Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2012, 08:09   #224
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Wyspa, sierpień 251 roku



Endymion stracił przytomność dopiero wtedy, gdy był już pewien, że Dorin usłucha elfa i daruje życie dla zdrajcy. Finluin musiał wcześniej wytłumaczyć dlaczego postanowił oszczędzić życie tego, który okazał się być ich śmiertelnym wrogiem.

- Może powie w jaki sposób zdradził drugi raz krasnoluda. W Minas Tirith zanim go odbiłem, on był ostatnim, który go widział. – powiedział ze wzgardą Dorin wysłuchawszy elfa. – Teraz już wiadomo czemu. – Król mówił, że na dworze jest szpieg, no i proszę. Miał rację. – kopnął kamień i podskoczył na jednej nodze, gdy ból rannego uda przypomniał mu o sobie.

- I tak zawiśnie jak postawi nogę na lądzie. – wzruszył ramionami Strażnik Królewski. – O ile stąd się wydostaniemy. No właśnie. Mówiłeś, że wiesz jak to zrobić? Blefowałeś, czy masz plan? – zagadnął człowiek bawiąc się długim nożem, sprawdzając jego ostrość. – Musze wystrugać sobie kostur... – mruknął sam do siebie, kulejąc w tę i z powrotem. – Dorin był człowiekiem bardzo pobudliwym.

Finluin jak to miał w zwyczaju tylko kiwał głową, albo lekko się uśmiechał lub wzruszał ramionami, wtrącając jakieś mądre słowo, lecz kiedy Dorin ruszył do wyjścia, zostawił rannego, któremu na razie pomóc już nie mógł i pobiegł za strażnikiem.

- Poczekaj! Trzeba uważać na Umbardczyka! – powiedział dociskając rękę do boku.

Elf po starciu z Endymionem, również został ugodzony nożem w bok, lecz mimo, że nie była to rana zagrażająca życiu to, wiadomym było, że gwałtowne ruchy nie pomagały jej gojeniu.

Obaj ostrożnie wyjrzeli na zewnątrz. W ręku każdego błyszczało ostrze noża.










Salah siedział nieruchomo i zdawał się nawet oddychać jakoś tak niezauważalnie. Pojęcia nie miał jak się sprawy potoczą i co zrobi ten człowiek z Gondoru. Nagle orzeł wyciągnął swoją szyję a potem wstał i chwytając przerażonego człowieka potężną łapą wyskoczył z gniazda odbijając się z drugiej i po krótkim opadaniu trzepnął skrzydłami wzbijając się w powietrze. W głowie zakręciło się łysemu i prócz krzyku oraz oglądania co się z nim dzieje, nie mógł w zasadzie wiele zrobić. Bać się zaczął szczególnie, kiedy wielki orzeł zaczął lecieć prosto na skały pionowej skały urwiska. Zupełnie jakby chciał się z nią zderzyć. Kiedy otworzył oczy stwierdził, że ptak przytrzymał się na moment po to by go wypuścić. Więc tak miał zginąć? Roztrzaskany o skały i spłukany spienioną, powracającą falą? Kiedy wylądował po krótkim locie na skalnej półce zawieszonej wysoko nad morzem odetchnął z ulgą. Zanim przytulił się do ściany starając się nie zerkać na dół, orła już nie było nigdzie w zasięgu wzroku.

Miejsca w swoim położeniu miał niewiele. Skulony w kłębek mógł się położyć. Nic więcej. Jednak nie to było mu w głowie. Dokładnie rozejrzał się na wszystkie strony sprawdzając drogę ku krawędzi urwiska. Przed nim byłoby około sześćdziesięciu stóp wspinaczki i to dosyć ryzykownej dla niego, niezbyt przecież doświadczonego adepta tej sztuki. W dół była trzy lub cztery razy dłuższa droga, mimo że zdecydowanie łatwiejsza do przebycia to mniej uśmiechająca się. Pomimo głazów i olbrzymich fal jakie wściekle klepały o ściany klifu, nieco dalej, gdzie sterczały z wody szczątki wraku zatopionego okrętu, wytężając wzrok dojrzał pływające płetwy rekinów. Salah przetarł dłonią łyską czaszkę marszcząc czoło. Spojrzał jeszcze raz do góry, lecz utrudnione to było, gdyż słońce, które co prawda opadało z zenitu, wciąż było jeszcze wysoko i oślepiało promieniami człowieka. Kiedy jednak na chwile przykryło się białym, pierzastym obłokiem, złodziej dostrzegł kilkanaście stóp nad sobą i nieco po prawej stronie czarną dziurę wnęki z której sączyła się strużka wody. Musiał się wychylić stając na krawędzi skalnej półki i wspiąć na palce aby ją dostrzec wyraźniej, lecz po chwili nie miał wątpliwości. Nad nim była rozpadlina o wielkości niewysokiego człowieka i szeroka na cztery stopy, która mogła być grotą.










Cień przysłonił słońce kiedy elf z człowiekiem rozglądali się po zielonym stoku płaskowyżu. Nigdzie ni było widać Salaha, cień który zapoczątkował obok po chwili był również rezultatem zbliżającego się z dużą szybkością orła. Dorin odruchowo cofnął się do środka latarni, którego wejście było o tyle bezpieczne, że cokolwiek się zbliżało o tak wielkich rozmiarach nie miałby szans na dostanie się do środka ruiny inaczej jak powiększając sobie drzwi przez zburzenie kilkunastu metrów skalnych bloków.

Finluin powstrzymał strażnika ruchem uspokajającej, wzniesionej ręki, nie odrywając wzroku od ptaka.

Tamten wylądował nieopodal i złożywszy skrzydła przekrzywił głowę przyglądając się dla elfa.








 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline