Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2012, 18:42   #388
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Pościg, który zaczął się dość niemrawo, ale nie przecież z jakimś wielkim opóźnieniem, miał trwać długo. Nie mieli jeszcze o tym pojęcia, wjeżdżając na Starą Leśną Drogę, która prowadziła na południe, wijąc się tylko pomiędzy wzgórzami, podążając dolinami i niknąc w niekończących się lasów najpierw Talabeklandu a potem już Stirlandu. Trakt prowadził aż do Wurtbad, tam chyba także udawali się porywacze, bowiem w każdym zajeździe, w którym zatrzymywali się na postój, dać odpocząć zwłaszcza koniom, ludzie twierdzili, że doskonale pamiętają węglarzy i przestraszonego i wykończonego dzieciaka, który im towarzyszył. Oni także nie czuli się zbyt dobrze, ostatecznie każde z nich musiało nauczyć się powozić, aby mogli się w tym zmieniać. Konie jednakże odpoczywać nie mogły na zmianę, zatrzymywać się musieli.
Co gorsza drugiej nocy pojawiły się uciążliwe sny. Nie były to może bezpośrednie koszmary, ale powodowały słabe wysypianie się. Niewiele z nich pamiętali, ale trzeciej nocy Jost zapamiętał pierwszy z nich. Zapamiętał z niego pustą przestrzeń wypełnioną czarnymi schodami prowadzącymi w górę do białej jasności oraz białe schody prowadzące w dół do czarnych czeluści. Zapamiętał z niego swoją matkę, całą z dymu, choć tylko to się różniło. Zapamiętał to, że gdy za nią poszedł, dotarł do basenu, w którym odbijały się sylwetki Karla oraz jego samego jako dziecka. Z następnej nocy znów nikt nic nie zapamiętał, natomiast podczas piątej wszyscy już śnili to samo. Otwartą przestrzeń z czarnego kamienia i białego nieba. Widzieli siebie jako dzieci, tak blisko a jednak tak daleko. I olbrzymiego kruka o czerwonych oczach, porywającego ich samych w dziecięcych postaciach. I widzieli kamienny ogród i usychające drzewo stojące na jego środku.
Cokolwiek to znaczyło, skończyło się po piątej nocy.

Po niej także dotarli do Hermsdorfu, pierwszego, choć niewielkiego miasta na ich drodze - licząc od Talabheim, które minęli bokiem. Niewielka mieścina, znajdująca się piętnaście kilometrów na północ od Wurtbadu, nie byłaby niczym szczególnym, gdyby nie pewien przełom, a raczej zmiana w ich pościgu. Dowiedzieli się tu bowiem, że ludzie podający się za węglarzy, przekazali dziecko komuś, kto podążał na zachód. Padła także nazwa Siegriedhofu, miasteczka, które sławiło tylko jedno - opactwo kapłanów Morra. Znaleźli także wóz z węglem, ale poza tym nic, co wskazałoby im trop porywaczy. Nie było zresztą na co czekać. Ruszyli ku nowemu celowi.
A podróż zajęła im kolejne dziewięć dni, podczas których znów pojawiały się sny, w tym jeden wyrazisty. Znajdowali się w nim w mrocznej komnacie ze zniszczonym sarkofagiem, z którego wychodziły szczury, setki i tysiące, pochłaniając ich całkowicie aż do chwili, w której się obudzili.

W niewielkim mieście, umieszczonym na skale, na której górowało opactwo, także nie spędzili zbyt wiele czasu. Zostali szybko zatrzymani przez straże, bardzo pragnące poznać powód wizyty w Siegriedhofie, a nawet zmusili ich, aby zatrzymali się w jednej konkretnej gospodzie. Niewiele to zmieniło, bowiem Karla nie było w tym miejscu. I choć nikt bezpośrednio go nie widział i trochę zajęło im doszukiwanie wszystkich szczegółów, wszystko wskazywało na to, że nie było to często uczęszczane miejsce. A to oznaczało, że mogli ścigać jeden z trzech krytych wozów, z których wszystkie podążały na zachód, wjeżdżając prosto do cieszącej się paskudną sławą Sylvanii i podążając dalej, gdzie pierwszą osadą miał być niewielki Helfurt, nawet nie znajdujący się na mapach, gdyż leżał w sąsiedztwie starego, zrujnowanego zamku Mistgarten. Inny, zamek Helfurt, postawiony został niedawno, a sama baronia rządzona była przez baronessę Lydię von Plicticos
Była to jednak Sylvania i nawet ruch w położonym zakolu rzeki Helfurcie i udekorowane domy, nie mogły ukryć ich marnego stanu i ponurego cienia rzucanego przez ruiny, które ktoś jednak najwyraźniej próbował powoli rekonstruować.

Zanim jednakże dojechali do mostu prowadzącego do samej wioski, drogę zagrodziło im pięciu jeźdźców w czarnych zbrojach i symbolem kruka. Podobnych widzieli w Siegfriedhofie, więc szybko skojarzyli z Zakonem Kruka, jednemu z bardzo nielicznych zakonów rycerskich służących Morrowi. Najwyraźniej przykuł ich uwagę powóz, pięknie wykonany i cały czarny, choć obecnie mocno przybrudzony. Na ich czoło wysunął się imponującej postury mężczyzna, pozbawiony hełmu, dzięki czemu mogli przyjrzeć się jego szarym warkoczom i ponurej twarzy pokrytej zmarszczkami.
- Jestem sir Rolph van Loenen, Kruczy Rycerz Osłony. Kim jesteście wy i dlaczego podążacie do Helfurtu?

Helfurt
 
Sekal jest offline