Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2012, 20:11   #75
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Obok młyna dziewczyna przystanęła młoda,
Gdzie kumkają ropuchy oraz pluszcze woda
Swą siłą obracając kół młyńskich łopatki,
Tam Efcia planowała obserwować kwiatki,
Zwłaszcza lilie, co piękną kraszą rzekę bielą
I z hiacyntem piękności tam koronę dzielą.
Wtem przy niej się pojawił, orczy kapral wielki
Ubrany w szarawary i czerwone szelki,
Z klatą wielką jak góra, bicepsem jak skała,
W lewej ręce pistolet, w prawej jakaś pała,
W czapkę z daszkiem i szpicem modrą wystrojony,
Na daszku zaś jegierskie kaprala pagony.
Widząc Efcię przystanął, próbował się skupić
Myśląc czy wychędożyć, czy też ukatrupić?
Chociaż czyniąc to drugie to by była szkoda,
Bo to zgrabna sylwetka i świetna uroda.
- No, mała – tak zagadał. – Popatrz jakem jary.
To rzekłszy zrzucił szelki i zdjął szarawary,
Lecz zanim jeszcze zdążył rozebrać bieliznę
To dziewczyna kopnęła go prosto w słabiznę.
Zaklął cieniutkim głosem, zwalił się i leży
Jednak za nim przybyło dwunastu żołnierzy.
Widząc, że im dziewczyna skopała kaprala,
Pierwszy jegr się uśmiechnął: Pójdziesz ze mną, lala.
Bagnet ku niej skierował i wyciągnął szablę.
- Cóż mam robić? – Myślała, aż tu wtedy nagle
Dziwny świst z nieba spłynął. Spojrzeli do góry.
Ujrzeli wiedźminowy cień Zapatashury,
Który spadł na ofiary z nieba niczym sokół,
Po dachu młyna przeszedł i wlazł na ostrokół
Można przy tym powiedzieć bez żadnej przesady
Niczymże ptak drapieżny runął z palisady
Na jegrów, którzy Efcię otoczyli wkoło.
Próbowała się bronić. Nie było wesoło,
Bo tuzin na jednego, zwłaszcza na dziewczynę
To za duża przewaga chyba odrobinę,
Zapatashura jednak sieknął raz i drugi,
Powietrze nagle cięły stali zimnej smugi.
Obecni tam na miejscu orkowi wojacy
Nie wrócili już więcej do jegierskiej pracy.
Orki leżą, a oni już do przodu lecą,
Zapatashura szybszy, wziął małe co nieco.
Niczym Kubuś Puchatek wstrzyknął sobie w żyłę
Wywar, który wiedźminom zawsze daje siłę.
Biegnąc z Efcią pospołu przez folwark i pole
Położyli kolejne orki czy też trolle.

Lecz wkrótce nadciągnęła fala orków nowa.
Otoczyli Kitsune, gdyby nie Krakova
Rapier jak żądło szybki i jak żądło groźny,
Który wokół roztaczał strachu zapach mroźny,
Byłoby bardzo cienko, lecz razem skoczyli
I kilka orków z przodu na ziemię zwalili.
Potem się wycofali pod ścianę obory.
Widząc, że wrogów idzie na nich tłumek spory
Już się przyszykowali drogo sprzedać skóry.
Krakov pod nosem nucił sobie marsz ponury,
Kitsune także włączył się w owo śpiewanie,
Kiedy tuż obok z boku zjawiły się panie:
Helian oraz Almena, obydwie pod bronią,
Dzierżąc tarcze, co każdą pierś mężną osłonią,
Hełm na głowie, a tułów chroni pancerz srogi,
Do tego zaś spódniczka, pod nią gołe nogi.
I wszystko wyglądało, jak w antycznych czasach,
Gdy Amazonek plemię chadzało po lasach.
Mógłbyś przysiąc spojrzawszy na obie dziewczyny,
Że stamtąd to przybyły właśnie w odwiedziny.
Tajemnicą to pewnie zawsze już zostanie
Skąd ów oręż pradawny wzięły obie panie,
Ważniejsze jednak to jest, że jak go użyły,
To żaden orczy wojak nie dawał im siły.

Wtem trolle uderzyły z gaju obok młyna
Idzie grupa jegierska niczymże lawina.
Naprzeciwko tej ciżby stanęła samotnie,
Urodziwa dziewczyna patrząc w wrogów sotnie,
Które idą do szturmu pewne swej przewagi.
Ach, ileż woli trzeba i ile odwagi,
Żeby wytrwać tam w miejscu z miną niewzruszoną?
Patrząc jak nieprzyjaciół się przybliża grono.
Pomiędzy starym młynem, a główną stodołą
Asenat dała odpór, bije jegrów wkoło.
Ostro topór pracuje, bije miecz i laga,
Dzielną ręką dzierżone, gdy w sercu odwaga.
Lecz mimo tego męstwa nic nie będzie z tego
Kiedy wrogów jest kupa, ze stu na jednego.
I choć Asenat walczy, jak może się sroży,
A co troll do niej dojdzie, kijem go położy
Waląc niczym z armaty, albo i z rakiety.
Lecz trolle prą do przodu. Już onej kobiety
Odważnej oraz pięknej, jak lwica walczącej
Nie widać w grupie jegrów, w przód postępującej.

Asenat, choć przykryta jegierskim potokiem,
Jeszcze walczy. Wzruszona dziewczyny widokiem
Ku pomocy pobiegła specjalna drużyna
Na jej czele Almena, boska heroina
Z włócznią niczym Atena i piersiach w zbroicy
Z oczu taki animusz, jak blask błyskawicy,
Bije na przeciwników i wroga powala.
Na niej się zatrzymała nieprzyjaciół fala.
Ubrany w srebrnozłotą zbroję szmelcowaną
Z Almeną dzielnie stawał sam rycerz Fabiano,
Przy nim Blacker z koncerzem, Hollyorc za pasem
Trzyma nóż oraz długą pochwę z kordelasem.
I jak je chwyci w ręce, jak zawinie młyńca
Rozciąłby trolla, orka, a nawet odyńca.
Jeszcze Faurin ze szpadą, Vireless z toporem
Niczym skała z granitu. - O! Tym jegrom gore!
A trolle się rzuciły na nich bez wytchnienia,
Pod stopami ich butów zatrzęsła się ziemia.
Lecz sotnia jegrów biegnie, i klinem naciera,
Gdy topór Virelessa i koncerz Blackera
Wkoło zawirowały ze szpadą Faurina
Ściana ostrzy szybuje, w krąg się trolli wcina,
A potem niby ścina zboże żniwiarz kosą,
Część padła, a część zwiała, gdzie oczy poniosą.
Mijikai białowłosy o licu z popieli
Rzucił się na dwóch jegrów, kiedy właśnie chcieli
Almenie wsadzić z boku widły, czy ciupagę
I trzeciego, co w ręku dzierżył wielką lagę.
Dopadł prawie pierwszego, dziabnął go szabelką
Lecz musiał się uchylić przed tym z pałą wielką.
I gdy w jego już sercu wygasła nadzieja,
Że obroni Almenę, usłyszał Szarleja,
Który z dwoma sierpami, gałązką jemioły,
Właśnie wkroczył do walki. Sokół nad sokoły!
Wkurzony był na jegrów, bo owe gagadki
Szturmując Soplicowo, podeptali kwiatki
Na pięknej leśnej łące w okresie ochrony.
Tego im nie darował, walczył jak szalony.
A przy nich istne cuda wyczyniała kosa
Trzymana w silnym ręku przez Toma Atosa,
Którego ojciec walczył pod Racławicami
Toteż syna nauczył, jak walczyć kosami.
Teraz zaś jak nie dziabnie, jak nie przetnie pały,
Aż troll olbrzymi zrobił się ze strachu mały.
I wtedy by swej wagi nie odzyskał czasem
Tom Atos go przycisnął i zdusił obcasem,
A Mijikai i Szarlej - jego towarzyszy
Niczym kot, który zręcznie łapie w izbie myszy.

Także z dzidą skoczyła i pięknym uśmiechem,
Którego urok jasny odbijał się echem
Wśród kwiatów i ogrodów, od bratka do róży,
Świeży jak brzask poranka po sztormowej burzy
Hellian z zacną fantazją i piękną posturą.
Już Hellian atakuje! Już są nasi górą!
Już dzida gromi wroga, już klaskają ręce,
A Hellian w półpancerzu i kusej sukience
Zwija się jak z ogniska iskiereczki zwinne,
Tuż przy niej ze skrzypkami swymi Asmorinne.
W swych bucikach, z muzyką, piękna baletnica
Chociaż od marszu trolli drżała kalenica
Skoczyła w gąszcz do bitwy, w jegierskie oddziały
I w tym tłumie, chaosie, wciąż jej skrzypki grały.
Gdy pomiędzy trollami dostać się zdołała
Do Asenat, która tam, była jeszcze cała.
I razem się zaczęły bronić jak należy
Asmorinne, Asenat, kwiat żeńskiej młodzieży.

Almena oraz Hellian spojrzały na siebie
Ruszyły do ataku dziewczynom w potrzebie.
Za nimi z animuszem całe zgrupowanie
Jak skoczyło do boju, dało trollom lanie.

Tymczasem Eleanor z Sekala pomocą
Zgrupowała pododdział za złotą karocą,
Którą do Soplicowa wprzódy przyjechała.
Przy niej Obce z Zahirem w krwi orkowej cała,
Suarlik, która wyszła z ganka obok domu,
Gdzie właśnie świętowała zdobycie dyplomu.
A było co świętować, bowiem właśnie wprzódzi
I w Polsce i na Litwie i we sławnej Żmudzi
Na starych akademiach były Ewy córki,
W takiej oto ilości, jak w Bangkoku Turki
Jak kwiat niespotykany, przez mężczyzn ceniony,
Którzy mądrej szukają oraz pięknej żony.
I kiedy właśnie była z ganku wyskoczyła
To na jegrów kaprala nagle natrafiła,
Co celując dwururką, palec miał na spuście,
Ale widząc dziewczynę, pragnął ją po biuście
Szmyrgnąć. Flintę odrzucił, jakby była złomem
I wtedy od Suarlik zarobił dyplomem.
A dyplom był oprawion w drewno hebanowe,
Jak trzasnęła nim orka, to ów stracił głowę.

Obok Martha urocza o przepięknych włosach,
Stała obok Falkona i Toma Atosa,
W jednym ręku łuk dzierży, obok stoi dzida
I powiedziałbyś: Oto sama Artemida,
Co zstąpiła na Litwę ze szczytów Parnasu
W zieleń skąpo odziana, jak władczyni lasu.
O bystrym oku, celnym oraz pewnej dłoni,
Nad nią jastrząb pikuje, swoją panią chroni.
Obok oko Falkona na nią także zerka.
Znajoma to zapewne, alboli partnerka.

Obok ork! Skok i wypad. Falkon go usiecze.
I na nic samopały i jegierskie miecze
Na nic siły przeważne, na nic halabardy,
Gdy naprzeciw im stanął Falkon, chłop tak twardy,
Że jakby mu przywalić choćby i z armaty,
To pocisk by się odbił z falkonowej klaty.
Judeau dołączył także do drużyny
I skoczył przy kimś jeszcze na jegierskie syny.
Ostro mieczem wywinął, przy nim Obce włada
Zahirem. Już ubiła jegierskiego gada.
Ktoś krzyczy, krew wtryskuje, spada dzielne ramię,
Nowy oddział jegierski, same ostre dranie,
Na sumieniu mające wioski popalone,
Mężczyzn wielu zabitych, a dziewki zgwałcone.

Tom Atos oraz reszta już pędzi do przodu.
Orki chwilę stanęły, potem dały chodu.
Łuk Marthy, Zahir Obce, Suarlik z dyplomem,
Tak rażą niby burza, co uderza gromem,
Judeau i Falkon, trup się gęsto ścieli
Wreszcie orki dość miały owej karuzeli,
Zwłaszcza, że Eleanor wraz z Sekalem z boku
Skoczyli na nich z flanki i już walczą w tłoku,
I wśród jegrów już widać większe zamieszanie,
Ten pada, ten ucieka, ten zaś dostał lanie.
Wreszcie pękła kolumna orkowych żołnierzy,
Gdy drużyna natarła, i jak nie uderzy
Na tych, co się obronić jeszcze próbowali.
Ci tylko, co uciekli, pozostali cali.

Ciemny oraz ponury niczym noc gradowa,
Co wraz z burzą zasnuwa niebo Soplicowa
Czasem grzmiąc, czasem bijąc tysiącznymi gromy,
Tak wszedł Irrlicht do bitwy. Dwa żelazne łomy
W rękach swych jako oręż orkobójczy trzyma.
W źrenicach błyskawice, w twarzy mroźna zima,
Która kąsa niebacznych tysięcznymi ciosy,
Aż przerażonym orkom podniosły się włosy,
Serca z chłodu zadrżały, mróz spiął ich w kolanach,
A co chwilę ork nowy padał cały w ranach.
Po ciosach nieustannych zimnego oręża.
- Irrlicht idzie do boju! Irrlicht znów zwycięża –
Krzyk się podniósł wśród orków. Troll jakiś ze strachu
Niczym struś afrykański schował głowę w piachu.
Dlatego też miast w głowę, Irrlicht pac go w tyłek.
Pofrunął troll walnięty niczym kwiatu pyłek
Uniesiony z ogrodu emira Dubaju,
Poleciał troll przez morze aż do Paragwaju.
Irrlicht ciemny niby noc, obok niego słońce,
Co zwykle w nieboskłonie stąpa wędrujące,
Albo też swą urodą w podobieństwo słonka,
Tak to obok walczyła Hellian Amazonka.
Włócznia, tarcza i mężna dłoń dzielnie pracują,
Do tego gołe nóżki. Orki się wpatrują,
W nie cmokając z uznaniem i strzelając z bata,
- Za takimi to można iść na koniec świata. –
Lecz nóżki, nagie uda, to część tej taktyki,
Która świetne przyniosła dziewczynie wyniki.
Bo gdy który tak patrząc trochę się wychylił,
To dostawał od Hellian po głowie w tej chwili.
A Hellian popatrzyła na ostrze oręża
I pomyślała nagle: Chciałabym do męża,
Do słodkich chwil spędzonych w rąk jego objęciach.
Tymczasem sierżant orków wzniósł szablę do cięcia,
Licząc na to, że Hellian nieco zamyślona
I chciał ją rozciąć na pół, od głowy do łona.
Lecz te nogi! Te nogi! Patrzy, spuścił szablę,
A wtedy Hellian dała mu po głowie nagle,
Uświadomiła sobie bowiem to dziewczyna,
Że kończy szybciej człowiek, co szybciej zaczyna
I chcąc powrócić prędzej w swe ojczyste strony,
Gdzie pewnie mąż już dawno wypatruje żony,
Musi zaatakować z całej swojej mocy,
Kolejny ork poleciał, jak strzelony z procy.
Obok ruszyła Midnight, wyciąga pazury,
Tak ostre, że mogłaby kroić nimi mury,
Które nagle z paznokci jej się utworzyły,
Ze strachu orcze serca, w piersiach ich zawyły,
Bo widząc wampirellę straszną oraz piękną,
To poczuli, ze nagle kolana im miękną
I wzrok na sobie zimny niczym lodu sople.
Na ustach jeszcze miała krwi czerwonej krople,
Zmysłowo oblizała językiem swe wargi,
Skoczyła, zamachnęła, ork umarł bez skargi,
Bo nie zdążył nic szepnąć, kiedy go przecięła
Ostrymi pazurami, krew tylko bryznęła,
Zaraz potem następny poszedł też do piachu,
Zaś reszta uciekała kuląc się ze strachu.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 11-01-2012 o 20:53.
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem