Smith postanowił wyjść z ukrycia i ruszył powoli w kierunku Jarema. Szedł powoli ładując broń. Rozglądał się uważnie, bowiem noc mogła kryć jeszcze jakieś niespodzianki. W końcu dotarł i zobaczył rannego Tiggsa, oraz trupa. To teraz nie miało jedna znaczenia, została jeszcze jedna rzecz do zrobienia i Smith zamierzał zrobić to. Tiggs potrzebował lekarza, ale żył.. jeszcze. Liczył że Molly się nim zajmie.
Ruszył sam powoli ku jaskini, cały czas czujny i gotowy do działania. Idąc tak zaczął cytować Biblię, choć tym razem mówił wyraźnie aczkolwiek niezbyt głośno: - Ścieżka sprawiedliwości wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranię złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli prowadzi słabych doliną ciemności. Bo on jest stróżem brata twego i znalazcą zagubionych dzieci. I dokonam na tobie srogiej pomsty w zapalczywym gniewie i na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. I poznasz, że ja jestem Pan, kiedy wywrę na tobie swoją pomstę'
Wiedział, że zostali zaatakowani od tyłu, lecz to nie miało teraz dla niego znaczenia. Dziewczyna, biedna duszyczka, znajdowała się w niebezpieczeństwie a jej oprawca wykorzysta ją by uciec. Nie mógł na to pozwolić, by coś się jej stało lub by uciekł z nią bowiem równe to będzie z wyrokiem śmierci na nią.
Broń trzymał pewnie, choć serce mu waliło jak oszalałe. Znajdował się już nie jednokrotnie w podobnych sytuacjach, lecz nigdy wcześniej aż tak nie obchodził go los „zakładników”. Chciał choć raz, zrobić dobry uczynek ot tak, nie chcąc nic w zamian. Miał być pasterzem, a dobry pasterz pilnuje swoich owieczek.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |