Służąca ukłoniła się w pełnym pokory skłonie.
- Panie, człowiek ten powiedział, że mnie wkrótce odnajdzie. Nie powiedział kiedy i gdzie, ale z jego słów wynikało, że jeszcze dziś ma się do mnie zwrócić - odpowiedziała na pytanie Vincenzo - Proszę wielmożnych państwa, proszę udać się za mną, zaprowadzę do gabinetu, w którym na pewno znajdą państwo wszystko, czego potrzebują.
Odwróciła się i upewniając się jeszcze, że nikt nie zmienił decyzji, poprowadziła grupę Przyjaciół Leonarda przez dom pełen gości. Minęła główną salę wypełnioną przeróżnymi ludźmi i szła dalej przez wykwintne, przepełnione przepychem korytarze dochodząc aż do bocznego skrzydła, do którego nie dolatywał już zgiełk, jaki robili żałobnicy. Nacisnęła klamkę wielkich, stylowych drzwi i lekko je uchyliła.
- To pokój, o który szanowni państwo prosili. Na pewno nie będzie tutaj nikt przeszkadzał, gdyż jest to boczne skrzydło i zapewne nikomu nie przyjdzie do głowy, aby tu zaglądać. Jeśli sobie państwo życzą, mogę pilnować, aby żaden przypadkowy człowiek tutaj nie zaglądał. Jeśli nie... proszę mi powiedzieć, kiedy mogłabym przyjść i odebrać list?
Swój monolog przetykała często dygnięciami i skłonami skierowanymi do tej osoby, na którą akurat patrzała. Widać, że dziewczyna pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji i strasznie się stresuje i boi, że mogłaby zrobić coś nie tak. |