Zebedeusz od urodzenia wiedział, że Mistrzem Mieczy to nie zostanie. Ba! Brzydził się przemocą, co mogło wydawać się dziwne w ówczesnym świecie, jednakże przyparty do muru walczył. Walczył chaotycznie ale walczył. Serce waliło mu jak oszalałe, oczy zabiegły krwią a uczony coraz ciężej oddychał. Męczył się coraz bardziej, lecz chciał żyć. Tak, chciał żyć. Tyle co z tego że chciał skoro, wymiana ciosów z kapłanką skończyła się tym, że ta zła kobieta go trafiła. Odruchowo wytrącił jej broń z ręki a buzująca w żyłach adrenalina sprawiła iż, uczony pacnął ją jak muchę. Trafił idealnie bowiem „zła baba” złożyła się i padła nie przytomna na ziemię. Zupełnie jak w walce barowej, widocznie Zebedeusz nie raz dostał w mordę co teraz widocznie zaprocentowało jakoś. Widok zwalonej kobiety z nóg sprawił iż Zebedeusz waląc się w pierś [ jak przysłowiowy goryl] krzyknął: - Ha!! Zebedeusz żelazna pięść…Ha jednym ciosem ubiłem ... Na pohybel wrednym babom
I gdy tak się cieszył jego ręka dotknęła miejsca, gdzie przed chwilą trafiła go fałszywa kapłanka. Dotknął się w tym miejscu i zobaczył krew na rękach - Ja krwaaawię - wydukał i zemdlał zwalając się jak kłoda na podłogę
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |