Izabell Review
Dopalała powoli papierosa, słuchając użekającej histori z życia pana Call'a. I jakoś nie specjalnie zrobiła ona wrażenie na Izabell.. Słyszała "przez ścianę" już nie raz podobne opowieci, zdesperowanych ludzi... A pieniądze i kontakty też nie były dla niej kuszącą propozycją.. Jednak... Sam wątek istnienie tzw "Zakonu", charakteryzującego się... Jakże zajmującymi rytuałami twarzyszącymi wstąpieniu w jego szeregi, budził w niej rządzę poznania.. Poznania czegoś nowego... Co mogło w pewnien chociaż sposób wzbogacić jej życie..
Słychać liczne oklaski na sali, widać pierwsza część spektaklu dobiegła już końca.. Choć Izabell nie zwróciła nawet na to uwagi zgłębiając się w swoich myślach i obserwując reakcje pozostałych uczestników tego, jakże ciekawego wieczoru...
Oczywiście główny konwersator spotkania... Mark... Miał niewiele do powiedzenia... jednak zawarł to w wystarczającej ilości słów by zacząć drażnić, resztę obecnych.. I zasłużyć sobie na ignorancje z ich strony...
Panna Jenifer... Cóż.. "Uważam, iż pytania o miejsce powżej przedstwionych wydażeń, nie są obecnie najważniejszą rzeczą jakiej należało by się dowiedzieć..." - skwitowała krótko, równie krótką wpowiedź kobiety, lecz nie specjalnie przywiązując wagę do jej jakichkolwiek słów...
Ostatnią wypowiadającą się osoba był pan Castelano... Człowiek utrzymujący swój własny nurt w przeogromnym potoku słów.. Co prawda zupełnie nie potrzebnym, ale nareszcie wnoszącym jakieś konkrety do rozmowy.. A raczej dopominający się o nie...
Izabell delikatnie złapała w dłoń szklankę z sokiem stojącą naprzeciwko niej i podniosła do ust by upić z niej drobny łyk napoju... Gdy poczuła nagle na sobie ciekawskie spojrzenie mężczyzny w czerwonym krawacie... Widać, czekał, aż i ona wypowie swoje zdanie w kwestii wątpliwości dotyczących wcześniej wysłuchanej historyjki... Jednak Izabell nie miała bynajmniej ochoty, dodawać niczego od siebie... Przynajmniej na obecnym poziomie konwersacji.. Więc tylko odstawiła szklankę na stół i rzuciła krótko:
- Proszę kontynuować..
Po czym zgasiłą delikatnie dopalającego się już papierosa w stojącej na stole popielniczce, dokładnie w tym samym czasie, gdy pan Nico strzepywał do niej popiół ze swojego papierosa, przy czym niby-niechcący musneła grzbiet jego dłoni opuszkami swoich ostatnich trzech palców...
Poczym znów odezwał się pan Call... "Czy ten człowiek nie może choć na chwilę się uspokoić i przestać emocjonować się tak swoim... hmn.. problemami.." -zawsze ją denerwowali tacy ludzie, żebrzący pomocy, a niewiedzący jaką pomoc tak naprawdę chcą otrzymać.. Cała ta sprawa wydawała się jej już coraz mniej logiczna... Co oni do cholery mają zrobić - wywieść z kraju tego szleńca, czy może zniszczyć jakąś ogromną, urojoną organizację...
Gdy położył na stole 2 zegarki firmy rolex naszła ją ochota, przerwania tej całej błazenady... Z drugiej strony ciekawość nie pozwalała jej odejść od stolika...
- Panie Call, czego tak naprawdę pan od nas oczekuje? Że zakończymy działalność, tego pana zakonu? Czy, że wywieziemy pana z kraju, z dala od ty "złych" ludzi?
Pana wywody są dla mnie mało przekonujące... |