Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2012, 04:21   #6
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Młody chłopak ostrożnie badając czujnym okiem mijane budynki szedł wzdłuż głównej ulicy miasta portowego. Skryty pod długim do kolan karmazynowym płaszczem z rękawami zakończonymi falbankami i kapeluszem z rondem wyróżniał się wśród nielicznych przechodniów, z których większość stanowili zataczający się pijani marynarze wracający na swoje statki zapewne po długiej nocy spędzonej na wlewaniu w swoje trzewia taniego rumu i podszczypywaniu kelnerek w pobliskiej tawernie, której dość adekwatna nazwa brzmiała "Pod upitym szczurem".
- Dawaj Ed, zgłodniałem od tego zapachu pieczonej ryby! - zawołał skrzeczącym głosem włochaty stworek truptający za młodzieńcem. - Masz chyba dość kasy żeby jedną noc dla odmiany spędzić w przytulnej karczmie.
Edgardo bacznym wzrokiem zmierzył budynek, po czym zważył w dłoni sakiewkę.
- Chyba masz rację. Na twoje szczęście akurat ta nie rzuca się w oczy, więc sądzę że możemy się w niej zatrzymać do rana.
Wyraźnie uradowany stworek skocznym krokiem dobiegł do drzwi tawerny i wkładając w to niemało siły zdołał otworzyć je na ościerz. Z wewnądrz uderzył w Edgarda jeszcze mocniejszy zapach ryb i trunków, a światło lamp oliwnych oświetliło ich tak że zarówno chowaniec, jak i jego mistrz musieli zmrużyć oczy. W środku kilku marynarzy podśpiewywało sobie przy pełnych kuflach jakąś sprośną piosenkę, a paru innych przy stole obok klęło przegrywając swoją ostatnią wypłatę w karty z miejscowym szulerem. Karczmarz, jak to wszyscy karczmarze mają w zwyczaju, wycierał jedną ze szklanek brudną szmatą, zapewne czyniąc ją jeszcze brudniejszą niż była wcześniej.
- Co podać? - zawołał do dwóch przybyszy, spoglądając jednocześnie podejrzliwie na chochlika, gdy on i jego właściciel przekroczyli próg tawerny.
- Poproszę dwa razy specjalność zakładu i szklankę najlepszego wina jakie macie - odpowiedział spokojnie przybysz.
- A dla mnie grog! - dodał stworek. - Zawsze chciałem tego spróbować!
- Pewnie - mruknął karczmarz, po czym schylił się pod ladę i podał gościom zamówione trunki, a po dłuższej chwili wrócił z kuchni niosąc dwie porcje, jak trafnie zgadł chochlik, pieczonej ryby z grochem w apetycznie pachnącym sosie.
- 200 kryształów się należy. 250 jeśli zamierzacie wynająć pokój pokój na noc - odchrząknął, stawiajac przed nimi talerze.
- Zamierzamy - powiedział spokojnie Edgar, wysypując na ladę całą zawartość kiesy. - Wiesz może czy ktoś w tym mieście miałby dla mnie pracy? Profesjonalnie zajmuję się polowaniem, ale nie pogardzę także inną robotą.
- Polowania mówisz? - karczmarz zgarnął kryształy z lady i zastanowił się przez chwilę. - My tu żyjemy głównie z rybołóstwa i handlu, ale trafiłeś w samą porę, bo zdaję się że znajdzie się w mieście robota w sam raz dla ciebie.
Gdy gospodarz zaczął opowiadać młodzieńcowi o zaginionych łodziach i wyprawie organizowanej przez zakon złotych krzyży, chochlik zręcznie wspiął się na ladę i z iście zatrważającym apetytem zaczął pochłaniać rybę, popijając co jakiś czas z kufla, który musiał podnosić obiema rękami.
- Rzeczywiście wygląda na robotę potwora morskiego - przytaknął chłopak na opowieść karczmarza. - Co prawda nie miałem z nimi jeszcze za wiele do czynienia, ale czytałem co nieco o krakenach i wijach morskich zdolnych zatapiać wielkie okręty. To mi jednak wygląda na coś dużo mniejszego. Nie powinno sprawić większych kłopotów wprawionemu oddziałowi rycerzy. Jednak mimo wszystko może przydać im się pomoc łowcy. Na morzu zawsze trzeba mieć się na baczności.
Zamieszał płynem w szklance, podniósł ją do ust i powoli wysączył resztę wina, a po dłuższej chwili dodał jeszcze:
- Ale jeśli polowanie będzie udane, mogę ci później przynieść jakieś trofeum. Mieszkańcy na pewno z przyjemnością zobaczą łeb tego stwora nad twoim kominkiem. Pod warunkiem, że rzeczywiście jest to potwór, a nie jakiś szurnięty czarnoksiężnik porywający rybaków dla zabawy.
- Oj, byłbym ci bardzo wdzięczny - skwapliwie przytaknął właściciel i uśmiechnął się sam do siebie. - Coś takiego z pewnością przyciągnęłoby sporo klientów. A jeśli będzie się ładnie komponować z wnętrzem to chętnie wynagrodzę cię za fatygę.
- Ależ nie ma o czym mówić. To że w ten sposób zarabiam na życie, nie znaczy że żeruję na strachu zwykłych ludzi przed potworami - mówiąc to młodzieniec wstał z krzesła i zrobił krok w kierunku schodów na górę. - A teraz pozwól, że ja i mój towarzysz udamy się na spoczynek po długiej podróży. Domyślam się, że krzyżowcy wyruszą o świcie? Niebezpiecznie byłoby gdyby wyprawa przeciągnęła się aż do zmierzchu. Potwory morskie są już wystarczająco niebezpieczne w dzień, a co dopiero pod osłoną nocy.
- Zapewne masz rację - mruknął karczmarz, po czym podał łowcy klucz. - Trzeci pokój od prawej. Miłej nocy.
- I panu również.
Chłopak ziewnął przeciągle. Chochlik również skończył pałaszować późną kolację i udał się za swoim panem na górę. Ich pokój był skromny, ale przytulny. Do rana zostało zaledwie parę godzin, ale Edgar przyzwyczajony był do krótkiego snu. Prześpi się już na okręcie zakonników. Nie wątpił że przyjmą oni jego pomoc z otwartymi ramionami. W końcu jak często zdarza się, żeby do tego typu miasta portowego zawitał doświadczony łowca, a do tego mag?

O świcie Edgardo czym prędzej wstał z łóżka i założył swoje skórzane buty. Przeciągnął się i w tym samym momencie dał o sobie znać jego bok, na którym widniały dwie świeżo zagojone okrągłe rany. Jego ciało niemal w całości pokrywały blizny o różnorakim kształcie i wieku, a najdłuższa ciągnęła się od lewego barku aż do dołu pleców i wyglądała na wyżłobioną przez pazury jakiegoś monstrualnego niedźwiedzia. Albo czegoś o podobnych gabarytach.
- Co powiesz na filiżankę herbaty, Impie? - zawołał do swojego towarzysza, który spał jeszcze smacznie w nogach łóżka na kupce siana.
- He? - zapytał przecierając oczy. - To już świt? Czuję się jakbym przespał nie więcej niż 10 minut.
- Pospiesz się, będziemy potrzebowali przynęty na tego potwora morskiego.
- Co...? Aha... Rzeczywiście... - chochlik ziewnął przeciągle, jednak dopiero po chwili jego mózg zaczął pracować. - Zaraz... W sensie że ja mam być tą przynętą!?
Edgar zignorował wybuch skrzata, gdyż właśnie wyciągnął spod łóżka gruby pas do którego przypięty był długi rapier oraz lewak, który następnie zapiął na sobie. Potem zaś zarzucił na siebie z powrotem swój płaszcz, który zadzwonił tak jakby przenoszono w nim całą tonę żelastwa. Następnie młodzieniec założył jeszcze na głowę kapelusz, a gdy zszedł na dół karczmarz był na tyle miły, że zaproponował mu śniadanie na koszt firmy.
- Bardzo chętnie, ale nie mam już więcej czasu. Obowiązki wzywają.
- To zrozumiałe - przytaknął właściciel. - W takim razie powodzenia, i oby wyprawa zakończyła się powodzeniem.
- O to nie musisz się martwić - odrzekł chłopak opuszczając przybytek i zmierzając w kierunku siedziby zakonu złotych krzyży.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 10-01-2012 o 06:41.
Tropby jest offline