Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2012, 20:48   #56
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Autorzy posta to: Radioaktywny, Abishai, Vantro i Viltis.

- NIEUMARLI!! ATAK ZA DNIA!! - krzyknął krasnolud widząc wchodzące przez bramę dwie nieboszczki. Natychmiast chwycił dwa bombowe reagenty i gotów do ich połączenia krzyknął znowu:
- Ani kroku maszkary! Toż to zwyrodnialec przeklął to miasto! Dziewczęta jeszcze nie zdążyły ostygnąć a ten już je w zombie pozamieniał i za dnia na nas wysłał. Ani kroku powiedziałem, bo jak tu stoję, to mimo szacunku do szanownych nieboszczek wysadzę jak resztę tego tałatajstwa!
Strażnicy przy bramie, byli zaskoczeni. Bo dziewczęta nieumarłych nie przypominały w żadnym stopniu. A i krasnolud nie wyglądał w tej chwili na kogoś, kto jest przy zdrowych zmysłach. Z drugiej strony Drogbar mógł mieć rację, więc... póki co czekali na reakcję dziewcząt, szykując się do spacyfikowania tej strony, która wyda im się większym zagrożeniem.
- Straż! - wrzasnął Viltis - Nie jesteśmy nieboszczykami i łatwo to sprawdzić! Po tej nocy nie pachniemy co prawda za ładnie, ale na pewno nie trupem!
- Jak do tej pory z patrolu, w dodatku za dnia wróciła jedna osoba i to ledwie żywa. Wy we trójkę włóczyliście się po mieście w nocy, gdzie ulice były opanowane przez tysiące tych sukinsynów i wracacie bez szwanku. Jak mam wam wierzyć?
"Rozmawia zamiast bić. Znaczy się nie jest źle" - pomyślał Viltis. Już chciał odpowiedzieć krasnoludowi, gdy do rozmowy włączyła się Evelyn, zerkając na niego i wzrokiem dając znać by miał baczenie na krasnoluda.
- Nie wiem gdzie inni się szwendali, my spędziliśmy noc w świątyni. Wiesz co to świątynia i do czego służy? - odrzekła mu krótko Evelyn, nie miała chęci na przepychankę słowną, ani na udowadnianie, że nie jest jednym z zombiaków.. - Nie mamy czasu na dziwne gadki i tłumaczenia. Prowadź do dowództwa, mamy informację do przekazania. Może dzięki temu co wiemy uda się zrozumieć co tu się dzieje. Ty też się przydasz, mamy stary list, który może będziesz umiał odczytać. Mi się nie udało.
- To jakiś podstęp? Zwój z klątwą, tak? O nie kochana, nie jestem taki głupi. To w ten sposób was przemienili bez tej całej zgniłej aury i flaków? O nie, nie dam się tak łatwo. Wy im wierzycie? - zwrócił się do wojowników
- Szkoda marnować czas na jałowe gadanie z tobą. Chcesz to chodź nie chcesz to se tu stój. My mamy coś do przekazania w dowództwie. Możesz z nami iść i pilnować by nasza trójka nie zeżarła całej armii, jak tak bardzo się obawiasz iż uległyśmy przemianie czy też klątwie. Jednak ja zwlekać nie mam już zamiaru, każda chwila, którą tu marnujemy może być cenna na wagę złota. - po czym zerknęła na smoka mówiąc z naciskiem - Viiiiiiiiiiiltis - i ruszyła do przodu.
Widząc niezdecydowanie w oczach strażników, krasnolud nieco się opanował:
- A żebyście wiedziały, że pójdę. Może i żyjecie, ale jeśli nie to jeden fałszywy ruch i po was! - po czym ruszył kilka kroków za zwiadowczyniami w stronę siedziby dowództwa.


Pomieszczenie które zajął dla swych potrzeb Tarnus Swerdagon, było biurem komendanta tutejszego garnizonu. I jako takie wyróżniało się wygodą. Było tu solidne dębowe biurko, sekretarzyk na podręczne dokumenty, dwa krzesła dla petentów oraz stojak na broń.
Obecnie biurko pokrywały stosu zwojów i papierów wyciągniętych z archiwum.
Sam dowódca całej wyprawy z wyjątkowym zaangażowaniem zajął się ich studiowaniem, praktycznie sprawy organizacyjne zrzucając na Lionela.
Idąc, obie kobiety zwracały na siebie uwagę. Zaskoczone spojrzenia mijających ich mężczyzn, świadczyły o niedowierzaniu. Przecież wszyscy uważali je za martwe.
Tym większym szokiem więc dla kobiet i krasnoluda, było spokojne i pozbawione zaskoczenia spojrzenie dowódcy wyprawy.
Tarnus rzekł bez większych emocji w głosie.- Dobrze widzieć was w zdrowiu i życiu. Usiądźcie.
Po czym zwrócił się do krasnoluda.-A jak tam sprawa więźnia? Dopilnowaliście by trafił do suchej celi i zabraliście mu broń?
- Więźnia? - spytała zaciekawiona Evelyn.
- Mieliśmy... Wiele się zdarzyło. Jeden z moich podwładnych wpadł w histerię podczas posiłku. Kazałem go zamknąć, żeby nie zrobił sobie i innym krzywdy. Zostanie wypuszczony, jak się uspokoi.- wytłumaczył Tarnus.
- W tym mieście ktoś bawi się naszymi umysłami. Wczoraj wydawało mi się, że zostałam zraniona w krtań przeszywającą strzałą, a jednak tylko ja to czułam i widziałam. Ani Viltis ani Lila, która mnie znalazła jeszcze pod wpływem tej ułudy nic nie widzieli. Dziś zaś miałam spotkanie z umarłymi, którzy mnie otoczyli. Wydobyłam broń, chciałam walczyć, ale tylko ja ich widziałam. - zaczęła Evelyn relację z wczorajszego i dzisiejszego dnia. Po kolei tłumacząc co widzieli, kogo spotkali i czego się dowiedzieli.
- Więźnia?? Eeee, no tak tego... na pewno już siedzi. Tchnęło mnie przeczucie i musiałem wyjść na zewnątrz. Wtedy przybyły one. Może i faktycznie są żywe, ale wolałem mieć je na oku. To jest mało prawdopodobne po takim czasie wrócić tu bez szwanku. I chyba nie tylko ja tak uważam.-
Viltlis pokręcił głową i odpowiedział - Gdyby Evelyn była martwa, nie byłoby mnie tutaj. Zaś jeśli myślisz, że jestem ułudą, to w każdej chwili chętnie rozwieję Twoje wątpliwości - ogon eidolona zadrgał złowrogo przy tych słowach.

Evelyn nic nie rzekła na wywód krasnoluda, ciągle upierającego się przy tym, że one są umarłe. Wzruszyła obojętnie ramionami rzucając mu przy tym zniechęcone spojrzenie i całą swoją uwagę skupiła na Tarnusie.
Tarnus zaś spojrzał na krasnoluda i rzekł.- Może wprowadzisz obie panie w wydarzenia dziejące się wczoraj i dziś w naszym... forcie ? A potem panie zdadzą relacje z tego, gdzie były i co zobaczyły.
Po czym sam zaczął zerkać w pisma rozłożone na biurku, jednym uchem słuchając zgromadzonych osób.
Czarnowłosa usiadła na jednym z krzeseł, był ranek, ale ona była już zmęczona. Nie doczekawszy się aż któryś z obecnych w pomieszczeniu panów zaproponuje jej krzesło sama z niego skorzystała. Po czym zwróciła się do krasnoluda pytając:
- To co tutaj się stało, że utwierdziło cię w tym, że nie mogłyśmy wrócić tu całe i zdrowe?
- “Przeżyłyście” noc w tym upiornym mieście i nie wiecie co się stało?? - niemal wykrzyczał podniecony krasnolud - Najpierw zostałem uznany za wariata, bo ukazał mi się napis że mamy przesrane. Po czym wszystko się faktycznie przesrało bo całe miasto zaroiło się od cuchnących trucheł, które najwyraźniej chciały nas zeżreć. - wyrzucał z siebie chaotycznie mocno przy tym gestykulując - Już wtedy było bodaj 4 rannych i jeden trup, a do rana to co drugi oberwał. Potem miłościwie nam panujący wysłał 2 patrole po 3 dusze, z których wrócił tylko jeden i to bez oczu. Swoją drogą ciekawe jak udało mu się znaleźć drogę w nieznanym mieście i po omacku.Na koniec jeszcze jeden zaczął się rzucać i wrzeszczeć po czym ubzdryngolił całą podłogę. Chyba nic nie pominąłem, ogólnie dzień jak co dzień... - zakończył ironicznie -A na koniec wracają dwie niewiasty... Te które przepadły jako pierwsze, a wracają bez żadnych ran. Tylu wojowników poległo, a dwie kobiety przeżyły. Jak to wyjaśnicie?
- Opatrzność nad nami czuwała? A może to, że jako dwie niewiasty jesteśmy więcej warte niż cała armia mężczyzn? - spytała Evelyn podnosząc się z krzesła i podchodząc do Drogbara dodała - Chcesz się przyjrzeć z bliska czym zombi czym żywa? Dotykać jednak nie radzę, bo możesz stracić to co ci się udało uchronić w nocnym ataku.
Krasnoluda przeszedł dreszcze na myśl o macaniu gnijącego łona, tak więc postanowił nie skorzystać z propozycji.
Większości tego czasu nie spędziliśmy w mieście - zauważył Viltlis. -Ani też nie byliśmy wystawieni jak na strzelnicy w koszarach. - Przerwał wyjaśnienia, gdyż jego uwagę zaabsorbowało coś innego- Ocalał tylko ten bez oczu? Może to ma jakiś związek z naturą zagrożenia? Wydaje się, że poza umiejętnością ożywiania umarłych, drugą najsilniejszą bronią naszych przeciwników jest iluzja.
- Myślisz, że ten brak oczu to tylko iluzja? - spytała Viltisa Evelyn - Możemy go zobaczyć? Jest zdolny powiedzieć co im się przytrafiło? - zerknęła na twarze stojących mężczyzn i spytała jeszcze - A gdzie jest paladynka?
-Wyruszyła na patrol. Nie wróciła jeszcze.- stwierdził dowódca odrywając się na moment od papierów.
- I to was nie niepokoi? - spytała Evelyn patrząc na niego ze zdziwieniem. - A jakbyśmy my nie wróciły to też byś nas spisał na straty? Nikt by nie ruszył zobaczyć co się z nami stało?
-Po to między innymi wyruszała paladynka i zaklinacz. By was znaleźć... lub wasze szczątki.- odparł ze spokojem w głosie Tarnus. Odparł bez żadnych uczuć.
Evelyn spojrzała na niego i dodała:
- Cóż ciekawego odkryłeś w tych papierkach iż są one ważniejsze od tego co my możemy przekazać?
-Słucham was... Chyba, że wpływ na umysły to jedyne co odkryłyście?- rycerz odparował słowną zaczepkę.
- Odkryłyśmy również świątynię z ciekawą zawartością. - odparła mu Evelyn, jego lakoniczność sprawiła, że sama również nie szafowała słowami.
-Mów dalej...- stwierdził Tarnus skinieniem dłoni poganiając ją do dalszego opowiadania.
- Nie przyzwyczajona jestem do gadania do czyichś pleców. - odrzekła mu na to czarnowłosa.

Tarnus spojrzał wprost na kobietę i wskazał dłonią krasnoluda.- A on już się nie liczy? Jego uwaga nie jest ważna?
- On jest dowódcą? On będzie decydował co i jak? - spytała go Evelyn. - Jak na razie to on nas uważa za pomocników umarlaków zamieszkujących to miasto i wpadł w panikę na samo nasze pojawienie się. Wydawało mi się, że ty nas nająłeś do pomocy. Czyżby już nie była potrzebna? To może wrócimy do domu, wszak dotarłeś tam gdzie chciałeś, a jak widzę do rozwiązania zagadki tego miejsca zbytnio nie jesteśmy potrzebni.
Rycerz splótł dłonie razem i rzekł chłodnym tonem głosu.- No i masz rację. Ja jestem tu dowódcą, to wy powinniście mówić mi co odkryliście... wszyscy. Także i ciebie dotyczy to Drogbarze. A nie na odwrót.
Spojrzał na kobiety.-Nie wspominając o niesubordynacji, jaka miała miejsce. Czy jest bowiem konkretny powód dla którego, przed zmierzchem nie wróciłyście do garnizonu.? Czy jest konkretny powód dla którego zwiad, który miał trwać kilka godzin nagle przeciągnął tak długo? Napadły was jakieś potwory wczoraj po południu, nie pozwalając wam wrócić ze zwiadu przed zmierzchem?
- Spotkałyśmy ciekawego kapłana. Z tego co zdążyłyśmy zauważyć raczej nie był nieumarły. Jednak nie sądzę by był nam pomocny, z tego co się o nim wywiedzieliśmy pomaga przeciwnej stronie. - rzekła Evelyn podchodząc do biurka i biorąc jeden z leżących na nim papierów aby się przyjrzeć z bliska co tak ciekawego czyta ich "dowódca".

Dokumenty, które leżały na biurku, musiały być notatkami tutejszego dowódcy twierdzy. Wspominały luźno o zbrodni, o dzieciach których niewinność pogwałcono. O bluźniercy w świątyni Ilmatera. O stosie... o zarazie.
- Ciebie czeka to samo... wieczna udręka i wieczne pohańbienie.”- usłyszała tuż przy uchu złowieszczy szept.
Evelyn wzdrygnęła się słysząc szept i rozejrzała wokoło.
- Co czeka? - wyrwało jej się na głos pytanie, zaś ona sama przyglądała się uważnie osobom znajdującym się w pomieszczeniu. "Kto z nich to powiedział?", przemknęło jej pytanie przez myśl. Zerknęła na Viltisa czy i on słyszał szept. Jednak nic na to w zachowaniu smoka nie wskazywało.
-Ja czekam.. na dalsze informacje na temat... tego kapłana.- mruknął w odpowiedzi dowódca.-Coś jeszcze udało się odkryć?
- Nie wiedziałam, że Waść jest "co", wydawało mi się, że bardziej "kto", ale cóż... z dowódcą się nie dyskutuje. Jak się odczłowiecza i uprzedmiotowuje to już nie moja sprawa. Tak więc spotkałyśmy go w świątyni zaraz po tym jak zabarykadowałyśmy wejście aby nie mogły do środka dostać się atakujące nas hordy zombiaków. Kapłan stał przy jednym z ołtarzy, na nasze pytania odpowiadał, choć widać było, że niezbyt chętnie i nie wszystko. Pokazał nam miejsce w którym rzekomo udało mu się przebywać by chronić się przed tymi co opanowali miasto. Zostawił nas przy jednym z ołtarzy sam zaś na moją prośbę, że chcę obejrzeć księgę, którą trzymał w garści wycofał się pospiesznie zostawiając nas same. Viltis udał się za nim potajemnie i wykrył jego konszachty z dziećmi, które mu rozkazywały i których wyraźnie on się obawia. Wszystko wskazuje na to, że pomaga temu co tutaj się panoszy. Wycofałyśmy się do podziemi, które znajdują się pod świątynią poprzez tajne przejście, które odkryłam i tam natknęliśmy się na dziwne stwory, które tam zamieszkują. Myślę, że one również mogą mieć wpływ na to co tutaj się dzieję. - relacjonowała Evelyn czasem szczegółowiej zagłębiając się w to co ich spotkało, czasem pobieżnie omawiając kolejne zdarzenia.
-Jesteście głodne? Zmęcz...- zanim dowódca dokończył wypowiedź, dotąd milcząca cały czas Lialda, upadła na ziemię zemdlona.
Rycerz zerwał się zza biurka i podszedł do dziewczyny biorąc na ramiona. -Myślę że wam mały odpoczynek dobrze zrobi.
- Yhmmmm... - mruknęła Evelyn zerkając z zaniepokojeniem na zemdloną Lialdę. Wydawało jej się że przespana noc powinna wrócić im siły a i śniadanie przecież zjadły, jednak pominęła te fakty milczeniem. Widać dziewczyna była bardziej wyczerpana od niej.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 10-01-2012 o 20:53.
Vantro jest offline