Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2012, 14:15   #57
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Marion Hawkwood i Alberto E. I. Caballero Batista
Nie było sensu zostawać na zbyt długo w jednym miejscu, więc ruszyliście. Sprawy łóżkowe, rzeczywiście trochę wam skomplikowały stosunki. Większość podróży, po prostu przemilczeliście. Trakt, który miał być krótszy, jak zapewniał niedawno mijany drwal, był dziwnie pusty. Niedawno jeszcze ledwo się poruszaliście w tabunach uciekinierów, zepchnięci na sam skraj drogi. Teraz, wszystkich podróżnych jakby wymiotło.
Z pewnością, większość podróżnych wybrało dłuższą drogę. Nie mieliście im za złe, ta droga którą szliście, potrzebowała remontu i naprawdę solidnego. Ale tak jak droga pozostawiała wiele do życzenia, tak zło czyhające na podróżnych już w pełni zasługiwało na swą nazwę.
Świst bełtu, szarpnięcie się rumaka, na którym siedziała Marion. Kolejny świst, uszczypnięcie w prawe ramię Batisty, koń już wierzgał kopytami w agonalnie. Kolejny świst, Templariusz oberwał w udo, co zmusiło go do przyklęknięcia na kolano. Jedynie Marion póki co, wychodziła z tego bez szwanku. Dopóki na rzucono na niej i na Templariusza, przedziwnie wyglądającej sieci. Śmierdziała człowiekiem, i rzeczywiście była zrobiona z ludzkiego włosia i ludzkiej skóry. Miała wplątane dodatkowo małe kryształki, o których mocy słyszała już dawno, dawno temu i kazano jej ich unikać. Szybko poczuła, jak ucieka z niej moc magiczna, jak staje się bez silna.


Niewidzialny wróg, szybko pojawił się na trakcie. Małe, wredne gobliny były praktycznie wszędzie.
- Nasz znajomy drwal, znowu odwalił kawał dobrej roboty – dało się słyszeć jakiś niewyraźny głos zza waszych pleców.
Cichutki szelest i nagle oboje straciliście przytomność, najpierw Batista, następnie Hawkwood.

Marion Hawkwood
Obudziłaś się po czasie, nie wiedząc gdzie jesteś i jak w dane miejsce trafiłaś. Czułaś, że jesteś przywiązana do stołu, a na rękach i nogach masz bransoletki nabijane kryształem, wysysającym z Ciebie moc. W dodatku, jak czułaś, krwawiłaś z tyłu głowy. Nigdzie nie było Batisty, ale i Goblinów.
W ich norze, czy gdziekolwiek byłaś, cuchnęło okropnie.

Alberto E. I. Caballero Batista
Ocknąłeś się przykuty do wilgotnej ściany jaskini, bez koszulki i bez espadona. I co ważniejsze, bez Marion. Na twoje szczęście, w pobliżu nie było też goblinów, a na korytarzu który dostrzegałeś, paliły się jakieś pochodnie czy lampki. Na prawo od Ciebie, na niskim i naprawdę paskudnym stole, który zapożyczył barwę od trzymanych nań produktów, na krwisto czerwoną, leżały pocięte i poćwiartowane zwłoki konia. Na około niego, znajdowały się inne przysmaku. Wilki, jelenie oraz posztukowana ludzina.

Pozostali
Pierwsza na miejscu, była Nina. Oparta o bramę, przyglądała się swojemu nowemu nabytkowi na nadgarstkowi, delikatnie go obracając. Ludzie, wchodzący i wychodzący z miasta nie mieli czasu przyglądać się zwierzo-człekowi, ale kilku jak zwykle nabrało śliny w usta i splunęło prosto pod jej nogi, okazując przy tym słowem, pogardę w jakiej ją mieli.
Po chwili, wozem nadjechał Brat Thane Blythe. Nie był to jakiś strasznie wielki pojazd, ale piątka, a potem może i siódemka bohaterów, mogła na nim wygodnie podróżować. Zaprzężony był w cztery konie, i w dodatku, jakby Sir Aurik miał poczucie humoru, każdy był innej maści. Wóz, pełen skór, zapasów i wszelakich innych zapasów, powoli zatrzymał się za bramę.
Następnym wybrańcem, który pojawił się na miejscu, był kupiec Pedro. Z podstępną miną i złowrogim uśmieszkiem, która towarzyszyła mu zawsze, obejrzał wóz jako podarowali im Templariusze i Inkwizycja. Był nieco zawiedziony, z pewnością spodziewał się dorożki lub karety, ale nie było sensu się wykłócać. Przecież jeszcze dobrze nie zdążył ochłonąć, po niedawnej kłótni.
Przed ostatnim na miejscu był Habibi, jakby ”usatysfakcjonowany” i ”spełniony”. Tylko wprawne oko mogło zobaczyć, że jedna mała sakiewka, zamieniła się w dwie ciut większe, swobodnie zwisające u pasa sakwy. Co się w nich znajdowało, mógł wiedzieć tylko on sam.
Ostatni na miejscu spotkania był Antonio, lecz ten jak się okazało, pojawił się tu tylko z wami pożegnać. Brat Thane Blythe nie wiedział po co wybrańcem miał być ktoś bez ducha, nie władający magią, ale szybko dogonił znikającego w lesie najemnika. Po krótkiej, bardzo rzeczowej rozmowie, obaj powrócili na wóz. Najemnik usiadł koło powożącego zakonnika i tylko Ci co siedzieli za nim, mogli zobaczyć nienawistny wzrok Pedra, wwiercający się w plecy topornika.
Wóz ruszył powoli, ubitymi traktami. Było już dość ciemno, lecz pierwsze kilometry traktu były pilnowane przez Templariuszy. Rzadko kiedy cokolwiek pojawiało się wrogo nastawione na szlakach. Mimo wszystko, kiedy na kozioł wskoczyła jakaś drobna istota i przysiadła się do Antonia, wszyscy jak jeden mąż chwycili za swoją broń, lecz szybko spostrzegli że to Monica. Machanie toporami, siekierkami i buławami, nie było konieczne.
Postanowili jechać całą noc, a dopiero rano odpocząć. W końcu, kiedy byli w ruchu i w dodatku w nocy, można było liczyć na mniejsze prawdopodobieństwo ataku, niż kiedy by obozowali na skraju drogi. Rankiem znaleźli się przy tawernie „Mostowej”, w której oczekiwał na nich Jerzy Emanuel Chavarro, Inkwizytor.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 10-03-2012 o 12:54.
SWAT jest offline