Bob Chinney AAAA..psik!!!
Glaca Boba zderzyła się z wielką prędkością z drzwiami, aż jęknęły (na pewno one?). Parę przestraszonych korników uciekło do rodzinki rezydującej w okiennicach, ale drzwi wytrzymały. A niech się spali ta chałupa!! Mam ją w nosie!
Kichnął siarczyście jeszcze raz, zostawiając smarki na framudze. Chodź Belu, napijemy się czegoś. Uśmiechnął się, poczuł się trochę ożywiony. Zażył jeszcze tabaki, schowanej w ichrowym woreczku wyciągniętym z kieszeni na piersi. Zachciało mu się jeszcze bardziej pić, trochę twarz mu poczerwieniała. Wsiadł na osła i ruszył w poszukiwaniu saloonu.
Po drodze dziwił się wyludnieniu miejscowości, osioł czuł się trochę nieswojo.. ucieszył go nieco widok powozu i konia. Zdziwiony brakiem wody w korycie przyniósł wiadro wody ze studni i postawił przy Bellinidzie. Dolał resztę whisky z buteleczki i klepnął osła pieszczotliwie po karku. Dobrze się sprawiłaś, 50 km bez postoju.
Poprawił kapelusz i zajrzał do saloonu. Zobaczył Timmiego i Ringo, raczących się whiskey. Witajcie młodzieniaszkowie, mogę się przyłączyć? Ostatnią whiskey oddałem swojemu rumakowi, bo zasłużył, choć dla damy, to należałby się szampan...
__________________ Nie chcę ukojenia, które mogłoby mi odebrać skruchę, nie pragnę uniesień, które wbiłyby mnie w pychę. Nie wszystko, co wzniosłe, jest święte, nie wszystko co słodkie - dobre, nie wszystko co upragnione - czyste, nie wszystko co drogie - miłe Bogu. |