Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2012, 16:25   #127
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
CG, Triskett & Ruiz

Gary został w pokoju i wyciągnął z szuflady książeczkę czekową. Bankomaty i karty stały się przez Całun reliktem dawnej, lepszej epoki. Po remoncie mieszkania w którym mieszkały CG i Lola zdecydowali o jego wynajęciu, czynsz zasilał budżet niewielkimi w sumie kwotami, ale przecież do cholery w biedzie nie żyli. Wypisał w końcu kwotę na 500 funtów i wydarł czek z książeczki.
- Rozpuszczę wici. Wśród analityków i kryminalnych, łowców. Może ktoś coś wie, może jakieś ucho na mieście będzie wiedziało do kogo zagadać. – spojrzał na nią wręczając czek. – Obiecaj mi że nie pójdziesz teraz do tego Richarda. Albo że przynajmniej dasz mi znać i poczekasz na wsparcie.
- Nie pójdę. Co do wsparcia... jeszcze to obgadamy w swoim czasie - odparła wciskając czek do kieszeni. - Swoją drogą... Jak wyjaśnicie zajście w Relaksie? Widziano was tam. Nie wiem co wymyśli Brewer ale może paść wiele kłopotliwych pytań.
- Brewer cię nie wsypie. Wie że pół MRu chciałaby cię widzieć w Komorze, po tym jak wstałaś z grobu i świecisz. Wymyślimy jakąś wersję wygodną dla wszystkich. - Gary zastanowił się chwilę. - Świadków trochę było, ale i szybko się wszystko działo, no i pewnie bardziej skupiali się na duszących ich cieniach... Zaraz zresztą zawijamy się na miejsce. CG... ty serio pomyśl o tym co będzie w nocy. Jak on cię znalazł w ogóle?
- Pojęcia nie mam - było znać, że ta cała niewiedza działa na nią drażniąco. - Triskett, ja nawet nie wiem kim on w ogóle był - otworzyła drzwi i sięgnęła po pudła. - Zadzwoń wieczorem i daj znać jak wyjaśniliście w MRze kołomyję w Refleksie - przeniosła wzrok na Ruiz. - Trzymajcie się.
CG wyszła przed dom wyciągając twarz w kierunku prażącego słońca. Myślała o słowach cienistego strażnika. Że zagraża osobom w swoim otoczeniu. Nie bardzo wiedziała co robić dalej, jaki wykonać następny ruch. Musiała czekać na informacje z MR, Richarda chwilowo odpuszczała. Wszystkie sznurki gdzieś się urywały i nie miała kolejnego punktu zaczepienia. Złapała mocniej pudła pełne reliktów jej dawnego życia i próbowała złapać jakąś taksówkę. Canal Street. Nie mogła odpuścić tego tematu. Tam wszystko się zaczęło. Na pewno nie bez powodu. I był jeszcze ten dziwny byt, który ją rozpoznał. I drzewo... I tak nie miała nic lepszego do roboty. Zahaczy o park a jeśli to znów zawiedzie pojedzie do Brewera.

Gary obrócił w ręce liść i oddał go Loli.
- Nie rób nic głupiego... – Burknął pod nosem. Widział jak ją nosi, ale chyba jego poczucie winy było większe. W Sztolni powinien być z nią, może wtedy wszystko byłoby inaczej. Podszedł do Loli i objął ją ramieniem, po czym weszli do domu. Dłuższą chwilę stał jak kołek w salonie. Powoli to co się działo w mieście zaczynało go przerażać. Coś mu mówiło że znowu wyszczali się pod wiatr, tyle tylko że teraz nadciąga coś większego niż wszystkie huragany ponazywane seksownymi imionami.
- Myślisz że to co wlazło w Carringtonową... aktywowało CG? Sprowadziło ją spowrotem? Ale ona wróciła wcześniej, tydzień przed masakrą druidów. Tylko dlaczego ja mam pieprzone wrażenie że to jakoś jest ze sobą wszystko połączone.
- Nie mam pojęcia, Garrry - rozłożyła ręce. Sprawiała wrażenie nieobecnej, jakby rozmawiała sama ze sobą. Energia płynąca z liscia była dziwna. Podobna do Zasłony, ale... zupelnie inna. - Symbolika wskazuje na jakieś powiązania, ale... to nie jest coś, co znam. Ten cholerrrny liść, on nie jest od nas. Może rrrozgrywka jest większa, niż nam się zdawało, starrranniej przygotowana. Może ktoś wysłał ją na szachownicę, bo przewidział rrruch przeciwnika?
- Możliwe. Nic na razie nie wiadomo pewnego, ale i sama CG chyba łazi we mgle. - Gary przyglądnął się jej uważnie. - Jak się trzymasz, Lola?
Widział przecież że nie jest dla niej to łatwe.
- To było coś... znajomego - popatrzyła na niego poważnie. Brwi zbiegły się w jedną ponad zachmurzonymi oczyma. - Mój rodzimy panteon.
- Strażnik Zasłony? - Gary zamyślił się chwilę - To oznacza, że następnym razem wciągnie ją nosem. Przecież ona chyba nawet jeszcze porządnie świecić nie umie - uśmiechnął się półgębkiem, ale zaraz spoważniał.
- To pewnie voodoo przeciwko niemu niewiele może zdziałać.
- Nie, nie Legba. Posłaniec kogoś innego.
- Lola, chcę... musimy jej pomóc. Jestem jej to winny po prostu, ale sam nie dam rady. Niewiele się orientuje w tych sprawach, zawsze najlepiej mi wychodziło strzelanie i pranie po mordach, wiesz przecież. Ona nas potrzebuje. - Trisket spuścił łeb. Zadawnione poczucie winy odzywało się silnie, nic na to nie mógł poradzić.
Osunęła się od niego, trzymając za gardło. Nerwowym ruchem wysupłała z kieszeni zmęczoną życiem paczkę fajek. Zaciągnęła się, jakby człowiek-ryba zaczerpywał właśnie pierwszy oddech.
- Winny?
Na jej twarzy malował się wyraz głębokiego niedowierzania.
- Winny, tak? Bo co? Bo podebrrrałeś jej zabawkę?! Wziąłeś z półki bez pytania, pod jej nieobecność. Tak? Tak to widzisz? Tak wygląda cała ta historrria widziana twoimi oczyma?
- Winny, bo pozwoliłem jej zginąć. Ona nigdy tam nie powinna iść sama. To ja powinienem tam wleźć pierwszy. Może z egzekutorem dała by radę. - Głos mu stwardniał i popatrzył na nią ostro. - Serio, Lola? Uważasz że takie mam o tobie zdanie? Po tym wszystkim kurwa co przeszliśmy?
- Gówno by to zmieniło! Dobrze o tym wiesz! Nie mydl mi oczu! To kurrrestwo kiełkowało we mnie w najlepsze. NIKT nie mógł jej pomóc, po tym jak podjęła tą żenująco głupią decyzję! Myślisz, że to miłe? Zobaczyć ją znowu przed sobą? Opłakałam już tylu ludzi, ze nie jestem w stanie tego policzyć. Rrrozpierrrdoliła wszystko i terrraz wrrraca, milutka jak zawsze. Wiesz jak to jest trrracić ciągle i ciągle? To się nie skończy! Wszystko się rrrozpierrrdoli w drzazgi! MY TEŻ!
- Co chcesz usłyszeć Lola? Że trzeba ją olać? Zapomnieć, odstawić? Myślisz, że tylko ty straciłaś bliską osobę. Patrzyłem jak umierał na raka mój ojciec i nie mogłem niczego zrobić. Patrzyłem jak wrócił jako Bezcielesny i odgrywał pantomimę, gamę scenek ze swojego życia. Dzięki temu że wrócił miałem przynajmniej kurwa czas żeby powiedzieć mu parę spraw, pożegnać się. – Gary usiadł, mówił spokojnie – Myślisz że CG to dla mnie dawna historia? Że skoro to eks – to mogę mieć ją w dupie? Tak, wróciła. Tak zesrało się wszystko, przecież widzę. Skaczecie sobie do gardeł przy każdej okazji. Myślisz że dla mnie to jest proste? Że cokolwiek z tego ma sens?
Potarł twarz i powieki zmęczonym ruchem dłoni.
- Nie utrzymam cię w kajdankach przy pieprzonym kaloryferze, Lola. Nie chcę byś odchodziła, przecież wiesz o tym.
- Nie - spuściła głowę i klapnęła na czarno-białe kafelki kuchennej posadzki. - Wiem, że trzeba jej pomóc. Myślisz, ze znajduję przyjemność w tej wymianie razów? - Zapatrzyła się w smugę dymu unoszącą się znad papierosa. Jakaś myśl wywołała na jej twarzy rumieniec. - Nie oczekuję, że jej odmówisz. Czekam, aż w końcu zauważysz, który element tak naprawdę nie pasuje do obrazka. Boję się tego dnia, nie widzisz tego?
- W naszych pieprzonych puzzlach są same nie pasujące kawałki. Myślisz że gdyby pasowały byłoby tak trudno je układać? Zbudowalibyśmy nasz zamek nie na piasku, nie trząsłby się co parę miesięcy. – Triskett pomacał kieszenie ale fajki zostały chyba w taryfie. Dosiadł się do niej oparł o lodówkę. Podała mu papierosa.
- Ty myślisz, że nie pasujesz. Że wepchałaś się między mnie a nią. Lola, przecież to nie może być takie proste. Nic kurwa nie jest takie proste, bo przecież ja myślę to samo. Byłyście razem, kochałaś ją, kochasz nadal przecież wiem, a ja się władowałem między was. Teraz ona mówi, że nie chce przeszkadzać... Inaczej już dawno zamiast kołyszącego się zamku byłby domek z białym płotkiem. W każdej możliwej konfiguracji.
Zaciągnął się i milczał chwilę.
- Nie mam pojęcia co będzie dalej, ale chce się przekonać. Powalczyć. To jedno dobrze nam idzie.

Obróciła się ku niemu i przez moment przyglądała się Triskettowi, w jej spojrzeniu wzbierała czułość. Pocałowała go mocno, z żarem i żalem, które stanowiły dziwne echo pieszczoty. Zamruczał, i płynnym ruchem zagarnął ją sobie na kolana.
Miał, do cholery, rację.
Nie im nie wychodziło tak dobrze, jak wieczna walka.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline