Festyn jak to festyn oferował wiele atrakcji dla wszystkich. Zarówno tych z pustą kieską jak i pustymi kiszkami… oczywiście im więcej było monet w mieszku tym więcej miało się tutaj przyjemności. Krasnolud może bez nadmiernego zachwytu ale jednak z dużym uznaniem przechadzał się po tutejszych bazarach przypatrując się szynkom, kramom i słuchając mowy z różnych części imperium, a czasem nawet i z poza jego granic. Gomrund wpadł nawet na paru brodatych ziomali jednak nie wdawał się z nimi w jakieś dłuższe dysputy chcąc się najpierw przypatrzeć temu wszystkiemu… rzecz jasna wywiedział się, gdzie jego pobratymców będzie mógł ustrzelić przy „prawie niechrzczonym” piwku i wcale nieźle „jak na długonogich” wydestylowanej gorzałce. A jako, że napotkane zuchy były pozostałością jakiegoś oddziału najemniczego tedy kawałek Imperium już mieli zjechany i niejedno do gardła wlewali. Dobrze, że festyn się dopiero co rozpoczynał bo powinna się nadarzyć jeszcze jaka okazja do wypicia w doborowym towarzystwie!
Póki co jednak kontynuował wędrówkę z długonogimi kompanami. W końcu się udało wypatrzeć jakiś godny szynk gdzie o dziwo lali prawie krasnoludzkie piwo. Wszyscy szynkarze w tym kraju znali jakieś sekretne browary, tajemne receptury albo wyrabiali swój trunek ze składników dostarczanych przez zaprzyjaźnionych krasnoludów. Płomienny nie mógł się jednak nadziwić jak to możliwe, że żadne z tych wspaniałych wyrobów nawet w części nie dorównywało tym trunkom na których on się wychował i od którego urosła mu broda i włosy na klacie! No ale prawdę trzeba było oddać akurat temu piwku - pić się go dało. Kiedy tak przeglądali się z podwyższenia na otaczających ich tłumek wypatrzyli jakiś ring i paru osiłków gotowych do lania. – Dietrich a może byśmy się tak spróbowali z jakimi miejscowymi. Coś przyrobić by się dało, a przy okazji rozruszalibyśmy stare kości. Uśmiechnął się szeroko bo już mu się ckniło do jakiej bitki. A to była wyborna okazja! Mało, że można obić parę pysków to jeszcze monet za to ci dadzą zamiast wyciągać ręce po rekompensaty za rozbite kufle czy stoły jak to w karczmach mają w zwyczaju. Jak widać pomysł się spodobał nie tylko jemu. Jeszcze tylko trzeba było zadbać o godniejszy zarobek. – Erich, słuchaj mnie uważnie i nie pomyl niczego. Masz tu trzy złocisze i obstawiaj każdą moją walkę. Każdą bez wyjątku, rzecz jasna na moją korzyść. Aha, obstawiaj zawsze trzy złocisze a nie całość! Zrozumiałeś? Kiedy ten kiwnął krasnal uznał sprawę za załatwioną.
Kiedy podeszli pod ring i zaproponowano im formułę walki dwóch na dwóch… a na deser dwóch na wielkoluda, sprawa wydała się aż nazbyt prosta. Klaus Schattiger z całym szacunkiem do jego zmysłu nabijania sobie kieski, teraz sam się zrobił. Równie dobrze mógłby od razu oddać im mieszek ze złotem, no ale co to by była w tedy za zabawa. Krasnolud w wybornym humorze wkroczył na ring… |