Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2012, 00:07   #61
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Anthony stał pod lustrem weneckim, z niegasnącym uśmiechem przypatrując się twarzom członków zespołu.

Premier Rosji nie był pierwszym lepszym celem, na którym należało odbyć zwykłą ekstrakcję.
W tym wypadku już w rzeczywistości napotykali poważne problemy. Był to jeden z najlepiej chronionych ludzi na świecie, nieustannie monitorowany przez FSOwców.
Wykorzystać istniejące warunki lub je stworzyć, wyminąć ochronę z FSO i wprowadzić w sen razem z całą załogą.
Dopiero tam zacznie się zabawa, gdyż każdy poziom musi być dobrze przygotowany. Bardzo precyzyjnie i szczegółowo.
Natomiast oni nie mogli wzbudzać absolutnie żadnych podejrzeń.

Jednakże istotnym problemem były komplikacje, z jakimi spotkali się na zwykłej sesji treningowej.
Pierwszym z nich była zamiana miejsc Malcolma oraz Amy.
Drugim bunt więźniarek, przez który wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło.

Trzeci niechcący stworzył sam - bunt na dziedzińcu. A raczej był siłą mogącą usunąć pierwszy, chwiejący się klocek domina w skomplikowanym, stabilnym układzie.
Zamiast tego jedynie popchnął takowy, wywołując spodziewaną reakcję nieco wcześniej.
Niemniej trzeba było przyznać, że to również miało swoje zalety. Dobrze, że eskalacja "niezadowolenia" miała miejsce na dziedzińcu, nie w budynku.
Przede wszystkim należało zidentyfikować i wyeliminować czynnik ryzyka.

Z racji chaosu spowodowanego przez chaos będący spowodowany zaistniałymi błędami na poziomie snu, dyskusja przebiegała niezwykle chaotycznie.
Świadomość snu budziła się do życia, a wraz z nią wątpliwości, które zaczęły wychodzić na światło dzienne.

Niestety, kierowane one były głównie pod adresem nieobecnego duchem Williama.
Wyrokowanie bez jakichkolwiek względnie obiektywnych danych było bez sensu i prowadziło donikąd. No, może jedynie do wzajemnej wrogości oraz nieufności, na co cały zespół nie mógł sobie pozwolić.
Akcja była poważna, więc każdy musiał ufać każdemu.

Równie dobrze mogła to być wina każdego poczynając od Whitmana przez wszystkie pozostałe osoby.
Bynajmniej, nie mając żadnych pewnych danych, nie mógł wykluczyć z podejrzenia samego siebie, choć przygotowaniu umysłowemu do wejścia w sen, nie mógł zarzucić absolutnie nic.
Zawsze zagłębiał się tam oczyszczony duchowo, z jasnym umysłem gotowym na śnienie.

Nagle rozległa się muzyka, przez co spojrzał w górę ze zmarszczonymi brwiami.
Nie było żadnego sygnału dźwiękowego uprzedzającego wybudzenie, ponieważ z założenia nikogo miało nie być wyżej.

Brazylijskie rytmy sugerowały w tym rękę Antonii, lecz co one oznaczały?
Był w Brazylii. Nie raz. Był też w Portugalii, ale te wszystkie języki potrafiły się nakładać dla ludzi nie będących lingwistami.
Angielski, niemiecki, rosyjski, chiński, japoński, tybetański, hiszpański, portugalski, szwedzki, norweski, duński, koreański, włoski, grecki, polski, mongolski, francuski czy inne.

Z większością zdołał się osłuchać jedynie na tyle, by móc określić którą z mów świata dany człowiek się posługuje. Może zdobyłby się na heroiczne: "Salute" czy "Guten Tag".
Przywitać się, pożegnać. Czasem w przypływie olśnienia zapytać: "Jak się nazywasz?" czy "Jak się czujesz?".

Próbował przypomnieć sobie, co znaczyła każda fraza. To mogło być ważne.

Nagle Balckwood runął na podłogę!
Cryer i Koroniew doskoczyli do niego. Szóstka natychmiast zameldował o śmierci towarzysza, a w kierunku Smitha i Whitmana wystrzeliła seria pytań od osób chcących dowiedzieć się, co się dzieje.

Żaden z nich nie odpowiedział.
Point-Man najzwyczajniej je zignorował, nie potrafiąc dać jednoznacznego lub chociażby najbardziej prawdopodobnego rozwiązania problemu.

Fizycznie jego jedyny ruch polegał na zastanowieniu, jakie wypłynęło na twarz.
Pierwszym powodem mogło być zwykłe wybudzanie poziom wyżej i z pewnością uznałby, iż to właśnie ma miejsce, gdyby nie nietypowa reakcja jego brazylijskiej towarzyski.
Narodziło to poważne wątpliwości, co do bezpieczeństwa na owym poziomie snu, co prowadziło do drugiego powodu spotęgowanego przez stwierdzenie, iż nikt nie może zginąć.

Czy coś mogło ich atakować? On nie miał stosownej wiedzy na ten temat, lecz nie sądził, by Antonia bez powodu kazała strzelić sobie w łeb.

Cryer leżał już bez tchu!

Bezpieczniej było przyjąć, iż mają do czynienia z realnym zagrożeniem. Przed wybudzeniem nie uciekną, choćby nie wiem jak się starali. Dopadnie ich wszędzie.
Natomiast źródło ataków już nie musiało ich dopadać w każdym miejscu. Zależało od natury napastnika.

Pierwsza zakładała istnienie w wykreowanym świecie sennym. Uciekając do innego snu, lecz nie schodząc poziom głębiej, można by było uciec przed takowym zagrożeniem.
Druga istnienie ogólnie w umyśle, przez co obiekt byłby niejako przywiązany do nich. Wyjściem było jedynie wybudzenie.
Trzecia była najgorsza. Zakładała, iż przyczyna jest w każdym z nich. Przed tym nie było ucieczki. Można było próbować wejść głębiej w sen i szukać prowodyra u każdego z nich, lecz nawet wydłużenie czasu nie dałoby im go wystarczająco.
Jedynie w pierwszy wypadek rokował szanse powodzenia. Tylko jak uciec do innego snu?

Dominic wydał ostatnie tchnienie.

Potrzebne byłoby stworzenie takowego, w pełni rozłącznego z obecnym światem, połączonego jedynie wąskim, krótkotrwałym przejściem.
Niezbędny był lekko niedysponowany w obecnej chwili William, ale Anthony wierzył w znajomego Architekta...
Może przez lustro?

Nagle Malcolm doskoczył do Profesora z Desert Eaglem w dłoni.
Wszystko działo się bardzo szybko, a umysł Inżyniera jeszcze bardziej przyspieszył.

Ekstraktor celował w Architekta. Dlaczego?
Chce wybudzić wszystkich zanim poumierają, a jedynym sposobem, żeby wyprowadzić wszystkich za jednym zamachem jest śmierć osoby, w której śnie się znajdowali.
Czyli Eakhardta.

Ułamek sekundy na decyzję! Powstrzymać strzał czy nie?
Lufa przy głowie lekko otępiałego mężczyzny.

Za chwilę mógł zginąć kolejny członek załogi, nie wiadomo z jakiej przyczyny.
Trzeba było stąd wyjść!
Nagle rozległ się huk zaaprobowanego przez Smitha wystrzału. Świat zniknął...


Nieznajome pomieszczenie, gdzie był? Głosy rozmów, lecz co znaczyły pojedyncze słowa?
Czuł się bardzo dziwnie... Zupełnie tak, jakby... właśnie się obudził.

Nagle wyszarpnął broń, jednocześnie kciukiem w oddechowy sposób odbezpieczając ją
Wycelował w łeb demona. Nie myślał jeszcze. Zadziałał odruchowo, co dawno temu uratowało mu tyłek. Uchroniło przed egzekucją.

zaczątek ruchu Rulera. Mięśnie Smitha gotowe jednym spięciem postawić go na nogi połączona z obserwacją twarzy i wybranych partii ciała, informujących o zamiarach przed uderzeniem.
W jego umyśle natychmiast pojawiły się trzy wizje.

Atak ze strony Ruhla miał być zapowiedziany przez twarz i pozycję ciała gotową do skoku na Demona. W przypadku Tego zwracał uwagę na biodra, mając w pamięci prawidłowo wyprowadzony cios w twarz Ekstraktora zapoczątkowany ruchem bioder.
Demona w przypadku agresji należało postrzelić w ramię, a Christophera podciąć.

Stwor był zbyt blisko członka załogi, zachować szczególną ostrożność. Nie zdążyłby się pokonać połowy odległości, a zostałby trafiony pociskiem.

-Nie ty jesteś od rozkazów-warknął, chłonąc informacje z wewnątrz i zewnątrz, szturmujące jego umysł. Kolejny, pieprzony, zaprogramowany odruch, lecz za niego, jak mało za co, był naprawdę wdzięczny.

Stan ciała w prawidłowy, żadnych ran, odruchy warunkowe w normie.
Pozycja półleżąca zgodna z pozycją wejściową.
Drewniane krzesło składane z regulowanym oparciem, blokada uniemożliwiająca rozjechanie się nóg, pod palcami lewej dłoni.
Ciemnobrązowy stół, solidny i srebrna walizka, cienkie kabelki. Jeden wpięty w jego rękę.
Pozostałe krzesła - brązowe, część pustych. Obszerne pomieszczenie, rzeźby, kryształowy żyrandol, czarne pianino.
Bogaty wystrój, bardzo bogate ozdoby, brak okien. Jedne drzwi. Zamknięte.

Malcolm Whitman, ekstraktor. Lekkie uszkodzenie ciała w rejonie głowy - ofiara. Rozpoznanie uszkodzenia - czerwone pręgi po palcach. Demon w stroju Antonii.
Amy Fox przy Williamie Eakhardzie, Thomas Blackood, Piotr Koroniew, John Cryer, Dominic Nobody, Christopher Ruhl obecni, brak uszkodzeń ciała.
Ciało Mirandy bez ducha.

Antonia-równie mechanicznie zabezpieczył broń, chowając ją ponownie, lecz zdecydowanie wolniej.
Diagnozując zmniejszone zagrożenie oparł się wygodniej, dalej trzymając dłoń na blokadzie.

Brak Andersona potwierdzał zapamiętane zdarzenia. Znajdowali się na pierwszym poziomie snu, porzucając jednocześnie drugi.
Śmierć oznaczała ostateczne wybudzenie, zaś tym razem śnił Blackwood.

Anthony pamiętał prostą konstrukcję krzesła. Cienki, walcowaty kawałek drewna łączył lewą i prawą stronę siedziska, jednocześnie będąc podstawą działania blokady.
Był we śnie. Drewno mogło pęknąć, posyłając go pół metra w dół tak, jak uczyniłoby to uniesienie metalowego elementu.

-Nie ja? Doprawdy? Mam ci przypomnieć, jak w Rio szedłeś za mną wypełniając rozkazy co do joty, ściskając mnie w przerwach za rękę tak mocno, że poharatałeś mi skórę? Wtedy też spieprzyliście sprawę... całkiem jak dziś-tą jedną, krótką informacją demon potwierdził spostrzeżenie Inżyniera. Brazylijka we własnej i obcej skórze.

Pamiętał Rio i akcję, lecz nie wszystko w słowach Chemiczki pokrywało się z prawdą.
Wtedy nie było czasu na rozkazy ani pytania. Ramos była wtedy jak żołnierz, który uchronił jego załogę przed wdepnięciem w bombę na ukrytym polu minowym, w którym tkwili.
Nie wiedzieli czy można ufać owemu szeregowemu, lecz podążyli za nim, w tym on, wyższy szarżą wojskowy.
Tak samo było w Rio, gdzie nieświadomie wdepnęli w sam środek głębokiego gówna, gdzie brodzili aż do poprowadzenia przez płyciznę wprost do brzegu rzeczywistości.

Tak jak polskiego szeregowego Potockiego, przez którego myśl nie przeszło, by próbować wydać jakikolwiek rozkaz ludziom starszym stopniem, tak samo posłuchał Antonii.
Był jednak za stary na zbytnią troskę o własną skórę i zbyt opanowany, by poddać się panice, a był to jedyny warunek argumentujący nienaturalne, zmyślone zachowanie, jakie podawała kobieta.

-Możesz przypominać, ponieważ tego nie było. Uratowałaś nam rzyci, ale nigdy nie zachowuję się jak delikatna dama, księżniczko-odparł spokojnie, zgodnie z prawdą.
Gdyby kiedykolwiek przejawiał takie skłonności, rok 1962 zabiłby go bez najmniejszych skrupułów.

-Śnij dalej swój słodki sen, mały książę.
Jakaż mogłaby być inna odpowiedź, skoro kłamstwo wylewało się od samego początku wypominania jej zasług?
Sama weszła na pole minowe.

-Za to ty możesz już się obudzić.

-Moje wyjście nic nie zmieni. Już się zaczęło.
Nie zrozumiała przesłania lub było ono zbyt trafne, by chciała podjąć temat. Być może zdała sobie sprawę z tego, iż trafiła w miejsce sporu, którego nie mogła wygrać i postanowiła zmienić temat.
Inżynier nie miał zamiaru wpychać jej na pułapkę tuż przy jej stopie, więc podjął osobne zagadnienie.

Było to również rozsądne z innego punktu widzenia. Nigdy nie kwestionował oryginalnej wiedzy towarzyszki, zaś ona zdawała się wiedzieć coś o mającym dopiero nadejść zagrożeniu.

-No to wyjaśnij nam co się zaczęło-rzekł z zaciekawieniem, zastanawiając się, co może ich czekać i, może nawet przede wszystkim, jak przeciwdziałać.
Jego wiedza nie pozwalała mu na zbyt wielkie pole manewru w dziedzinie planowania odparcia paranormalnych ataków.
Jedynie bajki i wierzenia ludowe kilku zacofanych wsi, jakie odwiedził, mogło przyjść mu z pomocą. No i improwizacja na podstawie dokonywanych na bieżąco obserwacji, lecz zazwyczaj przeciwstawić się nieznanemu mogły głównie jedne z najbardziej nietypowych rozwiązań, ponieważ są niespodziewane.

-Kiedy zobaczysz, będziesz wiedział, półgłówku.
Nadchodziło coś, co wiedziała, że znał. To wskazywało jednoznacznie na Rio, lecz tam działo się zbyt wiele, by taka informacja mu wystarczyła.
Jednocześnie brak współpracy ze strony Antonii nie napawał optymizmem. Była wyjątkowa ze względu na informacje, jakie posiadała, lecz jednocześnie przy takim oporze istniała mała szansa na wydobycie z niej czegoś wprost.

-Zatem nam wszystkim wyjaśnij, jaśnie oświecona. Rozumiem, że w swym bezmiarze wiedzy będziesz potrafiła to zrobić-chciał ją sprowokować do wyjawienia czegoś użytecznego.
Podniósł się z pozycji półleżącej do siedzącej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 20-01-2012 o 00:07. Powód: Armitage, dzięki za zwrócenie uwagi na "uszkodzenie" :)
Alaron Elessedil jest offline