Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2012, 23:22   #96
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Tak, to było nieuniknione. Althea rozważyła wszystkie za i przeciw. Zebrała wszelkie dostępne w chwili obecnej informacje i zaniepokojona stwierdziła, iż być może zmarnowała czas. Nadal wiedziała to samo, co wcześniej. W podziemiach siedzieli czarnoksiężnicy. Nie wiadomo, w jakiej liczbie i jak potężną mocą dysponowali. Musiała tam zejść nie wiedząc nic ponadto a jeszcze dała im czas żeby przygotowali się na spotkanie z kapłanem i zbrojnymi. Jedynym jaśniejszym punktem w chaotycznej wyprawie do piwnic była osoba Księgi. Drugi kapłan zaskoczył swym pojawieniem się thara i jak miała nadzieję Cierń mógł tak samo zaskoczyć czarowników.

Sam Ushmajel i jego ludzie byli siłą, której Althea bardzo potrzebowała, a z której nie dane jej było skorzystać. Kapłanka rzadko dawała się ponieść emocjom, ale teraz zawładnęła nią irytacja. Miała wsparcie miejscowego władcy i nie mogła mu zaufać, miała jego ludzi i im także nie mogła zawierzyć. Kolejny powód niezadowolenia stanowiła jej osobista asysta. Najbardziej biegłej w sprawach oręża Dzierzbie nie mogła już dowierzać. Kobieta udowodniła, iż była nieobliczalna i priorytety Cierń nic dla niej nie znaczyły. Albrecht był posłusznym sługą, ale na haki Varunatha na cóż przyda jej się medyk podczas starcia z bluźniercami.

Do tego był jeszcze Księga. Jego obecność była kojąca, ale z drugiej strony też przyczyniła się do rozdrażnienia Althei. Prawo kapłańskie było klarowne w tej kwestii. Śledztwo prowadzone przez Cierń jako wysłannika miejscowej Świątyni dawało jej prawo pierwszeństwa w podejmowaniu decyzji, jednakże drugi kapłan był Łowcą z trzema sztyletami prawdy przy boku i Althea była zobowiązana przestrzegać zasad hierarchii kapłańskiej. To komplikowało sytuację. Tym bardziej, że Księga zjawił się znienacka i od razu wkroczył na terytorium działań Cierń. Althea słuchała, więc jego sugestii i podszeptów, chociaż miała wątpliwości czy kapłan rzeczywiście ogarnął wszelkie aspekty swojej i jej sprawy połączone poprzez wspólne więzy.

- Nie ma czasu na zwiad – stwierdził Ushmajel – Tam coś się dzieje. Musimy ruszać.
Księga ponownie wtrącił się przejmując inicjatywę i naciskając na Altheę.

- Nie mamy czasu na zwiad, ale musimy coś zrobić. Jako Pomazańcy Aspektów mamy obowiązek strzec przed plugawym zepsuciem, jakie niosą z sobą moce czarnoksiężników zwykłych, bezbronnych obywateli Imperium. Nas chroni opieka Aspektu, my chronimy maluczkich. Takie są Prawa Tradycji. Poza tym nie możemy ryzykować życia potomka Reva – wyrecytowała chłodno Althea.

- Musimy ruszyć pierwsi – podjęła decyzję uginając się pod sugestiami starszego kapłana.

- Ze słowami Tradycji nie mogę się sprzeczać. Ale dajemy wam jedną dziesiątą klepsydry. Potem ruszamy. – Zadecydował thar.

Stojąca obok niej Cierń Dzierzba zasyczała tylko cicho, przez zaciśnięte zęby, poruszyła się niespokojnie. Zmilczała, nie odzywając się nawet słowem. Althea zaś na słowa Ushamajela tylko skinęła głową i przeczekała moment, w którym Pazur i tharowy żołnierz wycofali się z korytarza. Wybór został dokonany tak, więc ruszyli tajemnym wejściem. Pierwszy szedł Ryś, tuż za nim Dzierzba, później kolejno Księga i Althea. Przedostatni był Albrecht. Kara zamykała pochód. Dostała za zadanie nasłuchiwanie i poinformowanie reszty, jeśli thar lub ktoś z jego ludzi ruszyłby za nimi.
Wbrew oczekiwaniom, co poniektórych ani thar, ani jego ludzie nie zrobili niczego, co mogło zakończyć się rozlewem krwi. Jednak powietrze aż zgęstniało od wypełniającej ich energii. Cierń zacisnęła zęby. Pomimo niewątpliwych cnót, jakimi obdarzony był Albrecht wolałaby na jego miejscu widzieć Pazura. Zamieniłaby ich dwóch miejscami pozostawiając alchemika w sali grobowej. Gdyby nie wcześniejsze słowa Księgi zaiste tak właśnie by postąpiła.

Korytarz nie był zbytnio szeroki. Swobodnie mogła poruszać się nim tylko jedna osoba, nie więcej. Wszyscy wyraźnie wyczuli, że grunt opadał w dół. Na ścianach lśniła wilgoć tak, więc musieli przechodzić albo pod samą rzeką lub gdzieś niedaleko niej. Nikt ze zgromadzonej grupy nie znał się dobrze na kamieniarskiej robocie, ale nawet ślepiec czy głupiec dostrzegłby różnice pomiędzy korytarzami prowadzącymi do sali z czaszkami, a tym, którym właśnie podążali. A nikt z nich nie był ani ślepy, ani głupi.
Bębny grały coraz głośniej wdzierając się w ich uszy, co nie było niczym niezwykłym, bo cały czas zmierzali w ich kierunku. Słyszana muzyka była w dziwaczny sposób urzekająca, niemalże hipnotyczna. Wyraźnie dało się rozróżnić w niej inne dźwięki, towarzyszące bębnom śpiewy.

Wkrótce idący przodem Ryś zobaczył też coś więcej. Na końcu korytarza, całkowicie go blokując stał potężny stwór z tasakiem. To był bez wątpienia ork, ale nie niewolnik Imperialny, lecz najprawdziwszy okaz dzikich przedstawicieli tej rasy z północy, z płaskowyżu Taskarskiego. Nielud mierzył prawie dwa i pół metra wzrostu i na oko ważył z dwieście kilogramów. Dwieście kilogramów mięśni i ścięgien, bez odrobiny tłuszczu.
Cierń wyczuła coś jeszcze. Coś dziwnie paskudnego. Kobieta nie wątpiła, iż Księga też to zauważył. Strażnik korytarza był martwy. To modlitwy kapłanów Maraji lub nekromantyczne praktyki utrzymywały go na nogach. Mieli, zatem do czynienia z nieumarłym orkiem, co czyniło go jeszcze bardziej niebezpiecznym, gdyż nie napędzała go już krew, więc większość ciosów skutecznych przeciwko żywym nie dałaby tak spektakularnych rezultatów użytych na martwym ciele orka. Ożywieniec spoglądał w głąb tunelu, którym się poruszali. Czerwone, gorejące jak piekielne ognie ślepia, wpatrywały się w mrok tunelu. Niezaprzeczenie pełnił rolę strażnika. Martwiak poruszył się grzechocząc sparciałym, obszytym kawałkami kości i rogów kubrakiem, ale póki, co nie zaszarżował w ich kierunku. Zapewne otrzymał dokładne rozkazy, których przestrzegał niewzruszenie tak jak tylko ożywiony martwy potrafił to czynić.
Ryś ruszył do przodu. Zwinny i cichy potwierdzał, iż był godnym nosić swe miano. Nie odrywał wzroku od orka. Cierń poczuła, że Księga sięgnął do mocy danych im przez Aspekt.

Ork widział Rysia i przygotował się na jego atak. Ochroniarz Księgi poruszał się szybko i sprawnie i chociaż przegrałby zapewne z kretesem starcie z Pazurem to jednak miał szansę w potyczce z orkiem. Ten drugi był zdecydowanie wolniejszy i mniej finezyjny. Jednakże Cierń nie rozumiała strategii Księgi. Kapłan miał zamiar odwołać się do mocy kapłańskiej to po cóż pozwolił swemu człowiekowi zetrzeć się z martwiakiem. Gdyby nieumarły sam zaatakował byłoby to uzasadnione. Jeśli jednak Ryś miał wyrąbać im drogę naprzód to, dlaczegóż starszy kapłan połączył się z Aspektem. Nie dowierzał umiejętnościom swego zbrojnego czy gotował się na kolejne zagrożenie? Cierń nie zdążyła podjąć żadnych kroków by rozjaśnić te rozterki gdyż Ryś starł się z orkiem. Najemnik wymierzył błyskawiczne, śmiertelne ciosy w wątrobę, w serce i podziurawił płuca ożywieńca a potem popełnił błąd.

Pewność tego, że jego natarcie zakończyło się sukcesem zgubiła Rysia. Niestety obrażenia, które uśmierciłyby każdego żywego przeciwnika w niewystarczającym stopniu okaleczyły martwe ciało. Nekromantyczna energia nie opuściła zwłok. Martwiak zadał swoje ciosy. Ryś oberwał na odlew, przez pierś, z siłą, która rzuciła go w tył, zaplutego krwią.

Księga ukończył modlitwę i wokół orka pojawiły się znikąd zakończone hakami łańcuchy i niczym węże uderzyły z kilku stron wbijając się w orka. Moc modlitwy była naprawdę przerażająca. W jednej chwili łańcuchy napięły się, z szarpnięciem, które zrobiło z martwiaka stertę poszarpanych, cuchnących kawałków mięsa. Niektóre z nich doleciały nawet do stóp idących w korytarzu ludzi.

Droga była wolna. Okupiona raną Rysia, który oparł się o ścianę i pluł krwią. Istniała szansa, że mężczyzna przeżyje, gdyż kubrak powstrzymał nieco siłę ciosu, lecz na pewno nie był w stanie wspomóc ich w najbliższym czasie. Albrecht wyraźnie zbladł widząc, co modlitwa uczyniła z truposza. Zdołał jednakże zwalczyć niemoc własnego organizmu i ostrożnie ruszył w kierunku Rysia. Starał się przy tym nie wyprzedzać za bardzo reszty towarzyszy. Zamierzał ocenić stan najemnika i udzielić mu pierwszej pomocy robiąc użytek ze swej wiedzy medycznej.

Dzierzba zasyczała krótko przez zaciśnięte zęby i w dwóch susach dopadła do najemnika, podnosząc jego miecz i ważąc go w ręce.

- Sprawiedliwa? - Spytała chrapliwie, nawet nie odwracając głowy w jej kierunku, wbijając wzrok w mrok korytarza ciągnącego się przed nimi.

- Niech Łowca zadecyduje, co z nim - Cierń spojrzała na leżącego Rysia, a później przeniosła wzrok na Księgę czekając na jego decyzję.
 
Ravanesh jest offline