Gdy dojechali na miejsce, Dragunov spojrzał z niezadowoleniem na okolicę. Nie podobał mu się ten cmentarz. „Zbóje” mają gdzie się chować przed jego karcącym wzrokiem, a to niedobrze. A jego pozycja? Dach jest niczego sobie, ale do idealnej miejscówki sporo mu brakuje. Podszedł powoli, zaglądając do okien. Pusto. Idealnie… Zaszedł od tyłu budyneczek, wskoczył na śmietnik i poprawiając tubę na plecach złapał się gzymsu i podciągnął na dach.
Na górze ściągnął z pleców tubę, z głowy kaptur i przysiadł, aby zmontować swoje cudeńko. Jeszcze czekoladowy papieros w gębę i można brać się do roboty. Szło mu to więcej niż sprytnie, poznać można rękę wyćwiczoną w tym, co robi. Poszczególne elementy karabinu sprawnie trafiały na swoje miejsce, aby po siedemnastu sekundach tworzyć litą całość. Ostał się tylko tłumik. Dragunov sprawdził go wcześniej i uznał, iż jest wykonany precyzyjnie, jednak na dystansie dłuższym niż sto metrów znosi kule mocniej w prawo. Cóż, nie zamierzał go zbyt często używać. Ułożył się na dachu w miarę wygodnie, za jakimś kominem i począł lustrować okolicę przez lunetę. Po jakimś czasie ręce mu cierpły. Owszem, mógł wziąć podstawkę, na której oparłby karabin, jednak dla niego było to nieprofesjonalne, mateczka Rosja nie inwestowała w takie ozdoby, a ich uczono wielogodzinnego tkwienia w bezruchu z lufą utkwioną w jeden punkt
Przyszli. Seraf bez żadnych ceregieli poszedł do nich, czym zaskoczył nawet Dragunova. Po chwili miał cała trójkę na muszce. Tym z kolei zasłużył sobie na szacunek snajpera. Ale nie czas na rozmyślania. Dragunov poprawił kaptur, przyłożył oko do lunety i czekał. Niewiele miał czasu do odczekania, gdy zaczęła się jatka. Nóż Anety przebił nogę jednego, Seraf wyczyścił kolejnego, a luneta Dragunova już sunęła na dużego. „Paff” i biedaczek łapie się za łydkę, gdzie tkwiła kuleczka. Uśmiech wypłynął na usta snajpera, wykałaczka przeleciała w drugi koniec ust, a Dragunov ponownie złożył się do strzału. Teraz celował w oprychów, którzy wyskoczyli z auta. Kolejny suchy odgłos strzału i jeden ze sprinterów padł. Ten widok napawał go dumą. Teraz przyszła pora na mniej przyjemną część wieczoru. Nużące oczekiwanie, aż ktoś wychyli się zza osłony. Lufa z tłumikiem powędrowała na nagrobek Satany w oczekiwaniu na jego błąd. |