie zbliżaj się do ołtarza! Shane zobacz kto tam się tak skrada a ja sprawdzę co z tym ołtarzem! - mówiąc to Cassio spojrzał w oczy Taylora wiedząc, że on też widzi mężczyznę i pokazał dyskretnie w jego kierunku głową.

Miał nadzieję, że były pięściarz zrozumie o co m chodzi. Czas aby ten kto za tym stoi zapłacił za to. Cassio najpierw go obezwładni a potem nieprzytomnego ułoży na ołtarzu. Może wtedy coś się zmieni... na lepsze.
 
Lechu jest offline