Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2012, 15:48   #324
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Dzień nie był dobry dla Sigfrida. To znaczy, pewnie — myślał — dowiedzieli się paru rzeczy. W dodatku odkopał swoje pieniądze, pozostawione koło świątyni Ale tak naprawdę przez cały czas tylko drżał na myśl, że mogliby zostać złapani. Mawiają, że przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni. To oni byli przecież jak tacy przestępcy, odwiedzający ponownie zaułek, w którym popełnili wcześniej morderstwo. Ale po co? Coraz bardziej się zdawało grabarzowi, że to śledztwo jest bezcelowe i tylko niepotrzebnie kuszą los.

Stał zaraz za Jansem przed stajnią „Rogu obfitości” i drapał się po głowie, myśląc o przeznaczeniu.
Hę? Co? A tak... Hilbert. Hilbert, Hilbercik, to dobre zwierzę. O tak... — Popieścił muła po głowie, co trochę uspokoiło jego nerwy. Wciąż wydawał się nieco nieobecny, ale zaraz wrócił do siebie. — Dobrze o niego dbajcie, nicponie, boć on nazwany jest po wielkim lekarzu i dlatego należy mu się szacunek — oznajmił zdecydowanie, nie przestając gładzić szczeciny porastającej szyję czworonoga.
Ja mam czyraka, którego nazywam Karl Franz, a jakoś Gustav tutaj nie chce wcale go pielęgnować — parsknął krnąbrny chłopiec stajenny swoich niedojrzałym, przenikliwym głosem, a jego kolega zaśmiał się.
Sigfrid zadrżał.
O żesz ty gagatku, będziesz mi pyskował! Chodź no tu! Jak ja cię...! — Skoczył do młodzieńca, ale tamten był szybszy; obaj chłopcy natychmiast umknęli, chichocząc. — Zajmijcie się mułami! A jak z Hilbertem coś będzie nie tak, to was sam ze skóry obedrę! — krzyknął jeszcze grabarz i odwrócił się do Jansa. — Ja takie bokobrody lubię — burknął do niego w odpowiedzi.

Weszli do ciepłej i gwarnej izby biesiadnej. Münch natychmiast skierował się do stolika gdzieś w kącie, gdzie czuł się trochę bezpieczniej. Zanim usiadł rozejrzał się po pomieszczeniu, aby sprawdzić, czy nie są obserwowani.
Uff, ale mnie nogi bolą — jęknął, bezceremonialnie zzuwając buty. — I w dodatku zmarzłem jak diabli, gdyście wy pili sobie gorzałę z Wackerem. Ale myślę, że jutro nam znowu na trakt. Rację masz wszak, że nic nam już tutaj czynić nie wypada, a zostać to w dodatku teraz niebezpiecznie… Wiadomo. Wynośmy się lepiej co prędzej.

Jans stwierdził, że ma pomysł i poszedł porozmawiać z karczmarzem. Gdy wrócił, wydawał się zadowolony z siebie, ale Sigfrid uśmiechnął się bez przekonania.
Wiesz, Jans… Ja to nie wiem, czy się piszę na kolejne zlecenie. Fajno było, jasne. Powędrowaliśmy se, porąbaliśmy… I p o r ą b a l i ś m y. — Zaśmiał się. — Ale nie podoba mi się cała ta sprawa z inkwizycją. To znaczy, zobacz, gdzie nas to zaprowadziło. W każdej chwili mogą tu tera wparować łowcy czarownic i rzucić nas na stos. Wzdrygam się, gdy tylko spojrzę na coś, co choćby przypomina znak młota. A jeśli chodzi o… wiesz co, w Talabheim… To też wolałbym zostawić. Na co nam to niby potrzebne? Ja proponuję po prostu… po prostu pójść gdzieś i rozejrzeć się za jaką uczciwą pracą. Taką prawdziwą. Wiesz… przynajmniej… przynajmniej na razie. Taką prawdziwą… — powtórzył cicho, unikając wzroku towarzysza.

***

Na górze czekała ich kolejna noc we trójkę. Sigfrid zachichotał bez litości, słysząc narzekania Jansa.
Już nie płacz. Ot taka twoja dola, że śpisz po środku. Ja za to stoję na czujce. Stałem już wcześniej, nie…? Pilnowałem, żeby ta baba cię nie przyłapała, jak grzebałeś w jej pokoju. He he. W tej karczmie, jak to ona się zwała…

Zingger zaczął machać zamkniętą dłonią. 3… 2… Sigfrid pokazał mu palec. Potem drugi — „nożyce”. Akurat w momencie, gdy Jans rozłożył dłoń na znak „pergamin”. Münch wybuchnął śmiechem, który tylko wzrósł, gdy kompan zaczął złorzeczyć. Grabarz szturchnął Jansa mocno, tak że ten potknął się, zachwiał i usiadł na łóżku. A tymczasem Sigfrid śmiał się jak baraszkujący chłopiec. Rzucił się na posłanie i położył na plecach, wpatrując w brudne sklepienie. Nagle spoważniał.
Co jeśli umrzemy? — zapytał filozoficznym tonem. — Na przykład jutro. Albo dziś w nocy. Wparuje inkwizycja i nas zabije. Co wtedy? Myślicie, że to się w ogóle może stać?

Leżał przez chwilę, nie odpowiadając na własne pytania.
Może oni mają rację? Że służyliśmy heretykom. W takim wypadku zasługujemy na śmierć. Może powinniśmy się sami zgłosić? — Spojrzał na przyjaciół dziwnym wzrokiem. — Tak by było uczciwie… i nie musielibyśmy już uciekać.

Znowu popatrzył na sufit nieobecnym wzrokiem, a potem zwrócił się do czarodzieja.
Hej, Car… lo… luns… Hej, Karl? — powiedział niespodziewaną bezpośredniością, chyba po raz pierwszy w ogóle. — Co magicy mówią o życiu po śmierci? Boć żem słyszał, że wy nie wyznajecie wiary sigmaryckiej… tudzież moryckiej. Macie jakichś uczonych, którzy widzieli, co jest po drugiej stronie?
 
Yzurmir jest offline