Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2012, 21:24   #3
Roni
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Dym marihuany, zimno Alaski, zapach smaru, pieprzenie jakiegoś mechanika, czyli czynniki, które składały się na zakład rusznikarski. ‘Sweet’ siedział przy stole czyszcząc i zabezpieczając przed zimnem każdy element swojego karabinu AWM. Paul Stinson – mechanik piątej kategorii – od dwóch godzin tłumaczył zasady działania silnika w nowych pojazdach desantowych SEALS najwyraźniej nie przejmując się, że ani Michael, ani drugi snajper – Richard – kompletnie go nie słuchają.

-Kurwa mać. Rozwaliłem lunetę – powiedział Richard, który od kilkunastu minut próbował uporać się z wymianą soczewek – kwatermistrz mnie zabije
-Nie pierdol. Wieczorem wejdziesz do EON’a i już nigdy nie zobaczysz tego kretyna ze zbrojowni – odpowiedział ‘Sweet’ między dwoma buchami.
-Zamontowali nowy system wykrywania termicznego… – paplał sam do siebie Paul
-Zamknij się w końcu! – nie wytrzymał Michael.
Wziął swój, złożony już, karabin i położył na stojaku, po czym założył kurtkę i wyszedł na mróz. O dziwo pogoda sprzyjała, nie było wiatru, nie padał śnieg. Pierwsza tura wypraw już za niecałe 5 godzin, więc cała baza była postawiona na nogi. Transportery, śmigłowce, mechanicy grzebiący przy skuterach śnieżnych, naukowcy po raz kolejny sprawdzający, czy EON jest gotowy do pracy, inżynierowie pakujący sprzęt do skrzyń, które zostaną wysłane w przeszłość. Michael skierował swe kroki w stronę lazaretu, czekały go ostatnie badania krwi. Siedząc w poczekalni oglądał po raz kolejny zdjęcie Sam. I po raz kolejny wspomnienia wróciły.

-Mike! Przestań, to łaskocze! – zaśmiała się perliście Sam. Odrzuciła do tyłu głowę, jej długie czarne włosy uderzyły go w twarz. Samantha stała przy desce do prasowania, a on przytulał ją i całował po szyi – muszę iść do kuchni, puść mnie – Michael odwrócił ją i pocałował w usta. Piękne, pełne, rubinowe usta lekko pociągnięte szminką. W końcu puścił ją i pozwolił odejść.
-Mike, znowu nie ma jajek. Możesz pojechać? – krzyknęła z kuchni
- Wybacz, ale jestem zajęty – odpowiedział wracając do komputera, by dalej pracować nad wzorami
- No dobrze, zaraz wracam

Trzask drzwi.

Zaraz wracam. Jej ostatnie słowa. ‘Sweet’ zamknął naszyjnik i wszedł do gabinetu. Wyszedł po kilku minutach i od razu ruszył do swojej kwatery. Zostały 4 godziny i 22 minuty do czasu, gdy pierwszy żołnierz pierwszej tury przestąpi próg EON’a. Wszedł do baraku i zdjął kurtkę. Usiadł na swojej pryczy i po raz setny sprawdził, czy jego ekwipunek zawiera wszystko, czego może potrzebować. Broń, laptop, kilka drobiazgów. Wszystko spakowane. Ustawił w zegarku budzik i położył się na pryczy. Czas na ostatnią drzemkę w XXI wieku.
Obudził się równo 31 minut przed ‘odlotem’. Zabrał swój plecak, założył kamizelkę kuloodporną i kurtkę. Poszedł do zakładu rusznikarskiego po swój karabin. Gdy wyszedł trzymając swój AWM rozbrzmiała syrena wskazująca, że zostało 15 minut. Ustawił się w ‘kolejce’, która biegła przez pół bazy aż do EON’a. Setki kamer, tysiące aparatów. Reporterzy rozmawiający z dowódcami i żołnierzami. Trzy syreny. Kolumna ruszyła. Michael pomachał do kilku kamer podczas marszu. Po kilku minutach stał przed Nim. Czarny monolit stworzony z nieznanego materiału. Środek świecący jasnym, zielonym światłem. Pieprzyć wszystko. Krok do przodu.




Leśny zapach i szum wiatru. Dwie pierwsze rzeczy, które zarejestrowały zmysły. Później nadeszło ciepło. Michael rozejrzał się. Znajdował się na niewielkiej polance, wokół rosły ogromne drzewa i krzewy. Nigdzie nie widział innych żołnierzy. Albo coś poszło nie tak, albo EON od samego początku był do dupy.
No cóż, nie ma czasu na płacz, trzeba znaleźć innych
‘Sweet’ spojrzał w górę, zobaczył słońce równo nad sobą. A więc było południe. Miał kilka godzin na znalezienie reszty oddziału, albo rozbicie jakiegoś obozu. Zdjął kurtkę, zwinął ją i przytroczył do plecaka. Zarzucił karabin na ramię, sprawdził, czy kabura z Glockiem jest na miejscu i ruszył przed siebie. Nie miał pojęcia, w którą stronę rzucił go EON, więc marsz w jakimś konkretnym kierunku jest bezcelowy. Fauna i flora tego miejsca zafascynowały Michaela. Rozpoznał, że las składał się głównie z brzóz, dębików i wierzb. Zaczęło się robić ciemno, a las zadawał się nie mieć końca. Michael postanowił zatrzymać się na noc i jutro ruszyć dalej. Znalazł kilka metrów kwadratowych miejsca w pobliżu niewielkiego strumyka. Uzbierał trochę chrustu i mchu, by rozpalić ognisko. Musiał jakoś odgonić drapieżniki, których w lasach nie brakowało. Zapadł wieczór. Pojedyncze gwiazdy pojawiły się na niebie. Pole widzenia znacznie się zwęziło. Karabin w tym miejscu nie jest zbyt poręczny, więc Michael usiadł opierając się o drzewo i wyciągnął Glocka. Musiał przetrwać do rana.
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 11-01-2012 o 23:43.
Roni jest offline