Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2012, 21:01   #4
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lasthope. Dumna nazwa dla małego miasteczka pomiędzy wzgórzami porośniętymi gęstym i starożytnym niemalże lasem. Miasteczka małego i cichego. Nie działo się tu zbyt wiele. Nie było żadnych magicznych gildii, ani magów.
Dlatego Aryuki lubiła te miejsce. Osiedliła się w nim zajmując opustoszałą świątynię ku czci leśnych duchów, oraz domek i bibliotekę do niej przylegające. Nikt się specjalnie temu nie sprzeciwił. Świątynia pozostawiona samej sobie popadała w ruinę, więc pojawienie się kogoś kto się nią zaopiekuje, a przy okazji poprowadzi rytuały mające przynieść miasteczku pomyślność, wszyscy przyjęli z zadowoleniem.
Nie żeby ktoś wierzył w powodzenie tych rytuałów, wszak to nie była magia. Niemniej tutejsi mieszkańcy byli przywiązani do tradycji, nawet tej, której duch umarł lata temu.
Lasthope było spokojnym i przyjemnym miejscem.Było przystanią w której Aryuki odpoczywała, gdy nawyki z dawnego życia nie zmuszały jej do rozładowania nadmiaru energii. Bądź potrzebne były pieniądze na coś więcej niż doraźne potrzeby. Remonty wszak były kosztowne.

Obecnie relaksowała się przy świeżej filiżance herbaty...


...właściwie właśnie zamierzała się delektować herbatą, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Aryuki Marai wstała i ruszyła w tamtym kierunku. Była wysoką siedemnastolatką o długich czarnych włosach związanych w dwa kucyki. Szczupła i proporcjonalnie zbudowana dziewczyna o szarych oczach, osłoniętych szkłami okularów o delikatnych oprawkach.
Ale nie bardzo znała się na modzie. Nosiła czarną koszulkę i krótki czerwony krawacik. Nosiła też krótką czerwoną spódniczkę, która uwydatniała jej długie i dość zgrabne nogi... ale sprawiała też że Aryuki wydawała się wyższa niż była w rzeczywistości.
Pukanie łatwo było rozpoznać, więc tożsamość gościa nie była niespodzianką.
- Wybacz że tak wcześnie, kochana ale mam do Ciebie pewną sprawę, pozwolisz, że omówimy to przy śniadaniu? – bowiem tylko Cho potrafił tak pukać
-Oczywiście. Możemy i przy śniadaniu porozmawiać.- odparła dziewczyna z uśmiechem wpuszczając burmistrza i prowadząc do kuchni. Tam też zaczęła wyjmować zastawę dla drugiej osoby.- Mam tu gdzieś ciasteczka. Upiekłam je... niedawno.
Kuchnia, a zwłaszcza wyroby cukiernicze dziewczyny niosły ze sobą ryzyko. Początkująca adeptka chochli różnie sobie radziła z wypiekami. Czasami były bardzo udane, czasami... cóż... wymagały siły woli do przełknięcia.
Aryuki nalała herbaty, podała podejrzliwie czarne ciasteczka (czyżby przypalone?), usiadła obok Cho i spytała.- To co się wydarzyło w miasteczku podczas mojej podróży?


Po czym wsłuchała się w słowa staruszka, popijając herbatę.
Staruszek chwycił filiżankę i siorbnął głośno upijając łyk herbaty. Jego ręką powędrowała po ciasteczko, Cho był bowiem człowiekiem który nie odmówił by niczego co podane jest za darmo. Nadgryzł wypiek bez jakiegokolwiek grymasu po czym wesoło powiedział. - W miasteczku wszystko po starem. Jedynie syn naszego piekarza, pana Wanga wyjechał do większego miasta robić cukiernicza karierę. -te słowa wywołały lawinę czarnych okruszków z ust Cho, on jednak nie przejmując się mówił dalej. - Sprawa z którą do Ciebie przychodzę nie jest związana z nasza mieściną, bo co tu mogło by się złego dziać? Nikomu nie szkodzimy nikt nie szkodzi nam, prosta sprawa. Chodzi mi o ruiny wieży w pobliskiej puszczy, wiesz o których mówię? -zapytał burmistrz unosząc swe krzaczaste brwi. Dziewczyna faktycznie kilka lat temu zapuściła się głęboko w las, odkrywając ruiny jakiejś starej wieży, jednak nigdy jakoś się nimi nie interesowała.
-Co z tymi ruinami?- spytała bez większego entuzjazmu w głosie. Według niej, przeszłość należy zostawić w zapomnieniu. Nie czekając na odpowiedź burmistrza Aryuki zapytała o rzecz ważniejszą dla niej.-No i... jak one smakują. Dobre?
Burmistrz zerknął na kolejne trzymane w ręce ciasteczko i strzepał kilka okruszków z brody. - Bardzo smaczne, jeżeli masz jeszcze kilka to nie pogardzę. -stwierdził, aczkolwiek zdanie cho w gestii kulinarnej nie było zbyt obiektywne, on zapewne zjadłby i kamienie, gdyby ktoś dał mu je w prezencie. - A co do ruin, no właśnie, nie wiem jak za bardzo to ująć, ale przestały być ruinami. -dodał dobitnie i wgryzł się w zwęglony wypiek dziewczyny.
Uśmiech znikł nagle z ust dziewczyny Zmarszczyła brwi w zamyśleniu i rzekła powoli.- Co.. to znaczy... przestały...być ruinami? Ktoś... je zakupił i.. odbudowuje?
- Nie, chyba nie. -odparł Cho drapiąc się po łysince. - Nie byłem w tamtych okolicach ponad rok, to głęboko w lesie i mało kto tam się zapuszcza, ale że ostatnio pogoda była niezła to postanowiłem zobaczyć jak tam te stare ruiny. No ale kiedy tam doszedłem ich już nie było. -stwierdził staruszek i pokiwał głową. - Zamiast ruin było jezioro, a na jego środku wieża, straszliwie wysoka wieża z kryształu. Dziwne, że nie widać jej z daleka, jest o wiele wyższa niż drzewa, to mi pachnie jakimś zaklęciem maskującym. Nie wiem kiedy się tam pojawiła, i nie wiem co o tym myśleć. Może ty masz jakiś pomysł, sporo podróżujesz. -zapytał staruszek podkręcając sobie wąsa.
-Nie... Nie wydaje mi się.- odparła Aryuki w zamyśleniu pocierając palcem brzeg filiżanki z herbatą.-Magia oznacza czarownika. Może któraś z tych... no... gidlii? Ale raczej nie. Wyraźnie ktoś ceniący prywatność. I silny.
Spojrzała w stronę Cho i dodała z uśmiechem.-Mogę się tam przespacerować i rozejrzeć tam, tak dla pewności. Choć, skoro dotąd nie było żadnych zagrożeń płynących z wieży, to czemu się nią martwić? Pewnie jakiś samotnik zbudował sobie rezydencję.
- Bardziej w sumie zmartwiło mnie to jezioro, no one się zazwyczaj same nie pojawiają, a w tym woda była wręcz krystalicznie czysta.- stwierdził burmistrz po czym sięgając po ciasteczko dodał. - Zresztą tam zawsze było dużo zwierząt ,a teraz głucha cisza, tylko jakieś dziwaczne ryby w tym jeziorku właśnie.
-Duże jezioro pełne krystalicznej i czystej wody. Chciałabym mieć takie zmartwienie pod domem. Zwłaszcza w upalne lato.- stwierdziła z nutką zazdrości w głosie Aryuki. Upiła odrobinę herbaty pytając.-A co jest dziwacznego w tych rybach?
- A ja tam wole swoją wannę, przynajmniej wiem w czym siedzę.- zaśmiał się Cho po czym spoważniał. - Ryby były bardzo duże, nigdy w życiu takich nie widziałem, a sporo łowiłem. No i niektóre miały rogi, inne znowu macki, naprawdę dziwaczne stworzenia.
-Rozumiem w czym rzecz. Pójdę do tego jeziora i upewnię się, że ryby w nim zostaną.- uśmiechnęła się Aryuki.-Porozmawiam z właścicielem tej kryształowej wieży.
Po czym zmieniła temat.- Syn pana Wanga pojechał w świat uczyć się zawodu? Zazdroszczę mu, odnalazł swą drogę i ruszył do przodu. Ale żona pana Wanga zapewne się martwi. Ile dni minęło od jego wyjazdu?
Cho podkręcił wąsa w zamyśleniu po czym zacmokał ustami i mrużąc oczy rzekł. - Jakiś tydzień temu... A matka chłopaka faktycznie się martwi, ale moim zdaniem przesadza. Młody Wang zawsze był zaradny to i w wielkim świecie sobie poradzi, pewnie jeszcze nieźle zarobi na swoich wypiekach. A to dobrze, bo od kiedy zamknęliśmy kopalnie, mało kto zarabia tu wiele. -dodał z uśmiechem staruszek.
-Dobrze dla Wanga... dla miasteczka już mniej.-westchnęła Aryuki w zamyśleniu wędrując palcem po obrzeżu filiżanki. Po czym zażartowała.-Może ja powinnam zająć się wypiekami, skoro konkurencja mniejsza?
- Na pewno byłbym stałym klientem . -stwierdził Cho i pożarł ostatnie z czarnych ciasteczek. - Jesień nadchodzi wielkimi krokami... -stwierdził patrząc na deszcz za oknem.
-I jesienny festiwal zbiorów też. Z tańcami... i okazjami do rozmowy z wdową Huen.- rzekła z ironicznym uśmieszkiem Aryuki przypominając sobie (nieudany, bo po pijaku ) flirt burmistrza z poprzedniego roku.
- Ekhym tak to też... -bąknął zarumieniony burmistrz odwracając wzrok odwracając wzrok na pobliska ścianę.- A ty kochana, nie znalazłaś sobie jakiegoś partnera, smutno ci musi być w takim dużym domu samej. -zagaił staruszek, a coś w głowie dziewczyny parsknęło ironicznym śmiechem.
-Zamknij się... To nie twoja sprawa.”- syknęła w myślach Aryuki do współlokatora tego ciała. Po czym dodała czerwieniąc się lekko.-Nie bardzo... bo... ciągłe wyjazdy... i obowiązki... świątynię trzeba posprzątać...No i...- im dłużej się dziewczyna jąkała tym bardziej czerwone było jej oblicze.- Nie mam czasu na takie... rzeczy.
- Za dużo na siebie bierzesz. -rzekł dziarsko burmistrz. - Świątynie zawsze może posprzątać ktoś inny, a ja w twoim wieku to... -dodał rozmarzonym głosem Cho i spojrzał mglistym spojrzeniem w sufit. - To były czasy... -westchnął burmistrz.
-Ojej … nie wiem czy niewinne dziewczę powinno słuchać takich opowieści.- odparła żartobliwie Aryuki.


- Faktycznie, faktycznie rozmarzyłem się. -zaśmiał się burmistrz machając ręką, jak by odganiał od siebie stado wygłodniałych komarów.- No nic chyba będę już szedł, obiecałem jeszcze staremu Yamato, że pomogę mu, ekhym sprawdzić jakość jego wyrobów. -stwierdził burmistrz wstając od stołu. Co do Yamato i jego wyrobów, każdy wiedział, że kowal często pędził w szopie samogony, które wraz z burmistrzem namiętnie opijali.
-Rozumiem.- odparła dziewczyna po czym odprowadziła burmistrza do drzwi żartując po drodze.-A na deszczową pogodę ponoć najlepsze są nalewek domowej roboty.
- Widzę, że wiesz co dobre. -odparł Cho ze śmiechem otwierając drzwi.- Tak więc życzę miłego dnia, i dziękuje, że zajmiesz się sprawą tej wieży. -dodał z ciepłym uśmiechem staruszek wychodząc na deszcz i machając dziewczynie ręką.

Burmistrz wyszedł, a dziewczyna przysiadła się z powrotem do stolika sięgając po ciastko.-Się narobiło. To twoja sprawka?
-Wątpię... Zbyt wiele minęło czasu, od naszego przeskoku. Gdyby to był efekt uboczny, to już by się wcześniej objawił.”- odparł głos w głowie dziewczyny.
Aryuki przeciągnęła się narzekając.- Ale mi się nie chce... tam iść.
Nawinęła na palec kosmyk czarnych włosów i bawiąc się nim zerkała na stojący w kącie oręż.
Rozmyślała nad całą tą sytuacją delektując się ciastkiem.

Po czym wstała i podeszła do okna, mówiąc do siebie.-Pada deszcz.
-I co z tego?”- stwierdził ze złośliwą satysfakcją głos w jej głowie.
-Pójdę jak przestanie. Może po południu. Dojdę pewnie pod wieczór do wieży.-odparła po czym zaczęła wyliczać.- Będzie potrzebny plecak, hmmm... dwie pary ubrań na zmianę, namiot, trochę jedzenia.
-Miecz, parę wybuchowych niespodzianek od Lao Hei’a wytwórcy fajerwerków. Linka z kotwiczką, kajdany, pejcz.”- wtrącił złośliwie głos w głowie dziewczyny, wywołując rumieńce na jej twarzy.
-Pejcz... też masz pomysły. Kajdany nie będą też potrzebne. To nie łowy, a rekonesans.- burknęła. A głos chichocząc cicho dodał.-”To może nadmuchiwany ponton i wędka. Podobno w jeziorku można złowić taaaaakieee ryby.
-To już prędzej.- odparła wymijająco dziewczyna sięgając po kieszonkowy zegarek z kopertą. -Na razie jednak posprzątam w świątyni, potem zajrzę do Lao Hei’a,potem pakowanie się i obiad. A potem wyprawa... to będzie prawie jak wycieczka.
Westchnęła cicho. Nie miałaby nic przeciwko takiej wyprawie dwa lub cztery dni później. Ale nie teraz...
Zasłużyła wszak na odpoczynek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-01-2012 o 21:06.
abishai jest offline