Zirnik bierzył na swych krótkich nogach ile miał w nich sił. Głośno dysząc zastanawiał się dlaczego nie podjechał bliżej wozem skoro tu taka rozpierducha. Zbliżając się do ogniska szybko rozeznał się w sytuacji.
Ruszył w stronę walczącego samotnie nieznajomego człowieka.
- Nie zabijać!!! Ogłuszać!!! -krzyknął donośnie do towarzyszy.
- A wy kurwie synu rzucać broń, nie macie szans!!! - warknął do kapłanów.
- Hefling bierz dupe w troki i przypilnuj naszego obłąkańca, tu ni jak nie ma jak strzelać - poprosił Dawita.
Krasnolud podbiegam od tyłu do podrabianego sigmaryty i trzepnął go styliskiem topora w potylicę. |