Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2012, 14:49   #16
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rozmowy dogasały jak ognisko po całonocnym obozowisku. Po tym jak Mały opuścił stół i pojawił się John sprawa nabrała nieco rumieńców jednak nie na długo, gdyż ten po chwili rozmów również opuścił towarzystwo. Reszta ludzi mających wyjść z Morganem i Hopkinsem też zaczęła wychodzić aby zaraz po tym być gotowym do wycieczki po strawionym wojną Wielkim Jabłku. Nancy, John i Mały zapewne wrócili do swoich codziennych obowiązków... Do pracy nad medykamentami, do studiowania opasłych ksiąg, do planowania tego co miało niedługo nastąpić. Ekipa Zadymy natomiast poczekała aż Rusek skończy i zaraz po tym jak reszta opuściła jadalnie przewodnik zajął głos.

- Wiem, że chcecie się jakoś przygotować do wyjścia i samego fachowego podejścia do auta jednak nie mamy aż tyle czasu. Daję wam godzinę a potem wychodzimy. Do garażu jest jakiś kilometr więc spokojnie swoją wycieczkę zaliczycie. Możecie wziąć karabiny, klamki oraz specjalistyczny sprzęt do naprawy. Zdecydujcie czy chcecie tam nocować czy też wracamy co wieczór. Jak się zdecydujecie tam zostać na noc ściągam dwóch ludzi do ochrony oraz w dzień, rzecz jasna, żarcie. Za jakieś pół godziny znajdźcie mnie i przynieście listę potrzebnych rzeczy. Dam ją zmotoryzowanym z uderzeniowej a oni zajmą się potrzebnym sprzętem. Sam widziałem pojazd tydzień temu a ich mechanicy przy nim później grzebali. Nie wiem ile zmienili. Tak czy inaczej oni byli zachwyceni... Dobra. Idę się przygotować.


Alex, Bryan, Jules

Każdy z was poszedł do siebie i zajął się przygotowaniem do drogi. Nie mieliście pojęcia czy oprócz mocnego sprzętu sprzed wojny coś wam się przyda. Z tego co mówił Morgan nie mogliście zabrać broni. Ale czy każdy z was się do tych wymagań zastosuje? Klamkę przecież tak łatwo jest ukryć. Z drugiej strony wątpicie czy w tym świecie istnieje coś takiego jak sąd czy wyższa instancja do której można się odwołać w razie nieporozumienia. Jak jest to pewnie działa wolniej niż przed wojną czyli... mogą tam zalegać sprawy sprzed waszego zamrożenia. Jedno jednak nie ulegało wątpliwości, gdy dotarliście na miejsce. Przy tej dwójce możecie czuć się bezpiecznie...


Morgan

Zebrałeś się z jadalni wraz z Lunetą, który w pewnym momencie wskazał Ci głową na wyjście. Jak zawsze uśmiechnięty i dziwnie poprawiający koszulę po tym jak wstał od stołu. Szliście jakiś czas razem jako, że jego pokój znajduje się niedaleko tego przydzielonego tobie. Nagle on rozszerzył oczy jakby sobie coś przypomniał.

- Miałem Ci coś opowiedzieć. Zadyma... skurwysyn bez życia. Ciągle tylko trenuje, uważa się za lepszego od innych czego ani razu nie powiedział. Po prostu widzę po zachowaniu. Więc co ona w nim widzi? - powiedział patrząc na Ciebie jakoś tak dziwnie. - Koleś nie pije, nie chodzi na dupy a nawet, gdy ma przy sobie kogoś takiego jak Nancy trzyma się jak przedwojenny biskup. Jebany. Przecież to nie możliwe... To ludzka biologia! - zauważyłeś, że na chwilę puściły mu emocje, ale po chwili ciszy kontynuował. - To się zaczęło jak go wybudzaliśmy. Nancy od razu zapatrzona w tego pajaca była. Na początku mu nie ufałem, ale potem zrozumiałem, że to nie go szukam. A może sam się oszukuje i to on... Nie. Miał już tyle okazji aby jej coś zrobić. W sumie stare dzieje więc nie będę Ci truł...

- Truj stary. Truj. Ona widzi w nim doskonałość. Laskom się wydaje, że tego chcą, ale jak przyjdzie co do czego okazuje się co innego. Zawsze spokojny, opanowany. Nie zdradzi, nie uchleje się. Nudzi je to, bardzo szybko. Bo czasem chcą się gdzieś zabawić, pośmiać czy wypróbować nową pozycję. A on... Cyborg. Jakiś przedwojenny projekt. Stąd jego mania bycia najlepszym, nieludzkie zachowania i ogromna sprawność bojowa. Tak ja myślę.

- Słuchaj. Powiem Ci coś, ale jak mnie przed kimś zdradzisz... - mówiąc to zacisnął rękę w pięść.

- Wbrew pozorom potrafię trzymać język za zębami.

- Słuchaj. Połowa wojny. Sytuacja chujowa. Siedzę sobie w jednostce i w pewnym momencie wpada w odwiedziny mój przyjaciel. Koleś na wózku, który dostał serię po nogach. Dwa razy mi życie jebany uratował. Weteran. Bohater. Mówił, że dowiedział się o pewnej broni biologicznej i nie wie co z tym zrobić. Ma dane na nośniku. Powiedziałem aby się uspokoił i dał to gdzie trzeba. Zrobił kopie i z nośnika Flash wykonał naszyjnik dla swojej córki... Nancy. A potem zaginął w tajemniczych okolicznościach. Jako eksperta od chemii zamrożono ją. Dowiedziałem się, że zamrożono też kogoś kto miał ją zaraz po obudzeniu usunąć i wykorzystać dane. Sam wpakowałem się do lodówki, ale coś poszło nie tak i obudzili mnie lata po niej. Dziwiłem się, że nadal żyje. Do dzisiaj nosi ten naszyjnik od ojca. A ja czekam... aż ktoś z Hibernatusów okaże się tym dla kogo tu jestem. Czekam już 2 lata a ona jakieś 6. Myślałem, że to Zadyma. Idealny na mordercę, ale nie. Koleś nic nie robi i też wie. Jak doszło do konfrontacji nie doceniłem go i prawie mnie zabił. Poza nim nie mam typów. Może ktoś z nowych... I nie udało mi się do niej zbliżyć. Musisz mi pomóc. Pomożesz?

Morgan wcześniej był poważny, teraz lekko się uśmiechnął.

- Dla uratowania świata przed bronią biologiczną? Pewnie. A tak serio nie ma sprawy. Załatw mi dane o nowych, Mike na pewno ma. A jeżeli też posiada takie plecy to prawo noszenia karabinu po mieście. Możecie mnie przedstawić jako porucznika Michaela Morgana z Posterunku. Spróbuje ją wyciągnąć dzisiaj z nami. Ona wie o tym? Co ma na naszyjniku? Czemu ktoś może chcieć ją sprzątnąć?

- Nie wiem czy ktoś chce. Nie wie, że naszyjnik jest kluczem. Nic nie wie. Bałem się, że spanikuje i wywoła tym przyspieszenie działań tego zabójcy...

- A. Cruza dossier też potrzebuje. Ma największą szanse, wykłada z nią.

- Poza tobą wie Rusek. Cruza nie znam aż tak. Obudziliśmy go niedawno też. Kurwa. On znowu pewnie siedzi nad książkami albo wyszedł z szefem. A co do tych karabinów masz rację. Możemy je nosić. Ludzie Małego mogą i mamy na to specjalne zezwolenie od znajomego szefa, prezydenta.

- To załatw mi je na piśmie. Z klamką na uniwerek wejdę?

- Raczej nie. Ochrona jest wyczulona na takie bajery. Znam ich szefa i wiem, że nie wpuści. Jebany czarnuch.

- Obmacają mnie? Po jajcach?

- Ne pytaj. - machnął ręką. - Klamka wyjdzie nawet jak ją skryjesz w camelbacku z własnych jaj. Nieprzekupni. Skurwysyny pilnują mocno. Poza tym... tam nawet bywa Collins więc jakby mieli pilnować.

- A numer z klamką za oknem w kiblu?

- Można spróbować. I nie zdziwi Cię zapewne fakt, że szef ochrony uniwerku z chęcią zobaczyłby co kryje bebech naszego Zadymy?

- No to zrobimy tak. Skołuj mi informacje, pozwolenie i spróbuj podrzucić jakąś niedużą klamkę. Ja zagadam z Nan. Co do nowych to jeżeli ma to być ktoś z nich to albo Jules albo ten rusznikarz.

- Właśnie ich podejrzewałem. Chociaż ten szpetny mechanik też pewnie ma swoje za uszami. - powiedział. - Informacje mogę zdobyć jedynie pytając. Pozwolenie i klamkę załatwię bez problemu. Na jutro.

- Mały prędzej Tobie powie niż mi. Wymyśl coś. Mechanik... Możliwe. Ale to nasza murzynka była w komandofokach. Dobra. Próbuj a ja spróbuję ją wyciągnąć z nami.

- Ok. To widzimy się za kwadrans.

Skończyliście gadać w okolicy twego pokoju skąd miałeś mały kawałek do laboratorium. Jak się okazało w środku była Nancy. Czytała właśnie jakąś książkę przelewając co jakiś czas fiolki trzymane w jednym stojaku. Gdy wszedłeś podniosła wzrok znad tomiszcza.

- Cześć. Mogę przeszkodzić?

- Cześć. W sumie miałam właśnie zajmować się proporcjami, ale mogę to schować. - powiedziała chowając stojak z fiolkami ostrożnie do małej lodówki. Przez chwilę dało się czuć silny chłód a jej rękawiczki aż zaszły szronem. Musi być tam cholernie niska temperatura.

- Mam nadzieję, że dlatego, że Ci przerwałem nic nie wybuchnie.

- Nie. To stabilna substancja chociaż nie powinna siedzieć w tej lodówce dłużej niż cztery godziny. Co Cię do mnie sprowadza?

- Prośba o pomoc. Trochę mnie moje zadanie przeraża. - powiedziałeś opierając się o ścianę.

- Hmm... Masz Hopkinsa. - nazwisko snajpera wymówiła tak ozięble jak się tylko dało. - Ja jedynie będę was spowalniać. Powinnam przygotować sprzęt na jutrzejszy wyjazd szefa.

- Mhm. Mam Boba. Jest świetnym pomocnikiem. Tylko, że do każdego przemówi co innego. Do jednego moje żarty i lejąca się wódka a do drugiego Twoje logiczne argumenty. Do tego nie oszukujmy się, mimo, ze to ja jestem mrożonką Ty wyglądasz na bardziej przedwojenną ode mnie. A z przygotowaniem mogę pomóc jak wrócimy. W ramach odwdzięczenia się. Chemikiem nie jestem, ale słuchać potrafię. Będziesz musiała mi tylko mówić co mam robić.

- Dobrze. Zatem daj mi chwilę na przygotowanie. Biorę broń jeśli można. Do Boba nic nie mam, ale nie wiem czy na wystrojenie wystarczy mu kwadrans. - dodała z uśmiechem. - W końcu idą z nami dwie nowe kobiety a chyba zdążyłeś już go trochę poznać...

- Pewnie, bierz. Chodziło mi o nowych. W sumie i kogoś z nich można wziąć do pomocy. Może Cruza? A co do Boba to myślę, że faktycznie trochę mu może zabrać dobranie skarpetek pod kolor swetra. Jeszcze jedna prośba. Możemy jutro z mrożonkami pójść na Twój wykład? Chce im pokazać, że świat jeszcze do końca nie umarł. Dać trochę nadziei.

- Pewnie, ale ja jutro nie wykładam. Wykładam pojutrze. Cruz też. Zaraz po mnie.

- Genialnie. Myślę, że rusznikarza zainteresują Wasze oba wykłady. Ja tam jestem bardziej humanistą, ale może coś zrozumiem. Dzięki za wszystko, mam u Ciebie dług. Nie wahaj się prosić jak coś.

- Nie ma sprawy. A teraz wybacz, ale muszę się przygotować.

- Oczywiście.

Wyszedłeś i ruszyłeś do siebie. Teraz pozostało jedynie się przygotować, odłożyć książkę i ruszać...


Gregory, Adam

Podobnie udaliście się do swoich pokoi. Przygotowania nie zajęłyby w sumie długo gdybyście nie mieli zająć się autem. Adam uruchamiając swój sprzęt znalazł dane na temat fabrycznej wersji tego pojazdu. Słuchając Sabatonu skupił się na najpotrzebniejszych częściach i sporządził listę. Gregory tymczasem zbierał sprzęt cały czas mając w głowie to co powiedział mu snajper.

- Niestety naszego arsenału nie mogę Ci pokazać. Jeszcze nie. Może przed samym wyjazdem będę go odwiedzał to wpadnę po Ciebie.

Kowalski po zrobieniu listy udał się do Adama wraz z którym zastanawia się nad ewentualnymi korektami. Przerwał im jednak ich ochroniarz i przewodnik ubrany jak na wojnę. Gregory Martin znający się na broni aż wciągnął powietrze. Uzbrojenie Ruska liczyło więcej niż nosił przeciętny przedwojenny frontowiec. Nóż bojowy na łydce, z drugiej strony coś na kształt maczety, na udzie jakiś spory rewolwer a z drugiej strony krótka, gładkolufowa strzelba. W łapach miał karabin będący mieszanką najnowszej elektroniki i rusznikarstwa XXI wieku - XM29 mający w standardzie pełną optykę oraz granatnik podwieszony pod karabinową lufą prującą pociskami 7,62mm. Jego kuloodporna kamizelka też budziła podziw. Kevlar z wkładami na ładownice, pas amunicji do śrutówki, dwa granaty a to wszystko chronione płytami SAPI przez które ciężko się przeżreć nawet pociskom wysokokalibrowym. Był przed czasem, ale to chyba nawet lepiej. Spojrzał na kartkę, która właśnie miała do niego trafić.


Gregory, Adam

Tylne wyjście było pancerne i pilnowane przez goryla uzbrojonego w M60 na trójnogu. Opuszczając siedzibę Duchów każdy z was poznał hasło, które musi podać wracając tym samym wejściem. Zadyma powiedział, że hasło ulega zmianie co dwa dni i znają je jedynie swoi. Według Ruska złe podanie hasła uruchamia czujność snajpera, ochroniarza a po jakimś czasie wszystkich w środku. Na zewnątrz było strasznie...

Budynek, z którego wyszliście wyglądał z zewnątrz jak ruina. Odrapane ściany, powyżej czwartego piętra zmieniające się w skuty metalowymi sztabami kikut. Podobnie ten obok. I to było najpiękniejsze co zobaczyliście w tej okolicy. Obracając się plecami do zabudowań zobaczyliście, że Rusek machnął ręką jakby do kogoś. Mimo wzmożonej czujności nic jednak nie zauważyliście. Otaczały was same ruiny. Mokre, śliskie, nad którymi unosiła się mgła uniemożliwiająca widoczność na odległość dalszą niż 20 metrów. Siergiej nakazał wam omijać głębsze kałuże, które mieniły się różnymi barwami. Jedne były czarne niczym smoła a inne zielone czy żółte. W powietrzu dało się czuć jakiś dziwny zapach - jakby chemikaliów.

Zaraz po wejściu w głąb tego co nazywano niegdyś Nowym Yorkiem zauważyliście, że ochroniarz odbezpieczył broń, uzupełnił magazynek granatów i założył na jedno oko jakieś urządzenie. Gregory Martin poznał nowoczesne urządzenie pozwalające widzieć w podczerwieni. Kowalskiego to nawet nie interesowało. Nie lubił komputerów i większości tego elektronicznego szajsu, którym zdaje się nadal się posługiwano. Niejednokrotnie musieliście czekać zanim Rusek sprawdzi teren. Wielokrotnie byliście świadkami jak w pełnym rynsztunku Zadyma wspina się na jakąś ścianę po czym pomaga wam przez nią przejść. Kilometr?! Dobre sobie. Jak zobaczyliście parterowy budynek, który wskazał wam Siergiej byliście zmęczeni jak byście przeszli co najmniej pięć kilometrów i to górzystym terenem.

Wokół garażu było nieco ogarnięte. Przewodnik najpierw ściągnął z dwóch wejść zabezpieczenia wyjaśniając, że jest to alarm sięgający aż do siedziby Duchów i uderzeniowej Collinsa. W końcu weszliście do środka, gdzie było ciemno jak w murzyńskiej dupie. Zero okien. Zadyma zapalił światło i wtedy... ujrzeliście cały sprzęt. Nowoczesny, kompletny niczym nieużywany. Klucze były ułożone według rozmiarów. Zajmowały niemal całą ścianę, gdyż każdego było po parę sztuk. Druga ściana była miejscem na przedwojenne tablice rejestracyjne i plakaty z nagimi kobietami. Rozpoznaliście na nich dawną markę Playboy'a. Był tu tunel i rzeczy, które wcześniej zamówiliście. Niemal wszystko poza... oponami. Kowalski zauważył, że nie są to opony MPT Continental o ogromnym bieżniku o które prosił a jakieś inne nieco ustępujące im pola nie tylko jakościowo, ale i bieżnikiem. Auto stało na środku, ale nie skupiało waszej uwagi gdyż było przykryte jakąś zieloną banderą. Zanim ją odsłoniliście Rusek dał wam jakąś małą radiostację i powiedział, że osłania okolicę z zewnątrz. W razie problemów macie mówić a wszystko usłyszy. Oba wejścia zostały zamknięte.

Nie wytrzymaliście dłużej i odsłoniliście wojskową kurtynę. Konquest Knight 15, rocznik produkcji 2012. Wysokość, szerokość jakieś 2,5 metra. Długość ponad 6 metrów. Jak Kowalski podejrzewał sześciolitrowa jednostka V8 z mocą ponad 300KM. Po włączeniu elektronicznej wagi wysokoprężnej okazało się, że auto waży obecnie jakieś 9 ton. Widać było niedawne przeróbki. Pancerna płyta podłogowa i boczna, pancerne szyby i dach. Potężne reflektory, wzmocnione zawieszenie i zderzaki. Poza tym na szczycie obrotowa wieżyczka z karabinem M240. Było nieźle... Lepiej niż się mogliście spodziewać.




Alex, Bryan, Jules, Morgan

Świat był okropny. Wdzierający się w płuca pył, wszechogarniająca mgła, wszechobecna ruina. Kałuże mieniące się niemal wszystkimi kolorami tęczy, które snajper kazał wam omijać. Właśnie, snajper. Wyszykowany jakby właśnie ruszał w tany. Wychuchana kamizelka kuloodporna, okular podczerwieni, błyszcząca klamka u pasa i włosy jakby przed chwilą myte. W rękach potężny karabin snajperski. Morgan znał tę broń jako CheyTac Intervention. Niewielki pocisk skupiający swą siłę na celu nawet z odległości 2 kilometrów, którym strzelało to cacko był bardzo ciężko dostępny. Poza tym optyka, która ozdabiała karabin była droższa od całej reszty. Ale dość o nim...


Patrząc na to co było wokół was ciężko było nie uwierzyć, że świat umarł. Teraz nawet taka niepozorna pielęgniarka jak Nancy ściskała broń wychodząc, gdzieś poza bezpieczne mury rezydencji Małego. Właśnie. Czy ona czasami nie miała zostać w środku? Zanim ktokolwiek się zastanowił poznaliście hasło wejścia zmieniane co jakiś czas. Mimo iż każdy z was był bardzo czujny minął pewien czas zanim Alex i Bryan wymienili się spojrzeniami dostrzegając idealnie zamaskowanego snajpera w jednym z okien budynku obok. Widząc was człowiek drgnął i machnął ręką. I to właśnie tu zaczynała się wasza dzisiejsza podróż…
 
Lechu jest offline