Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2012, 20:08   #73
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Jasna dama księżyca pewnie jest siostrzycą,
Bo źrenice błyszczące oraz śnieżne lico,
Twarz słodka, zapatrzona w dale horyzontu,
Nagle Maura zjawiła się przed linią frontu.
Niczym wiśnie soczyste, takie są jej usta,
W ręku szabla turecka, zaś na głowie chusta,
Na ramieniu papuga, która wrzeszczy: Hura!
Żeglarskiego to rodu niewątpliwie córa,
Zaś krasnolud by przysiągł na brodę swej matki,
Iż spotkał w jej osobie ideał piratki.
Szabla idzie do boju w rytm wrzasków papugi,
Wnet jegr krzycząc dał tyły, po nim zaraz drugi,
Inny skoczył do boju, lecz już jest blokada,
Szczęk kling, szermierz szermierza, jak profesor bada,
Gdyż przeciwnik piratki, co zaatakował,
Był największym fechmistrzem od Wilna do Lwowa,
Dlatego właśnie sądził, że łatwo zwycięży,
Szpadą, co atakuje, niczym stado węży.
Ale zwinna dziewczyna, jak się nie wyśliźnie
Blokując szablą, potem kopiąc po słabiźnie,
Że jegr co był oberwał, zaczął wrzeszczeć biadać,
Uciekł na tyły, żeby sobie lód przykładać.

Tu leci orcza ręka, tam gdzieś fruwa głowa,
Do walki zaś zagrzewa muzyka bojowa.
Grają ostro skrzypeczki, smyk po strunach śmiga,
Pomiędzy walczącymi szybka niczym fryga
Przymyka z wielkim wdziękiem i gracją dziewczyna.
I wziąłbyś ją za Muzę, córkę Apollina,
Która tutaj przybyła ze szczytu Parnasu,
Albo za słodką driadę z litewskiego lasu,
Tak wiotka i tak smukła, lico tak urocze.
Właśnie trolla kopnęła prosto w jego krocze.
Ten zawył, Asmorinne nie przerwała grania
Przebiegła obok trolla, zgrabna niczym łania.
Tu się schyli, tam skoczy, a tam znowu kopnie,
Tu się schroni za drzewem, tam wejdzie na stopnie,
I ciągle wydobywa dźwięk pięknej muzyki.
Ma podbite gwoździami skórzane trzewiki,
Bez strachu i obawy wchodzi w gąszcze bitwy,
I nigdy nie myśleliby mieszkańcy Litwy,
Żeby walkę prowadzić w dziwny sposób taki
Łącząc z sobą muzykę i mocne kopniaki.

Ciepła woda i wanna wykonana z miedzi.
Och! Jakże się przyjemnie leży w niej i siedzi,
Jak miło spędzać tutaj wieczory i ranki
Myślała piękna Wenus, która z morskiej pianki
Wyłoniła się z morza na cypryjskiej wodzie
Albo MigdaelETher o Wenus urodzie,
Która właśnie się myła w soplicowskiej łaźni
Czując rozanielenie wewnątrz swojej jaźni.
Zaskoczona strzałami nagle się zerwała
Ukazując przed światem blask pięknego ciała,
Zaledwie się ręcznikiem owinąć zdążyła
Kiedy drzwi wywaliła, jakaś wroga siła.
W pierwszej chwili był przestrach na dziewczyny liczku,
Gdy orki wpadły krzycząc: Mamy cię króliczku!
Lecz gdy wzrokiem wodziła po każdym straszydle
Jeden, co chciał ja chwycić, śliznął się na mydle.
Jak cyrkowiec wirując zaliczył wywrotkę,
Dziewczyna zaś chwyciła do czyszczenia szczotkę,
Jak go po łbie nie walnie! Nosa nie połamie,
A potem nie przyłoży temu, co stał w bramie
I jeszcze kilku innym. Taka była wściekła,
Że przed jej straszną szczotka garść orków uciekła
Wiedząc, ze gdy zostaną, czeka je zagłada,
Lecz nagle usłyszała: Ręcznik ci opada!
Poprawiła go szybko. – Dzięki ci za radę –
Wyrzekła Merillowi, gdy wracał z obiadem,
Bo miał chłopak zwyczaje starego żołnierza,
Że wojak, kiedy syty, to lepiej uderza
I żeby przeciw jegrom dać większego czadu,
To pogonił do kuchni po porcje obiadu,
Lecz gdy wracał się zdziwił, że w łaźni w pobliżu
Bije się piękna panna prawie że w negliżu.

Dziewczyna się przebrała w łaźni za kotarą,
Merill zaś wyjął z pochwy swoją szablę starą,
Wywinął kilka młyńców, trolle atakuje,
Ruszył dziarsko do boju: Dam wam podli zbóje!
Trafił kilku od razu, wokół pustkę szerzy
I każdy o nim myślał: To kwiat wśród żołnierzy.
Obok zaś Hawkeye walczy. Siły ma jastrzębie,
Bo chłop jest krzepki w ręku oraz mocny w gębie,
Co kiedyś udowodnił, kiedy przez noc całą
Zwyciężył wśród strongmanów i popił gorzałą
W takiej liczbie i mocy, ze podziw był szczery,
Iż tego dokonują tylko bohatery..
I teraz też pokotem kładł orki na ziemię.
Temu dał prztyczka w nosa, tego pstryknął w ciemię.
Te prztyczki zaś, szturchnięcia takiej były mocy,
Że trafiony ork leciał, jak strzelony z procy.

Wśród ryzykownych rzeczy ta jest rzeczywiście:
Przeszkadzać przy tworzeniu każdemu artyście.
Bo kiedy się artyście taka chwila zdarzy,
Choćby był pięknych aktów i gołych pejzaży
Malarzem, albo twórcą płaskorzeźb na blatach
Trzeba szybko uciekać gdzieś na koniec świata.
Alathriel malowała na płótnie rabatki,
Kiedy wpadł troll i krzyknął: Co za brzydkie kwiatki!
Błysły w oczach dziewczyny wściekłości odmęty.
Wiedziała, ze ma wielkie w malarstwie talenty,
Rośliny były piękne, fiołki i pokrzywy.
Troll po prostu się nie znał oraz był złośliwy.
Najpierw go przykopała w okolice krocza,
Potem farba przysnęła niemalże po oczach.
Troll zaś, co pewnie myślał: Zaraz ją pochwycę!
Zoczył nagle przed sobą wściekłą tygrysicę,
Piękną i niebezpieczną, jak pędzlem wywija
I trzepie go co chwila: to tyłek, to szyja.
Pod gradem ciosów pędzla zwiał więc przestraszony
I nigdy już nie wrócił w Soplicowa strony.

Niedaleko spichlerzy nastąpiła era
Nad plutonem orkowym przewag Travellera.
Chłopak właśnie powrócił z prerii Ameryki,
Gdzie walki tomahawkiem uczył się techniki,
Który mu darowali Czejenów wodzowie.
Teraz tym tomahawkiem tłukł orki po głowie.
Machnął! Wokół powietrze zaświstało nagle,
Niczym wicher na morzu, co napędza żagle
Galeonów potężnych, zwiastując im burzę.
Błyszczy tomahawk w dole, błyszczy i na górze,
Z lewej, prawej, do przodu, Traveller szaleje,
Przestraszone zaś orki wrzasły: Co się dzieje?
Szczególnie, ze przy spichrzach ruszyła na boje
W hełm dziadkowy odziana i husarską zbroję,
Które szybko ubrała, gdy walkę zoczyła
Cnej urody dziewczyna. Piękna oraz miła
Sayane atakuje, ork się ostro ścieli,
Skry błysły jak komety spod jej karabeli.
A potem: Ognia! Ognia! Huczą bandolety.
Ork wyskoczył był z butów, zostawił skarpety
I uciekł widząc lufy z ogniem i ołowiem.
Orki nie wytrzymały, choć ich było mrowie.
Na próżno krzyczał kapral jegrom: Na pozycję!
Orki oręż rzucały, oraz amunicję,
By szybciej rejterować, uciekać na tyły,
Aż nagle bandolety znowu wypaliły
Dzielną ręką Sayane ostro celowały
I jak skrzypki w orkiestrze, tak tu kule grały.

A potem jeszcze Ryo wsparła się na szpadzie,
Już krwiste blaski słońca cień purpury kładzie
Na klindze, która nagle delikatną ręką,
Wzniosła się błyskiem gromu i opadła prędko,
Na jegra, który walcząc ze swą szerpentyną
Próbował był jej nabić na policzku limo.
Ale czy chłoptaś myślał, że choć odrobinę,
Będzie w stanie powstrzymać tą ekstra dziewczynę,
Co to i męstwo w piersi i dumnej postawy.
Widać ród, że szlachetny, w zacnej glorii sławy,
Bo tylko taki na świat mógł wydać dziewicę,
Co bez zmrużenia oka spojrzała w krócicę,
Prosto właśnie do lufy, która w nią mierzyła.
Jegr spust nacisnął chybko, lecz kula chybiła,
Ale szpada dziewczyny świsnęła za uchem,
Obcinając od kapsla tej krócicy lufę,
Zaś potem szerpentyne wytrącając z ręki.
Jegr myślał, że już zaraz weźmie go na męki
I żeby się ratować, niczym pełen trwogi
Zając, skoczył do tyłu, wrzeszcząc: Wszyscy w nogi!
Orki z samopałami, inne dzierżą miecze,
To oddziałów szturmowych najpierwsze zaplecze.
Wszyscy dobrze szkoleni, elitarna kadra,
Pełni woli zwycięstwa, gdy dojrzeli Adra.
Gościa, co to na Litwę przybył był z wieczora
W roli korespondenta „Playboy Monitora”.
Słyszał bowiem, że tutaj piękne są kobiety
I chciał je opisywać do swojej gazety.
Z niewiastami rzecz cała to była prawdziwa.
Adr uczuł, że mu nagle notatki wyrywa
Orka łapa potworna niszcząc jego pracę.
Adr się wkurzył niezmiernie. Trzasnął jegra w glacę.
Poczuł, ze gniew okrutnie silny w nim się wzbiera
Na tych, co nie szanują pracy reportera.
Tym bardziej, ze ork inny też nabrał ochoty
Ponasiewać się z niego: Piszesz pan głupoty
Dla gazety paryskiej, strasznego szmatławca.
Adr wkurzony do reszty zrobił zeń latawca.
Złapał go za ubranie, rzucił ponad domy,
Jegrzy się nań rzucili. Myślał, że zgubiony
Jest już prawie, gdy Liliel nagle się zjawiła,
W jej ręku zawarczała supergroźna piła.
Zawsze to lepiej w dwójkę prowadzić ataki.
I tak jak król Jagiełło, kiedy bił Krzyżaki,
Oraz Buffy, gdy dzielnie poskramia wampiry
Tak ostro Adr i Liliel dali orkom wciry.

Tymczasem na folwarku, tam gdzie wschodnia brama,
Jechały trzy karety. Każda kierowana
Przez stangreta sprawnego oraz zaprzężona
W cztery konie arabskie z wstążką na ogonach.
W karetach były damy oraz dżentelmeni,
Soplicowo nawiedzić jechali, spragnieni
Zabawy oraz tańca, też dobrej muzyki.
Tymczasem na folwarku słychać strzały, krzyki
I tam, gdzie urządzano przeważnie zabawy
Solinarius pochwycił kawał wielkiej ławy
I jak się nie zamachnie ... na prawo, na lewo.
I gdyby tam nie rosło jabłonkowe drzewo,
Które, gdy się zamachnął, powstrzymało ławę,
Wszystkie orki by pewnie poleciały w trawę
Rzucone do parteru owym silnym ciosem,
Który by z nich uczynił potrawkę z bigosem.
Lecz mimo, że zabrakło pełnego zamachu,
Część orków broń rzuciła uciekając w strachu,
Bowiem li mieli pecha, los czasem tak zdarza,
Że folwarku wkurzyli cnego gospodarza.

Lecz posiłki jegierskie nadeszły, niestety,
I wtedy nadjechały owe trzy karety.
Z pierwszej z nich wyskoczyła piękna, groźna Hija,
Róg swej sukni uniosła, wachlarzem wywija
Krzyknęła orkom głośno: Chłopcy, wam pokażę,
Co to zadzierać z Hiją oraz jej wachlarzem!
Bo wachlarz to był taki, jak w japońskich krajach
I książkach o walecznych, dzielnych samurajach,
Zrobiony z ozdobionej laką czystej stali,
Co jak kogoś przykosi, to pewnie z nóg zwali.
Machnęła i trafiła tuzin lub dziesięciu,
Żaden zaś nie potrafił ustać po tym cięciu.

Słodka niczym cukierek, albo dwa cukierki,
W bryczesach oraz z kwiatkiem z lewej butonierki,
Jej ostrogi błysnęły czystym srebra blaskiem
I niczym błyskawica, która wali z trzaskiem
Prosto w kurek na szczycie pałacowej wieży,
Gdy burza, jak Wyrwidąb, mocą swą uderzy
I pędzi przez powietrze, w swej niezwykłej sile
Tak Karmelek wjechała na siwej kobyle
Przed ganek na podwórze dostrzegając bitwę:
Pomieszane oddziały: jegrów oraz Litwę.
Przeto postanowiła wspomóc swych rodaków
Tak jak to król Jagiełło, kiedyś bił Krzyżaków.
Przystanęła chwilunię, podumała: Po co
Mam tłuc się jakimś złomem, skoro mogę procą?
Zeskoczyła w mig z siodła, stanęła przy wozie
Jako nimfa w klasycznie erotycznej pozie.
Ach wyglądała słodko i prawdziwie pięknie,
Niczymże kwiat łąkowy seksownie ponętnie.
Przeskoczyła furmankę, wyciągnęła procę
I już w smukłych jej palcach karmelek trzepocze.
Nasadziła go szybko. Och, jak wystrzeliła!
Trafiając tym karmelkiem orka powaliła.
Za nim zaś kolejnego i czy ktoś uwierzy?
Nim chwilka nie minęła, pluton orków leży.
Orki przestraszone zaś, krzyk podniosły wielki:
- Ratujcie! Atakują strzelane karmelki.
Zrejterowały potem uciekając zdrowo
Ścigane nieustannie bronią karmelkową.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 18-10-2013 o 23:04.
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem