Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2012, 12:04   #3
villentretenmerth
 
villentretenmerth's Avatar
 
Reputacja: 1 villentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znany
Umęczeni walką, krwawiący ranni spodziewali się najgorszego. Rozwścieczeni bólem chcieliby nawet poucinać parę łbów innych niż Varnów. Przedzierali się na północny wschód. Jak najdalej od tej rzezi na zachodzie. W stronę domów. W stronę Kan.
Do Cethala przybyło dwóch zwiadowców.
Ich widok nigdy nie przynosił dobrych myśli na tych ziemiach.
- Meldujcie.
- Wampiry na drodze. Niedaleko nas, mogą nas wypatrzeć.
Cethal zaklnął w duchu.
- Ilu?
- Dwudziestu.
- To nie zawracajcie mi nimi głowy. Przejść po ich trupach, a z jednego
- wskazał palcem na jednego z dwóch zwiadowców - masz mi zrobić kielich na biesiady. Pamiątka z Harrun. Najlepiej głowe tego księcia Harrun - mówiąc to splunął krwią - wampirzy pomiot.
- Jest jeszcze coś panie...
- Co znowu? - spojrzał umęczonym wzrokiem na zwiadowce, który się odezwał.
- Jest z nimi jakaś istota... dziwnie pachnie...
- Czym pachnie?
- Niczym co jest nam znane, ale wzbudza chęć zabicia tego i nie tylko chęć ale potrzebę. Do tego ten zapach jest taki... upajający
- na twarzy zwiadowcy pojawił się głupi wyraz wymieszany z rządzą mordu i uśmiechem.
- To zabijcie. Byle bez przedłużania. Musimy stąd wiać nim Varnowie się przegrupują - Cethal spojrzał za siebie - albo przyjdzie z nimi coś gorszego. Oni potrafią latać i dosiadają tych bestii. Wampiry dosiadają koni, a krwawiący wilkołak zawsze musi powłóczyć nogami. Ciekawe czy w innych sferach jest coś co toleruje naszą obecność i da się na tym jeździć.

Kinnat z cichym okrzykiem wyrwała się z uścisku wampira, który próbował ją uspokoić obawiając się o swych towarzyszy. Zupełnie nie słuchał tego co miała do powiedzenia jakby była rozbrykanym dzieckiem.
- Oni już tu są! - wrzasnęła usilnie starając się powstrzymać napływająca furię. Jeżeli się jej nie uda...
Nie musiała się tym jednak kłopotać. Z ulgą przywitała ostrzegawczy okrzyk jednego z nich i natychmiastowe działanie w postaci ustawienia się plecami do niej, tworząc ochronne koło. Zupełnie jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc. Horda dzikich zwierząt wypadła z zarośli niczym stado szczurów. Uczucie, że stanowi się bardzo smakowicie pachnący kawałek sera, nie należało do najprzyjemniejszych.
Niemal poczuła jak fala mięsa uderza w tarcze wojowników. Z jej ust wydobył się okrzyk przestrachu gdy linia obrony wygięła się mocno do środka. Była gotowa do walki. Szpony zastąpiły drobne paznokcie, kły wysunęły się z dziąseł. Do tej jednak pory miała do czynienia z pojedynczy osobnikami lub parami, które wpuszczano na teren wyspy. Byli to zwykli przedstawiciele tej rasy bez doświadczenia w boju. Drobne przekąski, nocna rozrywka. Ci tutaj to zupełnie inna liga.

Przewaga liczebna musiała doprowadzić do śmierci dwudziestu wampirzych wojowników.
Cethal doszedł do miejsca w którym mógł obserwować tą krótką potyczkę. Nie tyle, by go to interesowało, ale potyczka ta była na wprost jego drogi. W okół Kinnat gromadziły się coraz większe tabuny oblanych potem pod pancerzami oblanymi krwią wilkołaków. Kinnat skuliła się z sercem w gardle. Już za chwile poczuje topory i kły... Wyrok ten odwlekały bójki wilkołaków. Walczyły o to by ją zabić. Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, a gdy bije się parędziesiąt... Kinnat nie miała szans. Nie miała broni. Nie posiadała wystarczających umiejętności. Nie była dość silna. Szarpała się i kąsała lecz żywa fala porwała ją i próbowała rozerwać na strzępy.
Ból był wszystkim co jej zostało.
Jednak rany nie zdążyły krwawić. Nigdy w swym długim życiu nie doświadczyła szarpania jej ciała wilczymi kłami. Sama była zaskoczona jak głębokie wyrwy w mięśniach zarastają się z prędkością myśli. Chętnych jednak do jej skosztowania ciągle przybywało.
W końcu, każdy który skosztował jej ciała, miał w ustach jej krew, padał martwy. Z leżących trupów ułożył się w okół wampirzycy krąg.
Wstała oszołomiona. Po licznych pogryzieniach ślad został tylko na sukni. Czuła się słaba niczym nowo narodzone dziecko. Nie tyle upływem krwi, której wcale nie straciła tak dużo, co szokiem pozostałym po tym ataku. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzała się wokoło próbując zrozumieć co tak właściwie się stało i co ma teraz z sobą zrobić.
Cethal podchodził spokojnym krokiem, w stałym tempie. Od wampirzycy do dziś nieustraszeni wojownicy zaczęli odsuwać się z przestrachem. Mogłoby dodać to Kinnat pewności siebie, gdyby nie to, że bezceremonialnie Cethal podszedł. Jego wilkołacka głowa opstrzona była już pierwszymi siwymi włoskami. biel niewyszczerzonych zębów wyglądała przerażająco w świetle księżyca. Cofnęła się o krok. Wilkołak zamachnął się toporem. Kinnat nie czekała na cios, zaatakowała wykorzystując odchylenie się przeciwnika. Ten jednak złapał ją bezceremonialnie za twarz. Włożył swoje obrzydliwe pazury do jej nozdrzy. Pociągnął powodując przewrócenie się wampirzycy na ziemie. Zamach zbliżał się do celu i uderzył ją toporem w głowę. Rana była głęboka. Domyślał się, że pozbawi ją w ten sposób tylko przytomności. Że niedługo się zregeneruje. Nadepnął jej na krtań. Wyciągnął zakrwawiony topór. W pośpiechu kilku bardziej trzeźwych zaczęło ją pętać. Głowa zrosła się momentalnie. Nie minęła minuta, gdy wampirzyca oprzytomniała.
Jeżeli wcześniej była oszołomiona to teraz do owego stanu doszedł wyraźnie wyczuwalny strach.
- Atakujesz posła głupcze - oznajmiła z marną namiastką gniewu. Czuła, że ją związano jednak pęta te nie byłyby w stanie jej zatrzymać gdyby chciała się wyrwać. Sytuacja była dla niej całkowitą nowością. Nagle okazało się, że jest bardziej zabójcza niż jej zarzucano. Jej ciało regenerowało się znacznie szybciej niż mogłaby przypuszczać. Do tej pory nikt jej poważnie nie zranił.Zaś te rany, które zadano jej chwilę temu... Czuła się jednocześnie potężna i słaba. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem lub po dziecięcemu się rozpłakać. Bała się... Nie lubiła tego uczucia....
- Co tam charczysz? - Cethal zdjął but z jej krtani i przycisnął nim boleśnie jej podwójne D, ciągle sprawiając jej tym trudność w mówieni.
Nigdy nie płakała. Tego była pewna. Teraz jednak miała ochotę wybuchnąć płaczem z bezsilnej nienawiści, która w niej płonęła.
- Poseł - starała się mówić wyraźnie. - Poseł do zgromadzenia Ras w Karze. - wyjaśniła, licząc na to, że to zwierze posiada chociaż szczątkową inteligencję.
- Dlaczego miałbym honorować prawa wampirzego posła - uśmiechnął się pochylając się nad nią.
Sprawianie jej bólu dawało mu ogromną przyjemność. “poseł! też mi coś” pomyślał i rzekł:
- A skąd mam wiedzieć, że owe zgromadzenie ras w ogóle istnieje? Mam uwierzyć ci na słowo? Kiedy ostatni raz miałem informacje od moich ziomków, to nasze rasy beztrosko i radośnie kompały się we własnej krwi. Co ty na to? wasza ekscelencjo poseł?!
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie miała dowodu o ile któryś z wojowników nie miał przy sobie jakiegoś potwierdzenia.
- Kiedy to niby było? Przed rokiem?! Skoro mi nie wierzysz to dlaczego wciąż żyję? Czy nie lepiej byłoby wykapać się w mojej krwi, psie?! - warknęła próbując odsunąć się by zmniejszyć nacisk jego buta.
Im bardziej próbowała się uwolnić tym mocniej opierał na niej swoją wagę. Zdradzenie powodu, dla którego nie odrąbał jej przy najbliższej okazji głowy, nie było wskazane przy hordzie przysłuchujących się uważnie wilkołaków. Postawił topór tuż przy jej głowie. Lekki element zastraszenia. choć nie spodziewał się, że odniesie to jakiś większy efekt. Spodobała się mu jej postawa. Sam był kimś, kto głośno i pyskaty szedł przez życie. Domyślał się, że więzy uczynione naprędce mogą być nieskuteczne. Jeśli naprawdę była posłem, musiała być stara i silna.
- W takim razie pani poseł. Będzie pani moim przymusowym gościem. Zmierzamy na północ. Wyspa Kar, może nie leży idealnie nam po drodze, ale jeśli takowe zgromadzenie ras w ogóle istnieje, dowiemy się w końcu o tym. A jak sama widzisz - ostrzem topora rozgarniał jej włosy z twarzy - horda wilkołaków jest lepszą obstawą niż dwudziestu wampirów. Niestety zapewne... wasza ekscelencjo, będzie musiała pani zrezygnować z paru wygód. Między innymi -zabrał topór. Zelżał ucisk na piersi - będzie musiała pani, plugawy pomiocie, zrezygnować z swobody ruchów. Założyć jej powróz na szyje i porządnie spętać ręce! - krzyknął ściągając nogę z wampirzycy, po czym wzrócił się do niej - nie sądzę by to fizycznie coś dało, ale będzie aktem dobrej woli... pani poseł.
Kinnat drgnęła słysząc obrazę z ust zwierzęcia. Gdyby Marcus był przy niej ten byle pchlarz nie poważyłby się na coś takiego. Jednak jego tu nie było, dlatego też znalazła się w tej sytuacji. Nienawidziła ich obu. Gniewnie rozerwała więzy, którymi ją wcześniej związali. Co oni sobie myśleli. Nie była byle człowiekiem...
- Nie jestem psem... - jednak jej sprzeciw był raczej słabym oponowaniem dziecka niż poważnym wystąpieniem kogoś liczącego sobie setki lat. - To boli... - poskarżyła się na dokładkę, przyglądając jak rany po więzach zrastają się momentalnie. Na jej twarzy malowało się szczere zdumienie jakby wciąż nie mogła w to uwierzyć.
Cethal był wymęczony bitwą, ranami i całonocną wędrówką. Nie długo zacznie świtać, a on ciągle był na niebezpiecznych ziemiach. Nie miał ochoty bawić się w niańkę rozpieszczonej wampirzycy. Pchnął ją obuchem topora w zęby, tak że momentalnie chwyciła się za usta tamując potok tryskającej krwi.
- Rób co mówię! Bo przestanę traktować cię jak posła!Zdechniesz na tej ziemi do świtu! Robię ci uprzejmość pani poseł! Nie będziesz chadzała wolna wśród moich ludzi! Pozagryzalibyście się. i tobie i nam zależy na czasie.
- Ale to nie mi kazałeś się związać tylko im związać mnie ... - wypomniała oblizując zakrwawione usta z wyraźną przyjemnością. - Ja tylko zrobiłam miejsce na nowe więzy. Uprzejmie … -dodała, zabierając się do oblizywania ręki, którą wcześniej zakryła twarz. Jej twarz powróciła do poprzedniego, idealnego i niewinnego wyglądu.
Związana i prowadzona na powrozie jak na smyczy szła wśród bardziej opanowanych wojowników. Głowę z początku trzymała wysoko uniesioną. Nie miała zamiaru pokazywać tym zwierzętom, że udało się im ją złamać. Im jednak bliżej było świtu tym jej buta malała. W końcu ich przywódca mógł skłamać, wszak byłą tylko wampirem niegodnym by żyć. Nie wiedziała jak jej ciało zareaguje na słońce. Nigdy go nie widziała, słyszała jedynie opowieści. Na dodatek była głodna. Poprzedniej nocy nie zatrzymali się na posiłek bo chciała skosztować czegoś innego, czego nawet nie udało się im znaleźć. Tej nocy mieli się zatrzymać w jakimś zamku, w którym podobno wciąż rezydował jego właściciel mimo bliskiego niebezpieczeństwa. Nie mogła się doczekać ponownego znalezienia się w chłodnych murach. Teraz... Teraz miała ochotę na odrobinę posoki z żył tego barbarzyńcy, który zamiast argumentów używał swego topora.
 
villentretenmerth jest offline