Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2012, 22:33   #111
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Tajemnicze zniknięcie Cassandry, zgodnie z oczekiwaniami Irga i Gogona, szybko znalazło swoje wyjaśnienie. Szli trzecim z korytarzy dobre piętnaście minut, nim dotarli do jakiegoś wyróżniającego się punktu. Tym razem był to stojący na środku korytarza filar. Wykonany był z czarnego, połyskującego kamienia, a jego podstawa i zwieńczenie pokryte były złotem.


Zaraz za filarem, korytarz się kończył. W ścianie, obramowane dwoma identycznymi filarami znajdowało się przejście i schody wiodące w dół. Na każdej z kolumn wyryty był skomplikowany symbol. Gogon tym razem nie mógł pochwalić się swoją wiedzą, nie wiedział co owe znaki oznaczają. Musieli sprawdzić sami. Powoli ruszyli schodami w dół. Po chwili usłyszeli miarowy śpiew. Mantra powtarzała się w kółko, z różną prędkością i nasileniem. Słów jednak nie rozumieli. Poczuli też zapach palonych ziół. Najwidoczniej na dole odbywał się jakiś rytuał. Irg natychmiast przypomniał sobie, w jakich okolicznościach poznał czarodziejkę. Uratował ją z rąk troglodytów, chcących złożyć kobietę w ofierze jakimś mrocznym bogom. Czyżby i tu miała miejsce podobna sytuacja?

Jeszcze kilka minut i schody skończyły się. Dwóch wojowników stanęło na progu rozległej komnaty. Zgromadzonych było tutaj kilkadziesiąt osób, jednak w żaden sposób nie przypominały one opisywanych przez Gogona yagów.


Byli wzrostu i rozmiarów Wnira. Ich skóra miała ciemny odcień i pozbawiona była jakichkolwiek włosów. Mimo iż przypominali ludzi, to ich twarze pozbawione były człowieczeństwa. Wszyscy mieli płaskie nosy i szerokie usta, z których wystawały długie kły. Najdziwniejsze były jednak ich oczy. Były całe czarne, pozbawione białek, ale równocześnie emanowały delikatną poświatą. Najintensywniejszy blask roztaczały oczy, dwóch stojących na podwyższeniu, odzianych w długie szaty osobników, prawdopodobnie kapłanów lub przywódców.

Zaraz dostrzegli Cassandrę. Czarodziejka znajdowała się na drugim podwyższeniu, a dokładniej ponad nim. Lewitowała pół metra nad postumentem, a jej ciało spowijała szkarłatna mgiełka, która wirowała i kotłowała się. Twarz Cassandry wykrzywiona była w grymasie bólu, a usta rozwarte w krzyku, którego jednak nie było słychać. Widać było, że czarodziejka cierpi. Mgła z każdą chwilą rozdymała się i nabierała coraz bardziej szkarłatnej barwy.


Argena

Strome, wijące się ku górze schody skończyły się w wąskim korytarzu. Był on zupełnie inny od miejsc, przez które do tej pory podążali. Tamte miały gładkie ściany i widać było, że zostały sztucznie wykute w skale. Ten, na progu którego stali był inny. Jego ściany były chropowate i nierówne, podłoga to opadała to podnosiła się nieznacznie, a sufit znaczyły nacieki.

- Gdzie jesteśmy? – spytał podejrzliwie Dergo i popatrzył na mnicha. Brat Tadeusz chrząknął znacząco i aż się cofnął. Gdy udzielał odpowiedzi w jego głosie słychać było nuty lęku.
- To jeszcze nie koniec... Myśleliście, że pójdzie tak łatwo? To dopiero początek drogi... Jaskinie ciągną się kilometrami... Musimy odnaleźć wyjście...
- Oszukałeś nas!
– krzyknął Dergo i skoczył ku zakonnikowi. Bójka wisiała w powietrzu.
- Nie – odpowiedział Tadeusz. – To naprawdę nie moja wina. Takie są zasady próby... Może się okazać, że wyjście znajduje się tuż za rogiem. A ja przyłączyłem się do Was, nie dlatego, że mi kazano zwodzić Was na manowce, ale ponieważ czuję do Was sympatię. Naprawdę chcę być pomocny.

Dergo nieco się uspokoił, pomruczał coś pod nosem i dał wyraźnie posmutniałemu mnichowi spokój. Brat Tadeusz oświetlił drogę swoim kryształem i wszyscy ruszyli wgłąb tunelu. Wił się on przez kilkadziesiąt kroków, równocześnie cały czas wznosząc się nieznacznie ku górze. Gdzieś z przodu słychać było odgłos płynącej wartko wody. W końcu dotarli do podziemnej rzeki.

Korytarz otwierał się na podłużną, wysoko sklepioną kawernę, wypełnioną wartko płynącą wodą. Przejście prowadziło teraz skalną półką, zawieszoną zaledwie kilka stóp nad powierzchnią wody. Wszystko było mokre i śliskie. Trzeba było iść naprawdę powoli i ostrożnie, żeby nie poślizgnąć się i nie zostać porwanym przez nurt. Gdzieś z góry, spod sklepienia, przez huk rzeki przebijały się odgłosy żyjących tam stworzeń. Popiskiwania i chrobotanie. Jednak żadnej z tych istot nikomu nie udało się wypatrzyć.


Skalna półka wiodąca wzdłuż jaskini skończyła się nagle. Teraz, aby móc posuwać się dalej trzeba było przeskoczyć do znajdującej się nieco niżej, niemalże na poziomie wody ciemnej jamy. Brat Tadeusz, jako idący z przodu, zakasał swój habit i skoczył, do razu znikając pozostałym z oczu.
- Tu jest bezpiecznie, tylko trochę mokro. Nie obawiajcie się! - po chwili usłyszeli jego głos dochodzący spod ziemi. Zachęceni przez zakonnika ruszyli za nim i rzeczywiście, otwór przez który wskoczyli znajdował się w suficie niewielkiej groty, niemal po kolana wypełnionej wodą i mułem.

- To gdzie teraz? – zapytał Dergo, rozglądając się w poszukiwaniu wyjścia. Nim jednak przebrzmiały jego słowa, a ktokolwiek zdążył udzielić odpowiedzi na nurtujące młodzieńca pytanie, muł nagromadzony w pomieszczeniu zafalował i zaczął formować się w monstrualnego humanoida.

 
xeper jest offline